W 2019 roku Rafał Urbacki został jednym z uczestników cyklu „Krajobraz” realizowanego w Komunie Warszawa pod opieką kuratorską Weroniki Szczawińskiej, w ramach którego artysta pracował nad spektaklem Rafał Urbacki „Solo”. 2019 okazał się także rokiem jego śmierci, która uniemożliwiła ukończenie projektu. Dzięki decyzji matki, pani Krystyny Grabowskiej-Urbackiej, która pozostałe po artyście przedmioty – ubrania, notatki i inne rzeczy osobiste – postanowiła przekazać jego przyjaciołom i współpracowniczkom, nieukończony spektakl odnalazł nieoczywisty ciąg dalszy: „spadkobiercy” postanowili wykorzystać udostępnione obiekty, a także własne wiedzę i wspomnienia, by rozwinąć podjęte przez Urbackiego wątki. W listopadzie ubiegłego roku Anu Czerwiński, Kacper Lipiński, Magdalena Przybysz, Igor Stokfiszewski, Weronika Szczawińska, Jaśmina Wójcik, Jakub Wróblewski i Katarzyna Żeglicka spotkali się wokół zgromadzonych przedmiotów, by odbyć performatywną żałobę po artyście.
Jedną z podstawowych zalet powstałego na podstawie laboratorium filmu jest jego prostota. Na początku, za pomocą opatrzonych komentarzem zdjęć, wprowadzona zostaje postać Urbackiego. Oglądamy coś w rodzaju pokazu slajdów, poznając najważniejsze fakty z życia artysty. Urbacki, twórca teatralny i performer, który zadebiutował dziesięć lat temu solowym spektaklem „Mt. 9,7 [On wstał i poszedł do domu]”, był bez wątpienia jednym z najbardziej wyjątkowych twórców polskiej choreografii. Nie wynikało to jedynie z alternatywnej motoryki (wskutek wrodzonego zaniku mięśni poruszał się na wózku inwalidzkim), ale przede wszystkim z zaangażowania społecznego i artystycznej bezkompromisowości. Urbacki nie tylko nie pasował do typowego polskiego krajobrazu, wyróżniał się także w środowisku artystycznym, deklaratywnie inkluzywnym i różnorodnym: jako gej z niepełnosprawnością, robiący spektakle o odmienności, wykluczeniu klasowym, swojej trudnej relacji z katolicyzmem i włączający się w działania lokalne na rodzinnym Śląsku otwarcie krytykował także świat sztuki współczesnej.
Po tej krótkiej ekspozycji znajdujemy się w świecie, w którym nie ma już Rafała Urbackiego. Czwórka znajomych wynosi rzeczy artysty z mieszkania do samochodu – jak zauważa Magda Przybysz, „tylko cztery pudła zostają po człowieku tańca” – i przewozi je do byłej siedziby Komuny Warszawa przy stacji Warszawa Wschodnia. Z przestrzeni prywatnej przenosimy się na scenę, choć w przypadku twórców teatru odpowiedź na pytanie, gdzie są naprawdę „u siebie”, pozostaje nieoczywista, zwłaszcza w sztuce zaangażowanej, kwestionującej podział na prywatne i publiczne. „Spadkobiercy” poza przedmiotami przywożą także „przestrzeń”: dzięki dokumentacji VR w następnej scenie kolejne osoby „przechadzają się” po mieszkaniu artysty, opowiadając pozostałym o tym, co widzą. To jeden z najmocniejszych fragmentów filmu: raporty o przestrzeni intymnej zmarłego stają się nieoczywistym, materialnym sposobem upamiętniania jego osoby. Pokój i znajdujące się w nim obiekty okazują się punktem wyjścia do rytualnego animowania przestrzeni, w której znajdowało się niegdyś żywe ciało Urbackiego.
