Co łączy politykę elektoralną z przemocą między najbliższymi?
Parę dni temu słuchałam, jak świeżo upieczony prezydent Stanów Zjednoczonych w chłodny, słoneczny dzień zimowy stał przed Kapitolem i patrząc na park National Mall, mówił: „Jest prawda i są kłamstwa”. Od razu wiadomo, że nie jest najlepiej, jeśli nawet politycy czują potrzebę dobitnego wyrażania takich prawd. Słuchając jego słów, całą sobą wspominałam chwile, kiedy i ja musiałam upewnić się, że rzeczywistość istnieje, oraz okoliczności, w jakich ta pewność stawała mi się niezbędna. Nigdy nie angażowałam się publicznie. Moje próby wynurzania się z mgły, ustalania na nowo, że podstawowe fakty są istotnie podstawowe, należą wyłącznie do sfery prywatnej.
Tak, zdarzało się, że i ja czułam potrzebę przywrócenia światu porządku, ponownego utwierdzenia się w prawdach (kłamstwa… istnieją! Są ludzie, którzy… kłamią!), które i bez tego powinny być oczywiste. Musiałam na nowo odnaleźć w sobie przejrzystość myśli, bo napotykałam ludzi, którzy próbowali je zmącić.
W jakich warunkach różnice między prawdą i kłamstwami mogą ulec zatarciu do tego stopnia, że traci się poczucie istnienia obiektywnej rzeczywistości? Gdy znikają punkty odniesienia, gdy człowiek zapomni, że takie zewnętrzne punkty odniesienia w ogóle istniały. Przyczyn może być kilka. Odróżnienie prawdy od kłamstw staje się niemożliwe, gdy należy się do sekty, kiedy żyje się pod rządami totalitarnymi albo jest się w związku przemocowym.
Przeglądałam ostatnio książkę Alexandry Stein, „Terror, Love and Brainwashing” [Terror, miłość i pranie mózgów], która bardzo pomogła mi w uporządkowaniu części tych przemyśleń. Książka, napisana przez jedną z czołowych specjalistek w dziedzinie prania mózgu i procesów zachodzących w sektach, ukazała się w roku 2017. Regularnie do niej wracam.
Jak większość ludzi, wiedziałam z grubsza, że pranie mózgów istnieje. Pamiętam, kiedy w masowym imaginarium pojawiła się wiedza o sekcie Moona, a do powszechnej wiadomości trafił jeden podstawowy fakt: pranie mózgów się zdarza. Jednak jeszcze do niedawna mechanizmy perswazji siłowej (to bardziej formalna nazwa tego procesu) nie były dla mnie jasne: teorii było wiele, danych bardzo mało.
Jeśli coś rzeczywiście kocham robić, to zajmować się niejasnymi, słabo rozpoznanymi procesami, żebyśmy – dzięki głębszej analizie – mogli dokładniej im się przyjrzeć.
Książka Stein przedstawia czytelnikom wyniki najnowszych badań z dziedzin neurologii i psychologii społecznej. Z satysfakcją przeczytałam, że działa tu tak zwany system więzi.
Tekst w ramach numeru 300. zamówiła Anna Smolar.
Z wykształcenia jestem teoretyczką kultury, napisałam esej, a następnie książkę o związkach między neurologicznymi i kulturowymi źródłami przywiązania. Kiedy więc odkryłam, że system więzi działa w procesie socjologicznym prania mózgu, byłam głęboko poruszona.
Nim przejdę do próby podsumowania starannego, precyzyjnego wywodu Stein o tym, jak działa perswazja siłowa, chciałabym przytoczyć w całości fragment, który wywarł na mnie tak silne wrażenie.
Ustęp brzmi następująco:
Do prania mózgów dochodzi w szerokim wachlarzu sytuacji społecznych. Ma ono miejsce w sektach, […] w organizacjach sekciarskich, gdzie zasadą założycielską jest przemoc polityczna, w ruchach totalitarnych oraz w państwach totalitarnych, gdzie, jak to ujęła Hannah Arendt, terror objął władzę państwową. Na drugim końcu skali do prania mózgu może dochodzić w sektach bardzo małych, nawet typu jeden plus jeden: związkach, w których jest przywódca i zaledwie jeden czy dwoje wyznawców. Podobne mechanizmy i struktury władzy da się też znaleźć w niektórych przypadkach w całkowicie bezwzględnej przemocy domowej czy wewnątrzrodzinnej poniewierce.
