Tylko z daleka Elbrus wydaje się zastygły i niemy. W rzeczywistości, w śniegach i lodach pokrywających górę, a także pod nimi, we wnętrzu skalnego olbrzyma, trwa nieustanny ruch.
Siergiej Anisimow, 1927
– Sięgnąłem po Nostradamusa – zwierzył się Igor. Znalazłem fragment mówiący, że wielki car Alanów porazi Europę wodą, ziemią, ogniem i lodem. Włosy stanęły mi dęba. Przecież tak wygląda wybuch wulkanu!
– Tam było inaczej – przerwał mu Andriej. – Nostradamus napisał, że car ze Wschodu poruszy swym berłem wodę, ziemię i lód, zadając straszny cios Alanii, Tartarii oraz Armenii, a następnie rzuci berłem w Bizancjum. Alania to Kaukaz Północny, Alanowie żyli tu w pierwszym wieku i byli przodkami Osetyjczyków. Tartaria to południowa Rosja. Armenia to Zakaukazie. Bizancjum to Azja Mniejsza. Masz rację, ten opis kojarzy się z erupcją! Rozmowa o Nostradamusie toczyła się jeszcze dobrą chwilę. Igor, geolog z imponującym stażem pracy w terenie, doktor nauk przyrodniczych oraz Andriej, historyk i archeolog, badacz kaukaskich odgałęzień Jedwabnego Szlaku, przygotowujący się właśnie do habilitacji, okazali się miłośnikami astrologii, okultyzmu i wiedzy tajemnej.
Na Kaukazie Północnym, podobnie jak w całej Rosji, nastawał złoty wiek czarnej magii. Księgarnie i uliczne stragany zdominowały pozycje z dziedziny szeroko pojętej parapsychologii. Do gabinetów niezliczonych magów i uzdrowicieli ustawiały się długie kolejki ludzi oczekujących na cud. Mnożyły się i szybko zdobywały zwolenników sekty o najdziwniejszych, najbardziej karkołomnych doktrynach. Szaleństwo nie ominęło szczytów władzy. Powtarzała się historia z poprzedniego przełomu wieków i przełomu dziejów. Wtedy – sto lat temu – carską familię uwiódł półpiśmienny Griszka Rasputin. Teraz, na oficjalnych stronach internetowych wybranego w 2000 roku prezydenta Władimira Putina znalazły się horoskopy oraz „potwierdzone kosmofizycznie” wróżby, proroctwa i przepowiednie. A jednak wybuch, którego obawiali się Igor i Andriej, jest
realny. Chodziło o Elbrus. W połowie lat osiemdziesiątych ten wulkan – uchodzący za wygasły – zaczął przejawiać oznaki życia. W połowie lat dziewięćdziesiątych stało się jasne, że budzi się ze snu.
Elbrus jest najwyższą górą Kaukazu. Ma dwa wierzchołki. Zachodni liczy 5642 metry, wschodni 5621 metrów. Sąsiadujące z Elbrusem szczyty są niższe o dobre półtora kilometra i wyglądają przy nim jak młodsi bracia. W pogodny dzień charakterystyczną stożkową sylwetę widać z odległości trzystu kilometrów.
Wyższe partie Elbrusu pokrywają lodowce. Ich powierzchnia przekracza sto czterdzieści kilometrów kwadratowych, a grubość dochodzi do czterystu metrów. Z lodowców bierze początek Kubań i kilka mniejszych rzek.
Elbrus położony jest w Paśmie Bocznym, odchodzącym od głównego grzbietu Kaukazu na północ. Głównym grzbietem biegnie granica rosyjsko‑gruzińska, a także, jak chcą niektórzy geografowie, granica pomiędzy Europą a Azją. Większość geografów jest zdania, że Europa kończy się bliżej – na dońskich stepach. Dlatego w atlasach i encyklopediach Elbrus wraz z całym Kaukazem zaliczany jest zwykle do Azji. (Istnieje jeszcze szkoła rozszerzająca granice Europy na kraje Zakaukazia, zwłaszcza na Armenię i Gruzję, które pierwsze w świecie przyjęły chrześcijaństwo – ale ma niewielu zwolenników).
Kaukazu nie sposób podzielić ani przypisać mechanicznie do tego czy tamtego kontynentu. Alpiniści, którzy chcą zdobyć koronę Ziemi, czyli najwyższe szczyty wszystkich kontynentów, muszą wspiąć się i na Everest, i na Mont Blanc, i na Elbrus.
Przez stulecia kaukascy górale wierzyli, że zwykły śmiertelnik nie może wejść na Elbrus. „Kto ośmieli się wstąpić na stoki Wielkiej Góry, zginie!” – ostrzegali starcy. Na śmiałków czyhały śnieżne zamiecie i lawiny, burze i mrozy, gotowe zamienić intruza w bryłę lodu. Elbrus, dźwigający na swych wierzchołkach niebo, był siedzibą bogów i służących im duchów.
