Manewry taktyczne
Pablopavo, fot. Bartek Muracki / Karrot Kommando

8 minut czytania

/ Muzyka

Manewry taktyczne

Piotr Kowalczyk

Disco to coś więcej niż kilka patentów aranżacyjnych. To stan ducha.Trzeba mieć tego rodzaju muzykę w sobie. A Pablopavo bliżej do melancholijnego barda z kwartyrnika niż do młodego Johna Travolty

Jeszcze 2 minuty czytania

Od „Złego” po „Ślepnąc od świateł” – Warszawa nie może narzekać na brak popkulturowych mitologizacji. Chyba nikt jeszcze w muzyce popularnej nie przedstawił tak bogatego i osobnego warszawskiego uniwersum postaci, sytuacji i miejsc, co Paweł Sołtys na kolejnych płytach Ludzików.

Mija mniej więcej półtora roku od wydania płyty „Ladinola”. Był to pierwszy w dyskografii Ludzików tak kolektywny album. Ludziki mozolnie wykuwały swoje brzmienie na sesjach nagraniowych, a zespołową chemię było słychać i na płycie, i na koncertach. Był to album pełen nie tylko nowych tropów tekstowych i muzycznych, ale też aranżacyjnie dopracowany jak nigdy wcześniej. Utwory były napędzane raczej przez refreny i pomysłowe chórki, zaskakujące instrumentarium niż koncepty tekstowe (choć pod tym względem to również znakomita, bardzo rozgadana płyta). Zza pleców Pablopavo wyrośli Emiliano Jones, Earl Jacob, gościnnie występujące Ola Bilińska czy Lena Romul – i każde z nich wniosło coś swojego do charakteru tej płyty. Jedna z piosenek zabrzmiała, jak gdyby została napisana dla Edmunda Fettinga, gdzie indziej słychać było echa francuskiego popu czy afrobeatu. Płyta skakała po epokach popkultury i miejscach na globie. Jednocześnie miała w sobie melancholię właściwą konkretnemu miejscu – blokowiskom Stegien czy grochowskich uliczek. To właśnie czułość i uważność, z jaką Pablopavo śpiewał o swoim mieście, przesądziły o jej świetnym przyjęciu.   

Chwilę po „Ladinoli” Paweł Sołtys wydał książkowy debiut (zbiór opowiadań). Został za niego nominowany do Paszportów „Polityki” (już po raz drugi, tym razem w innej kategorii), zdobył też Nagrodę Literacką Miasta Gdynia. Równie często co na koncertach można go było spotkać na imprezach literackich, gdzie promował „Mikrotyki”.  

Biorąc pod uwagę tempo wydarzeń – nowy album Ludzików ukazał się więc niespodziewanie szybko i jakby przy okazji. Już rok temu na koncertach Sołtys zapowiedział, że nowe Ludziki będą flirtować z disco. Na ten „zwrot dyskotekowy” można było czekać ze sporymi obawami. „Ladinola” zachwycała naturalnością, ale był to stylistyczny kundelek. Zrobić płytę opartą na disco to natomiast wyzwanie. Nie chodzi tylko o produkcję czy o kilka patentów aranżacyjnych, które powiedzą: to jest kawałek disco. Trzeba mieć tego rodzaju muzykę w sobie. Nie zagra dobrze disco ktoś, kto na prywatkach raczej stoi pod ścianą. A Pablopavo bliżej do melancholijnego barda z kwartyrnika niż do młodego Johna Travolty.

Na szczęście okazało się, że z tym disco Paweł Sołtys raczej blefował. Poza kilkoma firmowymi dla gatunku disco dźwiękami – kołysaniem smyków, tanecznym bitem – płyta „Marginal” raczej flirtuje z disco. I dobrze. Gdy Ludziki próbują zdecydowanie iść w tę stronę, tak jak na pierwszym singlu „Karwoski”, efekt jest rozczarowujący – toporny i wymuszony.  

Album kontynuuje raczej eklektyzm poprzedniczki.  Problemy z „Marginalem” są dwa. Utwory są po prostu o klasę słabsze niż te na „Ladinoli”. „Ochota” spełnia obietnicę o płycie disco i nie wydaje się próbą wymuszoną. W dodatku historia o dziarskim panu na wózku inwalidzkim podszyta czarnym humorem to jeden z lepszych tekstów na płycie (o bohaterze, który w wypadku stracił nogi Sołtys nawija tak: „twardo stąpa przez Ochoty świat / choć w istocie jedzie / jestem nie do zdarcia, śmigam jak mały fiat”). „Kogo”, z rozpędzonym mostkiem, mogłoby znaleźć się na którejś z płyt T.Love z połowy lat 90. (na „Chłopakach…” lub „Al Capone”), a „Niskie słońce” to jeden z utworów, w których „zwrot dyskotekowy” wydaje się całkowicie uzasadniony. Ostatni utwór na płycie, „W przytułku”, ze swoją melancholią, nie byłby osamotniony na „Ladinoli”. Reszta utworów się ze sobą zlewa, to przeciętny miejski folk.

