Człowiek, co prawda, rodzi się nagi, ale stan ten nie trwa długo i w późniejszym życiu ma raczej charakter wyjątku niż reguły. Stąd nagość może symbolizować zarówno pierwotną niewinność, jak i społeczną dewiację. W historii muzyki popularnej występowała raczej w tym drugim charakterze, będąc źródłem niezliczonych sensacji i skandali, które ożywiały nastroje publiczności i nakręcały biznes. Zwłaszcza we współczesnej kulturze konsumpcyjnej, epatującej obrazami młodych, pięknych, otwarcie seksualnych ciał, każdy skrawek golizny zostaje natychmiast przekształcony w towar. Czy w muzycznym biznesie, zdominowanym przez media i celebrytów, jest zatem jeszcze w ogóle miejsce dla golasa – ciała niewinnego, nieobciążonego erotyzmem i niewystawionego na sprzedaż?
Figura golasa jest prawdziwym siedliskiem niejednoznaczności i ambiwalencji. Stanowi arkadyjskie wyobrażenie stanu początkowego w rozwoju człowieka, kiedy kultura nie deformuje świadomości siebie czy innych. Ciało jest wolne od ubrania a zarazem od znaczeń, które strój narzuca. Paradoks polega na tym, że w przyrodzie czysta nagość nie występuje, jest bowiem u podstaw kulturowym wyobrażeniem retrospektywnie konstruowanym z samego serca cywilizacji. Brak ludzkich społeczeństw, w których nie występowałaby jakaś forma dekorowania lub odziewania ciała. Golas nie poprzedza więc ubrania, ale pojawia się wraz z nim, jako jego dopełnienie, symbolizujące pierwotną niewinność związaną z brakiem skrępowania czy zażenowania nagością.
W figurze golasa opozycja natury i kultury ulega podwojeniu. Pozwala odróżnić nie tylko między ciałem nagim a ubranym, ale także pomiędzy nagością „naturalną” – pierwotną i autoteliczną – a nagością kulturową, tj. „zanieczyszczoną” i zinstrumentalizowaną dla celów medialnych czy komercyjnych. Przy czym granice pomiędzy poszczególnymi kategoriami i ich wzajemne relacje nie zawsze są jasno określone. Na ile ubrane musi być ciało, aby nie było uznane za gołe? W jakich sytuacjach mamy do czynienia z nagością, a kiedy tylko z „golasowatością”?
Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy rozgrywa się przed obiektywami kamer. W przypadku celebrytów każdy akt rozebrania staje się publiczną wypowiedzią – deklaracją na temat statusu ciała we współczesnej kulturze. Stąd też w zasadzie nie może być niewinny. Celebrycki golas jest zatem figurą wewnętrznie sprzeczną; pozorowana naturalność obnażenia zawsze podporządkowana jest nadrzędnemu celowi przyciągania uwagi i intensyfikacji medialnej obecności. Przy czym symbolika golasa pozwala umieścić budzącą sensację nagość w pozytywnych ramach skojarzeniowych odsyłających do nieskazitelności moralnej, szczerości i wolności. Wielu celebrytów, także ze świata muzyki, stara się zjeść ciastko i je mieć. W celu zainscenizowania statusu golasa zwykle sięgają po jedną z trzech podstawowych strategii: udomowienia, ośmieszenia bądź zakwestionowania kulturowej nagości.
Ja tu tylko stoję, na golasa
Aby uchodzić za golasa, ciało musi zostać ujęte w odpowiednią ramę estetyczną, która wydobędzie jego przyrodzoną naturalność i uczyni ją widoczną dla publiczności. Wymaga to wytężonej pracy kulturowej związanej z kontrolowaniem nie tylko ekspresji samego ciała, ale i otoczenia, tak, aby poskromić nagość i zaprezentować ją w sposób skromny i społecznie akceptowalny. Jednym z możliwych sposobów neutralizacji negatywnych skojarzeń jest wkomponowanie obnażonego ciała w utarte rytmy dnia codziennego z całą ich monotonią i banalnością. Zwyczajność stanowi bowiem potężną metaforę, która przywodzi wyobrażenia normalności oraz uczestnictwa w tej samej, podzielanej przez wszystkich rzeczywistości. Obiecuje więc oswojenie nagości poprzez jej rutynizację, uczynienie błahą i nieznaczącą. W końcu nic bardziej trywialnego niż golas spacerujący ulicami.