Wojciech Górecki
ur. w 1970 roku w Łodzi. Zadebiutował w 1986 roku na łamach „Sztandaru Młodych”. Współpracował m.in. z „Gazetą Wyborczą”, „Życiem Warszawy”, „Rzeczpospolitą” i „Tygodnikiem Powszechnym”. Członek zespołu redakcyjnego „Tygla Kultury”, stały współpracownik „Nowej Europy Wschodniej”. Współautor filmu dokumentalnego „Boskość Stalina w świetle najnowszych badań” (TVP 1998). Autor książek: „Łódź przeżyła katharsis” (1998), „Planeta Kaukaz” (2002), „La terra del vello d'oro. Viaggi in Georgia” (2009) oraz „Toast za przodków” (2010). Tłumaczony na język włoski, uhonorowany Nagrodą Giuseppe Mazzottiego. W latach 2002-2007 pierwszy sekretarz, a następnie radca w Ambasadzie RP w Baku. Był ekspertem misji UE badającej okoliczności wojny w Gruzji w 2008 roku. Pracuje w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.
Dwugłowy szczyt obrósł tysiącem mitów, legend, podań, baśni i klechd. Do kaukaskich skał – może właśnie do skał Elbrusu? – Zeus kazał przykuć Prometeusza, który wykradł z nieba ogień, aby podarować go ludziom. Nad unieruchomionym tytanem krążył zgłodniały orzeł i każdego dnia wyjadał mu odrastającą w nocy wątrobę. Ptaszysko zabił w końcu Herakles.
Podobny motyw przewija się w rozpowszechnionym na Kaukazie eposie o starożytnych herosach – Nartach. Według jednej z wersji wódz Nartów Nasren Długobrody po długiej walce z siłami zła odzyskał ogień, który zabrał jego współziomkom okrutny bóg Pako. Za swą zuchwałość Nasren został przykuty do Elbrusu. Starca oswobodził niejaki Bataraz.
(Archeolog Andriej uważa, że ogień, który tak często występuje w kaukaskich mitach, to echo niegdysiejszego wybuchu Elbrusu. Ci, którzy przeżyli, mogli uznać, że erupcja była karą, jaka słusznie spotkała ludzkość za próbę wdarcia się do krainy bogów. Wybuch miał miejsce około 50 roku naszej ery, a popioły pokryły cały obszar dzisiejszego Kraju Stawropolskiego. Niewykluczone, że Elbrus wybuchał również wcześniej. Są poszlaki świadczące, że wydarzyło się to 8–10 tysięcy lat temu).
Gdzieś w okolicach Elbrusu żyły Amazonki – wojownicze kobiety, które obcinały prawą pierś, aby łatwiej naciągać cięciwę łuku. Według Plutarcha, Strabona i Ptolemeusza, Amazonki były sąsiadkami Scytów, a ich siedziby znajdowały się na Kaukazie Północnym. Topograficzne szczegóły zawarte w miejscowych legendach pozwalają zawęzić ten obszar do trójkąta między Czerkiesją, Swanetią a Kabardyno‑Bałkarią.
Elbrus jednym przynosił pecha, innym szczęście. Nie można było go zdobyć, ale jeżeli popatrzyło się nań z daleka i wypowiedziało życzenie, góra je czasem spełniała. Tak sądzili Kabardyjczycy i Czerkiesi, którzy nazwali go Górą Szczęścia – Oszchomacho. Natomiast Bałkarzy i Karaczajowie, będący pod wrażeniem ogromu masywu wulkanu, doszli do wniosku, że mieści on w sobie tysiące pomniejszych szczytów. W ich
języku nazywa się Mingitau – Podobny do Tysiąca Gór.
Słowo „Elbrus” jest najpewniej pochodzenia perskiego i znaczy Wysoka Góra.
W końcu ludzie zapragnęli sięgnąć po tajemnicę bogów. W lipcu 1829 roku pod Elbrusem rozbił obóz pułk Kozaków i kompania żołnierzy pod dowództwem generała Georgija Emmanuela, kawalerzysty, bohatera walk z Napoleonem. Przewodnikiem ekspedycji, w składzie której było kilku uczonych z rosyjskiej Cesarskiej Akademii Nauk, został kabardyjski chłop, Chillar Chaczirow. On też, jako pierwszy człowiek, postawił nogę na
niższym, wschodnim wierzchołku Elbrusu.
Trzydzieści dziewięć lat później wyczyn powtórzyli alpiniści angielscy. Wyprawą kierował Douglas Freshfield, który kilka tygodni przed przyjazdem na Kaukaz bez powodzenia szturmował Ararat. Przewodnikami byli Bałkarzy – Achija Sottajew i Diaczi Dżappujew (pierwszy zmarł w roku 1918, ponoć w wieku stu trzydziestu lat, w rodzinnej wsi Urusbijewo, która dziś nazywa się Islamej).
