I
Ojciec zabijał muchy recepturką. W tylnej kieszeni swoich obcisłych dżinsów miał zawsze jakąś, odpowiednio spreparowaną, to znaczy przeciętą – taki gumowy sznureczek. Jeden koniec chwytał prawą dłonią i wysuwał naprzód, w stronę muchy (lub dwóch sklejonych ze sobą, takie lubił najbardziej), drugi lewą odciągał do tyłu, niczym łucznik napinający cięciwę – i puszczał. Prask. Prawie nigdy nie chybiał.
Mnie coś się w tym nie zgadzało. Dorośli, rodzice także, pouczali, że nie wolno męczyć zwierzątek, mucha Bzyk przyjaźnił się z pszczółką Mają, a jednym z przejawów słusznie ukaranej podłości złego Józia ze „Złotej różdżki” było to, że „łapał muszki do pudełka i obrywał im skrzydełka”.
Ze swoimi wątpliwościami udałam się do babci Krysi; ojca, skoro istniało podejrzenie, że sprzeniewierza się zasadzie, którą sam głosi, uznałam za niegodnego zaufania, a zasięganie rady matki wydawało mi się bezcelowe, bo zawsze we wszystkim go popierała.
– Babciu – spytałam – czy muchy to zwierzątka?
Owady, pisze literaturoznawczyni Monika Żółkoś w tekście „Mikro-formy i makro-lęki”, wymykają się podziałowi na to, co ludzkie, i to, co zwierzęce, nie wpisują się w podział na zwierzęta zjadane i kochane, dzikie i udomowione, wykorzystywane dla rozrywki i w imię nauki. Rozsadzają binarne rozróżnienia, nie przystają do antropocentrycznego dyskursu. „Kapitalnym przykładem tej nieprzyległości jest sposób, w jaki funkcjonuje w odniesieniu do nich kategoria zwierzęcości – dodaje. – Ustawa o ochronie praw zwierząt, obejmując prawnymi regulacjami jedynie kręgowce, zdaje się wykluczać insekty z tej kategorii. W ludzkich wyobrażeniach są one najczęściej czymś (kimś?) w rodzaju podzwierząt, wobec których nie mamy żadnych powinności moralnych”.
Babcia Krysia była lekarką i wyznawała światopogląd z grubsza naukowy.
Zgodnie z systematyką biologiczną owady to gromada zwierząt należąca do typu stawonogów, do którego zalicza się również pajęczaki (czyli m.in. pająki i kleszcze), rozmaite wije i skorupiaki, a także wymarłe już trylobity.
– Tak – odpowiedziała.
– Doprawdy? – zapytał ojciec, kiedy poinformowałam go, że nie wolno zabijać much. – A to dlaczego?
– Babcia mówi, że to są zwierzątka.
Nie okazał skruchy. Zaśmiał się, wzruszył ramionami i strzelił z gumki w stół.
„My po prostu nie potrafimy odnaleźć się w tych stworzeniach – pisze antropolog Hugh Raffles w «Insectopedii». – Im dłużej na nie patrzymy, tym mniej wiemy. Nie są takie jak my. Nie reagują na akty miłości, miłosierdzia czy skruchy. To coś gorszego niż obojętność. To głęboka, martwa przestrzeń bez wzajemności, bez rozpoznania, bez odkupienia”. Owady to obcy.
II
Biolodzy dzielą je na bezskrzydłe, zwane dawniej szczeciogonkami (rybiki i przerzutki), oraz uskrzydlone. W tej drugiej podgromadzie wyróżnia się około 30 rzędów, w tym błonkoskrzydłe (m.in. mrówki, osy i pszczoły), chrząszcze, karaczany, modliszki, motyle, muchówki, pchły, pluskwiaki (m.in. cykady, mszyce i pluskwy), prostoskrzydłe (m.in. świerszcze i pasikoniki), skorki, termity, ważki oraz wszy i wszoły (a także wciornastki i psotniki).
