GOLASY:  Krótka historia pływania na golasa
ZeBadger / Flickr Attribution-NonCommercial 2.0 Generic

GOLASY:
Krótka historia pływania na golasa

Kazimierz Rajnerowicz

Woda stwarza dla nagości najbardziej naturalny kontekst, jednak dodatkowym czynnikiem jest ideologiczny duch danej epoki

Jeszcze 4 minuty czytania

Kiedy w filmie bohaterka (albo bohater, ale nie oszukujmy się – głównie bohaterka) zrzuca z siebie ubranie, by zażyć kąpieli au naturel, możemy być pewni, że lada moment zjedzą ją rekiny, piranie, kałamarnice, barakudy lub kanibale. Najlepsze, co ją może czekać, to seks z metroseksualnym wampirem (i ciąża godna dziecka Rosemary) lub nurkowanie do białego rana z Rogerem Moore'em i szukanie jego zegarka (przez tę cholerną papugę). Nie wiadomo co gorsze. Dlaczego popkultura wybrała sobie właśnie nagą kobietę w wodzie jako ofiarę idealną, na którą wciąż czyhają nieprzyjemności? Komu wolno, a komu nie wolno pływać bez stroju kąpielowego i dlaczego najlepiej pływa się na golasa w cudzym basenie?

Golas, jak każda forma życia, wywodzi się z wody. Nudyzm, przynajmniej według jednej z tradycji nazewniczych, ma w przeciwieństwie do naturyzmu charakter sytuacyjny – nie musi wcale być afirmacją ideologii czy stylem życia. Możemy określić mianem nudyzmu każdy – wynikający zarówno z konwencji, jak i kaprysu – przypadek przeniknięcia nagości do sfery publicznej. Każdemu może się więc przytrafić sytuacja nudystyczna, zwłaszcza w tych przestrzeniach, w których granice świata publicznego i prywatnego ulegają zatarciu. Właśnie pierwiastek wodny najlepiej służy do zlewania ich ze sobą, gdyż ciało w wodzie jest jednocześnie odkryte i zakryte — obnażone, ale zanurzone.

Woda stwarza dla nagości najbardziej naturalny kontekst, jednak dodatkowym czynnikiem jest oczywiście ideologiczny duch danej epoki. Chociaż zabrzmi to jak humor z zeszytów szkolnych, ludzie starożytni pływali nago, ponieważ nie posiadali kostiumów kąpielowych. Brak ubrań, które w odpowiedni sposób przylegałyby do ciała, sprawiał, że pływanie w odzieniu było nie tylko niepraktyczne, ale również niebezpieczne. Nagość jako taka nie stanowiła tu problemu, ponieważ nagi Grek z czasów przed narodzeniem Chrystusa rozumiał ją w nieco inny sposób. Na przykład w przypadku mężczyzn w określonych sytuacjach za w pełni akceptowaną formę okrycia mógł służyć rzemyk zawiązany na końcu penisa – chronił przed przypadkowym obsunięciem się napletka, bo gdyby tak się stało, to byłby wstyd i powód do śmiechu dla zgromadzonego towarzystwa. Dlatego Grecy mieli z Żydów ubaw po pachy. Dlatego też nagość Priapa śmieszyła i gorszyła, ale nagość podobizny Heraklesa na wazie już nie. Tym bardziej nagość pływaków (a także rybaków i żeglarzy) była powszechnie akceptowana. O łaźniach nie wspominając.

Wrzucanie setek lat tradycji i różnych kultur do jednego worka zmusza nas do oczywistych uproszczeń, jednak w szeroko rozumianej cywilizacji antycznej istniał cały szereg kontekstów legitymizujących publiczną nagość (chociażby sport), których próżno szukać w wielu kolejnych stuleciach. A powszechność nudyzmu – często bardzo pragmatycznego – sprawiała, że rzadko kto bywał w swojej nagości odosobniony. Warunkiem wstąpienia do łaźni było pozostawienie odzienia w apodyterium – nagość antyczna nie była po prostu nagością, ale współnagością.

