GOLASY:  Skandynawia bez desusów
Kees de Vos / Flickr Attribution-NonCommercial-ShareAlike 2.0 Generic

GOLASY:
Skandynawia bez desusów

Włodzimierz Pessel

W Skandynawii nie potrzeba Andersenowskiego dziecka, które oznajmia „król jest nagi”, ponieważ dziecięcy stan bycia na golasa jest po prostu ludzki, każdy obywatel ma do niego prawo

Jeszcze 4 minuty czytania

Akurat, gdy na potrzeby tego tekstu zacząłem zastanawiać się nad golizną w kulturach i codziennych praktykach Północy, w Warszawie w dzień powszedni natknąłem się w samo południe na roznegliżowaną osobę. Najprawdopodobniej upośledzona na umyśle, naga od pasa w górę kobieta spacerowała w najlepsze po okolicach Nowego Światu. Ulica Warecka zatrzymała się: przechodnie zamienili się w filujących obserwatorów, grupa nastoletnich chłopców wszczęła nieprzyzwoitą dyskusję o biuście kobiety o dość anorektycznej budowie ciała, przebiegł prąd formulicznych orzeczeń: „wstyd”, „nieobyczajność”, „policja znowu śpi”. Zrazu przypomniałem sobie analogiczną sytuację z Kopenhagi. W tym przypadku mężczyzna, całkowicie nagi, jechał na rowerze przez samo centrum miasta. Żadnej wielkiej sensacji nie było, golas na dwóch kołach nie przyciągał uwagi. Z pewnym wyjątkiem: z jednej z przecznic Købmagergade w końcu wyłonił się radiowóz, który rowerzystę „zdjął” z ulicy, dyskretnie a stanowczo, w okamgnieniu. Głównie w trosce o jego zdrowie, gdyż rzecz miała miejsce zimą.

Szybkie porównanie tych dwóch sytuacji uświadamia rzecz podstawową: golizna staje się społecznie zauważalna i problematyczna wobec imperatywu spowijania ciała w szaty całości – na tle zapinania się po ostatni guziczek. W sytuacji odwrotnej, gdy tabu obyczajowego nie ma lub oddziałuje słabo, tak jak w północnej Europie, negliż wytraca swój potencjał widowiskowości i niezwykłości. Romantyczna baśń o nowych szatach cesarza („Kejserens nye klæder”), którego własna próżność doprowadziła do kompromitacji, stanowi już tylko historyczną lekcję uniwersalną – o ludzkim fałszu. Osiągnięcie współczesnego liberalnego społeczeństwa polega na tym, że golizna ani nie kompromituje, ani nagie ciało nie może stawać się przedmiotem manipulacji społecznych czy mistyfikacji. Nie potrzeba Andersenowskiego dziecka, które oznajmia „król jest nagi”, ponieważ dziecięcy stan bycia na golasa jest po prostu ludzki, każdy obywatel ma do niego prawo.

Lollyman / Flickr Attribution-NonCommercial-NoDerivs 2.0 Generic

Gdy mowa o krajach nordyckich, do prześledzonej ongiś przez Norberta Eliasa ewolucji wstydu jako emocji modelującej postawy kulturowe należałoby dodać jeszcze jedno ciekawe stadium. Jeśli w nowoczesnej „cywilizacji Zachodu” wstyd niejako wszedł w ciało, to u „przecywilizowanych” (overcivilised) Skandynawów jakby z tego ciała uchodzi. Golas należy do tego samego pola skojarzeń kulturowych co niewymuszony luz, naturalność zachowania się, jawność w życiu publicznym czy transparencja polityki. W czerwcu ubiegłego roku na plaży Hökarängsbadet nad jeziorem Drevviken w pobliżu Sztokholmu dał się zauważyć starszy mężczyzna, który rozebrał się do naga i masturbował na oczach innych plażowiczów, w tym dzieci. Szwedzki sześćdziesięciolatek trafił, co prawda, przed sąd, lecz został uniewinniony i zwolniony z kary pieniężnej. Sędzia w uzasadnieniu stwierdził, że takie zachowanie nie obraziło nikogo postronnego; rozbieranie się na plaży i onanizm są dopuszczalne. Kultura pozwala na takie śmiałe zachowanie, choć wymiar sprawiedliwości mógłby w ostateczności posłużyć się kwalifikacją „zachowanie chuligańskie” i wymierzyć grzywnę.

