„Piękno”, reż. Olivier Hermanus

Ludwika Mastalerz

Przyznanie „Pięknu” queerowej Palmy na festiwalu w Cannes wzbudziło spore poruszenie, jedni widzą w nim czystą artystowską prowokację, inni kolejne ogniwo w długim dyskursie o potrzebie zburzenia dominacji większości

Jeszcze 1 minuta czytania

François prowadzi uporządkowane życie: pracę przynoszącą profity dopełnia „normalny dom” – żona i dwie córki. Na weselu jednej z nich spotyka dawno niewidzianego syna przyjaciela – przystojnego jak z okładki kolorowego magazynu młodzieńca. Subtelne piękno sceny otwierającej powróci jeszcze tylko raz, zanim jednak do tego dojdzie, przed oczami widza ukaże się w całej okazałości wnętrze godnego politowania potwora w średnim wieku. Od pamiętnego wieczoru François dręczy obsesja zbliżenia się do Christiana. Początkowo wydaje się, że nie będzie to takie trudne – w końcu spotyka się z kolegami w domku letniskowym i oddaje homoseksualnym orgiom. Jednak wybujała seksualność mężczyzny zamieszkuje dwie odległe planety: jedna to świat miłosnego zauroczenia, druga jest polem zaspokajania czysto fizjologicznych potrzeb. Spotkania z kolegami naznaczone są seksem nie tyle mechanicznym i pozbawionym czułości, co ostentacyjnie obrzydliwym. Jest nie tyle spełnianiem wstydliwych zachcianek, co przykrą koniecznością podobną wydalaniu – czynnością, która łączy bezdomnego z królową angielską. François i jego kolegom doskonale zatem wychodzi sztuka racjonalizowania swoich praktyk, starannie ukrytych przed oczami żon i post-apartheidowskiego społeczeństwa. Tożsamość budują na kłamstwie tak absurdalnym, że trzeba nadludzkiego wysiłku, aby w nie uwierzyć. Tak jak niegdyś trzeba było się naprawdę postarać, by w rdzennych mieszkańcach południowej Afryki nie dostrzegać ludzi, tak teraz bohaterowie uparcie nie odnajdują w sobie samych gejów. Zatem zło i kłamstwo wraz z zaprzeczeniem tytułowego piękna okazują się trawestacją antycznej triady – Dobro, Piękno, Prawda.

W filmie Oliviera Hermanusa fundamentalne idee nie są wygodnymi narzędziami do snucia moralizatorskich rozważań na temat ucisku i nietolerancji. Reżyser drąży głębiej, pokazując jak te zjawiska funkcjonują w opresyjnym umyśle. François – z uwagi na gwałt, którego się dopuszcza – wydaje się białym mieszkańcem RPA najgorszego sortu. Nie tylko wypiera swoje skłonności, ale też za swoją udrękę obarcza winą innych. Zaszczuty przez samego siebie w konserwatywnych ograniczeniach, kieruje agresję na zewnątrz. W pewnym sensie jednak góruje nad swymi kompanami świadomością – w nim jednym kiełkuje myśl, że homoerotyczne praktyki mogą być czymś więcej niż tylko fizjologiczną czynnością. Kiełkowanie w jego świadomości myśli, że geje mogą kochać się jak inni ludzie i że właśnie jego to spotkało, powoduje lawinę podłości, transformującą potrzebę intymności w żądzę niszczenia. Gwałt jest nie tylko manifestacją potrzeby zdeptania czegoś pięknego – niewinnego młodzieńca i narastającego względem niego uczucia, ale też gwałtem na samym sobie towarzyszącym horrorowi samopoznania, trafnie opisanego przez Juliana Kornhausera: „Wiedzieć o zimie to jeszcze mało. Oszaleć, gdy stanie soplem w gardle. Spłonąć, gdy rozedrze płuca”. Odrażający czyn François jest histeryczną próbą przywrócenia świata, który zna i w którym przez całe życie starał się bezskutecznie zadomowić.

Przyznanie „Pięknu” queerowej Palmy na festiwalu w Cannes wzbudziło spore poruszenie, jedni widzą w nim czystą artystowską prowokację, inni kolejne ogniwo w długim dyskursie o potrzebie zburzenia dominacji większości. Film Hermanusa wyrasta jednak ponad te proste kategoryzacje. Jak na ironię kategoryzacja jest jednym z tematów tego obrazu. Tytułowe piękno to pojęcie abstrakcyjne, wieloznaczne, od wieków wzbudzające dyskusje. Abstrahowanie jest czynnością umożliwiającą poznanie, dzięki przyporządkowaniu rzeczy do odpowiedniej kategorii człowiek jest w stanie ogarniać świat. Jednak każde uporządkowanie rozgrywa się na dwóch biegunach – wykluczenia i inkluzji. Wybór bywa problematyczny i może prowadzić do błędu. To niewłaściwe rozpoznanie sprawia, że tak trudno przypisać rzeczom jednej kategorii równy status, przez to nie dostrzega się w kobiecie partnera, w homoseksualizmie normalności, człowieka w przedstawicielach innych ras, a w zwierzętach istoty czującej. To, co nie jest moje, a zajmuje mój teren, budzi niechęć, wrogość lub agresję. Film Hermanusa wznosi więc dyskurs o społecznym odrzuceniu mniejszości seksualnych na wyższy poziom – to próba spojrzenia na problem oczami tych nietolerancyjnych – odważna penetracja nienawistnego umysłu.

„Piękno”, reż. Olivier Hermanus.
Francja, RPA 2011, w kinach od 25 maja 2012
Gdy François widzi w kawiarni czule obejmującą się parę gejów, doświadcza małej iluminacji – w pewnym sensie to powtórzenie sceny pierwszej, gdy widzi Christiana – jasny promyk w jego zakłamanym życiu. Ale też jej zaprzeczenie, bo dotąd piękno było tylko tajemniczym magnesem, którego przyciąganiu się opierał, teraz stało się zrozumianą zbyt późno ideą. Ta kompozycyjna klamra wprowadza niejednoznaczność do wieńczącej film kody – niekończącej się powolnej jazdy ślimakiem wielopiętrowego garażu. Droga nie wiedzie z pewnością ku nowemu życiu. Czy otaczająca bohatera ciemność sugeruje dalsze podążanie drogą zaprzeczania i wyparcia, czy raczej bolesną świadomość, że coś na zawsze zostało odmienione, ale nadal kręcić się będzie w kółko? Mężczyzna trzyma mocno kierownicę i zdaje się wiedzieć dokąd zmierza, jednak ten ruch do złudzenia przypomina bezwładne spadanie.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.