Jacek Hugo-Bader, wybierając się w podróż śladami napisanej pod koniec lat pięćdziesiątych w ZSSR książki „Reportaż z XXI wieku”, chce sprawdzić, czy jej autorom udało się choćby w niewielkim stopniu przewidzieć rosyjską teraźniejszość. Książka Wasiljewa i Guszczewa stworzona była w oparciu o rozmowy autorów z naukowcami uwikłanymi, w ówczesnych warunkach politycznych, w sidła komunistycznej propagandy. Obraz świata, który ta propaganda stworzyła, już dawno okazał się utopią, nierealnym celem, którego realizacja oddala się wprost proporcjonalnie do wzrostu liczby ofiar tej utopii. Chyba tylko ktoś naiwny mógłby spodziewać się niespodzianek po zestawieniu tekstu „naukowej” wizji o wyraźnie utopijnym charakterze z bezpośrednim doświadczeniem konkretnych ludzi.
Jacek Hugo-Bader, „Biała gorączka”.
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 400 stron,
w księgarniach od 18 maja 2009To właśnie pomiędzy doświadczeniami – odartymi ze złudzeń, bolesnymi, uderzającymi w naszą wrażliwość na to, co może dziać się z człowiekiem, gdy pozbawiony jest szansy na życie – rozpięta jest „Biała gorączka”. Kalejdoskop bólu.
Zmagania hippisów z władzą radziecką i ich własnym życiem po upadku ZSRR. Osoby zakażone wirusem HIV i te, które chorują na AIDS. Sfory bezpańskich psów gromadzące się w metrze. Szamani pertraktujący z duchami. Liczne narody Syberii, wymierające od zaszczepionego im przez kolonizatorów topienia bezradności w wódce. Więźniowie i bezdomni/ne na moskiewskich dworcach. Osoby wyznające Chrystusów. To wszystko tworzy rzeczywistość, która każe wierzyć w złudzenia i narusza granicę pomiędzy zdrowiem a chorobą psychiczną. Zestawianie tych historii z fragmentami utopijnych wizji świata nie potęguje efektu. Bo oszałamia nas zwierzęcy niemal skowyt rozpaczy. Rozpaczy bez dodatków – na sucho. Rozpaczy w stanie czystym. Książka Hugo-Badera przywodzić może na myśl fikcje Pielewina, które jednak nabierają rysów konkretnych postaci, konkretnych twarzy i losów. To świat bez podłogi, w którego próżni rozsypuje się człowiek na wszystkie strony. Uchwycenie tego rozproszenia, udomowienia rozpaczy, która stała się dla bohaterów i bohaterek reportażu swojska i codzienna, poprzez rozmowy, pozbawione dystansu wnikanie w świat wirujący w próżni, jest najmocniejszą stroną książki.
Uważność na ludzi uwyraźnia jednak brak uważności na samą podróż, na bycie w drodze, w ruchu. Autor z pewnością nie jest „biegunem”, nie czerpie inspiracji z przemierzania przestrzeni. Książka „dzieje się” tylko wtedy, gdy opowiada o spotkanych ludziach, gdy zatrzymuje się w miejscu, wyznaczając punkty akcji, a nie drogę pomiędzy nimi. Tę drogę próbuje Hugo-Bader wypełnić nazbyt szczegółowymi sprawozdaniami z napraw samochodu, ale to ma w istocie niewiele wspólnego z ruchem i nie nadaje rytmu podróży całej książce.
Nieoczekiwanie kończymy podróż z Moskwy do Władywostoku, nagle przenosimy się na Ukrainę, później odwiedzamy Mołdawię, płyniemy po Bajkale i jeszcze na koniec zahaczamy o Moskwę. To, co ważne i prawdziwe, nie jest tu osadzone w ruchu. Zadaje to kłam dość banalnemu stwierdzeniu samego autora, że nie liczy się cel, tylko sama podróż.