Normatywnie o nienormatywności
Catherine Opie, Autoportret, 1993, courtesy of the artist and Regen Projects, Los Angeles

Normatywnie o nienormatywności

Magda Szcześniak

W „Gejerelu” Krzysztofa Tomasika mnogość możliwych tożsamości zostaje poświęcona na rzecz zbudowania linearnej opowieści o przodkach dzisiejszych gejów i lesbijek

Jeszcze 3 minuty czytania

W 1997 roku Eve Kosofsky Sedgwick, amerykańska badaczka literatury i teoretyczka queer, opublikowała tekst poświęcony „paranoicznemu czytaniu”. Praktyka ta – pokrewna opisywanej przez Paula Ricoeura „hermeneutyce podejrzliwości” – według Sedgwick polega na czytaniu tekstów w celu odnalezienia zakamuflowanych w nich treści (na przykład homoerotycznych). Podejrzliwość często bywa powiązana z krytycznością, jednak w tekście o wiele mówiącym tytule – „Paranoid Readings, Reperative Readings, Or You’re So Paranoid You Probably Think This Essay is About You” – Sedgwick wskazywała również niebezpieczeństwo całkowitego ich utożsamienia. Podejrzliwość bowiem może stracić swój krytyczny potencjał, jeśli będzie stosowana jednakowo do wszystkich tekstów, niezależnie od ich treści i kontekstu powstania. Przykładowo – by odwołać się do zainteresowań badawczych Sedgwick oraz właściwego tematu niniejszego tekstu – przyjaźnie osób tej samej płci posiadały różne znaczenia kulturowe w zależności od czasu i miejsca ich zawierania, zaś gest opadającego nadgarstka nie zawsze oznaczał „przegięcie”. Ostrze krytyki Sedgwick wymierzone jest między innymi w jej własną dziedzinę badań, a więc powstałe na początku lat 90. studia queer, badające strukturę tożsamości płciowej oraz historię i kulturę nienormatywnych tożsamości seksualnych. W przypadku studiów nad mniejszościami seksualnymi, paranoiczne czytanie może objawiać się między innymi projektowaniem współczesnych kategorii (takich jak na przykład „gej” czy „homoseksualista”) w przeszłość, czasem niezwykle odległą. Tymczasem, jak przekonywał Michel Foucault w „Historii seksualności”, w antyku czy średniowieczu nie żyli geje i lesbijki (wbrew temu, co sugeruje choćby autor wydanego w 1980 roku tomu o tytule równie charakterystycznym, co publikacja Sedgwick: „Chrześcijaństwo, tolerancja społeczna i homoseksualność: geje i lesbijki w Europie Zachodniej od początku ery chrześcijańskiej do XIV wieku”), homoseksualizm jako tożsamość seksualna został zaś „wynaleziony” dopiero w XIX wieku. Czy zatem geje istnieli w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej?

Krzysztof Tomasik, „Gejerel. Mniejszości
seksualne w PRL-u”.
 Krytyka Polityczna, Warszawa,
383 strony, w księgarniach od czerwca 2012
Nie – przyznaje Krzysztof Tomasik w wywiadzie dotyczącym swojej niedawno wydanej książki zatytułowanej „Gejerel”. Zapytany o tytuł, Tomasik tłumaczy: „Wiadomo, że nie było [w czasach PRL] gejów i też wiadomo, że nie chodzi tylko o gejów. Tytuł powinien być nośny, ale nie zawsze wszystko wyjaśnia”. Problem w tym, że w przypadku książki Tomasika tytuł wyjaśnia właściwie wszystko. Krytyczne omówienie „Gejerelu” należy jednak poprzedzić stwierdzeniem, które powinno być oczywiste. Nieistnienie „gejów” – rozumianych współcześnie – nie oznacza nieistnienia nienormatywnych (a więc także płynnych) tożsamości seksualnych oraz nienormatywnych zachowań seksualnych w PRL. W żadnym razie nie chodzi również o to, że historia takich zachowań oraz społecznego odbioru nienormatywnych seksualności nie jest warta gruntownego zbadania i opisania. Analiza polskiej wrogości wobec „seksualnych odmieńców”, a także historii zróżnicowanych nienormatywnych praktyk seksualnych, wydaje się konieczna zwłaszcza dziś – w czasach walki o związki partnerskie, ale i o zmianę stosunku społecznego do wszelkich nienormatywnych relacji, również tych nie mających na celu zawarcia stałego związku. I choć autor opracowania „Gejerel” wykonał godną podziwu pracę archiwalną (dokopując się niekiedy do prawdziwych rarytasów), równocześnie, niestety, zanadto dał się uwieść własnemu „nośnemu” tytułowi.

