Hej, kolego, więcej życia!
Sportowcy, 1875

14 minut czytania

/ Obyczaje

Hej, kolego, więcej życia!

Włodzimierz Pessel

Pierwszy polski mecz piłkarski rozegrano 121 lat temu we Lwowie. Trwał zaledwie sześć minut, ponieważ zakończono go wraz z pierwszą bramką. Tłumnie zgromadzeni widzowie czekali z niecierpliwością na pokaz gimnastyki

Jeszcze 4 minuty czytania

Seksuolodzy bywają abstynentami, a smutasami kabareciarze. O gimnastyce wolno więc deliberować łamadze. Nie tylko nie mam wysokich kompetencji w zakresie wychowania fizycznego, ale teraz odkrywam, że w latach szkolnych do ożywiania własnego ciała zachęcany byłem w sposób mający wiele wspólnego z indoktrynacją. Chyba już jako pacholę, w ostatnich latach „jaruzelskich”, czułem pismo nosem: gimnastyka w praktykach społecznych znaczy dużo więcej niżeli parę prostych skłonów czy przysiadów, urabia ducha. Pani dyrektor z gwizdkiem na szyi na niedogrzanym korytarzu tysiąclatki z podłogą z PCV nuciła „Sportowy marsz”; wprawdzie tekst ten na język polski Wiktor Woroszylski przełożył zgrabnie i naturalnie, słowa pieśni wyszły spod pióra samego Wasyla Lebiediewa-Kumacza, autora hymnu bolszewików i wielu tekstów wprzęgniętych w propagandę Związku Radzieckiego (np. „Świętej wojny” do melodii Aleksandrowa, założyciela chóru). Niepoddawanie się dictum „hej, kolego, więcej życia, równaj krok”  oznaczało rezygnację z bycia chłopcem, więc zaraz prawdziwym mężczyzną.

Skoro już na wstępie opuszczamy granice maskulinizmu, warto przywołać pewną urokliwą powieść dla dziewcząt. Nastoletnia Anda, bohaterka „Godziny pąsowej róży”, marzy o wielkiej karierze sportowej. Zamiast pilnie się uczyć w ławce i przy biurku w domu, przykłada się na basenie. Ma zgrabne, wyćwiczone ciało; zdobi je kostium kąpielowy lub doskonale dopasowane spodnie. Anda jednak w magiczny sposób przenosi się w dziewiętnaste stulecie, a tam „nikt się nie gimnastykuje”, wszak „kamienica jest porządna”. Cofnięcie czasu w opowiastce Marii Krüger (wydanej 55 lat temu) jest prostym chwytem fabularnym, ale jednocześnie rzuca pożyteczny snop światła na dzieje obyczaju. Droga do tego, by kultura zaakceptowała „zabawy ruchowe”, zwłaszcza wśród dziewcząt, była długa, rozłożona w czasie. Gimnastyka pierwotnie, to znaczy w dziewiętnastym właśnie wieku, u podstaw nowoczesności, nie jest wcale emancypująca, tak jak będzie w dwudziestym wieku zróżnicowany sport. Odsyła do zagadnienia higieny, a tej nie da się oderwać od idei zdrowia publicznego. Gimnastyka jest uwikłana społecznie i państwowo: w Szwecji, w postaci systemu Pehra Henrika Linga, uzyskała popularność po klęsce pod Połtawą w 1806 roku w brutalnym zderzeniu z Rosją, gdy potrzebny był zdyscyplinowany powrót narodu do formy po utracie rozbudzonych marzeń o mocarstwowej pozycji w Europie; w militarnym państwie pruskim stanowiła element wdrażania drylu. Tutaj widziałbym punkt wspólny ze zjawiskiem wuefisty-sadysty, który zamiast przekonać do prawości wynikającej z prawidłowego ukształtowania młodego ciała, skłonił wielu do lewizny i wejścia w posiadanie permanentnego zwolnienia ze szkolnej gimnastyki i rozgrywek sportowych. Dopiero dzisiaj resort edukacji zapowiada oficjalną walkę ze zjawiskiem, rozliczanie uczniów nie z różnicy między ich wynikami a rekordem, lecz z samego zapału do fizycznego ożywienia, indywidualnego wzrostu kultury fizycznej. W takim aspekcie wolno ująć gimnastykę jako pożyteczną, zdroworozsądkową alternatywę dla sportu: „olimpijczykiem, Jasiu, nie zostaniesz, gimnastykuj się jednak, ruszaj dla zdrowia”. 