Chcę więc zapytać: jaki jest związek między przemocą w związku a polityką elektoralną?
Wielokrotnie próbowałam napisać ten esej w obliczu wydarzeń czterech ostatnich lat w Stanach Zjednoczonych. Do kosza trafiło chyba z pół tuzina rozpoczętych wersji, niektóre jednozdaniowe – za każdym razem, gdy podejmowałam próbę, okazywało się, że zadanie mnie przerasta.
Z reguły pierwszy zarys tekstu tworzę otwarcie, w dyskusji z czytelnikami. Często prezentuję fragmentaryczne myśli na nieformalnym blogu, który prowadzę właśnie w tym celu. Początkowo założyłam go z myślą o stworzeniu miejsca, gdzie mogłabym dać upust własnym intuicjom, gdzie ryzyko jest małe, a granice w stu procentach wytyczam ja sama, bez cudzej ingerencji. Przekonałam się, że nawet tam nie mogłam nabrać rozpędu, a intuicję dusił w zarodku strach.
Ostatnią wersję, choć już zarzuconą, wciąż miałam otwartą w przeglądarce, kiedy otrzymałam ofertę od Anny Smolar jako współredaktorki wydania jubileuszowego „Dwutygodnika”. Rok wcześniej poznałyśmy się poprzez wspólnych znajomych, a teraz zwróciła się do mnie z pytaniem, czy nie napisałabym artykułu o kulturowym gaslightingu.
Urodziłam się w Kanadzie, nie mieszkałam nigdzie indziej, ale z opowieści rodzinnych wiem, że wiele pokoleń moich przodków żyło w Polsce aż do wojny. Propozycja Anny Smolar podziałała na mnie jak terapia. Więcej, to wyzwanie rozwiało moje wątpliwości i pomogło mi wyjść z blokady pisarskiej. Raz jeszcze więc przystąpiłam do szkicowania eseju o perswazji siłowej, wędrując po całej skali problemu: od poziomu zależności międzyludzkich aż do poziomu państwa.
(Co więcej, „Dwutygodnik” płaci mi w złotówkach. Po raz pierwszy otrzymam za moją twórczość honorarium w złotówkach. „Złotówka” to jest takie słowo, którego nie da się zbyć milczeniem. Jak mogłam odmówić?)
Sekta, państwo, para
Jak wspomniałam, Stein zauważa, że perswazja siłowa działa „od terroryzmu politycznego i religijnego na scenie globalnej do indywidualnego terroru w stadłach opartych na relacji władzy”. Innymi słowy, pranie mózgu może się odbywać w sektach takich jak Kościół Moona, w krajach w rodzaju Korei Północnej, ale też w przypadku pary ludzi – minisekty rekrutującej się z dwóch osób. Jak pisze Stein, „jeśli zdarza się, że przemoc domowa eskaluje w relację władzy, […] częściej jest ona cicha i ukryta, choć wszechobecna”.
Rzeczywiście, jak wyjaśnia autorka, „cechą dystynktywną grup totalitarnych, sekt, totalitaryzmów, a nawet tyrańskich postaw w przemocy domowej nie jest konkretna religia czy ideologia, lecz natura związków łączących stronę dominującą z poddaną dominacji”, oparta na dysfunkcji środowiska, co doprowadza żyjące w nich osoby do dysfunkcyjnego przywiązania. Stein stwierdza jednoznacznie, że w kwestii prania mózgów czynnikiem zasadniczym jest „położenie, a nie osobowość”. Toksyczne i dysfunkcyjne środowisko oddziałuje na swoje ofiary niezależnie od bagażu doświadczeń czy przeżyć z dotychczasowych związków.
Przystępując do moich badań, zadałam sobie dodatkowe pytanie: czego możemy się dowiedzieć, umieszczając na tej samej skali różne konteksty: od państwa, przez sektę, do związku międzyludzkiego? Czy to zestawienie może nam lepiej naświetlić każde z nich?