Wierzchołek zachodni poddał się w 1874 roku, zdobył go Anglik Florence Crauford Grove.
Rosyjski topograf Andriej Pastuchow był pierwszym, który prowadził ekspedycje na oba wierzchołki, chociaż sam nie zdobył żadnego. Miał kłopoty z aklimatyzacją. (Niektóre źródła podają, że w roku 1890 udało mu się wejść na wierzchołek wschodni, ale to bardzo wątpliwe). Imieniem Pastuchowa nazwano grupę skał, znajdującą się kilometr poniżej szczytu. Podczas jednej z prób uczony rozbił tam obóz.
W roku 1910 dwaj Szwajcarzy zdobyli oba wierzchołki jednego dnia.
Rok później był na Elbrusie działacz bolszewicki Siergiej Kirow.
Po zwycięstwie rewolucji październikowej załopotała na szczycie czerwona flaga. Stało się jasne, że nie ma tam żadnych bogów.
Związek Radziecki uczynił alpinizm sportem masowym. Okolice Elbrusu – wąwóz rzeki Baksan oraz dolina zwana Przyelbrusiem, leżąca u podnóża Oszchomacho – stały się największym w kraju ośrodkiem turystyki wysokogórskiej. Wybudowano dziesiątki hoteli, domów wczasowych i sanatoriów, wytyczono setki kilometrów pieszych szlaków. Marzeniem tysięcy przyjezdnych było wejście na Elbrus. W kierunku dwóch wulkanicznych wierzchołków ruszyli obok doświadczonych alpinistów ludzie zupełnie nieprzygotowani: pionierzy, wczasowicze, uczestnicy wycieczek zakładowych.
Atak na szczyt rozpoczynał się w Schronisku Jedenastu, na wysokości 4200 metrów. Do schroniska można było dojechać samochodem (droga kończy się trzysta metrów niżej) albo kolejką linową, a następnie wyciągiem krzesełkowym (górna stacja wyciągu leży na 3750 metrach). Infrastrukturę uzupełniał niewielki barak ulokowany w siodle między dwoma wierzchołkami, na wysokości 5350 metrów. Korzystali z niego
ci, których podczas wspinaczki zaskoczyła noc.
Wojciech Górecki „Planeta Kaukaz”.
Wydanie II uzupełnione. Czarne, Wołowiec,
256 stron, w księgarniach od września 2010Zdobycie Elbrusu nie jest technicznie trudne i nie wymaga specjalnego sprzętu. Wystarczą raki i kijki narciarskie. Trasę wyznaczają rozstawione co sto metrów tyczki. Stromizna rzadko przekracza dwadzieścia pięć stopni.
Mało która góra jest jednak bardziej zdradliwa!
Biada naiwnym, którzy ulegli złudzeniu, że szczyt leży na wyciągnięcie ręki. Droga może zająć nawet dwanaście godzin. Biada nierozważnym, którzy zboczyli z wyznaczonej trasy. Pod gładkim lodem kryją się uskoki i przepaściste szczeliny. Biada lekkoduchom, którzy nie przygotowali się na nagłe zmiany pogody. W ciągu paru sekund ciepły letni dzień może zamienić się w mroźną zimową noc, temperatura spaść grubo poniżej zera, a mgła przesłonić cały świat. Jak w dawnej legendzie – żywioły naprawdę mogą zamienić człowieka w lodowy posąg. A wszystko dlatego, że Elbrus jest tak eksponowany, że wyrasta ponad otoczenie i niczym piorunochron ściąga deszcze, wichury i zamiecie.
Nikt nie wie, ilu ludzi straciło tu życie. Radzieckie władze nie prowadziły takich statystyk, informacje o katastrofach nie trafiały do gazet. Największa chyba tragedia wydarzyła się zimą roku 1936. Na Elbrus wspięła się wówczas jednego dnia duża grupa komsomolców. Podczas zejścia pijani sukcesem młodzi ludzie zapomnieli o ostrożności. Nie zauważyli, że pod cienką warstwą śniegu kryje się lód. Przewracając się, ciąg‑
nęli za sobą jeden drugiego. Spadali odbijając się od stoku jak pingpongowe piłeczki. Większość roztrzaskała się na Skałach Pastuchowa. Zginęło kilkadziesiąt osób.
W 1998 roku spłonęło Schronisko Jedenastu.
