Kim jest dzisiaj Damon Albarn? Na pewno nie nowym Stingiem, Peterem Gabrielem czy Bobem Geldofem. Zestawianie go z dawnymi konkurentami ze sceny britpopowej – z braćmi Gallagherami, Brettem Andersonem, a nawet z Thomem Yorkiem dziś już również nie ma sensu. Brytyjska prasa nazywa go następcą Davida Bowiego, ale sam zainteresowany nie poczuwa się do tej roli i tłumaczy: „Nie wydaje mi się, że mógłbym wskoczyć w buty Bowiego. Dla niego w muzyce istotna była strona wizualna, a dla mnie nie. Bez wątpienia jesteśmy bratnimi duszami, jeśli chodzi o ciągłą potrzebę przygody. Jego muzyka interesowała mnie w okresie dorastania, ale to wszystko”. Najbliżej Albarnowi jest do Davida Byrne’a, który też kiedyś stał na czele popularnego rockowego zespołu i ironicznie opisywał otaczającą go rzeczywistość. Natomiast po rozpadzie Talking Heads kontynuował solową karierę zainspirowany muzyką latynoską i afrykańską, komponował do filmów, widowisk scenicznych oraz animował środowisko i prowadził wytwórnię. Choć akurat fascynacja sztuką współczesną i pop-artem odegrała ważniejszą rolę w jego twórczości niż u Albarna. Podobnie osobiste teksty i relacja z brytyjską tradycją muzyczną lidera Blur nie przystają do inteligenckiej i konceptulnej twórczości Talking Heads. Od niedawna łączy ich za to znajomość i współpraca z Brianem Eno oraz zachwyt nad twórczością enigmatycznego nigeryjskiego muzyka Williama Onyeabora.
Raj utracony
Na początku roku magazyn NME przyznał Damonowi Albarnowi po raz pierwszy w historii Nagrodę za Innowację. Wymyślone specjalnie dla niego wyróżnienie prezenter BBC Zane Lowe tłumaczył tak: „Damon jest innowatorem z natury. Jego sposób myślenia, podejście do życia i potrzeba robienia rzeczy inaczej, nie tylko po to, że było inaczej, ale dlatego, że według niego to jedyny sposób, w jaki można to zrobić, to cały on”. I dodał: „Dla mnie to ironia losu, kiedy ludzie uważają za jego największe osiągnięcie tradycyjny britpopowy band. A to nie on, to nigdy nie był on. Kiedy grał w zespole, to również traktował to jako innowację. Działał pod prąd temu, co działo się w muzyce. Chciał przywrócić to, czego jej brakowało. Ciągle stawiał sobie pytanie, to co robimy dalej?”. Paradoksalnie nagroda trafiła w ręce Albarna na kilka miesięcy przed premierą pierwszego solowego albumu, który nie zaskakiwał innowacyjnością. Utwory z „Everyday Robots” nie były ani bombastyczne i nowoczesne jak Gorillaz, ani popowe i chwytliwe jak Blur. Czuć za to na płycie egzotyczny klimat projektów w Kongo i Mali w „Mr Tembo”, słychać echa kameralnej, folkowej opery „Dr Dee” w „Everyday Robots” i „The Selfish Giant” oraz lokalny, londyński charakter nagrań The Good, the Bad & The Queen w „You & Me”. Skojarzenia z Gorillaz pojawiają się tylko w smutnej balladzie „Lonely Press Play” przypominającej spontanicznie zrobiony na iPadzie album „The Fall”, a z Blur w hymnie gospel „Heavy Seas Of Love” nawiązującym do nietypowego dla grupy „Tender”. Bez presji ze strony rynku i mediów oraz bez pomocy słynnych postaci ze świata muzyki, Albarn zamknął się z gitarą akustyczną w studiu w Ladbroke Grove w zachodnim Londynie i nagrał najbardziej osobistą, szczerą i intymną płytę. Opowiada po raz pierwszy o własnych doświadczeniach w pierwszej osobie, wyraża niepokój wynikający z wpływu technologii na nasze życie, a przede wszystkim odkrywa prawdziwą naturę swojej muzyki, którą nazywa „angielską melancholią”.
