Pusta przestrzeń między kadrami

Pusta przestrzeń między kadrami

Radek Pulkowski

Esej o teorii komiksu w formie komiksu – tym jest klasyczne już dzieło Scotta McClouda wydane wreszcie po polsku. McCloud wykłada z pasją odkrywcy, co udziela się czytelnikowi – niejeden zobaczy w komiksowym medium rzeczy, których dotąd nie zauważał

Jeszcze 2 minuty czytania

Na pierwszych stronach „Zrozumieć komiks” czytelnik widzi awatar Scotta McClouda, który z rozpostartymi na tle nocnego nieba ramionami pokazuje nieograniczony wszechświat komiksu, podobnie jak Carl Sagan pokazywał widzom programu „Cosmos”... po prostu wszechświat. Album skonstruowany jest jak rysunkowy odpowiednik telewizyjnych programów popularnonaukowych. Oto sympatyczny i absolutnie pochłonięty komiksem geek wyjaśnia nam go od podszewki, dochodząc w efekcie dużo głębiej niż do potocznie kojarzących się z historiami obrazkowymi technikaliów, jak znane każdemu dymki. Każdy element swojego wykładu ilustruje przykładami, które pomagają zrozumieć jego tok myślenia. Nieco dalej rysunkowy okularnik wyjaśnia czytelnikowi, że słynna fajka René Magritte'a nie jest fajką, ale obrazem przedstawiającym fajkę. Następnie pyta: „Słyszysz, co mówię? Jeśli tak, to powinieneś pójść do laryngologa, bo nikt nie powiedział ani słowa”. Dobrze przybliża to atmosferę, która towarzyszy lekturze albumu – ma być luźno, ale przytomnie.

„Zrozumieć komiks”, Scott McCloud.
Przeł. Michał Błażejczyk, Kultura Gniewu, 228 stron,
w księgarniach od lutego 2015
Dziś komiks jako taki nie musi już udowadniać światu, że jest tak zwaną poważną sztuką. W 1993 roku, czyli dopiero rok po przyznaniu Nagrody Pulitzera słynnemu „Mausowi” Arta Spiegelmana, kiedy „Zrozumieć komiks” ukazywało się po raz pierwszy – było to konieczne. Od tego wychodzi McCloud. Jego praca nie jest jednak krucjatą przeciwko amatorom ekskluzywnej, tradycyjnej i czystej sztuki, którzy uważają historie obrazkowe za bękarta tych lepszych – literatury i sztuk plastycznych. Zamiast spierać się z zamkniętymi głowami, próbuje te głowy otwierać, pokazując w przystępny sposób, że istnieje coś takiego jak prawdziwy język komiksu. Co więcej: że ten język jest dość skomplikowany, wart steoretyzowania i obdarzony specyficznym wachlarzem możliwości, a zadawanie pytań na jego temat prowadzi – zupełnie jak w przypadku innych sztuk – do stawiania pytań na temat fundamentów ludzkiej percepcji. W obliczu tak poprowadzonego wywodu pytanie „czy komiks może być sztuką?” autor zbywa na jednej ze stron jako bardzo głupie.