John William Waterhouse, „Hylas i nimfy” (1896)

 Osobną kwestię stanowiła nagość kobiet, jednak i tutaj było miejsce dla odstępstw. Interesujące jest to, że już sama kobieta w wodzie jest istotą na wpół fantastyczną – mamy przecież w mitologii oraz przekazach ludowych nimfy, najady i rusałki występujące w licznych odmianach regionalnych. Nie muszą to być wcale syreny ani harpie, w przypadku których kobiece ciało posiada cechy zwierzęce, ale zwykłe/niezwykłe „wodne panny”, które fascynują samą swoją wodną naturą oraz wynikającą z niej cielesną dekontekstualizacją (człowiek nie jest istotą wodną). To właśnie Grek Archimedes powiedział, że ciało zanurzone w wodzie traci na wulgarności dokładnie tyle, ile waży wyparta przez to ciało ciecz, czy jakoś tak. Kobieta w wodzie stawała się istotą niejednoznaczną, wzbudzającą zainteresowanie (niekoniecznie ściśle seksualne), ale również niepokój. Choć Pliniusz zalecał, by kobiety, tak samo jak mężczyźni, pływały nago, pozostawiając jedynie perły na szyi. Wydaje się to mało rozsądne, ponieważ nagi człowiek w biżuterii jest nagi podwójnie – jego nagość jest zintensyfikowana poprzez akcesoria. Rzymska dekadencja.

Ilustracja z francuskiego manuskryptu „L'Epistre d'Othea” (druga połowa XV wieku)

Pewna katechetka na pytanie dziecka, czy Pan Jezus robił siku, miała odpowiedzieć, że tak, ale tylko wtedy, kiedy musiał. Wygląda na to, że w okresie średniowiecza ludzie również byli nadzy tylko wtedy, kiedy musieli. Nagość była grzeszna, groteskowa lub komiczna – brakuje w tej epoce neutralnego podejścia do nagości, lub takiego, które służyłoby celebracji ciała, zmysłów i piękna. Zatarciu uległ antyczny system wartości, który pozwalał na rozkodowywanie rzeczywistości poprzez dyskurs harmonii i porządku, gdyż monopol miał tym razem porządek boski. Spontanicznie pojawiają się motywy zaczerpnięte z mocno pokiereszowanego dziedzictwa antycznego — na ilustracji powyżej późnośredniowieczny iluminowany manuskrypt przedstawiający scenę z „Metamorfoz” Owidiusza, w której Latona spotyka kąpiących się chłopów. Lada moment zostaną przemienieni w żaby.

Frederik de Moucheron, „Pejzaż z kąpiącymi się i kozą” (druga połowa XVII wieku)

Ponieważ nagość ma w istocie charakter społeczny (nie ma nagości bez osób, które mogłyby ją zaobserwować i się do niej ustosunkować), pływanie i kąpanie się na golasa stają się relewantnymi zagadnieniami dopiero wtedy, gdy pojawiają się w postaci sformalizowanych praktyk społecznych. Mówimy tu więc o przełomie XVIII i XIX wieku – to wtedy rodzi się klasa średnia oraz czas wolny, rekreacja i turystyka. W renesansie odrodzona zostaje co prawda nagość w sztuce, jednak używana jest tu jako umowna konwencja. W faktycznych praktykach społecznych pozostaje ona gdzieś na marginesie życia publicznego. Dopiero XVIII wiek jest świadkiem wskrzeszenia idei „wód” oraz powrotu golasów w pełnej krasie. Uczeni przekonują o zdrowotnych walorach wody morskiej i rozpoczyna się prawdziwa mania pływacka, a także – w pokoleniu Jane Austen – moda na odwiedzanie nadmorskich kurortów.