Futurystyczną, przypominającą sterowiec budowlę, znaną ze wszystkich przewodników i albumów o Kaukazie, wzniesiono w roku 1939, na miejscu mniejszego schroniska o tej samej nazwie (w latach dwudziestych obozowało tam jedenastu naukowców). Opływowe kształty, metalowe ściany i podwójne okna zabezpieczały gości przed wszystkimi kaprysami pogody. Przyczyną pożaru była awaria spirytusowej maszynki któregoś z turystów. W schronisku przeznaczonym dla stu dwudziestu osób była tylko jedna kuchenka. Z gotowaniem wody i przyrządzaniem posiłków każdy musiał radzić sobie sam. Rzucono się do gaszenia ognia. Ktoś chwycił stojący w korytarzu kanister. Myślał, że jest tam woda, w środku było jednak paliwo. Nastąpił wybuch – ze schroniska pozostał metalowy szkielet.
Kolejka linowa i wyciąg krzesełkowy funkcjonują do dziś. Na stacji „Mir”, gdzie trzeba się przesiąść, cały czas czynne jest Muzeum Bojowej Chwały Obrońców Elbrusu i Kaukaskich Przełęczy w Latach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.
Bitwa o Kaukaz rozpoczęła się w lipcu 1942 roku i trwała kilkanaście miesięcy. Niemcy chcieli przebić się do pól naftowych Morza Kaspijskiego. Szybko zdobyli Noworosyjsk i kilka większych miast regionu.
Kapuściński o „Planecie Kaukaz”
Wojtek Górecki napisał świetną książkę. Jest ona wynikiem jego fascynacji światem nie tak znów odległym od Polski, ale jakże zupełnie nieznanym nam i obcym. I oto, dzięki autorowi Planety Kaukazu, opisani przez niego Czeczeńcy i Inguszowie, Osetyńcy i Abchazi stają się nam znajomi, bliscy, sąsiedzcy. To wielka zasługa autora przyczynić się swoim pisaniem do poznania innych, a przez poznanie – do zrozumienia i zbliżenia. Górecki pokonał ogrom trudności, na jakie w tamtych stronach napotyka reporter i dotarł do miejsc najbardziej niedostępnych, gdzie spotkał ludzi niezwykłych, ujmujących nas swoją prostotą i sercem. Pod jego żywym i precyzyjnym piórem nie tylko cały Kaukaz Północny, ale i poszczególne zamieszkujące go społeczności przekształcają się w osobne, małe planety, tak, że w rezultacie otrzymujemy cały bogaty i różnorodny 'Kosmos Kaukaz'. Pasja autora, jego wysiłek, wytrwałość i wiedza dały w sumie książkę stanowiącą jedną z najbardziej wartościowych pozycji w dorobku młodego pokolenia polskich reporterów.
Zdarzało się, że górale pochodzący z małych, od wieków poniżanych przez Rosjan narodów, witali hitlerowców jak wyzwolicieli. Takie przypadki dały Stalinowi pretekst do wysiedlenia Inguszów i Czeczenów, Bałkarów, Karaczajów i Kałmuków. W połowie sierpnia specjalna jednostka Dywizji Alpejskiej „Edelweiss” pod dowództwem kapitana Heinricha Grotta przekroczyła przełęcz Chotiutau i zajęła Schronisko Jedenastu.
Wkrótce na Elbrusie zawisła flaga ze swastyką.
Historia najwyżej położonego frontu drugiej wojny światowej wciąż kryje tajemnice. Sowiecka propaganda długo utrzymywała, że niemiecką jednostkę zlikwidował bohaterski pilot, który zbombardował schronisko. Później okazało się, że podczas bombardowania ucierpiał tylko jakiś skład, a Niemcy wycofali się sami, kiedy załamała się ich ofensywa na południe. Sowiecka flaga wróciła na Elbrus w lutym 1943 roku. Boje na Kaukazie Północnym ostatecznie zakończyły się późną jesienią. Na przełomie wieków w Muzeum Bojowej Chwały Obrońców Elbrusu przeciekał dach i nie było prądu.
Dlaczego Elbrus został uznany za wulkan wygasły – nie wiadomo. W okolicy wschodniego wierzchołka czuć wyziewy siarki. Źródła, które biją obok wypływających z lodowców Elbrusu rzek, mają wysoką temperaturę, a w wodzie zawarte są znaczne ilości dwutlenku węgla.
Rankiem 6 października 1906 roku zdumieni i przerażeni górale po raz pierwszy ujrzeli Elbrus zupełnie nagi, bez śnieżnej czapy na wierzchołkach.
Najprawdopodobniej śnieg stopił się od magmy buzującej w trzewiach olbrzyma.
Następnego dnia wierzchołki znów były białe.
Wulkan drzemał tylko, spał płytkim snem.
Kaukaskie spotkanie z Wojciechem Góreckim, autorem książek „Planeta Kaukaz” i „Toast za przodków” odbędzie się 25 października 2010 r., o godzinie 19.00 w Klubie Chłodna 25 w Warszawie. Poprowadzi je Marcin Meller.