Jedna z najważniejszych myśli ukrytych w „Tutaj” Richarda McGuire’a jest taka, że tutaj jest zawsze tam, gdzie obserwator, który nadaje sens miejscu, zdarzeniom i upływowi czasu. Tutaj powstaje wtedy, gdy spoglądamy na pierwszą planszę i zaczynamy się wpatrywać w róg pokoju, umieszczony dokładnie pośrodku, przed naszymi oczami. Tutaj z obojętnością traktuje naszą obecność, jest też obojętne wobec tego, co się w nim wydarza, po prostu trwa dopóty, dopóki nie odłożymy go z powrotem na półkę, zastanawiając się przy tym intensywnie, czego właśnie doświadczyliśmy
„Tutaj” to oczywiście komiks, który spełnia wszystkie definicyjne założenia gatunku: zawiera sekwencje powiązanych ze sobą ilustracji oraz słowa, bohaterów i potencjalne fabuły. Ale opowieść McGuire’a jest czymś więcej – doświadczeniem, które z braku lepszych określeń można by nazwać podróżą w czasie bez ruszania się z miejsca. W kategoriach czasu obiektywnego, mierzalnego za pomocą zegarków, lektura „Tutaj” zajmuje niecałą godzinę, zakładając, że zawieszamy się na dłuższą chwilę nad każdą planszą, by podziwiać jej piękno i spryt. Ale w ciągu tych sześćdziesięciu minut przyjdzie nam doświadczyć całkowitej subiektywności czasu, ponieważ w „Tutaj” chwile istnieją jednocześnie, wszystko wydarza się równolegle, a wydarzenia z przeszłości znajdują swoje echa i rymy w latach późniejszych.
Taki zabieg jest możliwy tylko w komiksie. Wykorzystując jedną z najważniejszych cech tego medium, jaką jest oddanie odbiorcy kontroli nad czasem opowieści (to my, nasze spojrzenie, wypełniamy przestrzenie między kadrami, nadając im tempo i budując następstwo czasowe zdarzeń), McGuire tworzy historię pewnego miejsca w New Jersey. Pokazuje, że każda przestrzeń jest palimpsestem, trwającą od zarania dziejów wielowarstwową narracją, na której kolejne zdarzenia i kolejne pokolenia pozostawiają swoje ślady. W układzie chronologicznym jego opowieść sięga od najgłębszej prehistorii, kiedy Ziemia była żółtoczerwoną mieszaniną lawy i ognia, po odległą przyszłość, gdy na miejscu domu, którego losy przychodzi nam śledzić, powstaje muzeum pokazujące życie XX- i XXI-wiecznych Amerykanów. Ale nie poznajemy tej historii w układzie chronologicznym. Choć zaczynamy w 1957 roku (będącym też rokiem narodzin autora „Tutaj”), już kilka plansz dalej możemy wylądować 3500 lat p.n.e., obserwując jednocześnie, co działo się tutaj w XVII wieku.
Richard McGuire, „Tutaj”. Wydawnictwo Komiksowe, 154 strony, w księgarniach od 20 grudnia 2015Każda epoka ma swoje kolory, bohaterów, w każdej pojawiają się dominujące wątki, ale to od czytelnika zależy, którą ścieżką czasu podąży: czy zainteresuje się historią Indian, do których należała ta ziemia, nim u progu XX wieku wybudowano na niej okazały dom, czy skupi się na losach kobiety pojawiającej się na pierwszej planszy komiksu, czy też zechce poznać losy starszej pary, która mieszkała tutaj w latach 80. ubiegłego stulecia. McGuire wszystkie te elementy traktuje jednakowo, żaden z nich nie staje się głównym tematem. Przeplatają się one na planszach komiksu jak jazzowe improwizacje: kilka doskonałych solówek, spiętych w monumentalną całość za pomocą mistrzowskiego aranżu w czasie i przestrzeni. Tym, co je łączy, poza miejscem wydarzeń i wzrokiem obserwatora, są subtelne echa, powtórki i odbicia. Wątki z jednego tematu znajdują swoje dopełnienia w historiach toczących się tysiąc lat wcześniej lub pół wieku później.
Choć komiks to medium wizualne, w „Tutaj” słychać wyraźnie muzyczną wrażliwość autora, który – poza tworzeniem nowatorskich dzieł graficznych, budowaniem zabawek i ilustrowaniem okładek „New Yorkera” – zajmuje się również grą na basie w grupie Liquid Liquid i jest autorem jednej z najczęściej samplowanych linii basu w dziejach muzyki. W „Tutaj” funkcję basowego, rytmicznego kręgosłupa pełni miejsce, w którym rozgrywa się opowieść, a partie instrumentów to poszczególne historie splatające się ze sobą na planszach.
