Dzieci-drzewa
zdj. Against Gravity

Dzieci-drzewa

Ludwika Mastalerz

Film Marczaka jest czymś więcej niż płaską pocztówką ze świata nieprzystosowanych do życia dziwaków; młody dokumentalista, podobnie jak Werner Herzog, potrafi, choćby przez negację, odkryć ułamek prawdy o nas samych

Jeszcze 1 minuta czytania

Na pierwszy rzut oka to obudzeni z zimowego letargu hipisi , którzy przespali ostatnie czterdzieści lat rozwoju świata. Niedomyci, nieuczesani, zgrzebnie ubrani, trwający od jednego egzystencjalnego ziewu do następnego. A jednak emanuje z nich entuzjazm wiosennych przebiśniegów i nieposkromiona seksualność, lecz nie taka, jaką znamy z telewizyjnych reklam: pani spoglądająca uwodzicielsko spod firanek długich rzęs, pan nie mogący oderwać od niej oczu... Nie, to seksualność dzikiego zwierzęcia zamkniętego w zoo, kopulującego na oczach kilkuletnich, zajadających watę cukrową dzieci i ich skonsternowanych rodziców. Członkowie grupy Fuck for Forest jak na swoje umiłowanie wolności i pogardę dla obowiązków wykazują się imponującą przedsiębiorczością – dobrze wiedzą, że seks zawsze i wszędzie sprzedaje się świetnie, a ekonomiczny instynkt podpowiada im, że aby zdobyć pieniądze, trzeba swoim klientom dać coś w zamian.

Fuck for Forest to idealiści w wersji 2.0, świadomi faktu, że na nagie ideały nie ma popytu – co innego pokusa nagiego ciała, nagiej egzystencji w komunie, nagich w swej szczerości międzyludzkich relacji. Dziś, być może bardziej niż w epoce o kilka dekad starszej i kilka prędkości wolniejszej, namiastka raju jest bardziej pociągająca. Jednocześnie takie podejście do życia wydaje się dziś bardziej kuriozalne niż kiedykolwiek wcześniej. Podczas gdy Steven Pinker kiwałby z politowaniem głową, a Thomas Hobbes rwał z niej włosy, Michał Marczak cierpliwie towarzyszy bohaterom w ich codzienności na ulicach Berlina i w podróży do Amazonii. Przygląda się z zaciekawieniem równym narratorowi filmu „Człowiek Niedźwiedź”, ale swą subiektywną ocenę ukrywa całkowicie w zgrabnie zmontowanym obrazie. Dzięki temu jego film jest czymś więcej niż płaską pocztówką ze świata nieprzystosowanych do życia dziwaków; młody dokumentalista, podobnie jak Werner Herzog, potrafi, choćby przez negację, odkryć ułamek prawdy o nas samych.

„Fuck for Forest”, reż. Michał Marczak,
Polska 2012, w kinach 0d 23 listopada 2012
Początkowo reżyser pozwala swoim bohaterom panoszyć się do woli – nie szczędzi migawek z poszukiwań na śmietniku, zbiorowej orgii i patetycznych monologów wprost do kamery, przekonujących o tym, że sperma i krew menstruacyjna to najsmakowitszy koktajl. Sytuacja odwraca się podczas pobytu w Amazonii. Kamera bezlitośnie rejestruje konsternację bohaterów wobec klęski ich wielkiego przedsięwzięcia. Dzieci-drzewa, potomkowie dzieci kwiatów, stają twarzą w twarz ze „szlachetnymi dzikusami” ze swoich wyobrażeń. Indianie nie są wdzięczni za pomoc, przeciwnie – nie wierzą w bezinteresowność młodych aktywistów, wciąż węszą podstęp. Okazuje się, że autochtoni żyją w „sielance” na łonie natury nie z własnego wyboru, ale traktują tę egzystencję jako etap przejściowy na drodze rozwoju. „Powrót do korzeni” jest dla nich fanaberią Europejczyków, którzy doświadczyli już cywilizacyjnych zdobyczy – powszechnego szkolnictwa i opieki medycznej, nowoczesnych technologii i sprawnej infrastruktury; i są nimi już nieco znużeni. Grupa Fuck for Forest nieświadomie wpisuje się w długą tradycję pychy Europejczyka w wersji soft – ich wyobrażenia o realiach życia i potrzebach mieszkańców Amazonii są boleśnie opresyjne. Wysiłek i poświęcenie okazują się przejawami egoizmu, w rzeczywistości eko-porno-aktywiści chcą, w cudzej przestrzeni życiowej, stworzyć „zielone płuca” na własny użytek.

Ekonomista Tim Harford wciąż przekonuje, że dopóki sprawy ekologii będą kwestią jedynie sumienia, a nie procesów ekonomicznych, dopóty wszelkie projekty ratujące środowisko naturalne będą skazane na niepowodzenie. Z tego punktu widzenia fakt, że łatwiej zebrać fundusze na ekologiczne projekty niż je wydać, wydaje się dużo mniej absurdalny. Młodzi aktywiści zdają się jednak nie wyciągać wniosków z tej lekcji, są jak Gauche, bohater powieści „Podróż Ludzi Księgi” Olgi Tokarczuk, który jako jedyny dotarł do celu wyprawy, ale trzymając w ręku Księgę „ujrzał tylko wyraźniej strukturę papieru i ostre krawędzie liter, odbijające się od białego tła”. Gauche obraził się na Księgę za to, że nie przemawia łatwymi obrazami, i poszedł swoją drogą. Podobnie rzecz się ma z młodymi „freeganami” – otrząsnąwszy się z porażki, zwracają się w stronę kolejnej seksownej idei, której mogą się bez reszty poświęcić.

W obiektywie Marczaka widać dwuznaczność wspólnoty, która z jednej strony zachęca do odwagi w głoszeniu śmiałych haseł i stwarzaniu niestandardowych modeli życia, z drugiej jednak bywa rękojmią kolejnych nieprzemyślanych pomysłów. Rozrzedzając odpowiedzialność poszczególnych jednostek, łatwo łagodzi gorycz porażki i szybko daje ciepełko pocieszenia. „Fuck for Forest” w kilku polskich miastach słusznie został uznany za pornograficzny, w końcu obnaża on i fetyszyzuje bunt jako formę konformizmu i umysłowej impotencji.

 Cykl, w ramach którego prezentujemy twórczość młodych artystów, publikowany jest we współpracy z Narodowym Centrum Kultury i Galerią Kordegarda.

 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.