Kluczowym momentem na albumie jest utwór „Hollow Ponds”, w którym powraca sentymentalnie do lat 70., do czasów dzieciństwa spędzonego w Leytonstone we wschodnim Londynie. Opisuje magiczne miejsce zabaw z jego siostrą Jessicą nazywane Hollow Ponds, wspomina egzotyczny wyjazd z rodzicami w przedziwną podróż do Turcji i rozczarowującą przeprowadzkę z miasta do nowo powstałych osiedli w Aldham niedaleko Colchester. Następnie przenosi się na początek lat 90., kiedy w miejsce jego dawnej ulicy powstała potężna obwodnica Westway i na murze zobaczył napis „Modern Life is Rubbish”, który posłużył za tytuł przełomowej płyty Blur. W ten sposób zarysowuje okres kształtowania się jego osobowości, budowania relacji z otaczającym światem oraz odkrywania w sobie brytyjskiego charakteru. W czasach rządów Margaret Thatcher, słuchając albumów The Kinks, obudził w sobie tęsknotę za zmieniającymi się i odchodzącymi w zapomnienie krajobrazami na przedmieściach Londynu, piosenki The Who, The Jam i XTC wyostrzały jego spojrzenie na sytuację polityczną i podziały społeczne, a twórczość Davida Bowiego i The Smiths budziła w nim poczucie odizolowania od kultury masowej i bycia odludkiem wśród rówieśników. Te wszystkie emocje towarzyszyły powstawaniu „Modern Life is Rubbish”, na którym w cieniu rockowych singli „Popscene” (trafił tylko na amerykańską wersję płyty) czy „Chemical World” pojawiły się m.in. utwór „For Tomorrow” definiujący lokalny „brytyjski” styl Albarna, czy przywracający do życia wodewilową stylistykę music-hallu „Sunday Sunday”. Blur nie byli ani pierwszym, ani ostatnim zespołem, który czerpał z brytyjskiej tradycji – tak samo zrobili Suede, inspirując się glam rockiem, i The Smiths czy Oasis podziwiający sukces Sex Pistols i wyrażający tęsknotę za beatlemanią. Na tle liderów tych zespołów Albarn wyróżniał się inteligentnymi, ironicznymi tekstami, talentem do komponowania melodii oraz erudycją literacką i muzyczną.
Damon Albarn, „Everyday Robots”,
Parlophone 2014W książce „England, Damon Albarn and the Art of Melancholy” Dylan Moore opisuje słynną „londyńską trylogię” Blur, która uczyniła Albarna najważniejszą postacią brytyjskiej muzyki lat 90.: „Album «Modern Life is Rubbish» stworzył britpop. «Parklife» był apoteozą tego zjawiska. Albarn nazywał album melancholijnym komentarzem na temat państwa w stanie szalonej transformacji. Piosenki opisywały czekanie na metro, błądzenie po Westway, wózki sklepowe, reklamy i tanie wakacje, niebieskie dżinsy, martensy, grille w święto bankowe, pork pie, karmienie gołębi i jogging. A «The Great Escape» ukazało się u szczytu tzw. wojny britpopowej, kiedy w głównym wydaniu wiadomości mówiono o pojedynku Blur i Oasis. Albarn pełnił rolę narodowego muzycznego komentatora”. Jego piosenki trafiły w patriotyczne nastroje młodych Brytyjczyków, którzy pod rządami Tony’ego Blaira dumnie celebrowali swoją kulturę w ramach kampanii „Cool Britannia”. Prasa dopingowała Blur, bo grupa dała odpór napływowi amerykańskiej muzyki, a britpop stał się odpowiedzią na grunge. W dalszej perspektywie twórczość Albarna wytyczyła drogę dla kolejnych pokoleń, m.in. Mike’a Skinnera z The Streets i Alexa Turnera z Arctic Monkeys. Po latach okazało się również, że ani Jarvis Cocker z Pulp, ani Liam Gallagher z Oasis nie sprawdzili się w roli komentatorów społecznych. Dylan Moore wskazuje jeszcze kilka ważnych momentów w późniejszej twórczości Albarna: utwór „Feel Free” z raperem Kano oddający współczesnego ducha Londynu, brudne ulice i bezdomnych, mieszanie kultur i ras, ludzi bogaty i biednych, album „The Good, the Bad & the Queen” malujący ponury obraz miasta po atakach bombowych w 2005 roku i w cieniu wojny w Iraku oraz singiel Blur „Under the Westway” przygotowany na letnią olimpiadę w 2012 roku i opisujący jak za dawnych lat obecny widok ze studia na Westway.