Pomimo całkowicie nowatorskiego podejścia do kwestii czasu w komiksie oraz roli czytelnika w tym medium, McGuire stworzył dzieło, które czyta się z naturalną łatwością. Można go doświadczać, nie mając żadnych wstępnych kompetencji – poza poczuciem istnienia w czasie. Rozwijając pomysł z 1989 roku, kiedy opublikował pierwszą, zaledwie kilkustronicową wersję „Tutaj” (zaprezentowaną po polsku w 46. numerze Ha!artu), autor inspirował się nowoczesnym (wtedy) interfejsem systemu operacyjnego Microsoftu, w którym po raz pierwszy wykorzystano okienka. To one podsunęły mu myśl, by zaprezentować wszystkie wydarzenia symultanicznie, umieścić różne perspektywy czasowe na jednej planszy i pozwolić, by to czytelnik decydował, którą opowieść uruchomi swoim spojrzeniem. Nie mógł się zapewne spodziewać, że zaledwie ćwierć wieku później, dzięki gwałtownemu rozwojowi multimediów i technik cyfrowych, wszyscy będziemy musieli się zmagać ze zjawiskiem nazwanym przez Douglasa Rushkoffa „szokiem teraźniejszości” – wrażeniem, że wszystko: przyszłość, przeszłość i teraźniejszość – dzieje się jednocześnie.
„Tutaj”, zwłaszcza jego pierwotna, czarno-biała wersja, to dzieło prekursorskie, nie tylko jako komiks, ale również jako zapowiadające nową epokę ćwiczenie w sposobach pojmowania czasu. Dziś, gdy dysponujemy technikami, które pozwalają cofnąć się w czasie i zobaczyć różne miejsca takimi, jakimi były przed wiekami (symulacje, rekonstrukcje, wirtualne muzea), nie mamy najmniejszego problemu z wejściem w opowieść, w której czas nie płynie w linii prostej, ale krąży po mniejszych lub większych pętlach.
Patrząc na pełnowymiarowe „Tutaj”, w którym pierwotny pomysł znalazł swoje rozwinięcie na ponad 150 mistrzowskich planszach, trudno otrząsnąć się z wrażenia obcowania ze skończonym arcydziełem. Mimo eksperymentalnego charakteru formalnego, „Tutaj” jest pełne ciepła, nostalgii i wzruszeń, z wielką subtelnością porusza tematy najważniejsze, umieszcza we właściwej perspektywie naturalne rytmy narodzin i śmierci, stwarzania i niszczenia.
Co równie istotne, zachwyca doskonałymi rysunkami, które śmiało mogłyby funkcjonować jako samodzielne obrazy (i czasem funkcjonują: premierze oryginalnego wydania towarzyszyła wystawa oryginalnych prac w jednej z największych nowojorskich bibliotek). Miłośnicy współczesnego malarstwa zauważą bez wątpienia olbrzymie pokrewieństwo łączące McGuire’a z Edwardem Hopperem: tę samą wrażliwość na światło i kolor, dyktującą nastrój każdej sceny, to samo upodobanie do podglądania najdrobniejszych, zupełnie nieważnych momentów codzienności. Ale to tylko jedna z wielu warstw odniesień kryjących się w ilustracjach „Tutaj”. Posługując się grafiką wektorową, podkręconymi w programie graficznym akwarelami, rysunkami ze zdjęć i paletą kolorów idealnie oddających nastrój danej epoki, McGuire tworzy dzieło niezwykle zróżnicowane stylistycznie, w którym im bliżej teraźniejszości, tym rysunki stają się coraz bardziej realistyczne, skonkretyzowane – tak jak i nasza wiedza oraz wspomnienia o tych czasach.
Cena polskiego wydania „Tutaj” nie należy do najniższych. Ale otrzymujemy za to rzecz wyjątkową: opakowany w eleganckie pudełko zbiór wszystkich plansz, składających się na opowieść, którą możemy sami dowolnie poukładać. To zupełnie odmienne doznanie od czytania „Tutaj” w formie regularnej książki, w której pewien układ jest narzucony arbitralnie przez samego McGuire’a. W tej wersji, podobnie jak w niewydanym po polsku, interaktywnym e-booku (wykorzystującym między innymi krótkie pętle plików GIF), rola czytelnika-obserwatora jest jeszcze większa, ponieważ to on podejmuje właściwie wszystkie decyzje na temat tempa, kierunku i charakteru tej opowieści. W efekcie otrzymujemy nieskończoną liczbę historii, wrażeń i powiązań między nimi – cały mechanizm tworzenia opowieści, którym można bawić się przez lata, nie ruszając się z tutaj.