Tak zwana artystka zaangażowana
fot. kadr z teledysku „Borders”

12 minut czytania

/ Muzyka

Tak zwana artystka zaangażowana

Jacek Skolimowski

Wraz z premierą „AIM” M.I.A. zapowiedziała, że może to być jej ostatnie wydawnictwo. Tymczasem jej przekaz nigdy nie wydawał się równie aktualny

Jeszcze 3 minuty czytania

Przygotowania do premiery nowego albumu M.I.A. rozpoczęły się w ubiegłym roku brawurowym utworem „Borders”. W gorączce kryzysu migracyjnego nakręciła ona klip z udziałem prawie setki uchodźców z obozów w południowych Indiach, którzy biegną po bezdrożach, przeprawiają się przez rzekę, wspinają na siatkę z drutem kolczastymi i leżą na kutrach rybackich płynących po morzu. Na tle tłumu anonimowych mężczyzn o ciemnej karnacji nie mniej egzotycznie wyglądająca artystka ubrana w proste, jednobarwne stroje rzuca pewne siebie spojrzenie i wylicza hasła: „borders”, „politics”, „police shots”, „identities”, „your privilege”, „broke people”, „boat people”, „the realness”, „the new world” i kwituje je retorycznym pytaniem „ What's up with that?”.

Teledysk, podobnie jak utwór, utrzymany jest w wolnym tempie, kadry są statyczne, barwy stonowane, zdjęcia estetyczne, sceny skomponowane, a zachowanie statystów opracowane w układach choreograficznych. Brakuje dramatu, napięcia i realizmu typowego dla medialnego przekazu dotyczącego kwestii uchodźców. Jednak obraz robi wrażenie równie duże, jak kilka poprzednich dzieł filmowych M.I.A.. W wywiadzie dla stacji Al-Jazeera artystka wyjaśniała, że musiała zareagować na ten głośny temat, ponieważ kwestia migrantów zawsze była obecna w jej twórczości, ale dopiero teraz urosła do takich rozmiarów, że przebiła się do mainstreamowej prasy i telewizji. Przypomniała również własną historię, kiedy jako dziecko razem z rodziną została zmuszona do ucieczki ze Sri Lanki przed wojną domową i znalazła schronienie w Wielkiej Brytanii, gdzie wychowała się w multikulturowym środowisku i pomyślnie przeszła proces integracji.


Kiedy dziennikarka próbowała jeszcze usłyszeć od niej pomysł na rozwiązanie kryzysu migracyjnego, artystka nie potrafiła wybrnąć sensownie z tego pytania. Zamiast przypuścić ostrą krytykę władz albo skierować do widzów apel o pomoc, opowiedziała po prostu o swoich przeżyciach oraz podkreśliła wpływ wielokulturowości na rozwój i kreatywność społeczeństwa. Ta sytuacja ze studia telewizyjnego jest symptomatyczna, gdy chodzi o postrzeganie M.I.A. jako tzw. artystki zaangażowanej. Poprzez sztukę prowadzi ona własną narrację, opowiada o sobie, swoich bliskich, ale w żadnym wypadku nie jest działaczką polityczną albo aktywistką społeczną.

Pierwotne założenia jej nowego przedsięwzięcia były bardzo ambitne – artystka zamierzała odbyć podróż po egzotycznych miejscach, by pokazać bogactwo i różnorodność kultur, a także zwrócić uwagę na obecne problemy i skomplikowaną historię ludności żyjącej na peryferiach Zachodu. Całość miała mieć charakter dziennika podróży zatytułowanego „Matahdatah”, problematyzującego koncepcję „granicy”. We współpracy z Apple Music nakręciła klip „Matahdatah Scroll 01 Broader Than A Border” na Półwyspie Indyjskim i na Wybrzeżu Kości Słoniowej do utworów „Warriors” i „Swords”, a potem przerwała realizację audiowizualnego projektu. Postanowiła skupić się na kolejnym albumie zatytułowanym od jej imienia „IAM”, a w wywiadzie dla „Rolling Stone” wyjaśniła, że celowo nie poruszała na nim kontrowersyjnych tematów rasizmu i dyskryminacji, a także spraw politycznych. Zamiast tego wolała nieść pozytywne przesłanie, skupić się na własnych emocjach i dzielić się miłością, żeby potem ze spokojem zakończyć karierę w show-biznesie.

