Jon Rafman i jego wirtualne podróże
jonrafman.com

Jon Rafman i jego wirtualne podróże

Kazimierz Rajnerowicz

Jeśli porównamy internet do wysypiska śmieci, to Jon Rafman jest artystą przebranym za włóczęgę, który cierpliwie je przegląda i wybiera najciekawsze znaleziska

Jeszcze 3 minuty czytania

Jon Rafman, rocznik 1981, jest Kanadyjczykiem i modelowym przykładem „artysty internetowego”. Nie chodzi tu bynajmniej o wykorzystywanie sieci jako platformy interakcji z publicznością (choć rzeczywiście, jego prace są dostępne oficjalnie online). Dla Rafmana internet jest czymś znacznie ważniejszym – materiałem, w którym i z którego tworzy. Samo określenie „artysta”, tudzież „twórca”, również może się niektórym wydać kontrowersyjne – Rafman przeważnie jedynie zbiera i kompiluje materiały zdobyte podczas wędrówek po cyberprzestrzeni. Uzasadnia to powszechną dostępnością gotowych materiałów bogatych we własny, ukryty ładunek znaczeniowy, który współczesny artysta musi jedynie odkryć i wydobyć. Najbardziej przewrotny jest jednak tryb, w którym relacjonuje owe podróże. Penetrując (często bardzo obskurne) zakamarki sieci, nie przyjmuje postawy turysty czy reportera, lecz kogoś w rodzaju archeologa-poety, który odkrywa artefakty zapomnianej cywilizacji i snuje o niej przepełnione nostalgią i romantyzmem fantazje, dopowiadając własną narrację do odnalezionych obiektów.

Jon Rafman w MSN

Spotkanie z Jonem Rafmanem odbędzie się 1 października 2014 o 18:00 w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Jego prace będzie można obejrzeć podczas wystawy „Ustawienia prywatności. Sztuka po Internecie” (25.09.2014 – 06.01.2015).

Początkowo interesował się literaturą i kinem, lecz cyfrowa rewolucja i nowe media skierowały jego uwagę w stronę grafiki komputerowej, gier wideo i internetowych aplikacji. Fascynował go sposób, w jaki środki reprezentują i opowiadają nową, postdigitalną rzeczywistość. Dla Rafmana ich rola nie ograniczała się jednak jedynie do odwzorowywania świata realnego, ale polegała również na tworzeniu nowych, autonomicznych przestrzeni, w których funkcjonuje współczesny człowiek.

W jego twórczości powracającym wątkiem jest to, w jaki sposób rzeczywistość i świat wirtualny przenikają się z sobą – na jakich poziomach się łączą, a na jakich pozostają w konflikcie. Jego projekty, takie jak „Paint FX” czy „New Age Demanded”, ostentacyjnie podkreślają swoją przynależność do cyfrowego świata. W drugim z tych projektów rzeźby Rafmana zestawione są ze swoimi dwuwymiarowymi odpowiednikami, co służy podkreśleniu ich inwazyjnego (wobec realnego świata) charakteru. Popiersia i ich reprodukcje/rendery wykonane są w estetyce trójwymiarowego glitchu (swoją drogą tak ostatnio modnego), wykorzystującej komputerową usterkę, błąd lub niezamierzony efekt działania programu jako środek wyrazu artystycznego – jednoznacznie sugeruje to, że nie są naturalnym elementem naszej przestrzeni.

„Dripman Stingel”, „Crushed_Stingel” i „Twombly” – wybrane prace z projektu „New Age Demanded”

Jako ciekawostkę można przytoczyć fakt, że prace Jona Rafmana miały okazję pojawić się w nowym remake’u „Robocopa” jako dekoracje w gabinecie głównej postaci negatywnej (gdyż jak wiadomo sztuką nowoczesną interesują się jedynie zwyrodnialcy).

