Ciało do użytku publicznego
fot. Magda Hueckel

Ciało do użytku publicznego

Teresa Fazan

Opowieści o ikonach popkultury wyraźnie fascynują Bardouila. „Exhausted/Wyczerpani” to drugi tego typu spektakl choreografa zrealizowany z zespołem Nowego Teatru. Pierwszym był „Nancy. Wywiad”

Jeszcze 3 minuty czytania

Claude Bardouil, francuski choreograf, tancerz i reżyser w swoim nowym spektaklu zrealizowanym z aktorami Nowego Teatru, raz jeszcze sięgnął po ikony kultury masowej. Tym razem są to Marlena Dietrich (grana przez Ewę Dałkowską) i Shannon Michelle Wilsey, mało znana gwiazda porno występująca pod pseudonimem Savannah (Magdalena Popławska). Mimo że „Exhausted/Wyczerpni” nie jest spektaklem tanecznym, tylko dramatycznym, właśnie ciało i ruch (a nie tekst i słowo) stają się w nim kluczowe. Ciało aktora jest tu pierwszoplanowym medium: okazuje się ośrodkiem konfrontacji z opowieścią, a zarazem sceną, na której się ona rozgrywa.  

Silna prezentacja cielesności i konfrontacja jej dwóch wariantów otwiera spektakl. Na scenę wchodzi Savannah ubrana w bieliznę i obcisły top. Siada na różowej kanapie, zakłada nogę na nogę i macha nią w znudzeniu. W tym samym czasie zza widowni wyłania się smukła kobieta z burzą złotych loków, ubrana w krótką czarną sukienkę i szpilki. Staje w pewnej siebie, drapieżnej pozie, tyłem do widza. Na bocznych ścianach pojawia się obraz: unieruchomiona na taśmie filmowej, ukryta za piękną twarzą-maską, milcząca Marlena Dietrich. Zawieszona poza czasem, w nieskończoność pali papierosa i spogląda uwodzicielsko w oczy. Nadal stojąc tyłem do widowni, Ewa Dałkowska otwiera spektakl monologiem – cytatem wypowiedzi radiowej Michela Foucaulta „Le corps utopique” z 1966 roku.

„Exhausted/Wyczerpani”, reż. Claude Bardouil.
Nowy Teatr w Warszawie, premiera 30 stycznia 2015
To eseistyczna narracja opowiadająca o konfrontacji człowieka z własną cielesnością, o dezintegracji ciała i dożywotnim w nim uwięzieniu. Foucault rozpracowuje temat na wiele sposobów, pokazując, jak bardzo współczesny człowiek, wyzwoliwszy się częściowo z bezpiecznej ramy konwenansu ukrywającego nagość, musi się zmagać z nieokiełznaną i nieoswojoną cielesnością. Podążając za tytułem, filozof odnosi się do napięć na linii utopijność-cielesność. „Czemu utopia zawdzięcza swoje piękno, swoją cudowność? Utopia jest miejscem poza wszelkim miejscem, jest miejscem, gdzie zyskam ciało bez ciała […] Być może to jest właśnie najgłębiej zakorzenione w sercach ludzi: utopia o niematerialnym ciele. Ciało jest zaprzeczeniem utopii, bo utopia to miejsce poza miejscem, miejsce nierzeczywiste, a ciało jest bezlitośnie konkretne i materialne: jest miejscem, na które jesteśmy skazani. Nie ma przed nim ucieczki. Jednak — jak zauważa Foucault — ciało w kulturze nieuchronnie staje się fantazmatem i ostatecznie przeobraża się w wiele różnych utopii i wyobrażeń.

Ze świata wysublimowanej myśli filozoficznej trafiamy w sam środek cielesnego piekła. Jest nim kultura masowa serwująca zbanalizowaną, uproszczoną i zafałszowaną reprezentację cielesności. To, co widzimy w mediach „to tylko mięso, skóra, twarze, mięśnie jak pisze Jean-Luc Nancy w „Corpusie”. Ciała są mniej lub bardziej ukryte: w szpitalach, na cmentarzach, w fabrykach, w łóżkach”. Jednak w przeciwieństwie do kultury masowej, sztuki wizualne, performatywne czy właśnie teatr, starają się zmagać z ambiwalentnym balastem ciała. Odpowiedzią na zafałszowane wyobrażenia cielesności w mediach staje się prawdziwa obecność ciała w przestrzeni sztuki. Ciała nagiego, bezbronnego, poniżonego i osamotnionego. Ten postulat obecności pojawia się w dalszej części rozprawy Nancy’ego: „Niech będzie pisanie nie o ciele, ale pisanie samym ciałem. Nie cielesnością, ale faktycznie samym ciałem. Spektakl Claude'a Bardouila w ten kontekst się intrygująco wpisuje: usiłuje przenieść historie o ciele uwikłanym w kulturę masową na język spektaklu, w którym ciało ma szansę naprawdę się uobecnić, a ikony, po które sięga reżyser, ucieleśniają się w użyczających im swej obecności aktorach. Dwie kobiety, które własne biografie odarły z intymności, dostają na chwilę nową cielesność. Tak jak w rytualnych obrzędach oddaje się głos pokutującym duchom umarłych, tak aktorki oddają się we władanie inkorporowanej, obcej egzystencji.

