Kariera Williama Onyeabora stanęła w miejscu 29 lat temu. Wtedy to obdarzony gigantyczną posturą artysta, postrach rodzimego miasteczka Enugu położonego w zniszczonej niedawną wojną wschodniej części Nigerii, odnalazł Boga i wyrzekł się swojej grzesznej muzyki. Jezus powołał go do siebie chwilę po tym, gdy Onyeabor po raz kolejny wstrząsnął nigeryjskimi listami przebojów, umieszczając na nich swój największy przebój, pochodzące z ósmego albumu „When is Going Smooth and Good”. Był to niezaprzeczalny hit lata 1985 i jeden z najpopularniejszych kawałków w historii nigeryjskiego popu.
Popularność jednak zupełnie go nie interesowała. Choć do zaraźliwej melodii tańczyły miliony Nigeryjczyków, czterdziestoletni muzyk, filmowiec, finansista, prawnik, być może nawet i gangster, zamieszany w ciemne układy z Rosjanami, zamknął się w swoim odludnym pałacu na krańcach miasteczka i odmówił jakichkolwiek dalszych kontaktów ze światem muzycznym. Tak zakończyła się historia, której początki sięgają 1977 roku i płyty „Crashes in Love”, ścieżki dźwiękowej do filmu o tym samym tytule, który najprawdopodobniej nigdy nie powstał. To właśnie na tym albumie, wydanym za własne pieniądze, wytłoczonym we własnej tłoczni, nagranym we własnym studio Onyeabor po raz pierwszy zaatakował słuchaczy świdrującym dźwiękiem organów mooga i obietnicą, że chce opowiedzieć o czymś, czego odbiorcy nigdy już nie zapomną. Spełnia ją w ciągu 31 minut.
Nikt wcześniej nie słyszał takiej muzyki. Obstawiony całą baterią syntezatorów i prymitywnych sekwencerów Onyeabor odleciał w kompletnie osobny region kosmosu, gdzie reggae i highlife (tradycyjna dla tych regionów Afryki muzyka popularna, inspirowana jazzem i latynoskimi rytmami) przenikały się z funkowymi rytmami, harmonie à la Beach Boys wokalne oplatały się wokół zaprogramowanych prostych rytmów, a rolę odpowiedzi w call and response przejmował sztucznie wytwarzany pogłos. Zawodzący męski głos ściga się ze skrzeczącym saksofonem, wygłaszając podszyte lękiem przed apokalipsą kazania lub śpiewając o ziemskiej miłości, wspierany dzielnie przez żeńskie i męskie chórki. Cała płyta roi się od dziwacznych pomysłów. Brzmi tak, jakby muzyk dopiero zapoznawał się z możliwościami sprzętu i znalazłszy jakiś ciekawy efekt, podążał za nim tak długo, aż mu się znudzi albo znajdzie coś ciekawszego. Pozostaje jednak przy tym doskonale spójna. Dominuje nad nią upodobanie do prostych, tanecznych struktur rytmicznych i wkradający się w najdziwniejsze miejsca kwasowy dźwięk moogów.
W tym czasie Nigeria słucha highlife i juju (muzyki ludów Yoruba, granej na coraz popularniejszych instrumentach z Zachodu), tańczy do „Zombie” Feli Kutiego, wyrażając protest przeciwko konfliktom, targającym całym krajem. Nikt nie był gotowy na monotonne rytmy i fale klawiszowych arpeggiów (akordów granych na pojedynczych dźwiękach), przetykanych świdrującymi solówkami. Być może w Europie, gdzie trzy lata wcześniej czwórka Niemców z Dusseldorfu również otoczyła się maszynami z kosmosu i zabrała słuchaczy w podróż Autobahnem Onyeabor mógłby liczyć na większe zrozumienie. Na sukces w ojczyźnie musiał jednak sobie jeszcze solidnie zapracować.
Przełom przyszedł wraz z drugim albumem – „Atomic Bomb” – opublikowanym w rok po debiucie. Przepustką do kariery okazał się utwór zatytułowany „Better Change Your Mind”, w którym wysoki głos Onyeabora wygraża największym ówczesnym mocarstwom, zapowiadając ogólnoświatową duchową rewolucję. Dubowe pogłosy, funkujący bas, grający w kółko ten sam motyw, niepokojące trzeszczenie talerzy i klawisze brzmiące jak w najbardziej transowych utworach The Wailers zahipnotyzowały tysiące odbiorców, którzy po raz pierwszy usłyszeli o tajemniczym muzyku z prowincjonalnego Enugu. Choć sam artysta nigdy nie występował na żywo, nie pojawiał się w mediach, w żaden sposób nie promował nagrywanych w swoim wydawnictwie płyt, nigeryjscy didżeje radiowi zapewnili mu odpowiedni rozgłos, prowokując wielu ludzi do pytania o to, skąd się wziął William Onyeabor.
Wszystkie próby dociekań prowadziły donikąd. Znane było tylko miejsce jego pochodzenia i twarz, którą pokazał na okładce „Atomic Bomb”, otoczoną przez kilka studyjnych mikrofonów. Nie wiedziano, jak udało mu się zgromadzić tak imponujący ekwipunek na kontynencie, gdzie syntezatory i klawisze nie należały do najpopularniejszych instrumentów. Krążyły na jego temat najdziksze plotki. Według niektórych studiował reżyserię w Moskwie lub prawo na Oksfordzie. Pomawiano go też o bycie radzieckim agentem (ponoć to Rosjanie mieli zafundować mu kupno sprzętu). Pojawiały się również przypuszczenia, że odkrył fascynację syntezatorami podczas pobytu na studiach w którymś ze wschodnioeuropejskich krajów komunistycznych. Nikt niczego nie wiedział na pewno. Trudno było nawet ustalić, kto pomagał mu w nagrywaniu albumów i jakimi kanałami płyty docierały do radiostacji. Mieszkańcy Enugu wypowiadali się na jego temat niechętnie i zwykle z lekkim przestrachem, choć kilka lat później zaoferowali mu ponoć tytuł Najwyższego Wodza. Niezmienne pozostawało tylko jedno: co roku nowy album, aż do momentu, gdy przywołał go ku sobie Bóg.