Za każdym pozornie szybkim przekształceniem społecznym stoją dziesięciolecia zorganizowanych działań wywierających presję na, wydawałoby się, nieugięte normy. Przemiany społeczne zyskują masowe poparcie w chwilach kryzysu, kiedy stojącym u władzy przychodzi zmierzyć się i odpowiedzieć na dotychczas tłumione nastroje. Kiedy ruchy społeczne osiągają masę krytyczną, wystarczy rzecz z pozoru mała – powiedzmy, wystąpienie gwiazdy popkultury czy wprowadzenie nowego prawa – by doszło do zmian w kulturowej substancji. Wydaje się, że oto z dnia na dzień bycie transfobką, fanatykiem religijnym czy homofobem staje się czymś negatywnym. Komórki, tkanki, czy też sieci krystaliczne składające się na materię stosunków międzyludzkich ulegają reorientacji, odwracają się bieguny przewodzonych przez nie impulsów albo powstają zupełnie nowe warstwy tkanek w społecznym organizmie. Czyje bezpieczeństwo znajduje się w centrum uwagi, czyje dobro przeważa – nagła zmiana na korzyść dotychczas niedowartościowanych może nastąpić pomimo, zdawałoby się, niezwyciężalnych przeszkód.
Ponieważ skuteczność perswazji siłowej zależy od jej wpływu na układ sił społecznych, postuluję, by wspomniane przeze mnie wewnętrzne przebiegunowanie oraz wytworzenie nowych struktur wewnątrz zbiorowości doprowadziły do tego, że, zaznajomieni już z naturą siłowej perswazji, nauczymy się jej przeciwdziałać.
Czym jest perswazja siłowa?
Jak przedstawia to Stein, pranie mózgów wiąże się z rozpoznawalnym zbiorem okoliczności, które mogą pojawić się w wielu rozmaitych kontekstach społecznych. Warunki te to:
– Czynniki strukturalne, narzucające wymóg utrzymywania dobrych relacji ze źródłem zagrożenia.
– Tworzenie sytuacji „lęku bez wyjścia”, w której źródło zdefiniowanego przez ofiarę bezpieczeństwa jest tożsame ze źródłem lęku. W efekcie następuje włączenie systemu więzi poprzez wyrzut kortyzolu, motywujący do szukania bliskości tam, gdzie czai się zagrożenie. System więzi jest stale pobudzany, a potrzeba bezpieczeństwa i pociechy nigdy nie zostaje w pełni zaspokojona. W związku rzeczywiście bezpiecznym, dającym wsparcie i impuls do rozwoju zrealizowana bliskość zrównoważyłaby wytwarzanie przez organizm kortyzolu za pomocą opioidów endogennych, przywracających systemowi homeostazę.
– Dysfunkcyjna więź miesza lęk i „miłość”, czy obietnicę przynależności, obietnicę wiecznie przedkładaną, ale nigdy nie spełnioną. Można się lękać wroga, ataku, bać się opuszczenia czy izolacji, bać się utraty związku czy przynależności do grupy, może to być czysto hormonalny wyrzut kortyzolu spowodowany wyczerpaniem, głodem, przepracowaniem albo psychiczny lęk przed przywódcą czy samą grupą. Każda forma strachu wywoła podobny efekt, ważne, że narażona na niego osoba odczuwa go nieustannie, przy czym dysfunkcyjne przywiązanie nigdy nie przynosi ukojenia.
– Doraźne łagodzenie lęku jest następnie fałszywie przedstawiane lub odbierane jako „dobroć”, „czułość” czy miłość, choć nie znika jego podłoże – zagrożenie i przemoc. Przykładowo tyran może „pozwolić” swojej ofierze jeść w danym tygodniu albo „zechce” „dać” jej wolność w wyborze stroju. W systemie logicznym tyranii taka „łaskawość” może być rozumiana jako „dobroć”.
– Jednoczesne aktywowanie lęku i przywiązania oraz redefiniowanie ich znaczeń doprowadza do poznawczego chaosu. Niezależnie od wzorców więzi ofiary przed relacją przemocową takie manipulowanie systemem przywiązania sprawia, że u ofiary powstaje przywiązanie typu dysfunkcyjnego, a wreszcie zaburzenia dysocjacyjne.