W ten sposób powstał materiał nie do końca spójny w warstwie muzycznej i tekstowej, a co gorsza pozbawiony dawnej świeżości brzmieniowej i płytki pod względem treści. Najgorszym efektem złagodzenia stylu jest „Freedun”, w utworze chórki śpiewa Zayna, były członek boysbandu One Direction, a za produkcję odpowiada Polow da Don, współpracownik m.in. Fergie, Nicki Minaj, Pitbulla czy Chrisa Browna. Lepiej flirt z popem udaje się w miałkich i syntetycznych utworach „Finally” i „Survivor”, w których artystka głównie przechwala się swoimi osiągnięciami. Jednocześnie M.I.A. stara się nie rezygnować z typowych dla siebie surowych, transowych i orientalnych nagrań, niestety większość z nich zleciła niezbyt kreatywnemu producentowi Blaqstarrowi. Jego technika polega na wielokrotnym zapętlaniu pojedynczych sampli i głosu wokalistki, co jeszcze w „Ali R U OK?” daje ciekawe, psychodeliczne wrażenie, ale już przed monotonią w „Go Off” musi ratować słuchacza Skrillex, a w „Bird Song” Diplo.

W warstwie tekstowej zarówno utwory radiowe, jak i nieco eksperymentalne, zazwyczaj rozmywają się w bezsensowych rymach jak we fragmencie „Freedun”: „Dinosaurs died out and I'm still strong / A little bit of fun, yeah, I don't see it wrong” czy w „Bird Song”: „Birds of prey and I'm shaking off my feather / I believe like R. Kelly, we can fly / But toucan fly together”. M.I.A stara się jeszcze kontynuować tematykę przekraczania granic, m.in. w zbudowanym z zapętlonego nagrania jej głosu „Jump In” czy w dynamicznym „Visa” z partią sitaru i bitem z utworu „Rebola Bola” MC Rene, ale są one raczej swobodnymi impresjami ze świata opisywanymi w pierwszej osobie niż próbą wejścia w dialog z realnym problemem. Jedynym poruszającym momentem na płycie jest fragment „Foreign Friend”, kiedy M.I.A. na chwilę przestaje rapować i zwraca się wprost do słuchacza słowami: „I said as a refugee, you know / Where we come from, we get out our tent / Then we climb over the fence / We don't wanna cause an offence / Then we get a Benz, flat screen tv / Then we pay rent  / Then we think we made it / Then we be your foreign friend”.


Ewentualną falę krytyki artystka uprzedziła wpisem na Twitterze: „Świat, który opisywałam dziesięć lat temu, nie zmienił się. Dlatego trudno jest mi powtarzać to samo na nowej płycie. Jeśli wam tego brakuje, to możecie sobie włączyć moje stare płyty”. Jej największy hit „Paper Planes” będący ironicznym komentarzem do powszechnego wyobrażenia o emigrantach, że chcą oni tylko napadać i okradać porządnych obywateli, wydaje się bardziej aktualny obecnie niż dziesięć lat temu. Jednak jej deklaracja brzmi jak ogłoszenie złożenia broni i przyznanie się do tego, że wyczerpał się jej oryginalny styl wypracowany w reakcji na proces globalizacji. Tymczasem jako artystka wychowana na Madonnie i Michaelu Jacksonie wypracowała jak dotąd najciekawszy wizerunek w muzyce popularnej XXI wieku, a nawiązując do hiphopowej tradycji Public Enemy, przywołując zawadiackiego ducha postpunkowego The Slits, wzorując się na punkowym podejściu The Clash i czerpiąc z pomysłów na prowokację Malcolma McLarena, przesunęła paradygmat tzw. muzyki zaangażowanej.

Pojawienie się M.I.A. w połowie ubiegłej dekady zbiegało się z dwoma nurtami w kulturze masowej. Symbolem zaangażowania społecznego był gwiazdorski festiwal Live 8 odbywający się na całym świecie w dwudziestą rocznicę koncertu charytatywnego Live Aid. Cel wyrażony w haśle „make poverty history” był słuszny, ale znów był to pokaz gigantomanii i naiwności zachodnich artystów. Chętnie aspirują oni do naprawiania świata i wypowiadania się w imieniu „słabszych”, ale nie chcą dopuścić ich do głosu i pokazać ich kultury. Tymczasem w ostatnich latach mieliśmy wiele przykładów doskonałej muzyki z Mali czy ludu Tuaregów. Z kolei symbolem zaangażowania politycznego była kampania przeciwko rządom George'a Busha, a później ruch poparcia dla Baracka Obamy. Wyrazem niezgody starszego pokolenia rockmanów i młodszych środowisk indie-rockowych było nagrywanie protest songów. Wśród Amerykanów rozbudził się sentyment ruchu hipisowskiego i tradycji folkowej, choć ta twórczość zawsze była nieciekawa muzycznie i literacko pretensjonalna. Ciekawszą postawę prezentowali czarnoskórzy muzycy funkowi, soulowi, r'n'b i bluesowi wyrażający dumę z pochodzenia i podkreślający siłę wspólnego działania za pomocą muzyki – obecnie tradycja ta jest kontynuowana w hip-hopie.