Są wśród nich, jeśli posłużyć się klasyfikacją z przywoływanej przez Borgesa domniemanej dawnej chińskiej encyklopedii, zwierzęta zarówno (n) z daleka, podobne do much oraz (i) miotające się jak szalone, jak i (h) włączone do niniejszej klasyfikacji i (l) et cetera. Bywają też (c) tresowane i zapewne znalazłyby się również (k) narysowane cienkim pędzelkiem z wielbłądziego włosia oraz (a) należące do cesarza. Przede wszystkim owady są jednak zwierzętami (j) niezliczonymi.
Z mniej więcej 1,5 miliona wszystkich znanych nam występujących obecnie gatunków roślin i zwierząt, pisze entomolog Dave Goulson, mniej więcej milion to owady – a istnieją jeszcze miliony insektów nieodkrytych i nienazwanych. W sumie, dodaje entomolożka Anne Sverdrup-Thygeson, na ziemi w każdej chwili żyje od 1 do 10 trylionów owadów. To około 200 milionów na jednego człowieka i „więcej niż ziaren piasku na wszystkich plażach świata”.
Najmniejsze z nich (niektóre pasożytnicze osy) mierzą ułamek milimetra i ważą kilka mikrogramów, największe (straszyki) mogą mieć ponad pół metra długości, najcięższe (chrząszcz goliat) osiągają wagę stu gramów. Większość owadów jest jednak na tyle mała, że nawet gdybyśmy próbowali, trudno by nam było odróżnić poszczególne owadzie osoby.
Owady są też, choć klasyfikacja z „Niebiańskiego rynku łaskawych wiadomości” akurat tej kategorii nie uwzględnia, zwierzętami wszechobecnymi. Żyją „w lesie i w jeziorach, na łąkach i w rzekach, w tundrze i w górach – pisze Sverdrup-Thygeson. – Na lodowatych himalajskich wyżynach, w gorących źródłach w parku Yellowstone, w wiecznym mroku najgłębszych jaskiń, w chrzcielnicach, w komputerach, w plamach ropy, w kwasie żołądkowym i żółci w brzuchach koni, na pustyniach, pod lodem w zamarzniętych morzach, w śniegu i w dziurkach nosów morsów”.
Jak zauważa Żółkoś, przekraczają nie tylko wspomniane wyżej symboliczne, ale także fizyczne granice służące kontrolowaniu zwierzęcości. Owady to obcy, którzy mieszkają w naszych domach, jedzą z naszych miseczek i śpią w naszych łóżkach.
Składają się z trzech części: głowy, tułowia i odwłoka. Mają trzy pary nóg i dwoje (rzadziej) lub czworo skrzydeł. Do tego rozmaitej budowy aparaty gębowe (gryzące, liżące, ssące, kłujące, a także ssawki, ryjki i maski; te ostatnie Goulson porównuje do teleskopowych szczęk ksenomorfa z „Obcego”), różnych kształtów czułki i najróżniejsze przydatki na odwłokach (cęgi, żądła, pokładełka, narządy kopulacyjne).
Oko owada / Doc. RNDr. Josef Reischig, CSc CC-BY-SA-3.0
Zamiast wewnętrznego rusztowania natura wyposażyła je w chitynowy szkielet zewnętrzny, zwany oskórkiem lub kutikulą, powleczony woskiem, który zapewnia im nieprzemakalność. Oddychają przez znajdujące się po bokach ciała otworki (przetchlinki) i system rurek zwanych tchawkami. Ich krew, hemolimfa, przepływa swobodnie pomiędzy organami. Rzadko jest czerwona (nie zawiera żelaza, bo nie musi przenosić tlenu).
