Ostatnia lekcja w tureckiej szkole. Radość z wakacji nie udziela się jednak wszystkim. Kilkuletnia Lale wpada w czarną rozpacz, żegnając się z nauczycielką. Czas pokaże, że uwielbienie dla wychowawczyni nie jest jedynym powodem łez. Początek wakacji trzeba jednak jakoś uczcić, a szkolny rygor utopić w morzu jak zimową marzannę. Lale razem z siostrami i grupką chłopców wskakują do wody tak jak stoją – w szkolnych mundurkach. Incydent bardzo nie przypadnie do gustu opiekunom dziewcząt – babci i wujkowi, którzy zaadoptowali je po śmierci rodziców. Wspólnie z ciotkami postanawiają okiełznać młodzieńczą niesubordynację i kapryśną, dopiero co budzącą się, kobiecość. Trafnie przewidują, że nie będzie to łatwe, ale mylą się, myśląc, że ich metody duszenia rebelii w zarodku przyniosą dobre rezultaty. Siostrom zostaną odebrane narzędzia pokus – telefony, komputery i modne stroje. Dobrą zmianę przyklepie ubranie dziewcząt w długie, krępujące swobodę ruchów sukienki w szaroburym kolorze, w „kolorze gówna” – jak określi je najmłodsza z nich. „Mustang”, nazywany często w recenzjach turecką wersją „Przekleństw niewinności”, stanowi właściwie przeciwieństwo filmu Sophi Coppoli – dramat sióstr nie jest zagadką, wręcz przeciwnie: ich problemy podane są na talerzu. Wszyscy doskonale wiedzą, dlaczego trudno okiełznać młode dziewczyny, które po prostu chcą żyć jak nastolatki. Turecka prowincja musi natychmiast podporządkować je regułom konserwatywnej kultury.
Szybko okazuje się, że tradycyjna rodzinność polega głównie na wypełnianiu obowiązków, na czułość i sentymenty brakuje miejsca. Kolejne próby utrzymania jakiejkolwiek autonomii są przez opiekunów udaremniane, często w groteskowy sposób. Koniec końców siostry zostają odizolowane od świata i rzucone na taśmę „fabryki żon” – uczą się gotować i usługiwać swoim przyszłym mężom i teściom. Jednak na przekór wszystkiemu zamknięte w domu z okratowanymi oknami dziewczęta śmieją się i psocą jak beztroskie nimfy, żyjące gdzieś w mitycznym bezczasie, całą siłę do życia czerpiąc ze swojej małej wspólnoty. Młodzieńcza energia powoli zaczyna słabnąć, gdy babcia z wujkiem wpadają na pomysł kompleksowego pozbycia się „problemu” – wydania dziewcząt za mąż. Cała procedura swatania działa sprawnie, ale właśnie ten automatyzm spotykania się rodzin, zdawkowych rozmów przy herbacie, zapoznawania ze sobą młodych jest najbardziej bolesny. Kolejne dziewice znikają w rękach obcej rodziny tak schematycznie jak ofiary psychopatycznego mordercy w gatunkowym slasherze.
Każda z sióstr uruchamia inny mechanizm obronny przeciwko kulturze starszych – jedna bezwględnie walczy o małżeństwo z miłości, druga ostentacyjnie obnosi się ze swoją obojętnością, trzecia dąży do autodestrukcji, czwarta nie wierzy w absurdalność swego położenia i ma nadzieję na złagodzenie wyroku. Tylko najmłodsza, nad którą nie wisi jeszcze widmo bezdusznego obowiązku zamążpójścia, nie jest zdolna do żadnego kompromisu i będzie walczyć do końca. Słowa siostry – „Istambuł jest setki kilometrów stąd, a ja nie umiem prowadzić” – nie zniechęcają jej, ale inspirują do powzięcia radykalnych kroków. To do niej odnosi się tytułowy mustang – zwierzęcy instynkt przetrwania, nieskażony jeszcze kulturą uległości, okazuje się zbawieniem, a dla widza kontrapunktem, uwypuklającym problem tradycjonalistycznej społeczności.
„Mustang”, reż. Deniz Gamze Ergüven, Francja, Turca 2015, w kinach od 8 kwietnia 2016
Choć pozornie może się wydawać, że pełnometrażowy debiut Deniz Gamze Ergüven jest feministycznym krzykiem przeciwko patriarchalizmowi, w rzeczywistości dotyka dużo szerzej zakrojonej sytuacji. Małoletnie żony nie są tu jedynymi ofiarami: toksyczne zależności między członkami rodziny, podtrzymywanie przywiązania do wartości poprzez powtarzanie mantry o konieczności pozostania czystym i unikaniu za wszelką cenę hańby, odciskają piętno na wszystkich. Zamężne kobiety bezdusznym traktowaniem młodych rekompensują sobie pamięć o własnej krzywdzie, decydowanie o cudzym losie pozwala im zachować poczucie sensu własnego życia, które dawno temu zaplanowali ich rodzice. Chłopcy nie mają swobody wyboru osoby, którą poślubią, zupełnie jak dziewczęta. Wydaje się, że jedynymi beneficjentami konserwatywnej kultury pozostają starsi żonaci mężczyźni, ale oni także nie robią niczego z własnej woli, wypełniając tylko narzucone im przez system powinności. „Głowa rodziny”, która pozwoliłaby dziewczynkom na beztroskie dzieciństwo, naraziłaby je na ostracyzm i samotność. W tak gęstej siatce wzajemnych zależności nie tylko poczucie szczęścia, ale nawet wolność popełniania błędów jest nieosiągalnym luksusem.
Ergüven bardzo delikatnie zaznacza obecność innych postaci, nie odmalowuje ponurej panoramy, nie popada w melancholijną zadumę, w której lubuje się tak wielu tureckich twórców. Konsekwentnie trzyma się perspektywy dziewcząt, jakby całą nadzieję przełamania obyczajowego status quo pokładała w młodzieńczej energii, której szkoda marnować na bezcelowe oskarżanie odwiecznego porządku.