Trzecie miejsce

Marta Białek-Graczyk

Przyjemnie jest snuć reformatorskie marzenia co do lokalnych ośrodków kultury z pozycji wysokiego „C”. Z ideami partycypacji i aktywności obywatelskiej nie sposób się przecież nie zgodzić – polemika z Obywatelami Kultury

Jeszcze 2 minuty czytania

Kiedy w 2009 roku otwieraliśmy w Towarzystwie Inicjatyw Twórczych „ę” dyskusję nad przygotowanym przez nas raportem „ZOOM na domy kultury”, jeden z doświadczonych animatorów powiedział, cytując Jacka Kuronia: „Dajcie sobie spokój, nie palcie komitetów – zakładajcie własne”. My swój „komitet” już mieliśmy – pomysły animacyjne realizowaliśmy w działającym od paru lat Towarzystwie. Nie chcieliśmy „palić” domów kultury. Postanowiliśmy zacząć rozmawiać o tym, czy warto je trochę przebudować, otwierając ich drzwi szerzej na lokalne społeczności. Razem.

Po lekturze wywiadu z Hanną Wróblewską i Beatą Chmiel pomyślałam, że przyjemnie jest snuć reformatorskie marzenia co do lokalnych ośrodków kultury z pozycji wysokiego „C”. Z ideami partycypacji i aktywności obywatelskiej nie sposób się przecież nie zgodzić. Trudniej to robić, mając za sobą konkretną pracę na rzecz tego środowiska, dziesiątki przeprowadzonych działań i organicznej roboty w terenie. A taką pracę podejmują dziś różne środowiska – przede wszystkim same domy kultury, ciała takie jak Forum Kraków i organizacje pozarządowe. Dlaczego chce się nam przebudowywać domy kultury?

Co zrobić
z domami kultury?

Rozmowa Agaty Diduszko-Zyglewskiej z Beatą Chmiel i Hanną Wróblewską sprowokowała do polemik: Anny Komsty (dyrektorka Ośrodka Kultury, Sportu i Turystyki we Wleniu) oraz Joanny Orlik (Forum Kraków).

Nie trzeba przypominać, że domy kultury kojarzą się w Polsce raczej źle. Cały czas ciąży na nich wizerunek z poprzedniej epoki, ale też niezbyt udane próby poszukiwania nowej formuły z początków transformacji. Za domem kultury ciągnie się cała lista stereotypowych skojarzeń – począwszy od słynnej już „paprotki”, a na salach weselnych kończąc. Gdyby tylko sięgnąć trochę dalej – okaże się jednak, że domy kultury mają w Polsce piękną tradycję. W dwudziestoleciu mieliśmy przecież „domy ludowe” – budowane przez samą społeczność. Jest więc do czego się odwołać. Patrząc na dzisiejszą Polskę, można też sobie wyobrazić, że być może to właśnie domy kultury mogą pełnić rolę opisywanego przez Raya Oldenburga – „trzeciego miejsca“. Zgadzamy się przecież, że brakuje nam wspólnych, publicznych przestrzeni otwartych na różne grupy i środowiska. Utyskujemy na słabą jakość instytucji publicznych, skarżymy się na wszechobecne galerie handlowe i zamknięte osiedla. Skoro mamy ponad 3000 realnych lokalnych domów kultury z lepszą bądź gorszą, ale jednak infrastrukturą, skoro zdecydowana większość gmin traktuje je jako jedyne narzędzia do prowadzenia działalności kulturalnej, skoro, w końcu, finansujemy ich działania z naszych podatków – może warto poświęcić im trochę pracy.