Nikt chyba tak otwarcie – choć spontanicznie – nie potwierdził formacyjnego charakteru wyćwiczonego ciała jak sam Jan Paweł II. W 1999 roku w Wadowicach, w mowie zdominowanej w polskiej pamięci zbiorowej przez kremówki, padły również słowa: „z gimnazjum chodziło się do Sokoła, na gimnastykę”. Wojtyła w przedwojennym towarzystwie gimnastycznym hartował ciało, za okupacji przetrwał pracę w kamieniołomach i został świętym w dobie zbierania resztek nowoczesności. Ale chyba nie będzie żadną karykaturą stwierdzenie, że trening w Polskim Towarzystwie Gimnastycznym Sokół za młodu dopomógł sędziwemu papieżowi koordynować ciało dotknięte chorobą, która zwykłego słabeusza znaczniej wcześniej przykułaby do geriatrycznego łóżka. Także współcześnie to mocny argument na podorędziu dla ortodoksyjnych zwolenników regularnych ćwiczeń ruchowych: w gimnastyce znajdziecie kapitał ludzki, owocnie przekładający się na kapitał społeczny.        

Fischer-Dückelmann, 1912 / polona.plFischer-Dückelmann, 1912 / polona.pl

Z perspektywy historii obyczaju gimnastyka wydaje się przede wszystkim etapem poprzedzającym narodziny sportu stadionowego czy halowego, wysiłkowego i zawodowego. Gimnastyka w swoim immanentnym uporządkowaniu wypiera wszystkie wcześniejsze mniej lub bardziej wulgarne rozrywki mające cokolwiek wspólnego z aktywnością ruchową, nie dopuszcza jednakże jeszcze współzawodnictwa. Na swój sposób aktywna ruchowo była polska szlachta, która jeździła konno i oddawała się polowaniom, choćby z wykorzystaniem ptaków drapieżnych, rarogów, jastrzębi czy sokołów (galicyjski ruch „sokolniczy” nie powstał zatem w zupełnej próżni semantycznej). Młodzież szlachecka urządzała natomiast wyścigi i konkursy skoków, ćwiczyła się równocześnie w szermierce. Henryka Walezego znano jako amatora zabaw z piłką, przypominających nieco tenis ziemny, a Zygmunt III Waza grywał w kręgle. Naśladowali ich niektórzy szlachcice, narażając się wszakże na krytyczne opinie moralistów, widzących w tym zgubne nowinkarstwo czy dziecinnienie polskich rodów. Chłopstwu tym bardziej przypisywano wyłącznie bezsensowne walki, uciechy siłowe i brutalne. W czasach przednowoczesnych, krótko mówiąc, naprawdę życzliwie przyjmowano tylko takie gry i walki (mężczyzn!), które łatwo dawały się wpisać w uzyskiwanie tężyzny wojennej. 

Szczególny moment wkroczenia nowoczesnej, naukowo uzasadnianej gimnastyki przybliżają teksty kultury z poprzedniego przełomu stuleci. Jakie rekreacje można by uprawiać w lesie czy nad rzeczką, jakie ćwiczenia cielesne planować między lekcjami w szkołach dla młodzieży męskiej czy jak skutecznie gimnastykować płuca bez przyrządów, można dowiedzieć się z rozlicznych poradników i broszur instruktażowych. W tym względzie kultury polskiej nie Poradnik z 1932 roku autorstwa Cecylii Walewskiej / polona.pPoradnik z 1932 roku autorstwa Cecylii Walewskiej / polona.pldzielił żaden dystans do Zachodu. Liczne, ciekawie przy tym ilustrowane źródła są francuskie, niemieckie, jak i polskie, głównie wydawane w Galicji. Świetnie dokumentują one to, że gimnastyka opierała się na pewnej sztuce ruchu i dość teatralnym modelu jego efektywności. Dowiemy się, na przykład, że prawidłowe wyciąganie stóp jest „przeciąganiem palców ku goleni z zamachem na powrót” i że stopami kręcić trzeba tak samo jak rękami. Nie ma tu jednak jeszcze mowy o jakichkolwiek regułach rywalizacji. Przedmiotem kalkulacji jest jedynie rzeźba ciała, do osiągania pospołu, żeby nie rzec od razu: w kolektywach. Przed nastaniem dziewiętnastego stulecia nie traktowano dobrej kondycji fizycznej jako zobowiązania społecznego. Zmienia się to wraz z wkroczeniem na scenę sportowca amatora. Ruch chwali elita, ponieważ łączy z nim nowy ideał ciała. Historycy praktyk kulturowych (trzytomowe opracowanie „Historia ciała” pod redakcją Alaina Corbina) określają go jako neoklasyczny bądź atletyczny. Zaczynają się liczyć kryteria proporcji i równowagi. 

