Obczaj mój szajs!
"Gummo", reż. Harmony Korine

Obczaj mój szajs!

Piotr Mirski/ Maciej Stasiowski

W beckettowskim krajobrazie filmów Korine’a bohaterowie wymiotują brokatem i wierzą, że Bóg jest jak Paparazzo – uczyni sławnym tylko tych, którzy świecą najjaśniej

Jeszcze 3 minuty czytania

Popkultura bawi i uczy. Wiedzą o tym doskonale bohaterowie „Spring Breakers” Harmony'ego Korine'a. „Będzie jak w grze komputerowej” – obiecują sobie cztery koleżanki z college'u, a potem napadają na restaurację, aby za ukradzione pieniądze wieść na słonecznej Florydzie życie narkomanek i nimfetek. „Cały czas oglądam «Człowieka z blizną»” – deklaruje mentor dziewczyn, raper i diler Alien, dla którego łamanie prawa stanowi jedyny sposób na życie. Wybór filmu nie jest przypadkowy. Na krwawy klasyk Briana De Palmy powołują się tłumy fikcyjnych gangsterów. Jego bohater, wiedziony żądzą sukcesu i dominacji, nałogowo ogląda czarno-białe filmy z Jamesem Cagneyem. Popkultura wciąż opowiada kolejne warianty historii o grzechu i upadku: coraz barwniejsze, coraz bardziej kuszące.

Harmony Korine

Urodził się 4 stycznia 1973 w Bolinas w stanie Kalifornia. Jeden z najciekawszych amerykańskich twórców kina niezależnego: reżyser, producent filmowy, scenarzysta i pisarz. Jest autorem scenariusza do filmów „Dzieciak” i „Ken Park” Larry’ego Clarka. Nakręcił m.in.: „Gummo”, „Julien Donkey-Boy”, „Trash Humpers” oraz „Spring Breakers”.

Sam Korine od początku swojej filmowej kariery udzielał fachowych porad autodestrukcyjnej młodzieży: w scenariuszach do „Dzieciaków” i „Kena Parka” Larry'ego Clarka, a także reżyserowanych przez siebie „Gummo”, „Julien Donkey-Boy”, „Panu Samotnym” i „Trash Humpers”. Ostatnie w jego dotychczasowym dorobku „Spring Breakers” to właśnie opowieść o tym, jak pula zakazanych wzorców ostatecznie osiąga masę krytyczną i eksploduje pośród powodzi alkoholu, kokainy, potu i olejku do opalania. Pojawiające się tutaj wizje mają bardzo bogaty genotyp. Rozsupłajmy go i zaplećmy na nowo. Przeglądając kolejne filmy, sprawdźmy, jak można zaprzepaścić szansę na studia i karierę, skończyć w więzieniu lub trumnie. Jak efektownie i efektywnie przegrać życie.

Seks
Seks jest właśnie tym, co tygryski lubią najbardziej. Wie to doskonale Telly, zawodowy deflorator z „Dzieciaków”, który chce zapisać się w pamięci wszystkich lokalnych dziewczyn jako „ten pierwszy”. Wiedzą to też jego kumple, którzy razem z nim przemierzają ulice wielkiego miasta w poszukiwaniu kolejnych zdobyczy. W świecie, gdzie każdy z każdym przynajmniej raz wymienił płyny ustrojowe, wystarczy jedna iskra, aby wszystko zaczęło płonąć – tą iskrą jest HIV Telly'ego. Seks bez zabezpieczenia ma też inne konsekwencje. W końcu życie, jak głosi tytuł filmu Krzysztofa Zanussiego, jest „śmiertelną chorobą przenoszoną drogą płciową”. 

Masturbacja
Masturbacja ma dużo poważniejsze konsekwencje niż rumieńce na twarzy. Jeszcze trzysta lat temu, przy innym klimacie i diecie, powodowała ślepotę i reumatyzm, natomiast w świecie 2.0 stygmatyzuje nieudaczników i dziwaków. Antypatyczny sadysta Tate z „Kena Parka” nie tylko regularnie popełnia grzech onanizmu, ale i łączy go z podduszaniem się – zupełnie jak aktor David Carradine, który, bawiąc się w ten sposób, zakończył swoje życie podczas „jednej nocy w Bangkoku”.

Przemoc
Czy przemoc rodzi przemoc? Matką jest raczej bezmyślność – jednak nie Korine’owi ją demonizować. Pokazana w beznamiętny sposób, niczym pornol z Animal Planet, raz przybiera postać gwałtu na śpiącej Jennie („Dzieciaki”), raz autoerotycznej asfiksji Tate’a („Ken Park”). Dzieciaki są głupie i okrutne. Nie są „w porządku”, bo młodość traktują jak taryfę ulgową, obnosząc się z nią jak z wejściówką za kulisy. O ile jednak w „Dzieciakach i „Kenie Parku po orgii przychodzi uwiąd, o tyle „Gummo” i „Julien Donkey-Boy” w całości trwają w zawieszonym czasie. Przemoc nie jest tu ejakulacją, wieńczącą niebezpieczne zabawy. Jest sposobem na zabicie nudy. Przemoc nie eksploduje; jak promieniowanie penetruje materię codzienności. Ucieczka od niej jest pozorna. W oprawie wizualnej „Spring Breakers” zachowano atrakcyjną powierzchowność estetyki MTV, jednak strukturę filmu porządkują zamknięte pętle – chaotyczne futurospekcje i męczące powroty. Jak po imprezie, gdy w uszach jeszcze szumi i zbiera się na mdłości.