Nowe Ludziki to chyba też jedna z tych płyt, które mogłyby mieć zdecydowanie lepiej ułożoną kolejność utworów. Początkowo wydaje się, że właściwie brak tu kawałka, który niósłby album – pozwalał słuchaczowi zdobywać go powoli. Na „Ladinoli” pierwszych 5 utworów spełnia taką funkcję. „Marginal” swoje najlepsze piosenki ma poukrywane na końcu.

Pablopavo wpada też w tematyczne koleiny. Może nie są to jeszcze autoplagiaty i nie jest to kolejny film Wojciecha Smarzowskiego, o którego „autorskim języku” krąży już po sieci prześmiewcza pasta.  Jednak coś jest na rzeczy. Da się wyróżnić kilka kategorii utworów, które obowiązkowo pojawią się na kolejnych Ludzikach.  Po pierwsze, obowiązkowa historia kobieca – wcześniej były „Ola”, „Wszystkie neony”, „Aneta ucieka” czy „Z fartem dziewczyna”. Tutaj mamy „Agatę”, za którą na tanecznej zabawie oglądają się wszystkie chłopaki – i wychodzi z tego klisza klisz, zarówno tekstowo, jak i muzycznie. Piosenka o bezrobotnym, emerytce, niepełnosprawnym lub chociaż podstarzałym prekariuszu? Proszę bardzo. Parytet wykluczonych wypełniają: „Pkb”, „W przytułku”, „Ochota”. Można też liczyć na love story ludzi w wieku mocno średnim: „Złoto”, „Pkb”, „Adam” to przykłady z brzegu. Ja doceniam ogromną empatię autora i to, że w losach najbardziej przeciętnych ludzi dostrzega malowniczą wartość… Może i jest w tym metoda na jeszcze kolejnych 5 płyt, może Sołtys jest w tych historyjkach coraz lepszy i coraz bardziej plastyczny. Jednak nowością i piosenką, do której wracam, jest dla mnie kawałek o życiowym wypaleniu (a może i depresji), „Panie inżynierze”: „Serio z werwą jeszcze wstałem lat temu parę / Teraz nawet nie bardzo chce mi się dawać w gaz / Patrzę na tygodnie i miesiące jak na mapy / I jakoś nie widzę żadnych tras”.     

Ludziki, Marginal.  Karrot Kommando, 2018Pablopavo i Ludziki, „Marginal”. Karrot Kommando, 2018Na koniec o wstępach. Od debiutu Pablopavo i Ludzików osobną kategorią wśród piosenek Pawła Sołtysa są wszelkiego rodzaju intra płytowe i utwory autotematyczne.  Na „10 piosenkach” mieliśmy „Rozpoczęcie” i utwór tytułowy. W tym drugim Sołtys wymienia, jak zabijane są pomysły na potencjalne piosenki („Ósmą piosenkę zawinie zabije reggae-policja / albo straż miejska prawdziwego hip-hopu / Nie ma takiego kombinowania / Trzymaj się ramek – unikniesz kłopotów”). Na otwierającym „Ladinolę” utworze tytułowym Sołtys projektuje z kolei scenerie, w których ta płyta będzie słuchana („a jeśli słuchasz tego, czego życzę, na imprezie / zatańcz z dziewczyną, która się najbardziej nudzi / a jeśli jesteś dziewczyną, to niech się zakręci tapeta jak u jakiego taszysty”). Na najnowszym „Marginalu” mamy „Intro”. Pod podkład disco i „młodzieżowe”, „hiphopowe” scratche Pablopavo bezwstydnie zachwala swój produkt („Drogi słuchaczu, mamy coś specjalnie dla ciebie”, „to świetny moment, żeby wysłuchać tej jakże ciekawej płyty”). Jeden powie, że granica infantylności została przekroczona, a ja powiem, że to pewnie jeden z najzabawniejszych momentów w całej dyskografii lubiącego się przecież wygłupiać kolektywu. Tym bardziej że i tu trafimy na flirtujący z disco aranż – na szczęście niesie on słuchacza, zamiast pakować się pod nogi.

Trzeba uczciwie powiedzieć, że taki przypływ natchnienia jak na „Ladinoli” zdarza się nieczęsto. Już każda płyta Ludzików będzie miała ten album za punkt odniesienia. Gdyby „Marginal” sięgnął jego poziomu, byłaby to spora niespodzianka. W przypadku nowych Ludzików nie można jednak mówić o pójściu za ciosem, co najwyżej przegrupowaniu sił albo manewrach taktycznych.   

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).