Fikcja banalności publicznego obnażenia uwiodła wielu artystów. W 1998 roku odbyła się premiera teledysku do piosenki „Thank U”, będącej wciąż u szczytu sławy Alanis Morissette. Klip ukazuje piosenkarkę stojącą i śpiewającą nago w różnych miejscach publicznych: na ulicy, w metrze, w supermarkecie. Dla podkreślenia skromności i niewinności odsłoniętego ciała włosy zakrywają jej piersi, a część łonowa została zamazana. W wywiadzie Morissette tłumaczyła, że w teledysku „nie chodziło o seksualność, ale o symbolikę intymności oraz bycia nagim w otoczeniach, w których zwykle potrzebuje się ochrony, np. w metrze”. Obnażenie odsyła więc do naturalnego stanu „bycia ciałem”, budzącego skojarzenia z bezbronnością, wrażliwością i autentycznością. Jednak sytuacje ukazywane w teledysku mają wyraźnie charakter zainscenizowany. Ludzie mijają rozebraną postać piosenkarki, jakby jej tam w ogóle nie było, jedynie kilka osób zatrzymuje się, by w pokrzepiającym geście położyć rękę na jej ramieniu bądź aseksualnie objąć. Idylliczny nastrój wideoklipu wydaje się więc podbudowany fałszem. W wysiłku uczynienia nagiego ciała neutralnym, Morissette poszła o jeden krok za daleko, przez co stało się ono przezroczyste i nieobecne. Tym samym zniosła własną „golasowatość”.
Podobną taktykę przyjęli Matt Johnson i Kim Schifino, którzy na potrzeby teledysku do piosenki „Lesson Learned” ściągnęli z siebie ubrania w środku zimy, na nowojorskim Times Square. Podstawowa różnica polega jednak na tym, że klip kręcony był w jednym ujęciu i ukazuje rzeczywiste reakcje przechodniów. O ile więc nienaturalność teledysku Morissette wynikała z wyreżyserowanej obojętności świadków, o tyle w przypadku wideo z udziałem Matta i Kim jest rezultatem nacechowanych afektywnie, fizycznych reakcji otoczenia. Ludzie patrzą z rozbawieniem, zgorszeniem, a czasem nawet przerażeniem na rozgrywający się na ich oczach spektakl. Oglądają się, śmieją bądź wycofują z rezerwą. Ich zachowanie wysyła dość jasny komunikat, że w świecie tekstylnym golas jest kimś nie na miejscu, a wykreowana sytuacja daleka od normalności.
Akt obnażenia nie odsyła więc do wspólnych podstaw społeczeństwa; jest raczej problemem, który należy skorygować. Doskonale widać to w końcowej scenie teledysku. Dwójka bohaterów, rozebrana do rosołu, niczym Adam i Ewa w raju, patrzy z przejęciem i podziwem na otaczające ich budynki, gdy niespodziewanie zostają zaatakowani i powaleni na ziemię przez służby mundurowe. W wywiadzie zarzekali się, że interwencja była rzeczywista i choć ostatecznie udało im się przekonać policjantów, że posiadają potrzebne zezwolenia, zostali uprzednio solidnie poturbowani. Tak oto sfera idealna, w której golas miał symbolizować wyzwolenie z norm, poległa w zdarzeniu z rzeczywistością, która nie toleruje dewiacji.
Ten sam los spotkał wielu muzyków, którzy, jak gdyby nigdy nic, wychodzili grać koncerty na golasa. Jednym z nich był Nick Oliveri. Niegdysiejszy basista Queens of the Stone Age często i z lubością prezentował się au naturel podczas występów grupy, jednak na festiwalu Rock In Rio w 2001 roku został zatrzymany przez policję pod zarzutem obnażania się w miejscu publicznym. W środku koncertu funkcjonariusze wkroczyli na scenę, okryli go kocem i eskortowali za kulisy. Oliveri, jak na prawdziwego golasa przystało, utrzymywał, że nie miał pojęcia, że robi coś szkodliwego bądź łamie prawo i po konsultacji z prawnikiem pozwolono mu powrócić na scenę już w ubraniu. Później jednak przeprosił za incydent.
