Piotr Sawicki, „Odrażające, brudne, złe. 100 filmów gore”

Krzysztof Ryszard Wojciechowski

„Odrażające, brudne, złe” to książka o – lepszych lub gorszych – filmach, ale też o zjawisku utraty pewnych wartości w społeczeństwie, w którym pojęcie moralności wariowało w XX wieku jak błędnik widza na filmach Lucio Fulciego

Jeszcze 1 minuta czytania


Na polskim rynku mało jest dobrych książek o kinie gatunku. A naprawdę ciekawych publikacji o kinie grozy nie było niemal wcale. Do tej pory do pozycji obowiązkowych należała sympatyczna, nieśmiertelna książeczka Andrzeja Kołodyńskiego „Seans z wampirem” i wydany kilka lat temu, zdecydowanie mniej sympatyczny, „Leksykon filmowego horroru”, jednak są to pozycje interesujące tylko dla osób dopiero zaczynających swą przygodę z kinem. Dlatego niezmiernie cieszy mnie fakt ukazania się publikacji firmowanej nazwiskiem Piotra Sawickiego. Bo chociaż zajmuje się ona dość wąskim i ze względu na niskie wartości artystyczne zazwyczaj traktowanym po macoszemu nurtem w kinie grozy – najokrutniejszą jego odmianą, „horrorem cielesnym”, tzw. gore – to traktuje go jak najbardziej poważnie. „Odrażające, brudne, złe” to kawał ciekawej publicystyki, obejmującej kontekst historyczny, społeczno-obyczajowy i polityczny tego zjawiska.

Książka nie jest pustą fanowską wyliczanką. Autor nie traktuje czytelnika protekcjonalnie i trochę od niego wymaga. Zawęża grupę odbiorców – nie jest to pozycja adresowana do typowego, multipleksowego widza, który połyka kolejne remake'i na „nocnych maratonach horroru” – ale na tle niektórych napisanych naukowym żargonem prac filmoznawców, to i tak przystępna publikacja. Sawicki wchodzi w ten sposób w interakcję z czytelnikiem i pisząc o horrorze w szerszym kontekście, w przewrotny sposób nakłania do pogłębiania wiedzy filmowej.

Leksykon co prawda ogranicza się do stu tytułów, ale są to pozycje na tyle reprezentatywne, że możemy na ich przykładzie dowiedzieć się całkiem sporo. Nie tylko o filmach i kluczowych reżyserach, ale też o specyfice gatunku w danym kraju i kręgu kulturowym. Znajdziemy tu również wzmianki o twórcach efektów specjalnych, makijażystach, przykłady przenikania się nurtów filmowych (giallo, slasher, pinku eiga) i niezwykle istotne dla kształtowania estetyki gore informacje o rodzajach użytych taśm filmowych. Podziw budzi nie tylko duża wiedza autora, ale też zazwyczaj trafne ujęcie problematyki i analityczne podejście do spraw formalnych, niedostrzegalnych dla przeciętnego widza.

Piotr Sawicki,
„Odrażające, brudne, złe. 100 filmów gore”.
Yohei, 304 strony, w księgarniach 0d września 2011
„Odrażające, brudne, złe” to książka o – lepszych lub gorszych – filmach, ale też o zjawisku utraty pewnych wartości w społeczeństwie, w którym pojęcie moralności wariowało jak błędnik widza na filmach Lucio Fulciego. Sawicki już we wstępie zaznacza, że widzi horror jako sztukę kontestującą, wywrotową. I patrząc na historię kina grozy, nie sposób nie dostrzec, że już w czasach świetności ekspresjonizmu niemieckiego takie filmy jak „Gabinet doktora Cagliari” czy „Nosferatu” pełniły rolę medium wyrażającego lęki społeczne. Okazuje się, że z gore jest podobnie. O ile jednak ekspresjonistyczny horror epatował modnym w tamtym okresie okultyzmem, spirytyzmem, zjawiskami nadprzyrodzonymi i zagrożeniem nie tyle ciała, co duszy, to gore jest zjawiskiem związanym z czasami materializmu, manifestacją fobii związanym z ciałem i jego rozpadem. Nurt jest dzieckiem dekady, w której zabito Martina Lutera Kinga i J.F.Kennedy'ego, projekcją lęku, który trawił zawiedzione wojną wietnamską i zdruzgotane mordami bandy Mansona amerykańskie społeczeństwo. Rodzące się gore – nazywane przez autora „krwawą falą” – jest też nad wyraz czytelną wizją wiszących nad Ameryką makabrycznych wydarzeń następnych dekad, jak epidemia AIDS, czy masakra w Jonestown. I mimo że gore szybko się skomercjalizowało, flirtowało nawet z „kinem nowej przygody”, a z czasem przeistoczyło się w groteskowy gatunek komediowy, to do tej pory w różnych częściach świata powstają niezwykle szokujące, skrajnie nihilistyczne filmy, w wynaturzony sposób komentujące rzeczywistość.

Trzeba przy tym zaznaczyć, że autor nie dorabia do nurtu ideologii czy gęby sztuki wysokiej, traktuje gore jak wirus i raczej szuka jego przejawów – i znajduje je w wielu miejscach, od oczywistych horrorów klasy B, przez „Pasję” Mela Gibsona, po kreskówki z MTV. Książka staje się pasjonującą lekturą dla każdego zainteresowanego kulturą – niekoniecznie popularną. Bo jak Sawicki słusznie zauważa, sztuki wizualne, nawet artystycznego sortu (np. filmy Michaela Haneke) odrzucają dziś metafizykę i zmierzają ku cielesności, a „na takim gruncie gore dobrze kwitnie”.