Już tu nie mieszkamy
f0t. Mote Sinabe

7 minut czytania

/ Muzyka

Już tu nie mieszkamy

Jakub Orzeszek

Bohaterem pierwszej od sześciu lat płyty Einstürzende Neubauten jest Berlin, miasto błąkających się duchów. Słyszymy ich lunatyczne pieśni, gdy snują się po swoich dawnych miejscach

Jeszcze 2 minuty czytania

Słucham Blixy Bargelda i myślę, że chyba nie ma w Europie głosu bardziej melancholijnego, a zarazem demonicznego. Ten głos jest stworzony do śpiewania i melorecytowania pieśni apokaliptycznych. Nie chodzi nawet o niezwykły wrzask-skowyt, z którego słynie Bargeld (który porównuje się niekiedy z eksperymentami wokalnymi Diamandy Galás), choć może to właśnie on jest najważniejszym instrumentem zniszczenia w repertuarze Einstürzende Neubauten. Zwłaszcza na pierwszych albumach, na których krzyk niejednokrotnie transformuje przemoc lub szerzej – energię (auto)destrukcji. Dość przypomnieć „Zeichnungen des Patienten O.T.” z 1983 roku (z udręczonym, skomlanym utworem „Armenia”), ale także późniejsze solowe performanse Bargelda z cyklu „Rede / Speech”, ukierunkowane na badanie muzycznych granic krzyku, skowytu, jęku, lamentu, skrzeku, mamrotania.

Nie chodzi też o destruktywną filozofię zespołu. Katastrofizm zapisany jest już w jego nazwie i realizowany w stylistyce i tekstach kolejnych albumów – od anarchistycznego, ciężkiego buntu w latach osiemdziesiątych po elegancką, ironiczno-melancholijną estetykę ciszy. Zaczęła się ona pojawiać w twórczości Neubauten na przełomie XX i XXI wieku – a najpełniej uobecniła się zapewne w pięknych czarnych erotykach z „Silence is Sexy” („I wish this would be your color”). W utworze kończącym ten słynny album Bargeld śpiewa: „All I really want to see is a total eclipse of the sun”. Ale nawet cukierkowa „Over the Rainbow” – melorecytowana jego głosem w 1982 roku – staje się piosenką o końcu świata.

Einstürzende Neubauten, „Alles im Allem”, Potomak 2020Einstürzende Neubauten, „Alles in Allem”,
Potomak 2020
Nowy album Neubauten, „Alles in Allem”, ukazuje się sześć lat po audialnym monumencie „Lament”, upamiętniającym ofiary pierwszej wojny światowej, i aż trzynaście po „regularnym” albumie „Alles wieder offen”. Jego publikacja zbiega się zarazem z czterdziestoleciem działalności zespołu. To jasne, że tak długa przerwa między sąsiednimi płytami mocno podsyciła oczekiwania. Mogłaby na przykład sugerować nowe otwarcie – jakąś istotną odmianę estetyczną lub konceptualną, bo przecież ani Bargeld, ani pozostali członkowie Neubauten w 2007 roku nie zatrzymali się w miejscu. Rzut oka na indywidualne projekty muzyczne i okołomuzyczne z ostatnich lat nie pozostawia co do tego wątpliwości. Dwa świetne albumy Bargelda z włoskim kompozytorem Teho Teardo, płyty Alexandra Hackego z Danielle de Picciotto czy instrumentale Rudolpha Mosera to tylko ta najbardziej rozpoznawalna część ich dorobku. Pomijam akcje teatralne, filmowe, literackie, w które zawsze chętnie się angażowali. Z drugiej strony jubileuszowy kontekst, w którym pojawiła się płyta, pozwalał myśleć, że będzie ona rodzajem podsumowania.