Szwedzki sąd postawił znak równości między publiczną ipsacją a innymi zachowaniami charakterystycznymi dla współczesnych Skandynawów. U nieprzygotowanych przybyszów z Polski wzbudzają one podziw bądź skonsternowanie. Inaczej skandynawski świat jest uporządkowany, toteż nigdy nie sposób być pewnym, co ma konotacje seksualne, co ich zaś nie ma. Skandynawscy rodzice przeważnie nie krępują się, chodząc bez ubrania po domu przy małoletnich dzieciach, równie swobodnie się przy nich przebierają, także w miejscach publicznych. Wyrazistym tego przykładem zdają się przebieralnie na komunalnych basenach, jakich na całej Północy mnogość. Spontaniczne wkroczenie nagich, symulujących spastykowanie osób pod prysznice w „Idiotach” von Triera było nie tyle dodatkowym elementem artystycznej prowokacji, ile bardziej składnikiem „kolorytu lokalnego”. Skoro kilkuletni chłopiec może znaleźć się razem z mamą w szatni dla pań (lub, odwrotnie, córeczka wśród panów, zdejmujących kąpielówki przed wejściem do kabiny prysznicowej), to cielesna otwartość jegomościa na Hökarängsbadet rzeczywiście nie stanowiła culpa lata. Tym bardziej naturalne musi wydać się karmienie niemowląt w przestrzeni publicznej. Całkowite, dla wygody mamy, odsłonięcie piersi w bibliotece czy sklepie nie jest w ogóle sytuowane w kontekście seksualnym; to golizna, której w skandynawskich oczach nie ma. Także w tradycji fińskiej sauny przydomowej, rodzinnej czy sąsiedzkiej, nie zrobiono miejsca na opozycje płciowe czy okazywanie wstydu; co najwyżej zabiera się ze sobą ręcznik. Wspólne pójście na golasa do sauny zakrawa na rytuał, w którym otwierają się zarówno pory skóry, jak pory duszy. Wymigiwanie się od tej wspólnoty byłoby sygnałem, że stroniący od sauny ma coś do ukrycia.

Kate Sumbler / Flickr Attribution-NonCommercial-NoDerivs 2.0 Generic

Kristina Orfali w jednym z tomów „Historii życia prywatnego”, wydanej we Francji pod koniec lat 90., próbowała zmierzyć się ze stereotypami, jakimi obrosła Szwecja w kręgu romańskim: cielesnego i seksualnego eldorado. Orfali zauważa, że Szwecja była pierwszym krajem, który bez skrępowania, spektakularnie pokazał golasów w kinie. Być może historycy filmu podważyliby tę tezę, niemniej jednak faktem jest, że w „Hon dansade en sommar” w reżyserii Arnego Mattssona z 1951 roku widzowie ujrzeli banalnie urodziwą Ullę Jacobson i Folkego Sundquista, grających maturzystów przeżywających wakacyjne zauroczenie, w stroju niekompletnym; rok później tym samym śladem poszedł młody Ingmar Bergmann, którego „Sommaren med Monika” dopisano do listy obrazów budujących reputację Szwecji jako ojczyzny golizny i ekscesu. Polskim tej reputacji refleksem była postać „pewnego szwedzkiego intelektualisty” z połowy lat 80. u Jerzego Pilcha. Groteskowość „Spisu cudzołożnic” budowała się przeto na tym, że dla polskich działaczy opozycji demokratycznej, melancholijnych intelektualistów bynajmniej nie wyłączając, socjalistyczna Szwecja oznaczała, prócz względnie bezpiecznego szlaku przerzutu zakazanej literatury, odkrycie kapitalistycznych barów ze striptizem. Jak się zresztą ledwie przed paroma laty okazało, po opublikowaniu biografii pióra Thomasa Sjöberga, nie omija ich sam monarcha Karol XVI Gustaw. Frywolne zabawy w towarzystwie młodziutkich golasek w dyskretnych klubach to jego hobby ukryte przed królową Sylwią, resztą rodziny królewskiej z rodu Bernadottów i wścibskimi reporterami z „Expressen”.