– Patowe zakleszczenie ofiary w systemie lęku i przywiązania wytłumia działanie kory oczodołowo-czołowej, zrywając więzi między półkulą lewą, nowszą, myślącą i operującą słowami, a prawą – starszą, czującą, niewerbalną. Wytłumienie kory oczodołowo-czołowej odcina abstrakcyjne myślenie refleksyjne od uczuciowej prawej półkuli i dalej, od połączonych z nią obszaru limbicznego i pnia mózgu. Skutkiem tego oddzielenia jest, jak to ujmuje Stein, „zapaść rozumowania”. Osoba niezdolna ani do ucieczki, ani do walki, niezdolna do przełamania systemu więzi poprzez zrealizowane dążenie do bliskości, doznaje stanu zapaści dysocjacyjnej, w którym nie będzie potrafiła wyrokować o swoim położeniu ani rozpoznać prawdziwego źródła lęku. Osoba pozbawiona kontaktu z rzeczywistością za sprawą tak zdefiniowanej zapaści rozumowania będzie całkowicie niezdolna do znalezienia wyjścia ze swojej sytuacji.
– Jak zauważa Stein, to właśnie wewnątrz podobnego układu ofiary ze stłumioną zdolnością jasnego myślenia podatne są na zastępowanie własnych myśli i wartości cudzymi. W przypadku systemu totalitarnego własny osąd zastępowany jest propagandą państwową. W sekcie wartością może stać się całkowite posłuszeństwo wobec woli przywódcy sekty, niezależnie od współistniejącego cierpienia. W toksycznym związku może dojść do rzutowania poglądów osoby przemocowej na siebie i innych, co wpływa również na to, jakie zachowania są w związku dopuszczalne.
– Następnie ofiarę poddaje się odosobnieniu i wystawia na działanie totalitarnego światopoglądu, przez co trudne staje się odróżnienie prawdy od nieprawdy. Ofiara może zostać wepchnięta w istny labirynt oszustw i nieszczerości, często sprzecznych, może też być karmiona kłamstwami podważającymi jej bezpośredni osąd sytuacji lub teoriami, które przedstawiane są jako spójne, choć wzięte razem obnażają brak spójności. Kłamstwa i sprzeczności mają utrzymywać ofiarę w stanie dezorientacji i zagubienia, osłabienia permanentnym dysonansem poznawczym. Z biegiem czasu dezorientacja i próby odnalezienia sensu w zwodniczych, pozbawionych wewnętrznej logiki etycznych tezach osłabiają zdolność do stawiania oporu. W stanie ciągłego pobudzenia kortyzolowego i dezorientacji trudno jest pamiętać, czym w ogóle jest myślenie logiczne i etyczne, a próby układania spójnej narracji z kłamstw i oszukańczych niespójności męczą tak bardzo, że prościej jest skapitulować. Stein opisuje sytuacje, w których zdaje się, że nie istnieje ani prawda, do której można by dotrzeć, ani rzeczywistość na zewnątrz relacji, która mogłaby się stać punktem odniesienia; czasem nie da się wręcz tego, co na zewnątrz, pomyśleć.
– Tymczasem osoba manipulująca ofiarą może podsycać w niej lęki przed światem zewnętrznym, zaszczepiając w jej umyśle pewność, że tylko manipulujący może ją ochronić przed „strasznym” bezkresnym światem. Im częściej za pomocą strachu pobudza się wydzielanie kortyzolu, tym mocniej system limbiczny ofiary wytwarza głód bliskości. Zamiast pociechy i bezpieczeństwa, które pojawiłyby się w harmonijnym związku, tu obserwujemy dodatkowe uwalnianie kortyzolu, nigdy nie równoważone powrotem organizmu do wydzielania opioidów endogennych, co ułatwiłoby odzyskanie zdolności analitycznego myślenia i niezależności. Tymczasem w omawianym przypadku ofiara zaczyna widzieć w manipulatorze swojego obrońcę – zarówno na poziomie rozumowym, jak i fizjologicznym odczuwa, że nie mogłaby bez niego żyć, choć trzeźwiejsze procesy myślowe pozwoliłyby odkryć, że w rzeczywistości źródłem zagrożenia jest osoba, u której ofiara szuka ochrony.