Niekończąca się odyseja
Przy okazji promocji „Everyday Robots” Damon Albarn w wywiadach w końcu szerzej opowiada o kulisach najciekawszego i najdziwniejszego okresu życia, kiedy rozpoczęła się jego artystyczna metamorfoza. W magazynie „Q” przyznał, że pod koniec lat 90. z partnerką Justine Frischmann z Elastica wiódł rockandrollowe życie, oprócz alkoholu i marihuany sięgał po kokainę, a nawet przez kilka miesięcy brał heroinę. „Dla mnie to był niezwykle kreatywny okres. Poczułem się wyswobodzony i rozpocząłem moją własną odyseję. Połączenie tych doświadczeń z graniem prostej, repetytywnej i pięknej muzyki w Afryce kompletnie mnie odmieniło. Odnalazłem w sobie poczucie rytmu. Zdołałem zmienić własny głos. Heroina działała na mnie twórczo, choć odizolowała mnie od świata”. W życiu osobistym Albarna trwał skomplikowany okres rozpadu toksycznego związku, sporów w Blur z uzależnionym od alkoholu Grahamem Coxonem, na to nałożyło się poczucie braku realizacji w dotychczasowej formule zespołu i wczesne objawy kryzysu wieku średniego. „Znalazłem się na rozstaju dróg i zdecydowałem się podążyć w przeciwnym kierunku niż większość rówieśników – tłumaczył. – Przestałem się bać, nie miałem potrzeby kurczowego trzymania się przeszłości. Upodobałem sobie łączenie muzyki z przygodą, z odwiedzaniem nowych i miejsc poznawaniem ludzi”. Sytuacja w szeregach Blur przypominała późny okres działalności The Beatles w drugiej połowie lat 60., czego efektem również były genialne albumy „13” i „Think Tank” nagrany w Maroku oraz singiel „Music is My Radar” z zaskakującą deklaracją „Tony Allen really got me dancing” (Tony Allen to perkusista zespołu Fela Kutiego i jeden z pionierów stylu afrobeat). Wkrótce w życiu Albarna pojawiła się artystka Suzi Winstanley, która podróżowała dużo po świecie i zachęciła go do wyrwania się z Anglii. W międzyczasie organizacja charytatywna Oxfam zaproponowała mu wyjazd do Mali, gdzie nagrał płytę m.in. z Afelem Bocoum i Toumani Diabaté.
Nieco wcześniej Damon Albarn i grafik Jamie Hawletta wpadli na pomysł wirtualnego zespołu Gorillaz. Wówczas mieszkali razem po rozpadzie związków i spędzali całe dnie, oglądając MTV. Z rozczarowaniem obserwowali coraz niższy poziom popu, gwiazdy wykreowane przez wytwórnie, pozbawione charakteru i oryginalności, jak Westlife, Boyzone, B*Witched, All Saints, oraz poszukiwania talentów w programie Simona Cowella „Pop Idol”. „Muzyka pop jest najlepszą formą ekspresji w kulturze. Wstyd mi za to, co się dzieje, to jakaś marna parodia” – narzekał Albarn. Obydwaj artyści uznali, że mogą stworzyć zespół fikcyjnych postaci, a korzystając z modnych trendów muzycznych oraz nowych mediów, zdobyć młodszą publiczność i trafić na listy przebojów. Plan powiódł się za sprawą niespotykanej dotąd kampanii promocyjnej, na którą złożyły się single „Clint Eastwood”, „19-2000”, „Feel Good Inc.”, „DARE”, „Dirty Harry”, animowane klipy, komiksowa oprawa wydawnictw, a do tego gry, koszulki i inne gadżety. Gorillaz podbiło nawet Amerykę, czego nie dokonało Blur. „W Stanach nasza muzyka podoba się bardziej niż w Anglii, a zawsze wydawało mi się, że jestem takim brytyjskim artystą. To dziwne” – podsumowywał Albarn pierwszą trasę. W tamtym czasie spoglądał również z podziwem na kolegów z Massive Attack, którzy działali jako kolektyw artystów, a nie zespół i z powodzeniem mieszali różne gatunki od trip-hopu, przez hip-hop do soulu i bluesa. Podobnie wypracował otwartą formułę Gorillaz i na każdą płytę dobierał innego producenta, a do współpracy zapraszał tak różnych artystów jak Del the Funky Homosapien, Ibrahim Ferrer, De La Soul, Neneh Cherry, Roots Manuva. Na ostatniej płycie „Plastic Beach” byli to m.in. Snoop Dogg, Bobby Womack, Mos Def, Lou Reed, Mark E. Smith. Dodatkowo na składankach z remiksami realizował pasję do reggae i dubu, a do współpracy zapraszał kolejnych idoli – Terry'ego Halla z The Specials oraz Paula Simonona i Micka Jonesa z The Clash, którzy niegdyś poszerzyli jego horyzonty muzyczne i otworzyli go na inne brzmienia.