Okazuje się więc, że zwykła czy „naturalna” nagość jest – paradoksalnie – niezwykle trudna do osiągnięcia, nawet mimo licznych zabiegów, których celem jest oswojenie i neutralizacja ekscesu cielesności. Na szczęście w obliczu porażki zawsze można spróbować obrócić całą sytuację w żart.
W połowie lat 80. Red Hot Chili Peppers zyskali sobie reputację zespołu, który znajduje szczególne upodobanie w występowaniu na golasa. Jedynie strategicznie umieszczone skarpety, zakrywające najbardziej intymne części męskiego ciała, pozwalały muzykom uniknąć reperkusji prawnych, a przy okazji stały się charakterystyczną częścią ich wizerunku jako grupy.
Pomysł wyszedł od wokalisty, Anthony’ego Kiedisa. Jak wspominał: „Wcześniej graliśmy już bez koszulek i szybko zdaliśmy sobie sprawę z mocy oraz piękna występowania na golasa”. Okazja nadarzyła się w czerwcu 1983 roku, gdy RHCP grali swoją pierwszą trasę w Hollywood. Jeden z koncertów odbywał się w Kit Kat Club, znanym lokalu ze striptizem, co zapewniło nader sprzyjające warunki do zrzucenia z siebie ubrań. Pojedynczy wyskok szybko przerodził się w stały punkt programu i uwieczniony został na ikonicznym zdjęciu promującym utwór „Fight Like A Brave” z wydanego w 1987 roku trzeciego albumu grupy.
Dla RHCP nagość miała przede wszystkim charakter wyzwalający, wiązała się z brakiem skrępowania i swobodą ekspresji. Konotacje te grupa osiągała dzięki umieszczeniu jej w bezpiecznych ramach swawolności i sowizdrzalstwa. Okładka wydanego w 1988 roku minialbumu „Abbey Road” ponownie ukazywała muzyków odzianych jedynie w skarpety, przy czym stylizacja zdjęcia oraz tytuł płyty jednoznacznie wskazywały na jego parodystyczny charakter. Dzięki żartobliwej formie nagość ulegała oswojeniu, przestawała być postrzegana jako zagrożenie dla społecznych norm obyczajności, gdyż nikt nie brał jej poważnie. Miała charakter nieszkodliwego młodzieńczego wybryku, była łobuzerska i figlarna, a więc w zasadzie niewinna.
Ponieważ członkowie RHCP powszechnie uznawani byli za wesołków, wiele uchodziło im na sucho, choć występy na golasa nie raz przysporzyły zespołowi trudności. Flea, basista grupy, utrzymuje jednak, że było warto: „Czy żałuję? Nie, bo to było zabawne jak diabli. Zawsze wyczynialiśmy takie rzeczy”. Okazjonalnie nadal wyczyniają.
Strategia neutralizacji nagości dzięki żartobliwej formie wykorzystywana była przez wiele innych zespołów, choć z różnym skutkiem. W 1999 roku członkowie pop-punkowej grupy Blink-182 zrealizowali humorystyczny wideoklip do utworu „What’s My Age Again?”, w którym biegają nago po mieście, wyczyniając rozmaite błazeństwa i siejąc chaos wśród napotkanych osób. Przez większość czasu nagość była symulowana, muzycy bowiem mieli na sobie przylegającą bieliznę koloru ciała, jednak to wystarczyło, by zostali wpisani w poczet golasów-żartownisiów. Reputacja ta przylgnęła do zespołu i – jak wspomina Mark Hoppus, wokalista i basista grupy – mimo ogromnego sukcesu singla utrudniała im zrobienie poważnej kariery: „Myślę, że to wideo stało się naszą kulą u nogi. Wszyscy wciąż pytają, czy znów wystąpimy nago, domagają się, byśmy ściągali spodnie czy coś w tym stylu. Wiesz, to naprawdę kłopotliwe”. Z kolei gitarzysta, Tom DeLonge, dodaje, że podczas kręcenia klipu również nie było im do śmiechu: „Byłem tym kolesiem, który stoi nago na skraju ulicy w Los Angeles, gdy kierowcy przejeżdżających samochodów pokazują mi środkowy palec i obrzucają wyzwiskami. Wideo jest zabawne, gdy je oglądam teraz, ale wówczas przestało być śmiesznie po około dziesięciu minutach, a co dopiero po trzech dniach kręcenia”.