Wąchają czułkami, smakują głaszczkami lub odnóżami, narządy słuchu miewają na skrzydłach, kończynach, tułowiu, odwłoku. Ich oczy składają się z wielu małych oczek (u rekordzistek, ważek, nawet z 30 tysięcy). Niektóre owady (chrząszcze wodne) mają dwie pary oczu, różniące się współczynnikiem załamywania światła, inne od jednego do trzech dodatkowych oczu prostych, tak zwanych przyoczek. Część insektów widzi ultrafiolet i światło spolaryzowane, ich pole widzenia obejmuje niekiedy nawet 360 stopni, a rozdzielczość czasowa ich wzroku może wynosić aż 300 klatek na sekundę (znowu ważki).
Wiele z nich wygląda jak maszynki, przerażające plastikowe robociki. Ani martwe, ani żywe, jak wirusy.
Ze względu na specyficzną budowę układu nerwowego owady mogą funkcjonować nawet poważnie uszkodzone – zdekapitowana muszka owocowa potrafi przeżyć wiele dni, a obie części przeciętego nożyczkami w talii szerszenia jeszcze przez jakiś czas się poruszają, choć już niezbyt zbornie (tę drugą przykrą obserwację, podobnie jak impuls do pierwszych rozważań o naturze owadów, także zawdzięczam swojemu ojcu).
Sczepiają się ze sobą na wiele godzin lub dni / Aconcagua CC-BY-SA-3.0
Są zmiennocieplne. Zimą hibernują, w niskich temperaturach poruszają się powoli. To dlatego wielbiciele owadziej makrofotografii na plenerowe sesje zdjęciowe wyruszają zwykle wcześnie rano – choć są podobno i tacy, którzy po prostu łapią swoich modeli, zabierają ich do domu i bezceremonialnie schładzają w lodówce.
Żyją zwykle od kilku dni do kilku miesięcy, ale królowa pszczoły miodnej może żyć nawet pięć lat, a królowe niektórych termitów dożywają lat 15. Najbardziej długowiecznym ze znanych nam owadów jest chrząszcz Buprestis aurulenta – rekordzista osiągnął dojrzałość dopiero po pięćdziesiątce.
Płci są zwykle męskiej lub żeńskiej, ale na przykład u muszek owocowych występują także osobniki interseksualne, a u błonkoskrzydłych – u których z niezapłodnionych jaj rozwijają się osobniki męskie (haploidalne, czyli z jednym kompletem chromosomów), a z zapłodnionych żeńskie (diploidalne) – wskutek chowu wsobnego pojawiają się niekiedy diploidalne samce i bezpłodne osobniki triploidalne, które wyglądają i zachowują się jak samice (na tym tle należące do rzędu psotników owady z rodzaju Neotrogla, u których to samica ma penisa, nie robią już takiego wrażenia). Haplodiploidalność skutkuje również tym, że u mrówek, os i pszczół samce nie mają ojców ani synów, a córki tych samych rodziców dzielą ze sobą aż trzy czwarte genów (i być może właśnie to turbosiostrzeństwo stanowi przyczynę spójności ich społeczeństw – choć może być też jej skutkiem).
Seks i zachowania godowe owadów także w wielu wypadkach odbiegają od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni jako ssaki. Owady wabią się nawzajem wyglądem, zapachem, hałasem, światłem, tańcem, kupkami wyschniętej śliny. Jedne przynoszą partnerkom prezenty, inne zjadają swoich kochanków, bywa, że jeszcze w trakcie kopulacji. Niektóre sczepiają się ze sobą na wiele godzin lub dni, niekiedy aż do momentu złożenia jaj. Ważki przed zapłodnieniem długo czyszczą narządy płciowe samicy z nasienia poprzedniego partnera, za to część pluskwiaków nawet nie próbuje tych narządów szukać – po prostu przebija się penisem przez kutikulę partnerki i wpuszcza nasienie do wnętrza jej ciała.