Zgodnie z tytułową zapowiedzią, ponad trzystustronicowa książka opiera się bowiem na projektowaniu współczesnej kategorii tożsamości homoseksualnej – zaskakującej w swojej jednolitości – w przeszłość. Aby udowodnić główną tezę o niewidzialności homoseksualistów w czasach PRL, czy też może raczej o celowym ich ignorowaniu przez większość ówczesnego społeczeństwa, Tomasik tropi ślady „homoseksualistów” i „homoseksualizmu” w rozmaitych tekstach kultury, należących do całej gamy gatunków i funkcjonujących w ramach odmiennych obiegów komunikacyjnych – od reportażu kryminalnego, przez film (od Andrzeja Wajdy po Jerzego Gruzę) i literaturę (raczej popularną), po artykuły gazetowe.
Celem autora jest odkrycie jak największej liczby dowodów na istnienie gejów oraz lesbijek w epoce PRL. Jak wie jednak każda wielbicielka kryminałów – a o czym zapomniał Tomasik – inaczej prowadzi się śledztwo w bogatej dzielnicy willowej, a inaczej w tłocznym centrum miasta. Tomasik tymczasem na równi traktuje popularne reportaże sądowe (publikowane w takich pismach jak „Ekspres Reporterów”, „Ekspres Wieczorny”, czy „Życie Literackie”), anegdoty z trzeciej ręki cytowane we wspomnieniach i pamiętnikach, powieści popularne, artykuły prasowe, filmy i seriale. Nie zwracając uwagi na formę, a jedynie na treść (proszę wybaczyć uproszczenie), sam często niebezpiecznie zbliża się do języka analizowanych mediów. Szczególnie rażącym przykładem jest rozdział „Homoseksualiści przed sądem”, w którym autor, zamiast uważnie przyglądać się fascynującemu gatunkowi reportażu sądowego (o którego metodach powstawania, sposobach dystrybucji i konsumpcji w czasach PRL nie wiemy zbyt wiele), szczegółowo rekonstruuje historie sądzonych „homoseksualistów”, opierając się jedynie na reportażach, traktując je zbyt często jak przezroczyste relacje.
Niewątpliwym walorem książki jest wskazanie na sposób funkcjonowania zarzutu homoseksualizmu jako czynnika mającego umniejszyć pozycję społeczną oskarżonego, z niezrozumiałych względów jednak Tomasik ufnie podąża za homofobicznymi reportażami w celu odtworzenia kolejnych historii kryminalnych. Zlewają się tu więc dwa cele – opowiedzenia o życiu i doświadczeniu homoseksualistów w PRL, oraz opowiedzenia o sposobach mówienia o homoseksualizmie w dyskursie publicznym. Niewątpliwie obie kwestie są ze sobą ściśle związane, rozpowszechniane przez media stereotypy wpływały bowiem na sytuację mniejszości seksualnych. Na poziomie badawczym należałoby jednak spróbować ów supeł rozwikłać – również po to, by uniknąć opowiadania o mniejszościach seksualnych językiem, który oskarżamy o homofobię.