W związku z azjatyckim pochodzeniem i zainteresowaniem brzmieniami klubowymi M.I.A. przejęła te postawy marginalizowane w kulturze popularnej. Jednocześnie musiała wzmocnić wizualnie wizerunek, dopracować produkcję utworów i wykorzystać nowe media do promocji, żeby poprzez strategie subwersywne wejść ze swoją twórczością do głównego nurtu. W czasach nowej rockowej rewolucji, kiedy biali faceci z gitarami dbali równie mocno o odtworzenie brzmienia muzyki i estetycznego wyglądu sprzed lat, ona posługiwała się przejaskrawioną i kiczowatą orientalną estetyką oraz militarną symboliką. Potem wraz z rosnącą dominacją wokalistek, mieszaniem się świata mody i muzyki, jej wygląd stał się bardziej kobiecy i ekstrawagancki. W kwestiach muzycznych miała grono młodych i otwartych współpracowników, poszukiwała egzotycznych brzmień baile funk, bhangry, soca czy dancehallu, ale z czasem również korzystała z pomocy modnych twórców. Jej głównym narzędziem komunikacji stały się internet i serwisy społecznościowe, które na początku pomogły zbudować jej wiarygodność i ułatwiły dzielnie się muzyką, później stały się ważnym tematem jej utworów, a przede wszystkim służyły do unikania kompromisów w relacjach z wytwórniami i do wyrażaniach własnych opinii.  


Patrząc z perspektywy ponad dziesięciu lat kariery i słuchając obecnych deklaracji artystki, widać, że jeśli przez ten czas toczyła ona wojnę, to we własnej sprawie – z przemysłem rozrywkowym. Prawie przy każdej płycie, od „Arular” do „Matangi”, wchodziła w konflikty z wydawcami, którzy próbowali cenzurować lub wpływać na jej twórczość; z podobnych względów z sieci usuwane były jej teledyski – w tym niesamowity „Born Free” wyreżyserowany przez Romaina Gavrasa. Najgłośniejszy incydent miał miejsce w przerwie finału Super Bowl, kiedy podczas występu z Madonną i Nicki Minaj artystka pokazała do kamery środkowy palec, a jej gesty został oszacowany na kilka milionów dolarów kary. Chociaż M.I.A. nigdy nie prezentowała szokujących czy odważnych treści, to na tle wyjątkowo miałkich osobowości i banalnych zjawisk popkultury urastały one do rangi kontrowersji. 

Jednocześnie przemysł muzyczny z czasem zaczął żerować na jej charakterystycznym stylu, promując naśladowców, takich jak Santigold czy Azealia Banks. Jej twórczością inspirowała się Rihanna w „Rude Boy”, a Christina M.I.A., AIM, Interscope 2016M.I.A., AIM”,
Interscope 2016
Aguilera zaprosiła ją do współpracy przy „Elastic Love”. Sukcesy M.I.A. ułatwiły za to drogę kolejnym zjawiskowym wokalistkom spoza mainstreamu, jak FKA Twigs czy Grimes, a jej artystyczne podejście zachęciło do podobnych działań Lady Gagę łączącą sztuki wizualne i modę z muzyką czy Kanyego Westa do kręcenia niestandardowych i budzących skrajne reakcje teledysków. Może dzięki niej nawet takie artystki jak Beyonce nabrały odwagi do poruszania kwestii równego traktowania kobiet oraz społeczności afroamerykańskiej. W ten sposób zdecydowana postawa i wyrazisty wizerunek M.I.A. z czasem spowszedniały i zostały oswojone w mainstreamie. 

Podsumowując swoje osiągnięcia, artystka często powtarza trochę z goryczą i trochę z satysfakcją historię, jak ktoś ze świata show-biznesu po jednym z jej wybryków powiedział do niej wprost, że gdyby siedziała cicho, nie komentowała wszystkiego i postępowała zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami na rynku, to dawno byłaby taką gwiazdą jak Rihanna.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.