Równolegle artysta zanurza się w światach wirtualnych takich jak „Second Life”, jednak celowo wciela się w rolę intruza, by badać reakcje pozostałych uczestników symulacji. Awatarem Rafmana stał się Kool-Aid Man, czyli popularna maskotka amerykańskiego napoju – antropomorficzny dzbanek z reklamy, słynny z iście spektakularnych entrée. Można uznać eskapady Kool-Aid Mana za wyrafinowaną formę trollingu. Postać przemierza wirtualny świat, który ją odrzuca. Samo wtargnięcie Kool-Aid Mana niszczy wewnętrzną integralność narracji toczących się w „Second Life” – bez względu na to czy jest to scenariuszu RPG elfów i magów toczących pojedynek ze smokami, czy igraszki członków subkultury furries, używających tej internetowej aplikacji do realizowania swoich fantazji seksualnych. Powstaje dysonans porównywalny do orgii sadomasochistów, na której pojawiłby się znienacka pracownik Disneylandu w stroju Kaczora Donalda, usiadł na kanapie i bez słowa przyglądał się praktykom, którym oddają się uczestnicy. Jego obecność staje się nie tyle zabawna, co upiorna. Ponieważ nie przestrzega panujących w pomieszczeniu zasad (aktywny udział, odpowiedni strój i akcesoria), zostaje wyproszony pomimo swojej pozornej bierności i sympatyczności, która niestety nie współgra z konwencją zabawy i przeszkadza zgromadzonemu towarzystwu.

Figura Kool-Aid Mana w wielu sytuacjach staje się podglądaczem. Rafman jest przypadkowym świadkiem intymnych i egzotycznych rytuałów odprawianych przez internetowe plemiona i pieczołowicie gromadzi materiały badawcze. Wirtualny świat „Second Life” interesuje go głównie dlatego, że podlega ciągłej oddolnej renegocjacji i sprzyja wytwarzaniu się niezależnych społeczności posiadających własne obyczaje, a nawet kulturę.

Kool-Aid Man podgląda kopulujące monstra (kadr z „Kool-Aid Man in Second Life”)

Najbardziej znanym przedsięwzięciem artystycznym Jona Rafmana jest „9-Eyes” – kolekcja fotografii z aplikacji Google Street View. Rafman jest tu nie tyle autorem zdjęć, co ich odkrywcą. Podobnie jak w przypadku pozostałych projektów, motorem napędowym jest tu potrzeba eksploracji. Warto zwrócić uwagę na to, że artysta internetowy, modelowo uosabiany przez Rafmana, jawi się nam przede wszystkim jako szperacz i kłusownik – nie tworzy, lecz przy pomocy Google'a i innych technologii nawiguje przez bezmiar obrazów i informacji, by dotrzeć do najbardziej niezbadanych zakątków internetu. Następnie prezentuje swoje znaleziska w stanie surowym lub tworzy z nich mozaikowe opowieści.

Google Street View to idealne miejsce dla tego typu poszukiwań, ponieważ jest to największa baza zdjęć, których nikt nie oglądał (nie posiadają nawet konwencjonalnie rozumianego autora). Samochód Google robiący sferyczne zdjęcia swoimi dziewięcioma obiektywami (stąd nazwa 9-Eyes, chociaż obecnie liczba ta została zwiększona) jest porównywany przez Rafmana do dziewięciookiego, mitycznego bóstwa, które wszystko widzi, jednak nie przywiązuje do niczego wagi – to wszechwidzący, lecz bezosobowy i pasywny bóg-obserwator. Rzeczy istotne i nieistotne fotografowane są przez niego z taką samą bezwzględnością i pieczołowitością. Rafman działa tu jak filtr, który przywraca fotografowanym sytuacjom ich ludzki wymiar.

„9-Eyes”

Rafman w początkowej fazie „9-Eyes” (projekt wciąż jest uaktualniany) miał w zwyczaju chaotycznie przemierzać losowo wybrane lokacje – w kilkunastogodzinnych sesjach, wspomagany napojami energetycznymi. Obecnie jego proces twórczy jest bardziej usystematyzowany i polega na selektywnym sprawdzaniu najnowszych miejsc, w których Google Street View zbierało lub uzupełniało materiały. Dzięki temu zdjęcia są świeże i niepoddane cenzurze. Nawet pracownicy Google nie są bowiem w stanie całkowicie kontrolować publikowanych treści. Rafman dodaje, że są to zdjęcia dziewicze, uśpione, często nigdy nieoglądane przez ludzkie oko. Dopiero obecność obserwatora zmienia je w fotografię i dopełnia cykl. Rafman dokonuje tu swoistej inicjacji, w wyniku której staje się autorem finalnego produktu. Często są to obrazy prezentujące surowy obraz ulic — zdjęcia, które naruszają cudzą intymność, lub takie, których żywemu fotografowi zrobić nie wypada albo nie wolno. Ale właśnie ten swoisty brak intencji ze strony aparatów Google i ich brak zainteresowania przemierzającymi ulice ludźmi (jak wiemy z „Małego księcia”, dla twórców map są oni zbyt efemeryczni) usprawiedliwiają obserwatora, który szuka w zdjęciach Google Street View prawdy, piękna, poezji i narracji.