Wspominając czasy dzieciństwa w magazynie „Mojo”, Albarn wyjaśnił, że od zawsze interesował się nie tylko muzyką anglosaską: „Rodzice słuchali starego bluesa, hinduskich rag i muzyki afrykańskiej. Mieli płyty gospel Mahalii Jackson. Poza tym pamiętam «Atom Heart Mother» Pink Floyd i «Rubber Soul» The Beatles, ale rocka i popu było niewiele. Tamta muzyka była we mnie przez długi czas i po latach zaczęła ze mnie wychodzić”. W czasach licznych wyjazdów do Afryki, współpracy z legendarnym perkusistą Tonym Allenem i wzmożonych poszukiwań muzycznych, jego ulubionym miejscem był sklep Honest Jon’s na Portobello Road specjalizujący się w muzyce etnicznej, jazzie, bluesie i reggae. Dzięki jego wsparciu ruszyła tam wytwórnia o profilu podobnym do Luaka Bop, Soundway Records, Awesome Tapes From Africa wydająca archiwalne nagrania z najdalszych zakątków świata, nową elektronikę z Londynu oraz jego projekty, m.in. Rocket Juice & The Moon. Albarn włączył się aktywnie w promocję muzyki afrykańskiej i animowanie środowiska na objazdowym festiwalu Africa Express, na którym na jednej scenie spotykali się Amadou & Mariam, Toumani Diabaté, Salif Keita, Rokia Traoré oraz członkowie Yeah Yeah Yeahs, Metronomy, Franz Fredinand, wokalistka Shingai Shoniwa (Noisette), raper Ghostpoet, a nawet John Paul Jones i Paul McCartney. Podobnie jak David Byrne walczył z terminem „world music” wypromowanym przez Petera Gabriela oraz krytykował Boba Geldofa za gwiazdorską formułę powracającego po latach międzynarodowego festiwalu Live8. „To państwo jest niebywale różnorodne. Nigdy dotąd czarna kultura nie była integralną częścią naszego społeczeństwa. Dlaczego na festiwalu występują tylko artyści anglosascy? To jakby urządzać dla kogoś imprezę i zamknąć mu drzwi przed nosem” – tłumaczył Albarn.
Muzyka bez końca
Szeroka działalność Damona Albarna w trybie multitaskingu nie powinna dzisiaj dziwić. Podobną formułę pracy w ostatnich latach przyjęło wielu muzyków – Jack White i Josh Homme czy Thom Yorke i Johnny Greenwood. Jednak różnica między nimi polega na tym, że liderzy The White Stripes i Queens of the Stone Age tworzą kolejne gwiazdorskie składy, ale nie potrafią wyjść poza wypracowaną przez siebie rockową formułę. Dla odmiany członkowie Radiohead próbują zdobywać nowe obszary muzyki elektronicznej i współczesnej, ale ich twórczość nie jest odkrywcza i pozostaje w cieniu osiągnięć macierzystej formacji. Damon Albarn swoimi sukcesami przetarł szlaki dla wielu artystów, a jednocześnie podniósł wysoko poprzeczkę. Dodatkowo udało mu się zamknąć za sobą ważny etap historii Blur, powoli domyka udaną karierę Gorillaz i myśli o kolejnych przedsięwzięciach. Symboliczne znaczenie ma tegoroczne wyróżnienie NME. Dziennikarze tego popularnego magazynu najpierw za cel postawili sobie reaktywację Blur i byli głównymi mediatorami między Damonem Albarnem i Grahamem Coxonem. Kiedy udało im się to osiągnąć pięć lat temu, zajęli się dawnym konfliktem personalnym między Damonem Albarnem i Noelem Gallagherem z Oasis. Również udało im się pogodzić obydwu artystów, żeby znów mogli pogadać o piłce nożnej i snuć wspólne plany muzyczne. Nagroda za Innowacje NME oznacza, że w końcu brytyjscy fani i media dostrzegły ostatnie wysiłki Damona Albarna i pogodzili się z jego dalszą drogą artystyczną.
Damon Albarn zagra 29 czerwca na Festiwalu Malta w Poznaniu