Geometria zdrady

Geometria zdrady

Kazimierz Rajnerowicz

Graficzne „Nietoty” są nie tylko rozliczeniem z historią, ale wręcz jej analizą na poziomie bezosobowym i symboliczno-abstrakcyjnym. Woynarowski przenosi problem zdrady w wymiar geometryczny

Jeszcze 2 minuty czytania

Według informacji zamieszczonej na stronie tytułowej czerwonej książeczki wchodzącej w skład projektu „Nietoty” Radia Kraków mamy do czynienia z „komiksem Kuby Woynarowskiego do słuchowiska w reżyserii Jana Klaty”. Nie jest to do końca prawda – Woynarowski odpowiedzialny jest za całą identyfikację wizualną przedsięwzięcia, jakim było słuchowisko „Nietoty” i tak zwany „komiks” przyjmuje tu rolę wizualnego suplementu, czy też dosyć swobodnej interpretacji graficznej, która nie spełnia jednak kryteriów formalnych komiksu. Nie jest też publikacją „do” słuchowiska, a jego adaptacją. Wyjątkowo niesamodzielną – nie da się jej przeglądać podczas słuchania, raczej nie da się jej też przeglądać bez znajomości „dzieła właściwego” Majewskiego i Klaty. Jest to nieco rozczarowujące, ponieważ założeniem wydawnictwa zdawało się być to, że komiksu i płyty będzie można doświadczać synchronicznie, tymczasem jest to gorsze niż śledzenie skróconego libretta w nieoryginalnym języku podczas słuchania opery. Okazuje się, że ani to komiks, ani „do słuchowiska”. Jest więc trochę jak to słynne radzieckie urządzenie do świecenia w d…

„Nietoty”, scenariusz: Sebastian Majewski, Jakub
Woynarowski, rysunek: Jakub Woynarowski.

Wydawnictwo Radio Kraków, w księgarniach od października 2014
Gdyby potraktować fabułę słuchowiska „Nietoty” w sposób bardzo dosłowny i uproszczony, otrzymujemy coś na kształt przedśmiertno-pośmiertnych majaczeń powieszonego za zdradę Witalisa Wiedera, agenta niemieckiego wywiadu zaangażowanego w akcję germanizacyjną Podhala. Narrator „wisi na haku powieszony za żebro” i pomimo swego dosyć kłopotliwego położenia (trochę jak bohater „Nic śmiesznego” leżący w kostnicy) prowadzi rozważania na temat swojego życia oraz dialogi ze zjawą Lenina na temat historii XX wieku w rytm dyskotekowych hitów z lat 80. Fabuła rozgrywa się tak naprawdę w sferze metafizycznej i nie obowiązują tu żadne reguły dotyczące czasu, miejsca, logiki i tym podobnych zabobonów realizmu. Naturalnie bohaterowie wiedzą, że są postaciami literackimi i czasami możemy nawet zauważyć obecność autora właściwego, który jak sufler podpowiada im kwestie, ale w paru momentach mimowolnie ujawnia się, gdy mówi coś pod nosem sam do siebie, a postacie zdają się to bezmyślnie powtarzać. Ze względu na mocno eksperymentalny charakter słuchowiska, jest to materiał trudny do przedstawienia poprzez inne środki wyrazu – narysować (czy opowiedzieć) „Nietoty” to trochę tak jakby próbować zatańczyć Joyce’a.

Kod komunikacyjny, jaki oferuje Woynarowski jest reklamowany jako „fascynujący język współczesnych hieroglifów, gdzie zaciera się granica pomiędzy tekstem a obrazem” i jest to określenie bardzo adekwatne – można się pokusić o dodanie, że słuchowisko jest Kamieniem z Rosetty potrzebnym do tego, żeby te hieroglify odszyfrować. Paradoksalnie okazuje się, że poprzez dźwięk można wyrazić więcej, precyzyjniej i w sposób bardziej naturalny. Wizualna narracja Woynarowskiego jest natomiast monumentalną łamigłówką, w której obrazy nie mają klarować tego, co się dzieje, lecz poprzez rytm powtórzeń i wariacji wprowadzać czytelnika w coś na kształt transu.

Wróćmy jednak na moment do zastrzeżeń formalnych związanych z „Nietotami”. Kiedy spytamy miłośników komiksów o to, kiedy tak właściwie pojawiły się pierwsze komiksy, to powiedzą, że już na średniowiecznych obrazach pojawiły się dymki (czy też raczej wstęgi z cytatami wychodzące z ust świętych), że już w starożytnym Egipcie mieliśmy paski komiksowe, a tak w ogóle historyjki obrazkowe odnajdziemy już w czasach malarstwa naskalnego. Jeśli trafi nam się jakiś mądrala, to zacznie się jednak wykłócać, że to trochę nie tak, i że te starodawne „komiksy” to pic na wodę, bo komiks właściwy, w formie, jaką znamy dzisiaj, musi być medium kompletnym i autonomicznym, a nie jedynie ilustracją towarzyszącą osobnej narracji. Cykl ilustracji to jeszcze nie komiks i to dlatego (a nie ze względu na brak charakterystycznych dymków) komiksami nie są też przygody Koziołka Matołka. Woynarowski i jego „eksperymentalne komiksy” są trochę jak wykształcony muzyk grający awangardowy jazz, który tytułuje swoją twórczość rockiem, żeby być bardziej cool.