„Gejerel” co prawda nie udaje publikacji naukowej – książka została wydana w serii publicystycznej Wydawnictwa Krytyki Politycznej – wydaje się jednak, że czytelniczkom/czytelnikom wiele rozjaśniłoby wyjaśnienie statusu przytaczanych źródeł, czy choćby opis metody przeszukiwania archiwów i uzasadnienie wyboru poszczególnych przykładów. Autor we wstępie kładzie nacisk na zainteresowanie kulturą popularną i masową, dziwi wobec tego jednak tak szczegółowe przyglądanie się Andrzejowi Wajdzie, czy poświęcenie całego rozdziału krytyce filmowej dość niszowych filmów zagranicznych.
„Oczywiście omawiane powyżej utwory [literackie] nie wyczerpują tematu homoseksualizmu w literaturze PRL-u. Skupiłem się tutaj na prozie nieznanej lub zupełnie zapomnianej. Chodziło mi o pokazanie potencjału literatury popularnej, która z reguły nie jest przedmiotem analizy literaturoznawców, a której przekaz ze względu na poczytność silnie oddziałuje na masy” – pisze Tomasik pod koniec rozdziału poświęconego literaturze. Nie dowiadujemy się jednak, w jaki sposób autor rozsądzał o popularności danych pozycji oraz jak zmierzyć owo oddziaływanie. Bez opisu sposobu funkcjonowania danych mediów trudno zaś rozstrzygnąć o ich wpływie na opinię publiczną. Chęć odnalezienia homofobii w jak największej liczbie tekstów popularnych przyczynia się z kolei do ignorowania pozycji, które być może zmieniły, a przynajmniej podważyły stereotypowy obraz homoseksualizmu. Co prawda okładka „Rudolfa” Mariana Pankowskiego została umieszczona na samym początku rozdziału „Literatura homoseksualna, literatura popularna”, jednak składający się z trzech stron podrozdział „Pornograficzny Pankowski” rozczarowuje, składa się jedynie ze streszczenia powieści oraz obszernych cytatów trzech recenzji.

Autor „Homobiografii” wyodrębnia dwie strategie neutralizowania „niebezpiecznych” treści homoseksualnych w czasach PRL. Pierwszą z nich jest stereotypizacja – Tomasik opisuje występowanie najbardziej znanych stereotypów „zniewieściałego faceta” i „rozgoryczonej baby”, nie analizując jednak sposobów ich utrwalania i rozprzestrzeniania (choćby w zależności od medium). Kolejną strategią jest wypieranie lub celowe eliminowanie homoseksualnych motywów. Teza o wyparciu – przypisywanym przez Tomasika w szczególności polskim twórcom (zwłaszcza „kultury wysokiej”) – jest niemożliwa zarówno do potwierdzenia, jak i do odrzucenia. Opisując filmy Wajdy, Tomasik w typowy dla „paranoicznego czytania” sposób zabezpiecza wszystkie fronty analizy: „Jawnego homoseksualizmu u Wajdy nie było, nie znaczy to jednak, że być nie mogło, a przede wszystkim nie znaczy, że nie istniała przed czymś takim obawa”. Wobec takich ram analizy twórczość autora „Wszystko na sprzedaż” – u którego rzecz jasna z powodzeniem można znaleźć wzory tradycyjnej, heteronormatywnej męskości – nie może nie zostać odczytana jako homofobiczna (człon fobia oznacza przecież strach).
Obawa Wajdy przed homoseksualizmem zostaje u Tomasika potwierdzona za pomocą kilku wątpliwych poszlak – przytaczane przez Jerzego Wittlina wspomnienie Stefana Stawińskiego o pomyśle Wajdy na scenariusz o homoseksualnej miłości podczas akcji odbicia Arsenału (niezrealizowanie filmu jest tu dowodem strachu); opisane przez Barbarę Mruklik wspomnienie Wajdy dotyczące propozycji Tadeusza Łomnickiego, by włączyć do „Niewinnych czarodziei” wątek homoerotyczny; opisane przez Mruklik napomknięcie Wajdy o „Smaku miodu” Tony’ego Richardsona, które – jak sugeruje Tomasik – „mogło być inspiracją” przy tworzeniu dziesięć lat później (!) „Ziemi obiecanej”. Wątpliwy status przytoczonych dowodów znacząco osłabia krótką analizę „Bram raju”, mało znanego filmu Wajdy, a jak się wydaje rzeczywiście destabilizującęgo tradycyjne normy płciowe i posiadającego potencjał homoerotyczny.