– Tworzy to bardzo silną chemiczną więź między ofiarą a manipulatorem, opartą na działającym z dużą mocą systemie przywiązania i niezwykle trudną do zerwania. Niezdolność do odejścia, a nawet do chronienia siebie czy dzieci przed niebezpieczeństwem, może więc brać się z silnej „blokady chemicznej” wytworzonej przez systemy przywiązania i lęku. Powoduje ona uwiązanie ofiary do manipulatora, podczas gdy stan zapaści rozumowania uniemożliwia ofierze trzeźwe przemyślenie sytuacji.
– Stein stwierdza jasno, że ten rodzaj przymusu nie ma związku z wcześniejszymi preferencjami ofiary, jeśli chodzi o relacje, oraz jej doświadczeniami sprzed epizodów dysfunkcyjnych. Wśród ofiar nie można wyodrębnić żadnych konkretnych cech, które wskazywałyby, że są szczególnie podatne na pranie mózgu. Mózgi są plastyczne, wzorce związków da się modyfikować nawet u dorosłych. Jak pisze Stein, dysfunkcyjne i dezorientujące środowisko społeczne może wykształcić w ofiarach dysfunkcyjne przywiązanie, nawet jeśli przed wejściem w taką relację osoby pozostawały w bezpiecznych związkach, były zdrowe i myślały w sposób niezależny.
– Dochodzi do nawiązywania silnych, lecz powierzchownych związków z dowolnymi osobami, które, choć bliskie, są uderzająco pozbawione empatii wobec innych. Związki te mogą być „gorące”, w bliskiej relacji spędza się wiele godzin i dni, co wcale nie sprawia, że oparte są na wzajemnym zaufaniu – osoba uzależniająca nie staje się powiernikiem, a stałość relacji nie opiera się na bezpieczeństwie, jest jedynie efektem sprawnie przeprowadzonego procesu prania mózgu. Bez względu na to, jak silna jest wieź łącząca ofiarę z dowolnymi oprawcami, brak ufności sprawia, że żaden z nich nie może być postrzegany jako bezpieczna przystań, gdzie lęk mógłby być zażegnany, a prawa i lewa półkula mózgowa ponownie zostałyby zintegrowane, co jest warunkiem zrozumienia niebezpieczeństwa i ucieczki.
Co uodparnia ludzi na pranie mózgów?
Uodparnia dokładnie przeciwny rodzaj więzi. Wystarczy jeden autentyczny, godny zaufania, bezpieczny związek, w którym można rozmawiać z zaufanymi osobami, posiadającymi odpowiednią wiedzę i zdolnymi do zdefiniowania zagrożenia, by zapewnić odporność i ochronę niezbędne do unikania sytuacji patologicznych.
Stein zauważa, że „do wiązania lewej i prawej półkuli dochodzi […] podczas rozmów z innymi, bądź ze sobą, kiedy oddajemy się dialogowi wewnętrznemu, jak też przy innych, współtworzonych, opartych na języku przedsięwzięciach komunikacyjnych, jak na przykład snucie opowieści”. Zaufane i bliskie osoby trzecie, świadome zachodzących procesów i zdolne rozmawiać w klarowny i przemyślany sposób o istocie mechanizmów prania mózgu czy manipulacji, otwierają przed ofiarą furtkę do wolności. Rozmowa z osobami umiejącymi rozpoznać działania i zachowania manipulacyjne pozwala powiązać obszary w mózgu odpowiedzialne za komunikację słowną z odpowiadającymi im rejonami limbicznymi, a przez to pomaga ofiarom wyraźnie dostrzec źródło zagrożenia i zablokować je, odciąć się od niego, albo całkowicie porzucić.
Jak wspomniałam wcześniej, Stein bardzo dobitnie zaznacza, że ofiarą prania mózgu może paść każdy. Jak wywodzi, oznacza to, że podniesienie publicznej wiedzy o podobnych procesach przymusowych odgrywa rolę ochronną. Stein podkreśla, że wiedza o takich procesach mogłaby się przydać szczególnie młodzieży angażującej się w organizacje polityczne, chroniąc tym samym ich samych i osoby z bliskiego otoczenia. Każdej z nas sił dodałaby wiedza o mechanizmach perswazji siłowej i zrozumienie, że jest to forma przemocy.