(Zabawa w) samobójstwo
Skoro perspektywy są nieciekawe, nie lepiej skończyć z tym wszystkim? Pociągnąć za spust jak Ken Park i pozwolić innym wrzucić film na YouTube? U Korine’a tak spektakularnym aktem tylko umacnia się panującą ideologię. Mało to naśladowców 2Paca pręży się przed kamerą w monitorze? Prawdziwy buntownik nie markuje ciosów. Rebelią (w kontekście ziarnistej, „spłowiałej” filmografii Korine’a) jest nie tylko „superpłaska[1]” oprawa wizualna „Spring Breakers”, ale i jego konstrukcja – zapętlona, atemporalna, pełna repetycji. Nieustająca zabawa, sceny z roznegliżowaną młodzieżą, wymawiane z rozmarzeniem słowa „spring break”, potwierdzają, że przerwa wiosenna spędzona na Florydzie jest utopią, orgią podobną do tej w finale „Kena Parka”. Przeciwstawia się powolnemu samobójstwu normalnego życia; utknięciu przed telewizorem i oglądaniu powtórek tandetnego sitcomu. Próbami wyrwania się z tego stanu może być strzelanie do kotów, wandalizm, cosplay czy międzysemestralna przerwa – wszystko, co pozwoli choć na chwilę wylogować się z FirstLife’u. Floryda stanie się nową mapą z „Grand Theft Auto”, którą przejdziemy ukończywszy wszystkie zadania. Do czego sprowadzi się ostatnia misja? Zabójstwa czy samobójstwa? Nieważne – oba pozwolą uciec od linearyzmu rzeczywistości.

Slackerstwo
Jay i Cichy Bob, mały i duży ćpun z filmów Kevina Smitha, podpierali ścianę sklepu. Bohaterowie Korine’a znają takie postaci z telewizji, jednak samych siebie nie postrzegają raczej jako slackerów. Na pewno nie w Xenii z „Gummo”, gdzie bezrobocie osiąga nowe szczyty, lub na wyludnionych ulicach Nashville, po których w „Trash Humpers” biegają wandale w maskach Busha seniora, kopulując z mieniem publicznym. Slackerzy to filozofowie z parkowej ławki i specjaliści od kopania puszek. W szerszym planie są ofiarami telewizyjnego drenażu szarych komórek, postępu gospodarczego, prospołecznej pobłażliwości. Nie marnotrawią czasu, gdyż nie on jest ich walutą. W „Spring Breakers” przyjrzeć się można nowemu narybkowi, złożonemu ze studentek balangoznawstwa. Ich przygoda toczy się w równie „nierzeczywistej” przestrzeni co „Gummo” czy „Pan Samotny”. Slacker żyje w strachu. Na zabawę zostało mu niewiele czasu. Za chwilę rozpocznie się nowy semestr, więc (nim zapomnisz, o co chodzi w tej grze z dojrzałością) kopnij puszkę. 

Złe wychowanie
„Rodzina otoczy cię opieką, synu”. Takie słowa usłyszeć można już tylko z ust mafijnego bossa. Pokolenie lat 90. nie szuka oparcia u taty czy mamy, no chyba że tych z komedii romantycznych. W „południowym gotyku” małych miasteczek z „Gummo” czy „Kena Parka” każdy musi polegać na sobie, a przyjście na świat, o ile samo w sobie nie jest już katastrofą, to na pewno nie zbiera oklasków. Klasyczne teen movies pokazują, że dorastanie jest trudne. Po filmach Korine’a i Larry’ego Clarke’a można się przekonać, że i dorosłym dużo lepiej nie jest. Tęsknią za okresem „burzy hormonów” i pozostają wrakami. Matka Solomona z „Gummo” nie wyrzuca niczego, co pozostawił były mąż, (dosłownie) żyjąc na śmieciach. Ojciec tytułowego bohatera „Julien Donkey-Boy” od lat zaszczepia dzieciom wojskową musztrę i poczucie winy. Czy „Spring Breakers” zmienia tę sytuację? Tak, o ile nieobecność można uznać za poprawę. Rodzina jest milczeniem po drugiej stronie słuchawki – miejscem na taśmie automatycznej sekretarki. Masz problemy? Opowiedz o nich po sygnale.