Być może słabość analiz Tomasika wynika z braku przemyślenia stosowanej terminologii. Autor rozpoczyna wstęp od zarysowania kluczowego dla queerowej historiografii paradoksu: „Można odnieść wrażenie, że geje i lesbijki wówczas nie istnieli. Słowa gej faktycznie nie było, królował pedał”. Jednak zamiast zgłębić ów terminologiczny i metodologiczny dylemat – o który spierano się choćby w wydawanym w latach 80. zinie „Filo” – autor przypisuje nienormatywnie zachowującym się osobom stabilną tożsamość homoseksualną (ewentualnie biseksualną). W rezultacie niemal każdy bohater książki – realnie istniejący, bądź wyobrażony przez autora powieści czy filmu – zostaje zdefiniowany jako ukrywający się (choć niekoniecznie z własnej winy) gej lub lesbijka (wyjątkiem jest rozdział o transseksualistach). Mnogość możliwych identyfikacji i tożsamości, zmieniających się zapewne w zależności od kontekstu, zostaje poświęcona na rzecz zbudowania linearnej opowieści o przodkach dzisiejszych gejów i lesbijek. Tymczasem wydaje się – co potwierdza na przykład „Lubiewo” Michała Witkowskiego, ale również rozmowy opublikowane w najnowszym numerze „DIK Fagazine” – że nienormatywność tożsamości seksualnej w czasach PRL mogła przejawiać się i auto-definiować na wiele sposobów.

Książka Tomasika dotyczy kwestii niezwykle istotnej dla najnowszej kultury polskiej. Jest również pierwszą tak obszerną publikacją na temat historii polskich mniejszości seksualnych. Wydaje się jednak, że autor chciał powiedzieć zbyt wiele, przez co nie powiedział tak naprawdę nic – poza tym, że motyw homoseksualizmu pojawiał się niekiedy w tekstach kultury epoki PRL, oraz że w większości naznaczony był homofobią. Czy można jednak powiedzieć – idąc za jedną z recenzji wystawy „Ars Homo Erotica” – że książka „Gejerel”, „nieważne jaka jest, ważniejsze, że jest”? Tak w przypadku wystawy Pawła Leszkowicza, jak w przypadku książki Tomasika, odpowiedź powinna być odmowna. Nonszalancja i powierzchowność, z jaką zarówno autor „Gejerelu”, jak kurator „Homo Ars Erotica”, nagromadzili na kartach książki i w salach warszawskiego Muzeum Narodowego tropy i motywy, utrudnia jedynie dotarcie do historycznej specyfiki nienormatywnych praktyk i doświadczeń.
Zbyt często w odniesieniu do ruchów tożsamościowych – ruchu feministycznego czy LGBTQ – pada argument o konieczności „dogonienia” Zachodu; argument zakładający ewolucyjny, linearny i jednorodny model społecznego postępu. Tymczasem wydaje się, że niektóre stadia walki o prawa nienormatywnych tożsamości nie są warte powtarzania, czy też nie zawsze mogą zostać powtórzone w naszym kontekście kulturowym. Być może akurat etap pisania normatywnych historii nienormatywnych tożsamości mógłby bez szkody dla polskiego ruchu LGBTQ zostać pominięty.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.