No i mnożą się na potęgę. W idealnych warunkach (przy założeniu, że z wszystkich jaj wylęgają się osobniki, które dożywają dorosłości), pisze Sverdrup-Thygeson, w ciągu roku z jednej pary muszek owocowych uzyskalibyśmy prawie septylion osobników. W naturze zwykle około 90% przedstawicielek każdego pokolenia ginie.
Modliszka w pozie odstraszającej / CaPro CC-BY-SA-3.0
U wielu gatunków okresowo obserwuje się także rozmnażanie bezpłciowe (u mszyc występuje nawet tak zwane dzieworództwo teleskopowe: samice rodzą swoje klony, które już mają w sobie kolejne klony). Są to niekiedy bardzo długie okresy – u części z tych owadów samiec pojawia się tylko raz na kilka tysięcy osobników lub raz na kilkadziesiąt pokoleń. Istnieją też nieliczne gatunki rozmnażające się wyłącznie bezpłciowo (na przykład znane z wyjątkowo wydajnej hodowli grzybów amazońskie mrówki Mycocepurus smithii).
Co jeszcze mogłyby robić inaczej niż my?
III
Oglądam ją na filmiku w internecie. Siedzi na nieoheblowanej pionowej desce, poszarzała, trochę zapiaszczona. Kurczy się spazmatycznie, jak rzygający kot. Po chwili pęka wzdłuż. Jej grzbiet otwiera się i rozchyla. W szczelinie ukazuje się znów ona, tyle że jaśniejsza. Z niepokojem uświadamiam sobie, że to, co początkowo wzięłam za nią, było tylko jej martwą zewnętrzną powłoką. Ona, ta nowa, ta właściwa, po kilkunastu kolejnych spazmach uwalnia z tej powłoki głowę, a po kilku następnych nóżki i ciasno zwinięte skrzydła. Odchyla się do tyłu powolnym, omdlewającym ruchem, niczym antypapież Grzegorz XVII podczas jednej ze swoich mistycznych wizji, i zawisa prostopadle do deski. Tylna część jej ciała nadal tkwi jeszcze w starej skórze. Ona na chwilę nieruchomieje, a potem zaczyna niespiesznie opadać coraz niżej, rytmicznie kurcząc i prostując nóżki. Oczka pustej powłoki lśnią, jakby wciąż tliło się w nich życie. Wreszcie ta nowa, ta właściwa, uroczystym gestem rozwija skrzydła, a potem podnosi się i siada na wylince. Kiwa się na boki, parę razy, wte i wewte, uwalnia odwłok z odwłoka, przeciąga się i na dłuższy czas zastyga w bezruchu.
To cykada. Po 17 latach spędzonych pod ziemią jednocześnie z milionami innych wydostała się na powierzchnię, żeby po raz ostatni zrzucić skórę i wyruszyć na gody.
U około 15% gatunków owadów – na przykład u koników polnych, świerszczy, skorków, karaczanów i większości pluskwiaków – z jaj wylęgają się mniej lub bardziej wierne miniaturki dorosłych osobników (nimfy), które następnie kilka razy linieją, to znaczy wychodzą z siebie, żeby urosnąć (bo kutikula jest martwa, sztywna i nierozciągliwa), a potem znów stwardnieć na wierzchu.