Najcenniejszą pozostałością po twórcy są karteczki, czyli zapiski dokumentujące pracę nad nieukończonym spektaklem. Dla przyjaciół(ek) Urbackiego stają się one punktem wyjścia: wspólnie gromadzą się wokół nich, odczytują na głos i wybierają te, z którymi chcą pracować. Performatywna archeologia, którą w ten sposób podejmują, pozwala ucieleśnić przechowane w postaci zapisków myśli i gesty Urbackiego. W kolejnej scenie, traktując notatki jako score’y choreograficzne, artyści eksperymentują i aranżują sytuacje performatywne. Przy dźwiękach „Born This Way” Lady Gagi odbywa się także pokaz mody animujący pozostałe po artyście ubrania. W kolejnej scenie twórcy oglądają fragmenty „Mt. 9,7 [On wstał i poszedł do domu]” z 2010 roku (solo można obejrzeć na YouTube) i wspólnie z nagranym na wideo Urbackim śpiewają, intonowaną na kościelną, pieśń zaczynającą się słowami „gdy ja się urodziłem, to na świat się nie prosiłem”. Wsłuchując się w słowa piosenki, trudno nie pomyśleć, że ze względu na swą specyficzną kondycję Urbacki do pewnego stopnia żył tematem własnej śmierci. Przy okazji rocznicy jego odejścia pisał o tym Witold Mrozek: na swojej facebookowej stronie krytyk przywołał spektakl-stypę przygotowaną przed laty przez Urbackiego, na którą artysta zapraszał plakatem-nekrologiem. Wspominając twórczość artysty, Mrozek przywołuje uświęconą w polskiej teatrologii formułę teatru śmierci Kantora, która w „postkatolickim, ateistycznym, gejowskim i ludowym” teatrze Urbackiego zyskiwała nowe oblicze.
W ostatnim etapie rytuału przyjaciele siadają w kręgu, by w asyście gongów, kadzideł i brokatu spalić odczytywane po raz ostatni karteczki. Jak się okazuje, w pewnym sensie gestem tym „ożywiają” Urbackiego: ostatnie minuty filmu przekazane są artyście, który po raz kolejny odtańcza nagrane w 2010 roku solo. Napisom końcowym towarzyszy z kolei dokumentacja fotograficzna pozostała po „teatralnej stypie”, czyli performansie w Komunie Warszawa (notabene Rafał Urbacki: „Solo” było ostatnią rzeczą, którą udało się pokazać w byłej siedzibie Komuny: dwa dni później zawalił się dach remontowanego teatru; znajomi artysty żartowali, że była to reakcja Urbackiego na to, co zrobili z jego spektaklem). W grudniu, poza pokazem filmu, na scenie „wystąpiły” pozostałe po artyście obiekty, które widzowie mogli oglądać z bliska i dotykać. Dzięki temu spektakl grał z formułą rytualnego upamiętniania zmarłego, dziadów, które służą przede wszystkim żywym jako metoda pracy z żałobą. Projekty powstałe dzięki materialnym „szczątkom” po artystycznej pracy Urbackiego podnoszą temat dokumentacji w teatrze, a także tego, w jaki sposób funkcjonuje pamięć, zarówno indywidualna, jak i wspólnotowa.
Patrząc na zdjęcia z grudniowych pokazów, na których pojawiają się kadry z materiału wykorzystanego w „Solo” Czerwińskiego, pomyślałam, że rozpoczęty w ramach cyklu „Krajobraz” projekt Urbackiego nie tylko znalazł rozwinięcie w działaniach jego znajomych, ale też trwać będzie w najlepsze, kontynuowany pracą pamięci ludzi mu bliskich. Nie jest bowiem tak, że sztuka sama w sobie zachowuje pamięć czy umożliwia dokumentację. Jest odwrotnie: to pamięć umożliwia sztukę, to ludzie, którzy noszą w sobie ślady innych własnymi opowieściami i gestami performują ich (nie)obecność. Mimo lockdownu wokół pierwszej rocznicy śmierci artysty w sieci odbył się wielowymiarowy performans żywej pamięci – poza internetowym pokazem filmu „Solo” warto przywołać choćby serię tekstów, która ukazała się na portalu taniecPOLSKA.pl – co udowadnia, że Urbacki stał się częścią życia naprawdę wielu i jeszcze latami będzie „nawiedzał” wspólnotową pamięć. W historii polskiej choreografii zapisze się jako pionier i społecznik, który bezkompromisowo walczył o inkluzywną i nieomijającą trudnych tematów sztukę. Jakim był człowiekiem, przynajmniej do pewnego stopnia, można dowiadywać się z wielogłosu, który tworzą jego bliscy.