Thomas Rowlandson, „Wenus w kąpieli” (końcówka XVIII wieku)

Plaże, wcześniej raczej niewzbudzające zainteresowania ludzi, których zawód nie wiązał się z morzem, stają się przestrzenią masowego użytku. W rezultacie zaczynają obowiązywać pewne reguły. Jeśli w paradygmacie legendarnym w przypadku kąpieli najczęściej mogliśmy zaobserwować motyw wtargnięcia w czyjąś intymność (Dawid podglądający kąpiel Batszeby, Zuzanna podglądana przez starców), to w przypadku świata pooświeceniowego dokumentowane są raczej przypadki nadmiernej frywolności, która w przestrzeni publicznej zaczyna przeszkadzać coraz bardziej pruderyjnemu społeczeństwu.

William Heath, „Syreny z Brighton” (1829)

Zorganizowane kurorty takie jak Bath, które w drugiej połowie XVIII wieku wciąż były bardzo ekskluzywne, miały swoje wytyczne dotyczące ubioru. Możliwość pływania nago była luksusem, za który płaciło się ekstra. Sto lat później można było sobie co najwyżej pozwolić na luksus wynajęcia krępych asystentek, które pomagały przełamać opór przed wejściem do wody. Według kuracjuszek wymieniających się uwagami na temat modnych kąpielisk, interakcja z profesjonalnymi „zanurzaczkami” miała sama w sobie być niezapomnianym przeżyciem – folklor i egzotyka w jednym. Najsłynniejszą z zanurzaczek była Martha Gunn, która kąpała między innymi ówczesnego księcia Walii.

Obowiązującym w XIX wieku standardem w Europie Zachodniej stają się kompletnie niedorzeczne kostiumy kąpielowe dla pań oraz kompletny brak kostiumów w przypadku panów. Kostium był zaprojektowany w taki sposób, by podczas kąpieli napełniały go woda i powietrze, dzięki czemu właścicielka zmieniała się w bezkształtną, unoszącą się na wodzie purchawkę, która nikogo nie była w stanie skusić już kobiecymi kształtami. Poczucie przyzwoitości (jak to zwykle ma miejsce) bierze górę nad zdrowym rozsądkiem — damy i dziewczęta doby wiktoriańskiej pływają oraz topią się na potęgę w nieporęcznych strojach, na widok których ludzie starożytni popukaliby się w czoło. Istnieją jednak większe zagrożenia niż zaplątanie się w mokrą suknię — większość mężczyzn odwiedzających nadmorskie kurorty swobodnie przechadza się i pływa na golasa pomiędzy, jak alarmują gazety z epoki, niemogącymi nasycić wzroku kobietami. Wkrótce dostrzeżono w tym problem i na plażach zapanowała segregacja płciowa.

Joaquín Sorolla y Bastida, „Nadmorska sielanka” (1908)

W drugiej połowie XIX wieku zaczęto stopniowo przechodzić do modelu bardziej praktycznych kostiumów kąpielowych stosowanych przez dorosłych przedstawicieli obu płci. Kolejnym kryterium staje się wiek – dzieci wciąż cieszą się relatywną swobodą. Pojawia się jednak od razu asymetria pomiędzy chłopcami i dziewczynkami.

Thomas Eakins, „Dobre miejsce do pływania” (1884-85)

U schyłku XIX wieku daje się zaobserwować kolejny interesujący trend – zwrot intelektualistów w kierunku wzorców antycznych i nudyzm (oraz homoseksualizm) legitymowany estetyzmem, które stwarzają podwaliny pod skrystalizowanie się naturyzmu właściwego kilka dekad później w Niemczech. Sentymentalna, idylliczna scenka rodzajowa z obrazu Thomasa Eakinsa przedstawiająca grupkę nagich pływaków dokumentuje jeden z ostatnich etapów powszechnie akceptowanej publicznej nagości – widać, że pływanie bez kostiumów przenosi się w bardziej ustronne miejsca. Współnagość przestaje być bezinteresowna i niewinna, ponieważ nie kontrolujemy, w jaki sposób będzie interpretowana przez osoby trzecie. Próba ponownego przeszczepienia kultu ciała na grunt cywilizacji Zachodu wydaje się obarczona pewnym kłopotliwym brzemieniem, z którego coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, odkąd publiką wstrząsają kolejne skandale. Już dziesięć lat przed kontrowersyjnym obrazem Eakinsa, po drugiej stronie Atlantyku wielki teoretyk klasycyzmu, literat Walter Pater zostaje przyłapany na romansie z uczniem i wydalony z Oxfordu.