W odróżnieniu od Kristiny Orfali stereotyp szwedzkiego eldorado rozpatrywałbym dychotomicznie, to znaczy z uwzględnieniem tego, kto tymi stereotypami się dzisiaj posługuje. Jedni, owszem, podkreślają germańskie skłonności do dosłowności, pikantności obyczajów, rubasznego dowcipu i naturalistycznej estetyki, jakie kulminują na nordyckiej Północy. Ale równie uprawnione jest akcentowanie efektów polityki równości płci i zerowej tolerancji dla seksizmu oraz przedmiotowego traktowania cielesności, a wtedy to społeczeństwo żyjące w państwie opiekuńczym (dla Orfali: opatrznościowym) jawi się jako starannie monitorowane przez ruch feministyczny. Jeśli w Polsce za jedno z podstawowych wspomnień z pierwszych „25 lat wolności” możemy z powodzeniem uznać goliznę atakującą nas naiwnie z mnożących się bezlitośnie reklam ulicznych i przydrożnych, to skandynawska przestrzeń publiczna wydaje się w tym względzie czysta; ewentualne wyjątki jedynie wzmacniają regułę. Tak też potwierdza się związek sprawy golasów w Skandynawii ze stosunkiem do seksualności i osiągnięć tak zwanego modelu skandynawskiego. Ponieważ jednak żaden model nie może tworzyć absolutnej realizacji swoich założeń, i na Północy mamy do czynienia ze sprzecznościami. Imigrantów – po cichu, poza językiem oficjalnym określanych obraźliwie blatte (szw.) czy perker (duń.) – postrzega się, między innymi, właśnie poprzez skrępowanie ciała: „nienaturalne” podejście do nagości. Jak to przedstawił mi pewien norweski student, dziewczyny z krajów muzułmańskich „niestety niczego nie pokazują na imprezach”. W domyśle: w przeciwieństwie do opatrzonych autochtonek, w weekendy chętniej zapominających o państwowych ograniczeniach w handlu alkoholem w sieci Vinmonopolet. Kiedy na dalekiej Islandii słynny rúntur w Reykjaviku (na angielski tłumaczony jako intensified pub crawl) kulminuje, nikogo na ulicach i po kątach nie zaskakuje nagość związana z aktywnością seksualną czy wskutek pogubienia części garderoby po drodze od kafistovy do kafistovy.

David Stillman / Flickr Attribution-NonCommercial 2.0 Generic

W jednej z norweskich gazet rzucił mi się kiedyś w oczy rysunek satyryczny o tematyce wakacyjnej. Spontaniczna Norweżka opala się, wiadomo, w kostiumie topless, obok niej muzułmanka w specjalnym szczelnym plażowym skafandrze; z ust obu kobiet wydobywa się dymek identycznej treści: hva en skam – co za wstyd. Wbrew przekonaniu o tym, że mieszkańcy krajów nordyckich słonecznych kąpieli zażywają wyłącznie na urlopie w krajach egzotycznych, na Północy nie brakuje ładnych plaż, w tym również dla amatorów nudyzmu. Aczkolwiek słowo to niesie inny sens aniżeli nad Wisłą w warszawskim Miedzeszynie. Duńskie prawo zezwala na kąpiel na golasa na wszystkich publicznych nadbrzeżach, o ile nie przeszkadza ona innym użytkownikom tej samej przestrzeni rekreacji. W Szwecji istnieją wydzielone plaże specjalnie dla nudystów, jakkolwiek tradycje i wiedza lokalna tolerują „więcej niż topless” w wielu innych miejscach. Nadto, można mówić w Skandynawii niekiedy o specyficznych kąpielach śnieżnych. Zimą 2013 roku trening juniorów startujących w Pucharze Norwegii przeszedł do historii krajowego sportu jako lotna parada golasów. Skoczkowie ćwiczyli w znanym kompleksie Holmenkollen w Oslo. Intensywnie świeciło słońce, humory dopisały, zaczęli więc dla zabawy zrzucać kolejne elementy stroju narciarskiego. Skończyło się to na tym, że szesnastolatek skoczył w samych nartach i kasku.