Osoby z bezpośredniego otoczenia mogą mieć własne uwarunkowania, niepozwalające im dostrzec sytuacji zmanipulowanych, a tym samym – bezwiednie – mogą przyłożyć rękę do prania mózgu ofiary.
Dlatego trzeba przede wszystkim upowszechniać wiedzę i umiejętności pozwalające rozróżniać konflikt, krzywdzenie i manipulację. Jak celnie wywodzi aktywistka z San Francisco, Emi Kane, są to odmienne zjawiska, każde wymaga innych narzędzi, innego modelu reagowania. Kiedy dochodzi do poważniejszych manipulacji, sięganie po narzędzia właściwe w sytuacjach konfliktu czy przypadkowego krzywdzenia nie przynosi efektu, może wręcz spotęgować sytuację przemocową, spychając ofiary w jeszcze głębszy dysonans poznawczy, milczące przerażenie i komunikacyjną niezborność. Krótko mówiąc, zamiast koła ratunkowego rzucamy ofierze kowadło. Z tego powodu konieczne jest zrozumienie i rozpoznawanie oznak perswazji siłowej, dostrzeganie tych (często ukrytych czy naturalizowanych) postaci manipulacji, które prowadzą do prania mózgu. Tylko w ten sposób będziemy mogły stanąć w obronie poszkodowanych, gwarantując im ochronę.
Ponieważ skutki perswazji siłowej są po części podkorowe, ulokowane w obszarze limbicznym oraz w pniu mózgu, pomóc może wspólne posługiwanie się językiem. Aktywowanie przez język kory nowej lewej półkuli wpływa na prawą, trafiając do obszaru limbicznego – podstawowego przy tworzeniu więzi i wchodzeniu w bezpieczne, oparte na zaufaniu relacje; może więc ponownie połączyć obszary mózgu odpowiedzialne za język i myślenie z obszarami sterującymi emocjami i instynktem przetrwania, przywracając w ten sposób zdrowe funkcjonowanie kory oczodołowo-czołowej, co daje ofierze zdolność do trzeźwego postrzegania własnych doświadczeń. Omówiona reintegracja myślenia i czucia może ułatwić wydostanie się z otumanienia i paraliżu spowodowanych manipulacją. Krótko mówiąc, widywanie się z ludźmi znającymi te mechanizmy, rozmawianie z nimi, uodparnia na perswazję siłową i buduje zdolność opierania się jej skutkom.
Oznacza to, że im głębsza w naszej kulturze będzie edukacja i wiedza o procesie prania mózgów, o jego symptomach i o metodach gwarantujących bezpieczeństwo, tym więcej będzie miejsc, gdzie ofiary podobnych procesów będą mogły się chronić, bez względu na to, w jakich sferach pojawiają się niepożądane zachowania: w pracy, w partii politycznej czy w związku dwóch osób.
Co nam da podróż po tych sferach?
Choć dla jasnego obrazu niezbędne jest zwrócenie uwagi na aspekty neurologiczne procesu prania mózgów (obecnie nazywanego również gaslightingiem), to jest to wciąż „przede wszystkim proces socjologiczny” – zauważa Paige L. Sweet w artykule „The Sociology of Gaslighting” [Socjologia gaslightingu] w „American Sociological Review”. Sweet stwierdza, że „gaslighting jest skuteczny, kiedy manipulatorzy wykorzystują […] nierówności strukturalne i instytucjonalne, by zmieniać poczucie rzeczywistości ofiar”. Innymi słowy, pranie mózgu jest wspomagane i umożliwiane przez stosunki społeczne, które stoją za nierównościami – to od nich uzależniona jest moc i skuteczność perswazji siłowej.
Dotychczasowe badania przemocy domowej i zależności między indywidualnymi a społecznymi formami ucisku mogą zatem stworzyć perspektywę dla lepszego zrozumienia tego, co na naszych oczach dzieje się w państwie moich południowych sąsiadów oraz odradzających się form rządów autorytarnych w wielu krajach.