Kadr z „You, the World and I”

Temat quasi-kartograficznej nostalgii, pamięci, tęsknoty i miłości w czasach Google Maps najlepiej wyrażony został w projekcie „You, the World and I”. W tym krótkometrażowym filmie Rafmana (zmontowanym ze znalezionych w sieci materiałów), narratorem jest mężczyzna owładnięty obsesją znalezienia zdjęcia swojej utraconej kochanki przy pomocy Google Street View. Najbardziej kuszącą implikacją współczesnych technologii, niewypowiedzianą obietnicą cyfrowej rewolucji, miało być przecież to, że teraźniejszość będzie mogła być okiełznana, utrwalona, powielona i zarchiwizowana, dzięki czemu wszystkie ważne momenty i wydarzenia będą w zasięgu ręki i pod kontrolą. Pamięć w asyście technologii. Cyfrowe aparaty miały służyć do permanentnego przywłaszczania sobie osób i zdarzeń. Tymczasem, pomimo wszechobecności aparatów, kamer i łatwości transmisji i archiwizacji danych, rzeczywistość wciąż przecieka ludziom przez palce. Każda chwila zastępowana jest kolejną, obarczoną coraz większą ilością nowych informacji i obrazów.

Najnowsze projekty Rafmana, „Still Life (Betamale)” i „Mainsqueeze”, eksploatują estetykę imageboardów takich jak 4chan. Screeny z gier wideo i syntetyczny, cyberpunkowy monolog wymieszane są w nich z japońskimi ilustracjami pornograficznymi (hentai), amatorskimi filmami furries, na których poprzebierani za zwierzęta członkowie tej subkultury oddają się swoim wysoce wyspecjalizowanym fetyszom (bondage, dmuchane piłki i bagna, by wymienić tylko niektóre), a także zdjęciami otaku i ich ekosystemu (przysłowiowa piwnica rodziców).

Kadr ze „Still Life”

Pomimo „erotycznego” charakteru poszczególnych materiałów wykorzystanych w tych filmach, Rafmanowi udaje się stworzyć dzieła, które przede wszystkim wywołują dyskomfort. Sekwencje obrazów migoczących w rytm elektronicznej muzyki w „Still Life” wprowadzają widza w rodzaj hipnotycznego transu, w którym odraza miesza się z fascynacją. Często powtarzanym przez niego mottem jest zresztą to, że fantazje i koszmary oddziela bardzo cienka granica. 4chan i inne miejsca, które w zamyśle mają służyć swobodnemu wyrażaniu myśli i wymianie materiałów (bo użytkownicy rozmawiają również o modzie, polityce, literaturze i pomagają sobie nawzajem w rozwiązywaniu zadań domowych z fizyki), z bastionów wolności przeistaczają się w „pierwotny obraz (ludzkiej) wyobraźni” („the original sight of the imagination”). 4chan jest jak pęknięcie w murze ochronnym oddzielającym cywilizowany, oficjalny internet reprezentowany przez Google od „barbarzyńskiego” darknetu znajdującego się poza jakąkolwiek formą kontroli czy cenzury. Tak samo jak obiektywy samochodu Google przemierzającego ulice rejestrują wszystko w stanie surowym, tak serwis 4chan dla Rafmana staje się autentycznym odzwierciedleniem podświadomości rodzaju ludzkiego i drzemiących w niej upiorów. Technologia staje się lustrem, w którym odbijają się wszystkie te aspekty świata zewnętrznego oraz świata wewnętrznego, które wolelibyśmy przemilczeć lub zmarginalizować. Jednocześnie wypełniona perwersyjnymi żądzami istota zagubiona w niekończącym się labiryncie hiperłączy budzi nasze współczucie.

Przeciętny użytkownik serwisu 4chan.org (kadr ze „Still Life”)

Jeśli porównamy internet do wysypiska śmieci, to Jon Rafman jest artystą przebranym za włóczęgę, który cierpliwie je przegląda i wybiera najciekawsze znaleziska, by zmontować z nich oryginalne instalacje wystawiane w najpopularniejszych galeriach świata. Jego wirtualne podróże wydobywają ukryte znaczenia z materiałów tworzonych przez użytkowników sieci i tkwiący w nich potencjał narracyjny, który doskonale wyraża ducha czasów postinternetowych.

Cykl tekstów dotyczących kultury cyfrowej powstaje we współpracy z Centrum Kompetencji ds. Digitalizacji Narodowego Instytutu Audiowizualnego.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.