Juli Zeh, „Ciemna materia”

Monika Rogowska-Stangret

Juli Zeh, okrzyknięta kilka lat temu rewelacją młodej literatury europejskiej,  w swej najnowszej powieści próbuje rozjaśnić „ciemną materię”

Jeszcze 1 minuta czytania

Kto by przypuszczał, że ptaki latające nad naszymi głowami znają wszystkie nasze sekrety? W „Ciemnej materii”, którą próbuje rozjaśnić Juli Zeh, ptaki patrzące na świat nie tylko znają go na wylot, ale także stwarzają go, niczym Bóg Berkeleya. To nie jedyny filozoficzny ślad w książce, w której spory na granicy fizyki i filozofii toczone są na życie i śmierć, do utraty wiary w realność świata, w świadectwo naszych zmysłów, w istnienie drugiego człowieka.

Juli Zeh, „Ciemna materia”. Przeł. Sława
Lisiecka. W.A.B., Warszawa, 390 stron,
w księgarniach od 30 września 2009
Czy istnieje jeden świat, czy wiele światów możliwych? Czy oznacza to całkowitą swobodę moralną, możliwość prowadzenia podwójnego, potrójnego życia? Te pytania organizują spór bohaterów powieści – Oskara i Sebastiana. Odmienne przekonania fizyków, podsycane żarliwością ich na poły przyjacielskiego, na poły miłosnego związku, Sebastiana poczucie bycia gościem, który niezasłużenie uczestniczy w szczęśliwej codzienności swej rodziny, nietzscheańska nonszalancja Oskara skrywającego ból odrzucenia, tęsknotę za boskimi szczytami intelektualnej intymności, którą dzielił niegdyś z przyjacielem, prowadzą do eksperymentu stworzenia świata równoległego. Światy równoległe rozjeżdżają się jednak na skutek przypadku, przywodzącego na myśl ruch skrzydeł motyla nad Amazonią, który wywołuje lawinę w Himalajach. Sebastian osuwa się pomiędzy dwa wszechświaty, popełnione zostaje morderstwo.

Zbrodnia, której niezaprzeczalność dowodzi prawdziwości świata (choćby w obliczu prawa), wymaga, ze względu na skomplikowaną strukturę winy, śledczego obdarzonego umysłem subtelnym, któremu nieobce są filozoficzne rozważania. Jak dowieść istnienia ludzi i świata, jeśli zamknięci jesteśmy w kartezjańskim cogito? Skąd czerpiemy pewność istnienia – innych i rzeczywistości wokół nas, jeśli początkiem dociekań jest solipsyzm? Wątpliwości, które wyraża prowadzący sprawę nadinspektor Schilf, czyhają na każdego, kto spróbuje przekroczyć granice ludzkiego poznania i, obarczony poczuciem winy, osuwa się w chaos.

Czy to przestroga przed filozofią, która niebezpiecznie zaczyna dotykać życia i naszych prostych pragnień – by nie ranić kochanych, by być szczęśliwymi? Czy przestroga przed niebezpiecznymi manowcami myślenia próbującego wydostać się poza orbity zwykłości i wyznaczającego zupełnie inny wymiar nieszczęścia, którego nie można wskazać palcem, bo polega na wypadnięciu z torów zrozumienia języka i świata? Przynajmniej od czasów Hume’a wiemy, jak niebezpieczna może być ludzka myśl. Zeh powraca do nowożytnych wątpliwości, potwierdzając je dramatem zbrodni. Hume odskocznią od swej filozofii uczynił towarzyską partyjkę tryk-traka. Co będzie dla nas wyzwoleniem, gdy sprawy zaszły tak daleko?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.