Pojęciowymi kluczami do objaśnienia zasadniczego profilu nordyckich obyczajów są niewątpliwie luteranizm, sekularyzacja, egalitaryzm czy odczarowanie (disenchantment) cielesności i procesów fizjologicznych. Nie wolno przy tym wszakże zapominać o chłopskim rodowodzie społeczeństw Północy; potomkowie dumnych Wikingów stali się chłopami. Nie chodzi tutaj tylko o bliskość natury, proste powiązanie golizny z prostotą, wiejską przaśnością i dążeniem do kulturowej homogeniczności, lecz przede wszystkim o uderzającą zmianę z perspektywy kilku pokoleń – zdystansowanie się wobec wiktoriańskiej „kultury pruderii”, jak ją nazwali Jonas Frykman i Orvar Löfgren w klasycznym studium ludoznawczym „Den kultiverade människan”. Jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego kobietom kulturalnym – w sensie: obytym i dobrze ułożonym, bo takie jest znaczenie przymiotnika kultiverad – nie wypadało w Szwecji mówić otwarcie o własnych… stopach. Mężczyznom tym samym nie wolno było zauważać, że kobiety mają nogi, zaś te nogi prezentują jakąś urodę. Chociaż równocześnie chłopska etykieta pozwalała na bekanie podczas rozmowy czy letnie „zaloty” na sianie w stodołach. Można by rzec, że zmodernizowana Szwecja pośpiesznie zrekompensowała sobie w drugiej połowie XX wieku brak „bliskości i radości fizycznego życia”, jedno wyparcie zastąpiono drugim. Na szczęście mieszkańców Północy nie opuszcza autoironia i dystans także do siebie samych. Będący telewizyjnym hitem w Norwegii program pod nazwą „Piip-Show, jest, jak nietrudno się domyśleć, reality show, wszelako negliżuje on tylko przyrodę; kamery podpatrują ptaszki i gryzonie stołujące się w karmiku odtwarzającym architekturę wnętrza popularnej sieci kawiarni.  

jo(e) / Flickr CC BY-NC-ND 2.0W skomponowanej przed laty przez obecnego nestora polskiej skandynawistyki, profesora Zenona Ciesielskiego, antologii „Skandynawia w oczach Polaków” (1974) znalazł się reportaż Ernesta Skalskiego pod sugestywnym tytułem „Pornodania”. Dzisiaj mógłby on dotyczyć parku Ørsteda, na którego bramie anonimowa grupa artystyczna zawiesiła tablice, naśladujące stylistykę oficjalnego systemu informacyjnego komuny Kopenhaga, regulujące praktyki obsceniczne na ławkach i w krzaczkach – legalizujące figle pod warunkiem zachowania czystości i niedemonstrowania dezabilu przed dziećmi. Tutaj z konieczności potraktowałem Północ jako spójny obszar. Jednakże z nordyckiego punktu widzenia byłby to zbyt duży skrót, gdyż pomiędzy krajami i społeczeństwami północnymi zachodzą istotne różnice. Dlatego też spontaniczne podejście do ciała i tolerancja dla golizny są stopniowalne wewnątrz samej Skandynawii.

W przeświadczeniu Szwedów ich duńscy sąsiedzi są już bez mała południowcami, po drugiej stronie Mostu Sundzkiego łatwiej spotkać golasa, częściej świecą gołe pośladki, niczym w Brazylii na sambodromie. Szwecja dorobiła się restrykcyjnego prawa penalizującego klientelę domów publicznych, w Danii natomiast już w 1969 roku zalegalizowano pornografię, zaś w 1999 roku – prostytucję. Swój wrodzony umiar Szwedzi przeciwstawiają duńskiej lubieżności i rozpasaniu. Choć w klasyku duńskiej komedii sporo jest momentów z golizną i aluzji do pornografizacji Danii, na przykład w części „Gang Olsena idzie na wojnę”, to już przy zdjęciach do „Paryskiego planu” doszło do znaczącego wydarzenia. Erik Balling zatrudnił francuską aktorkę Arlette Didier, która obruszyła się na polecenie rozebrania się przed kamerą. Duński reżyser nie uprzedził Francuzki o zdjęciach w negliżu. Co zrozumiałe, nie czuł się do tego zmotywowany, skandynawska nagość nie wynika z potrzeba tworzenia osłony. 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.