Czym są „Nietoty”, jeśli nie komiksem? Z pewnością bliżej im do postmodernistycznej parodii czytanki dla dzieci, instrukcji obsługi, elementarza, kolekcji rebusów bez rozwiązania czy może przegiętej dizajnersko księgi znaku z historycznym wątkiem narracyjnym (oczywiście znakiem tym jest swastyka i jej warianty). Woynarowski, wykładowca Pracowni Rysunku Narracyjnego krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, przyszły laureat Paszportu Polityki w dziedzinie sztuk wizualnych, zdecydowanie jest w swoim żywiole i nawet trochę się popisuje. Nie stykamy się z estetyką komiksu, lecz estetyką diagramu, infografiki oraz interfejsu aplikacji. Nie jest to powieść graficzna, która środkami wizualnymi tworzy iluzję rzeczywistości, lecz nowelka składająca się tylko i wyłączenie ze słów i znaków/symboli. Jedynym przedstawieniem konkretnego przedmiotu w komiksie są „Organy” Władysława Hasiora (ubelisk), jednak również one wyglądają jak uproszczony rysunek techniczny przedstawiający ich rzut boczny.

Odstąpienie od realistycznych przedstawień w historyjce obrazkowej zdaje się wiernie oddawać duch słuchowiska. Tu również mamy do czynienia z głosem dobywającym się nie wiadomo skąd i nie wiadomo do kogo skierowanym. Się słucha, bo „się” mówi – „się”, a nie „ktoś”. Niby jest Witalis Wieder, ale to osobnik, który na jedynej fotografii, jaką udało się mu zrobić, jest odwrócony plecami, patron wszystkiego i wszystkich, uniwersalna figura kolaboranta i zdrajcy, na których popyt zdaje się być tak samo duży jak na zbawicieli. To antymesjasz wiszący na świerku pośród innych zdrajców, którego wizerunek objęty jest taką samą ochroną jak podobizna Mahometa. I z tym właśnie Woynarowski próbuje się zmierzyć – graficzne „Nietoty” są nie tylko rozliczeniem z historią, ale wręcz jej analizą na poziomie bezosobowym i symboliczno-abstrakcyjnym. Tematem jest zdrada, a nie konkretne zdarzenie czy konkretne postacie. Woynarowski przenosi problem zdrady w wymiar geometryczny. Wspaniale prezentuje się już okładkowy motyw parzenicy zaczerpnięty z góralskiego wzornictwa, który przekształcony został w emblemat jakby żywcem wyjęty z mistyczno-okultystyczno-pragermańskiej „identyfikacji wizualnej” esesmanów.

Jak już wspominałem, „Nietoty” to takie trochę „Przygody Koziołka Matałka”, tylko że zamiast Koziołka Matołka przygody ma, nazywając rzeczy po imieniu, gadająca swastyka. Jakby tego było mało, gada ona głównie z wolną elektroną oderwaną od łańcucha dezoksyrybonukleinowego oraz ze wspomnianym już Włodzimierzem Iljiczem (kumpel dopytywał mnie, „o czym jest ten komiks” i zrazu nabrałem powietrza, żeby zabrać się za wyjaśnienia, ale ostatecznie stwierdziłem, że jednak nie mam śmiałości). Mówiąc bardziej serio, to właśnie w nazistowskiej ikonografii Woynarowski doszukuje się teorii spiskowych i próbuje badać granice, do jakich znak tego typu może być modyfikowany – skąd się bierze potencjał zdrady. Jest to samo w sobie dosyć fascynujące. Niemcy zaadaptowali wszak symbol swastyki dla własnych potrzeb, wykorzystując jego powszechność i uniwersalność. Tak zwany „krzyżyk niespodziany”, czyli góralska swastyka, jest powszechnym motywem w tradycyjnym zdobnictwie Podhala i występuje chociażby na Kamieniu Karłowicza, w Muranowcu, nad wejściem do Muzeum Tatrzańskiego czy w umundurowaniu Strzelców Podhalańskich, wszystko naturalnie jeszcze przed zmonopolizowaniem symbolu przez nazistów. Z tego typu intrygujących zbieżności Woynarowski buduje swoje wizualne narracje, które czasami wyglądają jak rozgrywka Tetrisa na papierze. Symbole są rozczłonkowywane, dopasowywane, ujednolicane i ma to swój hipnotyczny rytm. Czasami zestawienia te są mocno prowokacyjne (chociażby swastyki układające się w struktury podobne do kodów QR) i upiornie dowcipne. Niektóre momenty w niczym nie ustępują polotem zabawom dźwiękowym z oryginalnego słuchowiska, w którym przykładowo w najmniej spodziewanym momencie słyszymy piosenkę Pet Shop Boys „Opportunities (Let’s Make Lots of Money)”.

Z pewnością nie każdemu tego typu ezoteryczne igraszki graficzne wydadzą się interesujące, jednak już materiał wyjściowy był tworem specyficznym (samemu Klacie zresztą trochę jakby słów zabrakło i stwierdził tylko, że komiks jest „niesłychanie niebywały”). „Nietoty” prezentują bardzo schludną i konsekwentną myśl projektową, która prawdopodobnie zbyt mocno dominuje nad samą opowieścią, jednak Woynarowski zdecydowanie wyszedł obronną ręką. Ta osobliwa pozycja z pewnością jest warta uwagi, jednak nieco szkoda, że nie jest to książka, którą można wertować podczas słuchania dołączonej płyty CD. Pozostaje dziwnie wciągające błąkanie się w labiryncie ze swastyk.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.