Złe towarzystwo
Zawsze musi być jakiś prowodyr. Zagubionym Chłopcom, bawiącym się beztrosko na wyspie Nibylandii, przewodzi Piotruś Pan. W „Bonnie i Clyde” Arthura Penna znudzona i niezaspokojona seksualnie dziewczyna zostaje zabrana z domowych pieleszy przez przystojnego bandytę – impotenta, który może zaproponować jej tylko rozkosz rozboju. Natomiast w „Spring Breakers” wychowane na hip-hopie dziewczyny poznają wreszcie prawdziwego rapera, a ten pokazuje im, jak bardzo wesoła i niebezpieczna może być gangsterska Nibylandia. Zawsze musi być jakiś prowodyr, bo wtedy można wypchnąć go przed szereg, zasłonić się nim i zrobić z niego kozła ofiarnego. Oskarżony o morderstwo księdza ministrant z „Lęku pierwotnego” Gregory'ego Hoblita próbuje na przykład zwalić winę na swoje schizofreniczne alter ego: wulgarnego i cwaniakowatego Pana Hyde'a.

Idole
Autor „Trash Humpers” należy do pokolenia MTV, jednak jego oglądanie MTV najwidoczniej zakończyło się przed „złotą erą” programów typu „Jackass”, „Odpicuj moją starą” czy „Ekipa z New Jersey”. Wyrobiony na Beavisie i Buttheadzie prześmiewczy humor i styl pozwala Korine’owi w krytyczny sposób operować estetyką raperskich wideoklipów oraz mieszanką patosu i obciachu nieodzowną dla „Cribbs” czy „Idola”. Nie dajmy się zwieść opakowaniu. Blichtr, gwiazdy na tipsach i dwudziestokaratowe alufelgi to aspiracje pokolenia mentalnych inwalidów. Zderzają się one z krajobrazem zapomnianych, zniszczonych przez kataklizm miasteczek („Gummo”) i czynszowych domków („Julien Donkey-Boy”). W „Spring Breakers” ambasadorem stylu życia z pierwszych stron „Bravo Girl” jest Alien – typ z groteskową liczbą złotych łańcuchów, srebrnych koronek na zębach i brązowych oprawek okularów. W beckettowskim krajobrazie filmów Korine’a bohaterowie wymiotują brokatem i wierzą, że Bóg jest jak Paparazzo – uczyni sławnym tylko tych, którzy świecą najjaśniej.

Nakotyki
„Nie wiesz, że figle zostały stworzone dla młodzieży, głupolku?” – pyta się Jenny z „Dzieciaków” diler, grany przez rozczochranego i ubranego w koszulkę Nuclear Assault Korine'a, a potem wpycha jej do ust magiczną pigułkę. Pigułka działa: zamiast powiedzieć swojemu ekspartnerowi, że zafundował jej HIV, dziewczyna traci przytomność. Wielu przed nią i po niej odkrywało, że za drzwiami percepcji znajduje się tylko murowana ściana. Od zwiedzionych na manowce przez toksyczne opary marihuany szczeniaków z „Narkotykowego szaleństwa” Louisa J. Gasniera, do bladych heroinistów z „Requiem dla snu” Darrena Aronofsky'ego, biorących udział w seksualnych orgiach i dających amputować sobie przeżarte gangreną kończyny. Od abnegatów z „Trainspotting” Danny'ego Boyle'a, nurkujących w brudnych muszlach klozetowych za opiumowymi czopkami, po imprezowiczów z „Human Traffic” Justina Kerrigana, którzy właśnie seansami „Trainspotting” tłumaczą swoje upodobanie do substancji psychoaktywnych. W tym ostatnim, najbardziej niewychowawczym filmie „figle” nie prowadzą może do oświecenia, ale też jakoś bardzo nie szkodzą – po mającej wszystkie kolory tęczy nocy, odstawia się je łatwiej niż kawę i papierosy.

Motoryzacja
Chromowane harleye, odpicowane bryki, wyczesane wózki. Protezy dla małych penisów, gadżety w licealnym rytuale godowym, nawet miejsca schadzek. Szczególnie ten ostatni przypadek jest wyjątkowo niebezpieczny – w niezliczonych nastoletnich horrorach na magicznym tylnym siedzeniu samochodu dochodziło do dantejskich scen: wampir lub zamaskowany morderca zaskakiwał zakochaną parę, a zbliżenie kończyło się dekapitacją. Równie nieprzyjemne skutki może mieć traktowanie pojazdów jako oręża w walce o własną męskość. Przekonali się o tym gniewni motocykliści z „Dzikiego” László Benedeka, biorący udział w „wyścigu cykora” chłopcy z „Buntownika bez powodu” Nicholasa Raya, a także grający w tym ostatnim James Dean, który także w prawdziwym życiu lubił dociskać gaz do dechy, aż pewnego dnia spotkał na drodze własną śmierć. Nie każdy może, tak jak niezależne i niezniszczalne bohaterki „Spring Breakers”, po ostrej zabawie po prostu odjechać kradzionym lamborghini w stronę wschodzącego słońca.


[1]    Estetyka wypracowana przez Takeshiego Murakamiego, w której symbole kultury audiowizualnej celowo zostają wyjęte z kontekstu, a ich sztuczność wyeksponowana.