W raporcie „ZOOM na domy kultury“, który opublikowaliśmy w 2009 roku, przyjrzeliśmy się temu, jak funkcjonują ośrodki kultury na Mazowszu i na ile mają w sobie potencjał, by stać się bardziej „dospołeczne”. Raport wywołał burzę. Do dziś dostajemy maile od urażonych dyrektorów („Zostawcie nas w spokoju, świetnie działamy!”), ale i od takich, którzy dziękują za inspirację („Nie spałam całą noc. Od jutra będziemy z zespołem rozmawiać jak to jest u nas”). Poczuliśmy, że dotknęliśmy ważnego tematu. Oprócz dawki urażonej ambicji, zobaczyliśmy, że środowisko lokalnych ośrodków jest często bardzo osamotnione, niedowartościowane. Jednocześnie dostrzegliśmy, że kryje w sobie prawdziwych pasjonatów, wspaniałych edukatorów; jest rozpoznawalne w społeczności, realizuje wartościowe, dobre i sprawdzone pomysły. Od tego czasu na dziesiątki sposobów próbujemy wspierać lokalne ośrodki w przyglądaniu się sobie i wprowadzaniu zmian – tam, gdzie są potrzebne. Wspólnie z zespołami ośrodków i mieszkańcami, przeprowadziliśmy kilkaset godzin warsztatów, opublikowaliśmy kilka publikacji, stworzyliśmy nowe narzędzia do pracy ośrodków kultury. Często to wspólne „przebudowywanie” nam się nie udaje, ale czasem jednak tak. Tylko dzięki otwartości, pomysłowości i determinacji animatorów z domów kultury i mieszkańców.

Z czasem – ku mojej osobistej radości – widziałam, jak kolejne środowiska zaczynają poszukiwać „sposobów na domy kultury” i, szerzej, na lokalną animację kultury. Chętnie przyłączałam do kolejnych inicjatyw m.in: Forum Kultury i Obywateli Kultury. Kiedy okazało się, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego za pośrednictwem Narodowego Centrum Kultury planuje realizację programu „Dom Kultury+”, pomyślałam: „wszystkie ręce na stół” – trzeba zabrać się do wspólnej pracy.

Planując programy społeczne świetnie jest myśleć w wielkich kwantyfikatorach (partycypacja, aktywność obywatelska), ale większą sztuką wydaje mi się bardzo praktycznie uszyć program – by poprzez precyzyjne i dobrze zaplanowane działania zwiększyć szansę na jego powodzenie. W programie „Dom Kultury+” na pewno można wiele poprawić. Sporo się jednak – dzięki wysiłkom różnych środowisk i przede wszystkim samych pracowników domów kultury – udało. Nasi Latający Animatorzy odwiedzili prawie 20 domów kultury biorących udział w programie; tam, wraz z pracownikami ośrodków, mieszkańcami – razem – na różne sposoby, testowali nowe pomysły na działania i poznawali kolejne narzędzia pracy. Kiedy w jednym z domów kultury, do którego raczej nie zglądała młodzież, udało się stworzyć otwartą dla nich przestrzeń, a po paru miesiącach prężna grupa młodych zaprosiła nas na organizowany przez siebie pokaz „kina leżakowego” – pomyślałam, że właśnie tak – dzięki wspólnej pracy – domy kultury stają się bardziej społeczne.

Chwała tym ośrodkom, które same od lat działają w bliskim kontakcie ze społecznością i tym, które zupełnie samodzielnie podejmują trud otwarcia się i zmian. Jest ich coraz więcej. A tym, które chcą, ale jeszcze nie mają pomysłu jak – można trochę pomóc. I sprawą zupełnie drugorzędną będzie to, czy zrobi to organizacja pozarządowa, inne ośrodki kultury, niezależni edukatorzy, Forum zrzeszające animatorów, czy ogólnopolski ruch, jakim są Obywatele Kultury. Warto tylko zdawać sobie sprawę, że efekty choćby najgorliwszych wysiłków pojedyńczych organizacji czy instytucji – będą mocno ograniczone. Trzeba działać systemowo, wymieniać się różnymi perspektywami i narzędziami. Dlatego najlepiej, gdybyby udało się to zrobić razem. Sprawa jest przecież wspólna.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).