Ostrze komizmu bywa więc obosieczne, żartujący nader łatwo może stać się obiektem żartów. W ten sposób ujawnia się jedna z podstawowych funkcji humoru w życiu społecznym, związana z jego normatywnym charakterem. Aby zadrwić z norm społecznych otaczających nagość, muzycy musieli wpierw dokonać obnażenia, tak w sensie dosłownym, jak i metaforycznym, co wiązało się, z jednej strony, z dyscyplinującym doznaniem wstydu, a z drugiej, z wystawieniem siebie na pośmiewisko. Radosny nastrój golasa szybko ustąpił upokarzającej nagości, o czym zespół przekonał się… na własnej skórze.
Na golasa przeciw nagości
Ukazywanie autorytetów nago stanowi jeden z praktykowanych od dawna sposobów na podważenie ich kompetencji i statusu. Prawdziwą sztuką zatem jest rozebrać się tak, by nie popaść przy tym w trywializującą śmieszność. A nic tak nie nadaje wagi aktom obnażenia, jak dokonywanie ich w słusznej sprawie. Tym bardziej jeśli towarzyszy im aura kontestacji.
W ubiegłym roku Amanda Palmer wykonała prześmiewczy utwór w proteście przeciw publikacji brytyjskiego tabloidu „The Daily Mail”. Miesiąc wcześniej gazeta zamieściła relację z koncertu artystki na festiwalu Glastonbury, lecz nawet słowem nie wspomniała o muzyce czy samym występie. Zamiast tego skupiła się na wyglądzie piosenkarki, najwięcej uwagi poświęcając jej odsłoniętej piersi, która w pewnym momencie koncertu wysunęła się z biustonosza. W odpowiedzi Palmer skomponowała piosenkę, w której szyderczo komentuje cały incydent, oskarżając tabloid o poniżanie kobiet za ich wygląd. Dla podkreślenia efektu znaczną część piosenki wykonała bez ubrania.
Nie bez znaczenia jest fakt, że Palmer często wykorzystywała nagość jako środek ekspresji artystycznej. Jak później podkreślała: „W «The Daily Mail» najwyraźniej nie wiedzą, kim jestem, skoro piszą artykuł o moim obnażonym biuście”. Z publikacji wyłaniał się jednak przede wszystkim obraz nieposkromionego kobiecego ciała, które „ucieka” z okowów stroju, by rzucić wyzwanie społecznym normom przyzwoitości. Sensacyjna konwencja publikacji wzbudziła zdecydowany sprzeciw Palmer: „Oczywiście ich w żaden sposób nie obchodzi, czy jestem artystką sceniczną bądź muzykiem, który występuje nago – wystarczy, że mają zdjęcie kobiety z nieco odsłoniętą piersią”. Akt obnażenia stanowił więc bezpośredni protest wobec dyskryminującego i pełnego hipokryzji stosunku mediów do kobiecego ciała, który polega na jednoczesnej seksualizacji i represji seksualności.
Ucieczka przed narzuconymi regułami przedstawiania nagości nie prowadzi jednak do naturalnego stanu „golasowatości”, lecz do podtrzymania niekończącej się gry znaczeń. Rozebrane ciało dostaje się we władanie konwencji heroicznej powiązanej z motywami odzyskiwania kontroli i emancypacji. Przy czym nie zawsze łatwo wyznaczyć granice pomiędzy obiema stylistykami, na co wskazuje m.in. podobny incydent z udziałem Janet Jackson podczas występu na Superbowl w 2004 roku czy niedawne kontrowersje wokół postaci Miley Cyrus. W ambiwalencjach tych uwidacznia się specyfika postaci golasa jako figury uwikłanej w sprzeczności i paradoksy, oferującej atrakcyjną acz iluzoryczną wizję ucieczki przed kulturowym wartościowaniem i naznaczaniem ciała. Próba wymknięcia zawsze bowiem kończy się powrotem do punktu startowego… nie idyllicznych początków ludzkości, lecz norm, wymogów i konwencji porządku społecznego.