U pozostałych 85% gatunków – między innymi u chrząszczy, muchówek, pcheł, motyli i błonkoskrzydłych – zachodzi tak zwane przeobrażenie zupełne. Najpierw z jaja wylęga się larwa (gąsienica lub pędrak), czyli, jak pisze Dave Goulson, „maszynka do jedzenia, stworzona po to, by rosnąć”. Później larwa przekształca się w poczwarkę. Może to być sztywny rogaty śpiworek, jak u motyli, albo wersja, w której każdy segment ma własną osłonę (u chrząszczy, błonkoskrzydłych i wielu muchówek). We wnętrzu poczwarki – co jest chyba nawet bardziej wstrząsające niż linienie – tkanki ulegają rozpadowi, a następnie powstaje z nich dorosły owad. „Cała zabawa – pisze biolog Midas Dekkers – polega na tym, że jedna larwa składa się w zasadzie z dwóch istot. W stadium embrionalnym komórki podzieliły się na dwie grupy. Większa tworzy zasadniczą larwę, a mniejsza kupkę dorosłych komórek, pączki postaci imago. W larwie zatem od samego początku skrywa się mucha, a w gąsienicy motyl. Podczas gdy komórki larwy jednostajnie rosną, komórki imago siedzą cicho. Aż do stadium poczwarki. Wówczas stają się nieposkromione, co dla larwy ma skutki katastrofalne. Wewnątrz rozpływa się ona w gęstą pożywną zupę. Tą zupą najpierw pożywia się poczwarka, potem mucha lub motyl”.
Poczwarka osy / Waugsberg CC-BY-SA-2.5,2.0,1.0
Na koniec dorosły owad wydostaje się z poczwarki, pompuje skrzydła i już – jest gotowy do działania. Czyli do rozmnażania. „To seksmaszyna – mówi Goulson. – Samce zostały «zaprojektowane» przez ewolucję do tego, by uwieść jak największą liczbę partnerek, samice do tego, by odbyć stosunek, znaleźć odpowiednie pożywienie dla larw i złożyć jaja”.
Przeobrażenie ma tę zaletę, że pozwala rozdzielić zadania między różne stadia rozwojowe i dostosować budowę ciała do tych zadań. Niektóre dorosłe motyle w ogóle nie jedzą.
Trzy wersje jednego owada są często tak do siebie niepodobne, że trudno uwierzyć, iż cokolwiek je łączy. Nic dziwnego, że ludzie długo nie rozumieli mechanizmu przeobrażenia (a to, że niektóre obserwowane przez przyrodników gąsienice zmieniały się w dziesiątki pasożytniczych muszek lub os, nie ułatwiało sprawy). Uważano na przykład, pisze Sverdrup-Thygeson, że larwa to ogłupiały płód, który odzyskawszy rozum, wraca do jaja, by ostatecznie się z niego urodzić, albo że w poczwarce larwa ginie, a następnie zmartwychwstaje jako dorosły owad.
W XVII wieku Jan Swammerdam dzięki przeprowadzanym pod mikroskopem sekcjom wykazał, że larwa, poczwarka i imago to ten sam osobnik – sądził jednak, że w trakcie owadziego rozwoju nie zachodzi przemiana, tylko coś na kształt stopniowego ujawniania docelowej formy. W wydanej na początku XIX wieku „An Introduction to Entomology” William Kirby i William Spence, powołując się na jego badania, opisują gąsienicę jako swego rodzaju matrioszkę, w której wnętrzu znajduje się imago zamknięte w poczwarce osłoniętej kilkoma larwimi skórami. W miarę jak gąsienica rośnie, piszą, rosną także te warstwy, odsłaniają się i są jedna po drugiej zrzucane, „aż wreszcie owad doskonały, który był ukryty za owymi kolejnymi maskami, ukazuje się w swej prawdziwej postaci”.
Jest to jakiś sposób na niepokój, jaki budzi przemiana. Łacińskie słowo larva znaczy „maska”. Owady zwodzą nas, ukrywają się pod przebraniem, ale cały czas tam pod spodem są i na koniec objawiają nam swoje prawdziwe oblicze. Myśl, że maska nie spada, tylko zamienia się w zupę, wydaje się nieco bardziej deprymująca.
Sama w sobie ta maska też potrafi być straszna. Na przykład wiele owadów składa jaja wewnątrz cudzych gąsienic, a larwy, które się z tych jaj wykluwają, powoli zjadają od środka swoje wciąż żywe gospodynie. Pasożytnicze osy z rodzaju Glyptapanteles umieją tak spreparować ofiarę, że ta, gdy ich larwy wydostaną się już z jej ciała, zostaje w pobliżu i ich broni – podobnie jak biedronka częściowo wyżarta od środka przez larwę osy Dinocampus coccinellae ochrania pasożyta, który opuściwszy jej wnętrze, wije sobie pod nią kokon, by się w nim przepoczwarzyć.