Od razu powiem z ulgą, że drugie przeczucie okazało się błędne. „Alles in Allem” to nie artystyczny testament zespołu ani okolicznościowa laurka. Na albumie królują, na szczęście, niespokojne duchy: jest tu poszukiwanie formy, awangardowa potrzeba eksperymentu i zabawy, zadziorna niedoskonałość. Ale z pewnością nie jest to także rewolucja w dyskografii Neubauten. Raczej konsekwentna i logiczna ewolucja tematów, które nawiedzają berlińskich muzyków od dawna.

Sporo świeżości daje pierwszy utwór, „Ten Grand Goldie”, niespodziewanie energetyczny, niemal taneczny, ale i przekorny (jak się tańczy do Einstürzende Neubauten, widać na wideoklipie). Podobnie z formalistyczną kompozycją „Wedding”, kunsztownie skonstruowaną – jakby na zasadzie tautologii – w której tekst, właściwie sprowadzony do powtarzanego i rozbijanego rytmicznie tytułowego słowa, nawarstwia się i potęguje z jazzującą perkusją.

Początkowa witalność z każdym kolejnym utworem przygasa i ustępuje miejsca elegijnej medytacji. Oprócz agresywnego „Zivilisatorisches Missgeschick” muzyka jest łagodna i mimo że nadal dominuje w niej charakterystyczne industrialne brzmienie zespołu, niekiedy staje się nawet dekoratywna (jak w symfonicznych partiach „Taschen”). Cisza, nasycone linie basowe i ambientowe tła, i oczywiście legendarne perkusjonalia, od lat tworzone przez samych artystów z materiałów przemysłowych i budowlanych, choć tu niezwykle subtelne – wszystko to sprawia, że świat „Alles in Allem” trwa w aurze zawieszenia. Jakby zastyga w dziwnym oczekiwaniu.

Berlin Bargelda jest miastem błąkających się duchów. Słyszymy ich smutne, lunatyczne pieśni, gdy snują się po swoich dawnych miejscach, których już nie ma („Zivilisatorisches Missgeschick”: „Wir leben hier nicht mehr”). Widzę ich jak w ekspresjonistycznym filmie – miękkie, falujące ochłapy na tle fantastycznych szkiców miasta. Jeden wciąż powraca nad Landwehrkanal, gdzie śpiewa żołnierską kołysankę dla Róży Luksemburg – czy to nie Karl Liebknecht? Inny – aż strach pomyśleć kto – ukrywa się w Grazer Damm, gdzie w bezsenne noce, ostatnie noce III Rzeszy, nasłuchuje śmierci, która nadciąga z bombowcami. Jeszcze jeden, błądząc od drzwi do drzwi, ze zdumieniem przekonuje się, że międzynarodowe lotnisko Tempelhof, symbol kosmopolityzmu RFN, jest opuszczone.

„Alles in Allem” i przedstawiony w nim Berlin – prawdziwy duchologiczny labirynt – zasługuje, tak jak w ogóle szerszy problem zmagania się z traumą historyczną w twórczości Neubauten, na osobne omówienie. Teraz jednak nie potrafię uwolnić się od wrażenia, że to album bardzo aktualny, osadzony przede wszystkim w „dzisiaj” i „jutro”. To uczucie staje się nieodparte, gdy oglądam dwa wideoklipy, nagrywane już po zamknięciu świata.


W „Ten Grand Goldie” Bargeld, tańcząc w maseczce z malutkim emblematem Einstürzende Neubauten, śpiewa: „Nothing works, nothing works”, i jest to swawolnie oczyszczające. W tytułowym „Alles in Allem” zupełnie inaczej. Otoczony instrumentami i samotny, jak w krypcie, gra na klawiszach drżącymi dłońmi. Pod koniec wideoklipu Blixa Bargeld – niemłody już, niepiękny mężczyzna z powiekami grubo pomalowanymi srebrnym brokatem – zakłada na głowę wieniec z kwiatów, jakby w geście odnowicielskim. Ale ciemne i ciężkie wersy tego utworu, które raczej odgaduję, niż rozumiem, mówią coś przeciwnego.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)