Strategie tożsamości

Jacek Skolimowski

The Residents na scenie działają od ponad 40 lat – czyli prawie tyle, co The Rolling Stones. Nigdy jednak nie doczekali się podobnego rozgłosu, bo zamiast podporządkowywać się zasadom show-biznesu, woleli je kontestować. 10 maja zagrali w Warszawie

Jeszcze 3 minuty czytania

Kto i jak stworzył ich fenomen? W jaki sposób udało im się przetrwać aż tyle lat? Na ile zrewolucjonizowali współczesną muzykę? To zaledwie kilka pytań, które można by było zadać grupie The Residents na temat ich twórczości. Niestety jej członkowie nie chcą udzielać żadnych wywiadów, kontaktować się z prasą, a nawet zdradzać własnego składu. Dawniej, z bezpiecznej pozycji, poza mainstreamem, regularnie atakowali popularne amerykańskie gwiazdy i dobierali się do dziedzictwa kulturowego kraju w swoich perfomace'ach i projektach artystycznych. Obecnie przede wszystkim uciekają w świat fantazji, mitów i religijnych obsesji za pomocą nowoczesnej technologii i dostępnych mediów. Jednak jedna rzecz pozostaje niezmienna – interpretacja tych wszystkich działań należy tylko i wyłącznie do ich wiernych wielbicieli.

W związku z tym, że na początku maja The Residents znów zawitają do Polski z dwoma występami w ramach trasy „The Talking Light”, warto przyjrzeć się dokonaniom grupy z perspektywy istotnych zjawisk w muzyce popularnej i niezależnej, które miały miejsce od początku XXI wieku.

Anonimowość
Podstawową zasadą konstytuującą funkcjonowanie The Residents jest od początku ukrycie tożsamości muzyków, zgodnie z „teorią zaciemnienia”. Z założenia miała ona dać artystom pełną swobodę twórczą, uwolnić ich od zainteresowania i wpływu świata zewnętrznego. W praktyce była wymierzona w rockowych herosów, takich jak członkowie The Beatles, którzy mieli charakterystyczny styl, wizerunek oraz grono utożsamiających się z nimi fanów. Dowodem na to była okładka pierwszej płyty „Meet The Residents”, stylizowana na legendarne „Meet The Beatles”. Co ciekawe, szybko okazało się też, że ukrywanie zespołu tylko potęgowało szerzenie się plotek na jego temat. Przez lata podejrzewano, że pod nazwą The Residents może kryć się Cpt. Beefheart, Paul MacCartney, Brian Wilson, a nawet Les Claypool (Primus) i Marc Ribot.

The Residents

Amerykański zespół zaliczany do nurtu muzyki awangardowej, łączy eksperymenty muzyczne z wideo-art. Do tej pory nagrali ponad 60 albumów. Stosują strategię ukrywania wizerunku, dlatego publicznie zawsze pojawiają się w charakterystycznych strojach i maskach, przypominających wielkie gałki oczne. Ze względu na anonimowość i niechęć do udzielania wywiadów, wiele informacji na ich temat pochodzi z niesprawdzonych źródeł.

Nie tak dawno, po sukcesie albumu „Untrue” (2008), podobne zainteresowanie zaczął budzić producent muzyki dubstep używający pseudonimu Burial. Brytyjska prasa codzienna insynuowała, że mógł to być nieznany projekt samego Aphex Twina albo Fatboy Slima. A tabloid „The Sun” przeprowadził dziennikarską prowokację, żeby zdemaskować nowego geniusza elektroniki, który zdobył nominację do prestiżowej nagrody Mercury. Tymczasem prawda okazała się zupełnie prozaiczna – Burial był nieśmiałym młodym londyńczykiem, nazywał się William Bevan, tworzył muzykę w sypialni i nie miał ochoty udzielać wywiadów ani pojawiać się publicznie. Tak czy inaczej, „teoria zaciemnienia” znów przewrotnie okazała się bardzo skuteczna przy promocji.