fot. Magda Hueckel

Choć zestawienie diwy z połowy wieku i królowej porno z lat 90. może wydawać się dziwne czy wręcz ryzykowne, szybko wprowadzeni jesteśmy we wspólny obszar ich biografii: w dramat ciała poddawanego manipulacjom kultury popularnej i destrukcyjności czasu. Wspólny punkt wyjścia i płaszczyzna paradoksalnego spotkania dwóch ikon XX wieku, jest tylko częścią snutej opowieści. Jej rewers ukazuje różnicę. Marlena Dietrich urodziła się 69 lat przed Savannah i umarła 2 lata przed nią; pierwsza żyła więc 91 lat, a druga 23. Choć może dziwnie to brzmi, obie zrobiły karierę, chciałoby się rzec: każda na miarę swoich czasów. Na pierwszy rzut oka postaci dzieli wszystko i… zapewne tak jest. Reżyser z jednej strony silnie je różnicuje, a równocześnie przekornie stawia obok siebie, nie zważając na niestosowność porównania filmowego artyzmu z tanią estetyką porno-widowiska.

Nawet na poziomie scenicznej ekspresji postaci spotykają się wyłącznie za pośrednictwem fizyczności. Nie rozmawiają ze sobą, niemal na siebie nie patrzą, ich losy toczą się równolegle i osobno. Stykają się ze sobą tylko w dziwnych, namiętnych scenach osaczenia, dotyku i oscylującej na granicy przemocy erotyki. Duet aktorski Popławska/Dałkowska temat niejednoznacznego (dosłownego i metaforycznego) zbliżenia oddaje w niezwykły sposób. Dzięki inscenizacji doświadczamy, że bycie aktorem to — w pewnym sensie — bycie mięsem poddanym złożonej choreografii.  Aktorki udowadniają, że granie cielesnością jest nie tylko możliwe w teatrze dramatycznym, ale także niezwykle nośne dla rozwoju teatralnego dyskursu. Ich ciała budują  złożone w tematach sceny, konstruując postaci poprzez ruch i bezruch, przez fizyczność ciała i igranie z (nie)obecnością ja w tym ciele.

Dietrich okazuje się kobietą ukrytą za swoim wizerunkiem, zatrzaśniętą w skrupulatnie budowanym emploi. Gra określone role, bo takie wcielenia pasują do jej pięknej, smutnej twarzy. To role-pułapki, które nie dają szansy rozwoju artystycznego i stają się egzystencjalnym więzieniem. Aktorka nie ma do końca wpływu na swój wizerunek: staje się ofiarą konwenansu epoki.  Savannah to postać niemal symboliczna dla współczesnej popkultury: fascynująca swoją głupotą, ucieleśniająca amerykański sen o sukcesie, odpychająca wulgarnością i zniewalająca perwersyjną, nieludzką atrakcyjnością. Kultura masowa zamienia jej żywe ciało w płaski artefakt, w reprezentację masowego fetyszyzmu, w sztuczny konstrukt pragnień. Brzmi to okrutnie, jak spełnienie koszmarnego snu, ale w przypadku Savannah staje się realizacją jej najskrytszych marzeń. Dziewczyna oddała się dosłownie „do użytku publicznego” i odnalazła w tym, jak można wnioskować z jej własnych słów, prawdziwą przyjemność. Ciało było dla niej narzędziem na drodze do sukcesu, własnością, którą zarządzała i która ją determinowała, równocześnie zupełnie do niej nie należało, nie bardziej niż do każdego, kto mógł obejrzeć ją raz po raz obnażoną, z lubością sprzedającą się lepkim oczom podglądaczy. Savannah popełniła samobójstwo w wieku 23 lat, niedługo po wypadku samochodowym. Przyczyną był  prawdopodobnie lęk spowodowany deformacją nosa. Nie mogła pogodzić się z ryzykiem utraty swego najważniejszego kapitału: urody.