Dwie okładki amerykańskiego czasopisma „The Saturday Evening Post” z 1911 (Joseph Christian Leyendecker)
i 1921 roku (Norman Rockwell)

Największa różnorodność w kwestii polityki pływania nago daje się zaobserwować w Stanach Zjednoczonych, gdzie na początku XX wieku policjanci uganiają się za mężczyznami, którzy sieją publiczne zgorszenie, odsłaniając na plaży nagi tors, natomiast w ramach świeżo powstałego ruchu skautów spowita księżycową poświatą młodzież (nierzadko mocno wyrośnięta i w dodatku obojga płci!) pływa nocą nago w rzekach i jeziorach wraz z równie nagimi drużynowymi. Chrześcijańska organizacja YMCA (ta o której jest piosenka) rezygnuje ze strojów na swoich powszechnych kursach pływackich. Z jednej strony mamy do czynienia z publiczną stygmatyzacją i moralną paniką, z drugiej ze zjawiskami występującymi na skalę masową przy wsparciu potężnych organizacji. W okresie dwudziestolecia międzywojennego w Europie i Stanach pływanie nago w określonych kontekstach jest całkowicie akceptowalne, podczas gdy próba działania poza oficjalnymi instytucjami umożliwiającymi tę aktywność lub poza miejscami specjalnie do tego wyznaczonymi jest traktowana jako kwintesencja demoralizacji.

Istotnym czynnikiem w procesie kształtowania się obyczajowości pływania stają się, nomen omen, „syreny srebrnego ekranu”, czyli gwiazdy kina. Naturalnie wiemy już, że wygra Brigitte Bardot i jej kostium kąpielowy, ale warto poświęcić chwilę uwagi kilku intrygującym przykładom z okresu międzywojennego. Kuriozalne wydają się filmy propagandowe, takie jak „Zrujnowane życia” (Damaged Lives, 1933) czy „Marihuana” (1936). Proszę sobie wyobrazić „Spring Breakers” Harmony Korine'a ery jazzu. Bohaterowie tych przedwojennych filmów robią wszystko to, od czego na samą myśl ich rodzicom bieleją ze zgrozy włosy na głowie – piją szampana, uprawiają przedmałżeński seks, palą marihuanę i zadają się z kolorowymi. Obowiązkowo pojawia się scena, w której zdeprawowana młodzież w bachicznym uniesieniu zrzuca z siebie ubrania i skacze w morską toń. Warto zauważyć, że scena wyjątkowo przemyślna, bo piętnująca z całą surowością, ale jednocześnie dająca wierne świadectwo, jak to zdemoralizowane dziewczęta majtają, jak mawiał poeta, „tym, co mama w genach dała”. Nie ma tu oczywiście mowy o pornografii, ponieważ scena ściśle wynika z fabuły i jest jasno dane do zrozumienia, że to, czego dopuszczają się bohaterowie, jest złe. W obu filmach właśnie pływanie na golasa bezpośrednio kończy się tragedią.

