Adrian Paci w lokalu_30
ADRIAN PACI, Centro di Permanenza temporanea, 2007 / courtesy: The Artist and Galerie Peter Kilchmann, Zurich

Adrian Paci w lokalu_30

Alek Hudzik

Jeden rzutnik, na którym wyświetlane są kolejne filmy. Adrian Paci, tytułowy Storyteller, snuje opowieść o społeczeństwie. Krytycznie, ale bez ironii

Jeszcze 1 minuta czytania

Od mojej podróży do Albanii, mija już prawie rok. Znajomych ciężko było namówić na tę eskapadę: bo niebezpiecznie, bo mafia, bo samochód nam ukradną. Minęło kilkanaście miesięcy, a ja wchodzę do galerii lokal_30, by zobaczyć wystawę Albańczyka Adriana Paci. Widzę to, czego mogliśmy się obawiać przemierzając Albanię. To, co nas z tego strachu jednocześnie wyleczyło. Rzeczywistość. 

Wystawa artysty to jeden rzutnik, na którym wyświetlane są kolejne filmy. Ogladając je, szybko przeskakujemy ze świata do świata – estetyka i sposób obrazowania zmienia się właściwie przy każdym kolejnym wideo. To, co je wszystkie łączy, to narracja. Paci, tytułowy Storyteller, opowiada nam o społeczeństwie. 

storyteller

wystawa Adriana Paci, lokal_30, Warszawa, do 11 maja 2012

Projekcja zaczyna się od najbardziej znanego, bo prezentowanego na weneckim Biennale w 2005 roku, filmu „Turn On”. Zebrani na schodach mężczyźni trzymają w rękach żarówki. Te podłączone są do małych agregatów prądu. Scena urokliwa; wieczór, przyjemne, żółtawe światło lampek, wiatr rozwiewa kurz na kamiennych schodach. Jednak pod zgrabnie uszytym płaszczykiem kryje się utrudniająca codzienne funkcjonowanie prawda. Turystę w Albanii z pewnością zdziwi, gdy podczas imprezy, kąpieli, zakupów nagle padnie prąd. Codzienny rytuał kilkugodzinnych przerw w dostawie elektryczności jest bolączką nawet dużych miast, takich jak Szkodra, rodzinne miasto artysty. Dla większości z nas planowane braki prądu stają się szybko mglistym wspomnieniem, które zamienia podróż do Albanii w egzotyczną wyprawę. 

ADRIAN PACI, „Turn on”, 2004, courtesy: The Artist and Galerie Peter Kilchmann, Zurich

Jednak egzotyka Albanii leży raczej w żywej ludowości i związanych z nią obyczajach, które na Bałkanach zdołały uchować się do dziś. Mówi o tym zakorzeniony w tradycyjnych obrządkach funeralnych film „Vajtojca”. Na katafalku spoczywa artysta, który uprzednio sam przygotował się do własnego pogrzebu. Obok zasiada przykryta chustą kobieta. Starsza pani płacze osuwając kir coraz niżej, a jej żałobny śpiew, zupełnie dla nas niezrozumiały, przypomina mantryczny lament. Takich śpiewów próżno dziś szukać na pogrzebach chociażby w Polsce, a na Bałkanach ich tradycja jest wciąż żywa. Nie chcę tu rysować opozycji my oni, egzotyka – cywilizacja, jednak to właśnie ta odmienność staje się powodem zainteresowania Albanią dla jednych i starachu przed nią dla drugich.

Religijna obrzędowość jest przedmiotem kolejnego wyświetlanego filmu, „pilgrIMAGE”. W przeciwieństwie do polskich wiernych, ktorzy co roku pielgrzymują do Matki Boskiej Jasnogórskiej, Albańczycy od lat nie mogą osobiście czcić fresku Madonny z Dzieciątkiem ze Szkodry, gdyż ten znajduje się obecnie na terenie Włoch. Paci przygotował więc wirtualną adorację  sfilmowany pod Rzymem fresk wyświetlał na oczach zgromadzonych w Szkodrze wiernych. Aby podkreślić personalny charakter relacji, sfilmował też samych wiernych i ten obraz projektował przed freskiem we Włoszech. Nie ma w tym filmie ani cienia ironii. Krytyczna obserwacja, punktowanie rzeczywistości nie spotyka się u Paciego z cynizmem i gorzkim komentarzem.

ADRIAN PACI, „PilgrIMAGE”, 2005, courtesy: The Artist and Galerie Peter Kilchmann, Zurich

Filmy Paciego to nie tylko pejzaż kulturowy Albanii, to również problemy nękające Włochy, gdzie artysta od kilku lat mieszka i pracuje. „Centro di Permanenza Temporanea” to bardzo symboliczny obraz, w którym grupka ciemnoskórych mężczyzn rzędem wchodzi na schody doprowadzające podróżnych do samolotu. Maszyna odlatuje jednak bez nich, a mężczyźni zostają na pomoście wyczekując samolotu, który nigdy nie nadleci. Wideo metaforyzuje sytuację emigrantów, którzy wciąż czekają na swoje miejsce w społeczeństwie i wciąż pozostają grupą wykluczonych. 

Na wystawie jest jeszcze zupełnie inny film, „Per Speculum”. Przed lustrem stoją dzieci, z ich perspektywy prowadzona jest kamera, ale samej kamery w lustrze nie widać. Po chwili mały chłopak rozbija zwierciadło, krusząc tym samym odbijający się w nim obraz. Kawałki szkła trzymane przez siedzące na drzewie dzieci pojawiają się w drugiej scenie filmu. Od okruchów odbija się rażące nas w oczy światło. W dalszej perspektywie całe drzewo rozświetlone jest odbitymi od lustra promieniami słońca. 

ADRIAN PACI, „Per Speculum”, 2006, courtesy: The Artist and Galerie Peter Kilchmann, Zurich

„Per Speculum” ma w sobie dużą dozę autoreferencyjności. Obraz utrwalany na taśmie filmowej, jest medium kruchym, odbijającym jedynie kawałki rzeczywistości. Często bardziej oślepiającym, niż cokolwiek wyjaśniającym.

 

 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.