McCloud ma w sobie coś z Arystotelesa. Porównanie jest może trochę żartobliwie, ale na pewno nie bezzasadne. Wiele wskazuje na to, że arystotelesowska „Poetyka” była jednym z pierwszych znanych ludzkości dzieł teoretycznoliterackich. Równie wiele wskazuje na to, że i na pomysł pisania teorii komiksu mało kto wpadł przed McCloudem. Podobieństwo nie polega jednak tylko na prekursorstwie, ani nawet na skali wywartego wpływu (wniosków zawartych w „Zrozumieć komiks” nie sposób zignorować). Bycie pionierem ma tę zaletę, że nie trzeba w swoim myśleniu odwoływać się do zbyt wielu poprzedzających je teorii. I tak McCloud z pasją odkrywcy myśli świeżo i samodzielnie, co przekłada się na przyjemność czytelnika – w końcu większość ludzi woli eseje popularnonaukowe od prac silących się na akademickość. „Zrozumieć komiks” to rzecz przystępna i swobodnie napisana. Nie przeszkadza to zawartym w niej analizom w byciu zarówno wyczerpującymi, jak i inspirującymi. Autor nie zanudza czytelnika encyklopedycznym wyszczególnianiem – dla przykładu – jakie kształty kadrów mogą pojawić się w komiksie i w jakich ilościach dotąd występowały. To nudne – przecież pojawić się może każdy kształt, jaki dany twórca sobie wyobrazi. McCloud woli zająć się takimi kwestiami jak synestezja (czy pojedyncza kreska lub kolor mogą budzić konkretne emocje?), rozważaniami o tym, jaką przewagę ma cartoon, czyli rysunek uproszczony, nad rysunkiem realistycznym, czy też zjawiskiem dookreślenia (w oryginale zamiast terminu zaczerpniętego z prac Romana Ingardena zostało użyte słowo closure). Dookreślenie, czyli praca umysłu, która sprawia, że potrafimy sobie do-wyobrazić to, czego nie widzimy. Jak słusznie wyjaśnia Scott McCloud – większość akcji w historiach obrazkowych dzieje się przecież pomiędzy poszczególnymi kadrami, które porównać można do filmowych stop-klatek, ale rozdzielonych większymi interwałami.

Dlaczego w komiksie czas to przestrzeń? Dlaczego język komiksu jest bardziej podobny do pierwotnych systemów lingwistycznych niż większość dzisiejszych języków narodowych? Jakimi elementami tak naprawdę różni się manga od komiksu amerykańskiego i europejskiego, bo ewidentnie czymś więcej niż tylko wielkimi oczami bohaterów? Autor napomyka też miejscami o historii komiksu, kórej szuka w zamierzchłej przeszłości. Prekolumbijskie malowidła naścienne, tkanina z Bayeux, ilustracje w średniowiecznych księgach, William Hogarth czy nawet Max Ernst pojawiają się w „Zrozumieć komiks” nie bez powodu. Podobnie jak stworzona na początku szeroka definicja komiksu. Ta, choć wydawała się pewnie samemu autorowi zbyt akademicka i nieatrakcyjna, ma jeden ważny cel – pozwala zobaczyć komiks przede wszystkim jako medium, twór służący komunikacji. O ile Scott McCloud rzeczywiście przeprowadza wywód samodzielnie, o tyle dwa nazwiska patronują mu w szczególności. Pierwsze: Will Eisner, legenda historii obrazkowych i autor „Comics and Sequential Art” – książkowej analizy komiksowego medium. To z niej autor „Zrozumieć komiks” zaczerpnął ramy teoretyczne, które rozwija w swoim albumie, by wspomnieć choćby kluczowe uznanie komiksu za sztukę sekwencyjną. I wreszcie drugie nazwisko: Marshall McLuhan, którego teorie prześwitują przez myślenie McClouda na każdym kroku, nawet w tytule albumu. Komiks to dla Scotta McClouda szczególny kanał komunikacji.

W ułożonej przez McClouda definicji komiksu nie ma ani słowa o tym, że powinien on służyć bezpretensjonalnej rozrywce lub być utworem humorystycznym. Dokładnie z tych samych powodów nie ma ani słowa o tym, że komiks powinien opowiadać o superbohaterach. Ani humor, ani obecność herosów w obcisłych trykotach zwyczajnie nie są dla tego medium cechami konstytutywnymi. Na szczęście idei Amerykanina, poza zapędami analitycznymi, przyświeca także duch tradycji – „Zrozumieć komiks” świetnie się czyta. Jasne, że żarty nie wywołują paroksyzmów śmiechu podczas lektury, ale są zabawne. Paradokumentalna narracja najzwyczajniej w świecie wciąga. Długie godziny, które autor spędził na lekturze historii obrazkowych i rysowaniu własnych po prostu widać. Nie tylko za sprawą komiksowej erudycji i głębi refleksji – McCloud dobrze wie, „jak to się robi”, żeby czytelnik był zadowolony, a znakomity pomysł narysowania albumu o teorii raczej dodatkowo go uskrzydlił niż przytłoczył swoim ciężarem. „Zrozumieć komiks” błyszczy intelektem swojego twórcy, a ten jest w dodatku osobą szczerze chcącą zrozumieć ukochane medium. I zaraża.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.