Zresztą ukrywanie się artystów pod pseudonimami i tworzenie własnego alter ego wpisującego się w odpowiednią stylistykę, jest powszechną praktyką na scenie elektronicznej. Począwszy od Kraftwerk, przez całe grono didżejów techno, aż po francuski duet Daft Punk, który pokazuje się tylko w futurystycznych przebraniach robotów – takie podejście skutecznie wzmacnia efekt odbioru muzyki i odwraca uwagę od tego, co bywa zupełnie drugorzędną sprawą przy słuchaniu muzyki.

Pastisz
Drugą strategią działania The Residents jest cytowanie i przetwarzanie muzycznych wpływów w duchu postmodernistycznym. Podstawą do tego była „teoria organizacji fonetycznej”, w myśl której należało komponować dzieła w oparciu o gotowe dźwięki i formy, a nie tworzyć nowe. Klasycznym przykładem był album „The Third Reich and Roll”, gdzie rock’n’rollowe przeboje zostały przetworzone w dźwiękowym kolażu i wpisane w nazistowską estetykę i totalitarną ideologię. Była to jedna z najgłośniejszych prowokacji grupy, uderzająca w ikony pokroju Elvisa Presleya oraz w potęgę i rasistowski charakter zachodniej muzyki popularnej. Ta formuła prześmiewczego, a jednocześnie mocnego pastiszu, przewijała się zresztą w tamtym okresie również w kompozycjach Franka Zappy, plądrofonice Johna Oswalda i samplingu Negativland.

Teoria zaciemnienia
(ang. Theory of obscurity)

Opracowana przez niemieckiego teoretyka i kompozytora N. Senadę (prawdopodobnie 1907–1993). Głosi, że artysta powinien tworzyć w oderwaniu od oczekiwań odbiorcy, ponieważ uleganie im może wpłynąć na zaburzenie przekazu i formy dzieła. Do czynników potencjalnie zaciemniających należy też wizerunek artysty i jego kreowanie. Wciąż trwają spory o to, czy N. Senada faktycznie istniał, czy też jest wymysłem spółki marketingowej The Cryptic Cooperation związanej z grupą The Residents.

W ostatniej dekadzie dekonstruowanie dziedzictwa muzycznego nabrało również dodatkowego wymiaru politycznego i stało się pretekstem do walki o wolną kulturę. Jednym z najsilniejszych bastionów stała się wytwórnia Illegal Art, o której zrobiło się głośno po sukcesie albumu „Night Ripper”, sygnowanego nazwą Girl Talk. Gregg Gillis wykonał na nim wręcz koronkową robotę, sklejając z kilkusekundowych fragmentów popularnych piosenek z różnych lat własne utwory i nadając eksperymentalnej formie muzycznej taneczny charakter. Nie tyle bezczelnie zawłaszczył sobie dzieła innych artystów, co pokazał pewne klisze, jakimi operuje współczesna muzyka rozrywkowa. W końcu schematyczność radiowych utworów ukazana jeszcze w latach osiemdziesiątych przez The Residents na „Commercial Album” dominuje do dziś.

Natomiast droga do sukcesu Girl Talk wiodła wcześniej przez całą historię hip-hopu i muzyki elektronicznej, która bazowała na samplingu i korzystaniu z identycznych syntezatorów i automatów perkusyjnych. Za sprawą radykalnych produkcji Kida 606 czy Wobbly, te mechanizmy rządzące muzyką zostały opatrzone odpowiednim komentarzem pozamuzycznym, a w czasach mody na tworzenie mash-upów, czyli miksowaniu za sobą popularnych piosenek, stały się powszechnym symbolem naszych czasów.

Surrealizm
O ile we wczesnym etapie działalności The Residents celowali bezpośrednio w aktualne przejawy kultury masowej, o tyle w późniejszych latach grupa zaczęła kierować się bardziej w stronę poszukiwania korzeni amerykańskiej tradycji oraz uciekać w świat ponurych fantazji i snucia niestworzonych opowieści. Zarówno takie płyty jak „George & James” i „Stars & Hank Forever” – poświęcone „wielkim kompozytorom”, jak i „God in Three Persons” i „Wormwood: Curious Stories from the Bible” – zgłębiające ponure tajniki Biblii, nie miały wymiaru dokumentalnego czy historycznego, ale w groteskowy sposób budziły demony przeszłości i burzyły logiczny porządek rzeczywistości.