Kadr z filmu „Ekstaza” (1933), reż. Gustav Machatý

O wiele ambitniej na tym tle prezentuje się „Ekstaza” z 1933 roku — na karty historii kina wpisała się pierwszym przedstawieniem kobiecego orgazmu w filmie niebędącym produkcją pornograficzną. Jeśli we wspomnianych wcześniej wątpliwej jakości dziełach kinematografii pływanie nago miało reprezentować degenerację i utratę kontroli w szale uniesień, to tu mamy do czynienia z czymś zupełnie przeciwnym. Pływanie nago w samotności, na łonie natury ma dla bohaterki (młoda Hedy Lamarr) charakter sensualny, ale nie jest to orgia zmysłów, lecz przywrócenie wewnętrznej harmonii niespokojnego ciała, w którym budzą się nowe odczucia. Pływanie przybiera charakter kontemplacyjny – bohaterka doświadcza swojego ciała na nowo, niejako na przekór i wspak wobec budzącej się w niej seksualności. Wraca do stanu niewinności. Innym interesującym przykładem jest „Walkabout” z roku 1971, coś w rodzaju australijskiego „W pustyni i w puszczy” połączonego z „Błękitną laguną”. Pływanie nago staje się tam sakramentem symbolizującym kompletną unię z naturą i zdanie się na jej łaskę. Woda pozwala odczuwać własną nagość każdym milimetrem powierzchni ciała i nie ma już miejsca na nic innego. Człowiek w sportowym kostiumie kąpielowym chce podbić rzekę, ale nagi człowiek chce płynąć jej rytmem. Zatraca wtedy poczucie, w którym momencie kończy się on, a zaczyna rzeka, i na moment staje się częścią czegoś większego.

Kadr z filmu „Les Petroleuses” (1971), reż. Christian-Jaque

W większości przypadków trudno jednak o tak złożoną symbolikę. Sceny pływania bez ubrania traktowane są przez scenarzystów w sposób instrumentalny i przeważnie wprowadza się je do fabuły, by w prosty i wygodny sposób postawić postać w trudnej sytuacji, w której pozostaje bezbronna. Prawdopodobnie ktoś ukradnie jej ubranie lub skonfrontuje się z nią, wykorzystując dominującą pozycję. Powyżej kadr z francuskiego spaghetti westernu (bagetti westernu?) „Les Petroleuses” (1971), w którym Brigitte Bardot z koleżankami są podglądane przez grupę kowbojów. Naga osoba jest bezbronna także w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu i dlatego golasy nie mają lekkiego życia w horrorach „przyrodniczych” (krokodyle ludojady, gigantyczne anakondy, zmutowane rekiny zombie z planety X). Dodatkowo w grę wchodzą archetypiczne narracje transgresji oraz jej konsekwencji. Rekin w filmie „Szczęki” zjada pierwszą ofiarę właśnie za jej „występne” zachowanie. W horrorach niewinni mają w zwyczaju ginąć tylko wtedy, gdy ktoś musi ich pomścić. Reszta musi na swoją śmierć ciężko zapracować – rozpusta jest najszybszym sposobem na obniżenie karmy.

Kadr z filmu „Basen” (2003), reż. François Ozon

Interesującym przykładem odwrócenia tego trendu jest asertywna nagość w filmach „Hair” (1979) i „Basen” (2003). W przypadku pierwszego tytułu jedna z bohaterek z dumą zdejmuje stanik i przyłącza się do pływających nago hippisów, by dać prztyczka w nos swoim rodzicom i ich burżuazyjnym ideałom oraz udowodnić swojemu chłopakowi, że „jestem inna niż oni”. Ile w tym asertywności, a ile konformizmu, trudno powiedzieć, ale nagość głównej bohaterki staje się narzędziem w jej rękach, a nie cudzych, co samo w sobie jest odświeżające. Postać nimfomanki z „Basenu” (Ludivine Sagnier) ostentacyjnie pływa nago w brudnym basenie, pojawiając się na moment jak zjawa i ponownie znikając pod warstwą unoszących się na powierzchni liści. Zatoczone zostaje pełne koło – płynąca nago kobieta ma w XXI wieku rację bytu jako na wpół legendarna nimfa.

Szczególna więź, jaka łączy człowieka z wodą, może być łatwo zgubiona we współczesnym świecie, w którym każda czynność podlega instytucjonalizacji i zrutynizowaniu. By wejść w głębszy kontakt z naturą, konieczna jest spontaniczność oraz tworzenie sytuacji bezprecedensowych. Nudyzm (nie mylić z piknikowym naturyzmem!) może być do tego wykorzystany, pod warunkiem, że nagość nie nosi społecznego ciężaru. Jak głoszą słowa piosenki R.E.M., pływanie (nago) zasługuje na ciszę nocy. A najlepiej pływa się w cudzym basenie bo:


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.