Łacińska maksyma mens sana in corpore sano (w zdrowym ciele zdrowy duch) ma oczywiście rodowód antyczny, lecz upowszechnia się w dziewiętnastym wieku. I odtąd trwa, wpisuje się w podręczny frazeologiczny zasób polszczyzny. Towarzyszy pierwszemu polskiemu czasopismu o tematyce sportowej, powstałemu w 1881 roku we Lwowie miesięcznikowi, który nosi tytuł – jakżeby inaczej! – „Przegląd Gimnastyczny Sokół” (dla porównania: pierwszy numer dziennika „Przegląd Sportowy” ukazał się w Krakowie dopiero w 1921 roku, pierwszą organizację „sokolniczą” powołano w roku 1867). Miłośnicy dziejów krzewienia kultury fizycznej na ziemiach polskich chętnie przypominają zabawny fakt. Pierwszy polski mecz piłkarski rozegrano 121 lat temu (1894 r.) we Lwowie. Trwał zaledwie sześć minut, ponieważ zakończono go wraz z pierwszą bramką (sic!). Organizatorzy II Zlotu Sokoła nie kierowali się zasadą „złotej bramki”, po prostu zależało im na tym, by gimnastycy ze swoimi pokazami jak najszybciej weszli na boisko – tłumnie zgromadzeni widzowie czekali na gimnastykę! Zresztą możliwość zagrania w piłkę nożną, pokazania się dwóch drużyn nastolatków w krótkich spodenkach gimnastycznych podczas oficjalnej imprezy była sama w sobie dostatecznym przejawem liberalnego klimatu obyczajowego i politycznego panującego w zaborze austriackim. 

Sekcja sportowa, 1938 / polona.plSekcja sportowa, 1938 / polona.pl

Brytyjscy dżentelmeni, jak podaje Wolfgang Reinhard w „Lebensformen Europas”, początkowo od indywidualnej rywalizacji sportowej woleli niepomiernie gry i ćwiczenia zespołowe. Nieprzypadkowo słowo sport ma angielskie pochodzenie, gimnastyka tymczasem wywodzi się od greckiego gymnos, obnażony – od widoku odsłoniętego, naprężanego ciała. Jeżeli wierzyć etymologom, staroangielskie słówko sport wiąże się z rozrywką, przyjemnością w czasie wolnym (w średniowiecznej łacinie disportare znaczyło zabawianie się). Epoka wiktoriańska ceniła sobie aktywność, kładła nacisk na regularne uruchamianie i „oliwienie” maszyny ciała; utorowała ścieżkę przejścia od zabaw towarzyskich do ćwiczeń cielesnych. Na ziemiach niemieckich, gdzie sport „po angielsku” jawił się jako typowo brytyjska nadwyżka form salonowo-klubowych, akcent z dobrodziejstw wydatkowania energii ciała przenoszono raczej na łagodną terapię ruchem. Wynalazek spaceru (niem. spazieren gehen) wyrażał w bardziej natchniony sposób to, jak kontakt z naturą, przechadzka na jej łonie odbija się korzystnie na ciele i duszy. Spacerowanie stanowiło więc niezbędny kontrapunkt dla silnie uspołecznionej gimnastyki. Jeśli gimnastyka wydaje się z charakteru najbardziej pruska, obliczona na interes państwowo-społeczny, to sport czerpie z dżentelmeńskiej merytokracji; u źródeł ma reguły fair play, dopiero potem ulega umasowieniu. Z czasem merytokratyczny sport przekształca się więc w performatywny: w sporcie widowiskowym, będącym wykwitem kultury dużych miast i rozwoju kapitalizmu, robi się pieniądze, widownia płaci za widowisko, igrzyska wykazujące na dodatek wyraźne cechy publicznego święta. Gimnastyka pozostała ograniczona do szkół, środowisk, towarzystw krzewienia kultury fizycznej; sport wprowadził na scenę życia publicznego tłum. 