Biedronka i pasożytnicza osa / Gilles San Martin CC-BY-SA-2.0
Są też larwy, które żywią się dorosłymi owadami. Osa Ampulex dementor żądli karalucha w głowę i precyzyjnie paraliżuje tę część jego mózgu, która odpowiada za samodzielne inicjowanie ruchu, a następnie wgryza się w jego czułek i prowadzi go do jamki, w której zakopuje go, przykleiwszy jajo do jego odnóża; jej larwa wyżre organy nieszczęśnika i przepoczwarzy się w jego wnętrzu. Larwy małych muszek z rodzaju Pseudacteon wylęgają się z kolei w głowie mrówki i zjadają jej mózg, skazując ją na błąkanie się bez celu, aż do chwili, gdy po tygodniu lub dwóch odpadnie jej głowa, by muszki mogły wylecieć.
Trudno się dziwić, że obserwując zachowania owadów, przyrodnicy popadali w głębokie zwątpienie. „Nie potrafię sam siebie przekonać – pisał Darwin – że życzliwy i wszechmogący Bóg mógł celowo stworzyć pasożytnicze osy z tak wyraźnym zamiarem, by pożerały od wewnątrz żywe ciała gąsienic”.
W kolejnym odcinku Karolina Iwaszkiewicz opowie między innymi o irracjonalnym strachu przed insektami, ćmach o tygrysich twarzach i ludzkim obrzydzeniu owadami.
Źródła
Jorge Luis Borges, „Analityczny język Johna Wilkinsa”, [w:] „Dalsze dociekania”, przeł. A. Sobol-Jurczykowski, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 1999.
Karol Darwin, List do Asy Graya, 22 maja [1860], bit.ly/2THDCMr.
Fleur Daugey, „Sekrety zwierząt”, przeł. Andrzej Stańczyk, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.
Midas Dekkers, „Poczwarka”, przeł. Agnieszka Bienias, W.A.B., Warszawa 2007.
Dave Goulson, „Łąka. Zapylacze, krwiopijcy i muchy flejtuchy”, przeł. Karolina Iwaszkiewicz, Marginesy, Warszawa 2018.
Anna G. Himler i in., „No sex in fungus-farming ants or their crops”, bit.ly/2QHsY7N.
Heinrich Hofmann, „Złota różdżka”, Wydawnictwo Tanich Książek dla Dzieci i Młodzieży Skład Główny L. Idzikowski, Warszawa 1933.
William Kirby i William Spence, „An Introduction to Entomology”, 1828, bit.ly/2YXOVCk.
Kaja Malanowska, „Seksmisja u owadów”, bit.ly/2XlrqTn.
Robert Pucek, „Sennik ciem i motyli”, Czarne, Wołowiec 2018.
Hugh Raffles, „Insectopedia”, Pantheon Books, New York 2010.
Anne Sverdrup-Thygeson, „Terra insecta. Planeta owadów”, przeł. Witold Biliński, Znak, Kraków 2019.
Kazunori Yoshizawa, „Female Penis, Male Vagina, and Their Correlated Evolution in a Cave Insect”, bit.ly/2LnMZgl.
Monika Żółkoś, „Mikro-formy i makro-lęki. Owady jako wyzwanie dla animal studies”, [w:] „Zwierzęta i ich ludzie. Zmierzch antropocentrycznego paradygmatu”, red. Anna Barcz, Dorota Łagodzka, Instytut Badań Literackich PAN, Warszawa 2015.
Tekst powstał we współpracy z Nagrodą Literacką Gdynia.