Każda z ośmiu płyt nagranych pomiędzy 1977 a 1985 rokiem utwierdzała w przekonaniu, że Onyeabor jest zjawiskiem osobnym, nie tylko na nigeryjskim rynku muzycznym, jednak świat Zachodu dowiedział się o jego istnieniu dopiero w 2001 roku, gdy „Better Change Your Mind” pojawiło się na encyklopedycznym składaku „Nigeria 70’ - The Definitive Story of 1970's Funky Lagos”, wywołując zachwyt wśród DJ-ów i producentów alternatywnej muzyki tanecznej. Futurystyczne klawisze Onyeabora powróciły na parkiety, nikt jednak nie wznawiał jego płyt, a kolejne perełki z jego dorobku trzeba było wyławiać pośród winyli na pchlich targach całego świata. Trzeba było dopiero Davida Byrne’a i jego wytwórni Luaka Bop, specjalizującej się we wznowieniach zapomnianych lub zupełnie nierozpoznanych w swoim czasie klasyków tropikalnej psychodelii. Luaka Bop przypomniała światu o brazylijskich Os Mutantes. Przywróciła pamięć o genialnym Shuggiem Otisie, legendzie undergroundowego soulu z lat 70. Stoczyła też prawie dziesięcioletnią batalię o możliwość opublikowania choćby tylko wyboru nagrań Tima Maii – brazylijskiego wokalisty i gangstera, członka szalonego religijnego kultu. W końcu szefostwo wytwórni natrafiło na pierwsze wzmianki o Onyeaborze i rozpoczęło starania o wznowienia jego największych przebojów.
William Onyeabor „Who Is William Onyeabor?”,
Luaka Bop 2013Jak łatwo się domyślić, unikający od 18 lat kontaktu ze światem artysta nie był zachwycony tym pomysłem. Opowieść o prawie trzyletnich negocjacjach z muzykiem to epos sam w sobie. W cały proces zaangażowano nigeryjskich didżejów i jednego z najbardziej znanych nigeryjskich pisarzy Chinuę Achebe. Historia starań o wznowienie muzyki Onyeabora została częściowo opowiedziana w półgodzinnym filmie dokumentalnym „Fantastic Man”, częściowo zaś w wywiadach. Ich główną treścią jest zresztą niemożność nawiązania jakiegokolwiek porozumienia z Onyeaborem. Nakłaniany do rozmowy z Chinuą Achebe, który miał opisać jego historię na potrzeby wkładki do płyty, twierdził uparcie, że rozmawiał będzie jedynie o Jezusie. Nie dał się również namówić do wystąpienia w poświęconym mu filmie ani w żadnym z promocyjnych klipów, zaplanowanych przez wytwórnię. Mimo wieloletnich starań, stan naszej wiedzy o Onyeaborze jest dokładnie taki sam jak w 1977 roku – zerowy. Tym razem jednak udało mu się odnieść międzynarodowy sukces.
W 2013 roku „The Times” umieścił składankę pod rozpaczliwym tytułem „Who is William Onyeabor?” wśród dziesięciu najlepszych płyt roku, oceniając go wyżej niż najnowszy album M.I.A., wokalistki ze Sri Lanki podążającej podobną ścieżką muzycznego eklektyzmu, tanecznych rytmów i ideologicznego przekazu. Rozpoczęła się druga fala popularności nigeryjskiego artysty, tym razem już całkowicie bez jego udziału. Płyta spotkała się ze świetnym przyjęciem wśród krytyków i publiczności. Doprowadziło to do stworzenia pod auspicjami Luka Bop projektu Atomic Bomb Band, w skład którego weszli tacy muzycy i wokaliści jak Byrne, Damon Albarn, Money Mark z Beastie Boys, Ghostpoet czy lider Hot Chip – Alexis Taylor. Kilka wspólnych koncertów pokazało, że muzyka Onyeabora, mimo upływu 37 lat od nagrania debiutanckiego albumu, nie straciła nic ze swojej dziwności, zaraźliwości i umiejętności zaskakiwania najprostszymi rozwiązaniami. Muzycy tworzący Atomic Bomb Band weszli w końcu do studia nagraniowego, skąd wyszli z albumem coverów i remixów, zatytułowanym „What?!”, opublikowanym z okazji tegorocznego Record Store Day.
Wykorzystując instrumenty odtworzone specjalnie na ich potrzeby w laboratoriach Mooga, muzycy przywracają apokaliptyczne nigeryjskie disco światu. Pokazują jednocześnie olbrzymi potencjał, jaki krył się w tej ignorowanej całkowicie poza Afryką muzyce. Odnajdują w niej wątki, charakterystyczne dla nowych i zimnych fal całego świata. Doszukują się pierwocin transowego techno. Podkreślają ambientowość pejzaży, kreowanych za pomocą klawiszy, przede wszystkim jednak udaje im się oddać ciepło i pozytywność muzyki Onyeabora. Chociaż co chwilę wróży on koniec świata, chociaż jego opowieści o miłości nasiąknięte są tęsknotą i nostalgią, to muzyka – proste rytmy i wzbudzające momentalny uśmiech banalne melodyjki – natychmiast podpowiada, co powinniśmy robić w sytuacjach smutku i przygnębienia: nacisnąć play i tańczyć.