Za początek zinstytucjonalizowanego sportu w skali światowej powszechnie uznaje się powołanie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i zorganizowanie pierwszych nowożytnych igrzysk w Atenach w 1896 roku. Różne „parazawodowe” związki sportowe w Europie Zachodniej działały jednak już wcześniej: Turnerbund w Niemczech od 1848 roku, angielska Football Association od 1863 roku. Przyśpieszenie rozwoju zinstytucjonalizowanego sportu, jak pokazuje dowodnie Iwona Kurz (szkic „Sport to zdrowie” w leksykonie „Obyczaje polskie”), ma w Polsce miejsce po odzyskaniu niepodległości, wraz z odbudową kraju i wznoszeniem infrastruktury sportowej (boisk, pływalni, kortów); w 1929 roku na warszawskich Bielanach rozpoczyna działalność Centralny Instytut Wychowania Fizycznego, protoplasta dzisiejszego AWF-u.

„Czerwone demony”, „Le Cyclisme” z 1912 roku / polona.pl„Czerwone demony”, „Le Cyclisme” z 1912 roku / polona.pl

Co znamienne, baron Pierre de Coubertin sprzeciwiał się udziałom kobiet w olimpiadach. Widział je co najwyżej w roli ozdób, które nakładałyby medale zwycięzcom na podium i rozdawały uśmiechy. Podręczniki i instruktaże gimnastyczne z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku uwzględniały kobiety, wszelako przy założeniu, że ich trening powinien być dostosowany do cech płci delikatnej. Dobrze ułożone panienki bardziej bawiły się ruchem na wolnym powietrzu, niż rzeczywiście wysilały mięśnie. Innymi słowy, gimnastyka miała przyczyniać się do somatyzacji tradycyjnych podziałów ról i płci. To dlatego w znanym poetyckim cyklu olimpijskim Kazimierza Wierzyńskiego znalazł się wiersz zatytułowany „Panie na start!”, będący głosem za równouprawnieniem na stadionach. Symbolicznym przełomem w tym względzie stał się sukces Haliny Konopackiej, która w 1928 roku zdobyła w Amsterdamie złoty medal igrzysk dla Polski, ustanawiając po raz szósty rekord świata w rzucie dyskiem. Oto olimpijką została kobieta, wywodząca się z dobrze usytuowanej rodziny mieszczańskiej z mazowieckiego miasteczka. 

Nauczyciel gimnst. w Sokole Lwowskim A. Hamburgiew / polona.plNauczyciel gimnastyki w Sokole Lwowskim A. Hamburger / polona.plGruntem dla praktyk gimnastycznych okazało się poddane modernizacji środowisko miejskie. Proces ten przygotował nadejście sportu, rozrywki dla klasy średniej: klasy siedzącej (w kantorku za biurkiem), spędzającej życie w pomieszczeniach. Zamknięcie etapu przejściowego oznaczało w gruncie rzeczy przejście od ćwiczenia tożsamości zbiorowej poprzez ciało, na przykład, wzmacniania uczuć patriotycznych i gotowości do obrony ojczyzny,  do manifestowania osobowości, cech i osiągnięć indywidualnych. Zawodowy sport nie mógł nie stać się widowiskowy i zarazem wyczynowy. Stąd też uderzający paradoks: dochód i czas wolny, niewątpliwie będące zdobyczami nowoczesności, liberalnej demokracji i gospodarki rynkowej, miłośnicy rozgrywek sportowych i sami wyczynowcy niejako zwracają wolnemu rynkowi. Na tym tle zmilitaryzowanie i pedagogiczno-patriotyczne nasycenie gimnastyki przestaje być szczególnie rażącą wadą. Ba, nawet piękny jest widok nauczyciela gimnastyki w Sokole Lwowskim w dłoniach dzierżącego piłkę. Jakby złożony z dwóch rzeczywistości. Twarz przeklejona prosto z mieszczańskiego portretu zacnego ojca rodziny, jakich to fotografii wiele, ale ciało – jędrne, wzorowo umięśnione, przerysowane, jeśli nie z renesansowych szkiców, to z precyzyjnego atlasu anatomicznego z okresu zasadniczych postępów medycyny.

Za pomoc w wyszukaniu materałów towarzyszących publikacji dziękujemy portalowi Polona.pl


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.