W ostatnich latach podobne spoglądanie w przeszłość w duchu surrealistycznym oraz kreowanie odrealnionych światów w sztuce nasiliło się w zjawisku określanym jako „hauntology”. Idealnym tego przykładem jest psychodeliczna w klimacie i surowa w formie twórczość Ariela Rosenberga, czyli autora projektu Ariel Pink. Piosenki na jego przełomowy debiutancki album „The Doldrums” powstawały w prowizorycznych domowych warunkach i zostały zarejestrowane na starych taśmach, żeby sprawiały wrażenie, jakby nagrano je co najmniej kilka dekad wcześniej. Szczególnie, że w brzmieniu i w harmoniach wokalnych słychać było echa radiowego popu z lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych. W ten sposób nawiązał on do tej samej epoki, w której tworzyli The Residents oraz wyszedł naprzeciw oczekiwaniom współczesnej publiczności (m.in. grupy Animal Collective).

W końcu w nowym wieku prób stylizacji muzycznych na stary hippisowski folk czy prób revivalu rockowej psychodelii cały czas nie brakuje, zwłaszcza na nowojorskiej scenie niezależnej oraz w ramach szerokiego zjawiska określanego mianem New Weird America. Natomiast w Europie w nurt „hauntology” idealnie wpisały się eksperymentalne wydawnictwa z wytwórni Ghost Box czy avantpopowe albumy Broadcast.

Multimedia
Obecnie główną zasadą funkcjonowania The Residents jest wykorzystywanie najnowszych mediów do realizowania projektów łączących muzykę z obrazem oraz układania utworów w większe fabuły. W latach osiemdziesiątych, realizując The Mole Trilogy, grupa nawiązywała jeszcze do formuły rocka progresywnego Genesis czy Pink Floyd, ale od lat dziewięćdziesiątych za sprawą takich przedsięwzięć jak „Freak Show”, „Gingerbread Man” czy „The Bunny Boy”, wkroczyła w kolejny etap twórczości. Tym razem muzyka stała się równie ważna, co sposób jej prezentacji, a przełamywanie granic stylistycznych zaczęło iść w parze z postępem technologicznym przy tworzeniu multimedialnych projektów.

Najpopularniejszym obecnie przedsięwzięciem stosującym tego typu strategie jest zespół Gorillaz, dowodzony od strony muzycznej przez Damona Albarna z Blur, a od artystycznej przez grafika Jamie'ego Hewletta. Przy premierze pierwszej płyty „Gorillaz”, wszyscy zaangażowani w nagrania muzycy pozostali anonimowi, a na okładce i w teledyskach zastąpiły ich postacie z kreskówki. Przy promocji nie było wywiadów, tylko filmiki i gry w sieci, a legitymowanie się dorobkiem artystycznym zastąpiły zmyślone biografie. Na kolejnych albumach zespół wspierali też oficjalnie znani raperzy i wokaliści, a na żywo prawdziwi członkowie grupy chowali się za ekranem, na którym pokazywane było wideo z koncertu pierwszego wirtualnego zespołu. W ten sposób udało się symbolicznie przerwać prymat rockowego lidera i otworzyć repertuar Gorillaz na całą paletę innych gatunków zlewających się obecnie w popowej masie. A występy nabrały pełniejszego wymiaru teatralnego, jakiego możemy spodziewać się również podczas tegorocznej prezentacji „The Talking Light”.

Jeśli obserwujemy współczesny rynek muzyczny, okazuje się, że kreowanie artystów za pomocą cyfrowych mediów, zaskakiwanie odbiorców nowoczesnymi rozwiązaniami wizualnymi oraz dbanie o wizerunek i tworzenie go często w oderwaniu od rzeczywistości, nabiera coraz większego tempa. Przykładem tego są przecież także imponujące show i zakrojona na szeroką skalę promocja albumów Madonny czy Lady Gaga, czyli największych gwiazd obecnych czasów. A The Residents – nawet jeśli nigdy nie doczekali się podobnej popularności ani budżetów na swoje działania – w wielu przypadkach zdołali wyprzedzić swoją epokę i można ich dzisiaj uznać za proroków popkultury w XXI wieku.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.