Plac zabaw
fot. Katarzyna Kalinowska

6 minut czytania

/ Teatr

Plac zabaw

Teresa Fazan

Choć w „Publice” wiele leży po stronie uczestniczek, autorki projektu oferują w zamian całkiem sporo. Scena Nowego Teatru została zamieniona w plac zabaw, na którym można przeskakiwać z atrakcji w atrakcję

Jeszcze 2 minuty czytania

Już tytuł sugeruje, że wiele jest w rękach publiczności. Zresztą, właśnie od dłoni wszystko się zaczyna: naszym pierwszym zadaniem jest zajęcie wygodnej pozycji, zamknięcie oczu i zaciskanie jednej dłoni na kolejnych palcach drugiej, zgodnie z instrukcjami performerek. Wczucie się we własne ciało, i oswojenie go, jest osią i logiką „Publiki”. Pozwala na to relaksacyjne ćwiczenie. Oswoić się warto, bo jeżeli zechcemy wejść w zdarzenie performatywne wykreowane przez Aleks Borys i Marię Stokłosę (przy wsparciu dramaturgicznym Katarzyny Sztarbały i Doroty Sosnowskiej), spędzimy w nim ponad trzy godziny. W tym czasie, podążając za ich instrukcjami, jako publiczność będziemy realizować kolejne zadania, przybliżające nam elementy tworzenia i sposoby funkcjonowania choreografii. Równocześnie, niemal mimochodem, spędzimy ze sobą twórczy czas, stając się współautorkami performansu.

Choć w „Publice” wiele leży po stronie uczestniczek, autorki projektu oferują w zamian całkiem sporo. Mała scena Nowego Teatru w Warszawie została zamieniona w plac zabaw, składającą się z kilku stacji otwartą formę, w której, jak w zabawie, można przeskakiwać z atrakcji w atrakcję. Są stolik z wodą i poczęstunkiem, wieszaki z wielobarwnymi, wygodnymi kostiumami i maskami, kącik odpoczynku z kanapą i poduszkami, szklana kula z pulą dodatkowych zadań, a także kilka kartek papieru i długopisy do bieżącego zapisywania i rozrysowywania towarzyszących procesowi stanów i myśli. Przestrzeń, wraz z wypełniającymi ją obiektami i strojami, zaprojektowała Alicja Bielawska razem z asystentką Katarzyną Kalinowską. To świat o łagodnych kolorach, miękkich fakturach, przyjemny dla oka i w dotyku. Podczas procesu stale zmienia się światło (w reżyserii Patryka Adamskiego), choć trzeba uważnie przyglądać się zmianom, by je dostrzec: w „Publice” dużo się dzieje, i nie wszystko jesteśmy w stanie wyłapać. Żeby uniknąć FOMO (ang. feeling of missing out), należy wyczulić się na własne potrzeby i możliwości, co wydaje mi się jednym z najtrudniejszych zadań, jakie – choć nie wprost – stawiają przed publiką performerki.

Publika, Maria Stokłosa, Aleks Borys. Nowy Teatr w Warszawie, premiera 8 listopada 2022 Maria Stokłosa, Aleks Borys, „Publika”. Nowy Teatr w Warszawie, premiera 8 listopada 2022 Dramaturgia „Publiki” jest prosta: krok po kroku uczymy się, jak działa i może być tworzona choreografia. Za pomocą praktycznych ćwiczeń poznajemy dwa podstawowe jej komponenty: czas i przestrzeń. Później eksplorujemy język, rozumiany nie jako narzędzie czy sposób komunikacji, ale jako element ciała, ruchomy organ, który – choć nie zdradzę szczegółów – okazuje się ważniejszy, niż by się wydawało, o zakresie szerszym niż wnętrze szczęki. Następnie, po krótkiej rozgrzewce, tworzymy własne, choć nie do końca solowe choreografie i eksplorujemy je w różnych wariantach. Na kończącym wydarzenie bankiecie mamy okazję obejrzeć nagranie wideo naszych „wykonów”. Wszystko to dzieje się w przestrzeni „placu zabaw”, z którego możemy dowolnie korzystać, przymierzając i przebierając kostiumy, podjadając owoce i czekoladę, pijąc herbatę, notując, leżąc, uczestnicząc w zbiorowych działaniach czynnie lub biernie, jako obserwatorki. W efekcie „Publika” ma nie tylko określoną trajektorię, ale jest też warstwowa: z trzygodzinnego procesu wyłania się nieskończona liczba możliwych scenariuszy, wyników indywidualnych zetknięć z proponowanym przez autorki environmentem. Zamysł ten amplifikuje zawsze obecną w praktyce performatywnej nieoznaczoność: „Publika” nigdy nie powtórzy się w takim samym kształcie. Za każdym razem spektakl zależy od tak wielu czynników, że element przypadku niemal rozsadza ramy proponowanej przez autorki sytuacji. Jako aktywna publiczność możemy poczuć, jak nasze działania faktycznie wpływają na tok zdarzeń, kształtując jakość estetyczną tej akurat „Publiki”.

fot. Maurycy Stankiewicz

Jako osoba chętnie i łatwo wchodząca w takie sytuacje w „Publice” odnalazłam się bardzo dobrze. Wspólne działanie okazało się otwierające i przyjemne, miało w sobie coś z fluxusowego eksperymentu, twórczej i uważnej zabawy materią, dziecięcego zainteresowania sobą i otoczeniem. Rezonowała ze mną przestrzeń, czułam swobodę ruchu i chęć współpracy z innymi członkami tego zgromadzenia. Jakiś czas później, kiedy piszę tekst, dokonuję autocenzury, myśląc o osobach, które mogą „Publiki” nie poczuć, nie potraktować jako dzieła sztuki, odrzucić jako doświadczenie infantylne, trywialne czy nudne. Zaczynam podważać własną możliwość wyrokowania o tej pracy. Czy doznanie pobudzenia, przyjemności z ruchu i kontaktu z obcymi osobami na zasadach innych niż te znormalizowane w życiu społecznym nie jest zbyt arbitralne, żeby twierdzić, że projekt działa, jest interesujący i że warto w ogóle kupić bilet? Czym to się różni od oceniania wartości pracy artystycznej na podstawach bardziej „racjonalnych”, związanych z płynącą z edukacji i doświadczenia zawodowego ekspertyzą? Czy odczuwanie jest w ogóle rodzajem wiedzy? A doświadczenie sensomotoryczne rodzajem doświadczenia estetycznego? Nie jest oczywiście tak, że zadaję sobie te pytania po raz pierwszy. „Publika” uświadamia mi, że jako widzowie możemy więcej niż tylko słuchać i patrzeć, a także że możliwe jest spotkanie z (nie)znajomymi w sytuacji innej niż ta, jaką zazwyczaj oferują nam, dorosłym, instytucje kultury.