fot. Magda Hueckel

Dosłowne spotkanie życia i śmierci na poziomie ciała jest niemożliwe. W banalnej alternatywie tkwi zasadnicza tajemnica ludzkiego życia: ciało (a w konsekwencji sam człowiek) może być albo martwe, albo żywe. „Chyba najbardziej uporczywą, najpotężniejszą ze wszystkich utopii, którymi usiłujemy wymazywać smutną topologię ciała mówi dalej Foucault jest, dostarczany nam od początku historii Zachodu wielki mit duszy. Funkcjonuje w moim ciele w najbardziej cudowny sposób: tam mieszka, oczywiście, ale także wie, jak stamtąd uciec. Ucieka od ciała, aby dostrzegać świat poprzez okno moich oczu. Wymyka się, by marzyć, kiedy śpię. Ucieka, aby przetrwać, kiedy umrę”. W dramatycznym finałowym monologu Savannah nie sprawia wrażenia kogoś, kto uciekł przed własnym ciałem. Jej wnętrze staje się raczej ofiarą fizyczności, do ostatniej chwili zniewolonej przez żądze ciała i wyobrażenia na jego temat. Najpierw zbudowała mit własnego ciała, później przez całe krótkie życie usiłowała go dogonić. Umarła w przerażeniu, że stanie się to niemożliwe.

W inscenizacji klaustrofobiczna przestrzeń studia nagraniowego, ułożona szkatułkowo, wciąga widza do wewnątrz. Z jednej strony rysuje metaforę ciała-więzienia, a z drugiej w istocie zatrzaskuje w sobie postaci. Scenografia staje się w spektaklu ascetycznym modelem przestrzeni — meble są proste i jest ich dokładnie tyle, ile potrzeba: kanapa, fotel, jeden mikrofon. Materiały są minimalistyczne, a kolory ascetyczne. Dopiero ciała i działania bohaterów nadają im znaczenie i charakter. Ten sam fotel raz staje się tronem dla teatralnie palącej papierosa Marleny Dietrich, a raz scenerią wyuzdanego filmu porno. Przestrzeń pozbawiona ciał i głosów postaci jest martwa. Spektakl można więc uznać za oszczędny: jest spójny, pozbawiony zbędnych bohaterów, obiektów czy wypowiedzi. Opiera się właściwie wyłącznie na monologach dwóch kobiet, kilku piosenkach i wszechobecnym, pulsującym ruchu postaci. Zaburzona jest jedność czasu i miejsca, a struktura narracyjna przypomina absurdalną logikę snu, w ramach której momenty realistyczne zyskują taką samą wagę jak projekcje bohaterów i asemantyczne, transowe sceny.

„Exhausted/Wyczerpani” to spektakl o ciele opowiadany ciałem. Intrygujący status zyskuje w nim seksualność, ze względu na profesję Savannah teoretycznie stanowiąca jeden z kluczowych motywów jej życia. Jednak w inscenizacji, kiedy ruch rodem z filmu porno wyrwany zostaje z kontekstu, a akt seksualny przemieniony w mechaniczną, fizyczną, powtarzalną czynność, z ludzkim ciałem staje się coś dziwnego. Pozbawiony swego znaczenia akt seksualny czyni z człowieka zwierzęcy, wynaturzony mechanizm. Choć postaci są niemal nagie, nieustająco się o siebie ocierają, obmacują się nawzajem, imitują seks, nie ma tu miejsca na jakąkolwiek erotykę czy seksualność. Owe powierzchowne reprezentacje przypominają o uprzedmiotowieniu ciała i wypalającym charakterze wystawiania  go na publiczny ogląd.

fot. Magda Hueckel

Opowieści o ikonach popkultury wyraźnie fascynują Bardouila. „Exhausted/Wyczerpani” to drugi tego typu spektakl choreografa zrealizowany z zespołem Nowego Teatru. Pierwszym był „Nancy. Wywiad” zainspirowany ikoną rocka z lat 70. Sidem Viciousem (basista zespołu Sex Pistols) i jego groupie, Nancy Spungen. Owa artystyczna fascynacja wydaje się zrozumiała: są to zazwyczaj historie postaci odartych z własnej prywatności, znanych wszystkim, a równocześnie bezpowrotnie uwięzionych w matni klisz i plotek. Opowiadanie o nich przez pryzmat cielesności nadaje im wymiar ludzki, namacalny, przywraca na chwilę szansę prawdziwości: realnego bycia tu i teraz.  Tytułowe wyczerpanie odnosi się do stanu wewnętrznego zniszczenia i dezintegracji. Konstruuje metaforę, która krystalizuje się dzięki fizycznej pracy aktorów. Artyści stają się swoimi i cudzymi ciałami. Momentami dochodzi do pełnej integracji i to nie tylko na poziomie jednostkowym: mamy do czynienia z unifikacją wszystkich bohaterów oddających się szaleńczej, niemej ekstazie, wprawionych monotonnym, dynamicznym tańcem w bezosobowy, nieskończony trans. Spektakl staje się przez to wszystko niemal orgazmiczny: wyrwany z czasu, nieumiejscowiony, pełen nieuchwytnej, wibrującej fizyczności. Treści filozoficzne i egzystencjalne udaje się unieść w kreślonej ruchem ciał, silnie zmetaforyzowanej narracji.