Bezpieczne związki ustanowione w sferach niezależnych chronią społeczności nie tylko przed „nadzwyczajnymi” formami totalitaryzmu, jakie pojawiły się za rządów 45. prezydenta USA, ale też przed oswojonymi i nagminnymi autorytaryzmami w kulturze Zachodu, trwającymi nadal pod nowymi, „normalnymi” rządami. Jak pisze Kai Cheng Thom, tym, dla których źródłem cierpienia jest samo społeczeństwo, „nie dane jest bezpieczeństwo, a tylko zaufanie”.
Dla tych, których społeczeństwo wzięło na cel, sama kultura może być czynnikiem dysfunkcyjnym. Kiedy instytucje mieniące się obrońcami są w rzeczywistości zagrożeniem, samo społeczeństwo staje się źródłem dysfunkcji i traumy. Zdobywanie wiedzy i zdolności rozpoznawania perswazji siłowej w niezliczonych środowiskach, gdzie występuje – w przemocowej relacji dwóch osób, w miejscach pracy, w szkołach, w wydawnictwach, na uniwersytetach, w więzieniach i policji, w organizacjach pozarządowych, państwach kolonialno-osadniczych czy innych strukturach politycznych – zwiększa prawdopodobieństwo, że więcej będzie osób zdolnych tworzyć lub znajdować więzi, nazywane przez Stein „wyjściami ewakuacyjnymi”. Są to związki oparte na prawdziwym zaufaniu, tworzone z ludźmi etycznymi, posiadającymi wiedzę o skutkach perswazji siłowej, zdolnymi dostrzec, opisać i przeciwdziałać tym procesom, gdziekolwiek się pojawiają.
Gdy źródłem zagrożenia są instytucje ufundowane na monopolu przemocy, takie jak policja czy więziennictwo, może to skutkować zerwaniem więzów społecznych i poczucia przynależności, którego istoty ludzkie od społeczeństwa potrzebują. Kiedy związki dysfunkcyjne występują w instytucjach, od których ludzie są strukturalnie zależni, bo są gwarantami przychodów, opieki zdrowotnej czy innych świadczeń, może to mieć większe znaczenie dla systemu więzi, niż dotąd uważano.
Niebezpieczeństwo totalitaryzmów bezpośrednio grozi także tym, którzy w społeczeństwie Zachodu czują się relatywnie dobrze. Jak pisze Stein, „izolacja społeczna czy atomizacja to coraz powszechniejsze zjawiska we współczesnym życiu. […] izolacja społeczna [jest] generalnie [cechą charakterystyczną] współczesnych relacji, która w którymś momencie dotyka niemal wszystkich z nas”. I dodaje: „W rzeczy samej, dążenie do łączenia się z innymi to zdrowa reakcja na atomizację. Jako ludzie jesteśmy zwierzętami społecznymi. […] Niebezpieczeństwo zjawia się, jeśli podczas takich poszukiwań trafimy na grupę totalitarną”.
Nie chcę tu upraszczać czy spłaszczać wyraźnie zdefiniowanego zjawiska, które wymaga starannego namysłu, ale odejście od życia zbiorowego czy społecznościowego ku izolacji i indywidualizmowi w społeczeństwach Zachodu może, mimo wynikających stąd jednostkowych swobód, doprowadzić jednocześnie do częściowego czy pełnego odtworzenia niektórych postaw, które sprawiają, że całe społeczeństwa są podatne na totalitaryzmy. Internetowe bańki, zamknięcie na przedmieściach, zjawisko tak zwanej postprawdy, która jest nie tyle „post” prawdą, ile siłową manipulacją i jej zaprzeczeniem – wszystko to uderzająco przypomina warunki potęgujące podatność ludzi na pranie mózgów. Lęk przed innymi, przed utratą władzy, strach i presja wywołane sprzężeniem rosnących kosztów utrzymania i stagnacji dochodów, coraz bardziej śmiała ekspresja jawnego i ukrytego rasizmu białych – to wszystko ma wpływ nawet na najbardziej uprzywilejowanych. Jak pisze Mia Birdsong w „How We Show Up” [Jak wyglądamy], „ci, którzy wygrywają w Amerykański Sen, to jacyś odklejeni, niezadowoleni, samotni ludzie”.
Związki chroniące przed groźbą totalitaryzmu tworzą się między ludźmi, którzy nie muszą przed sobą udawać, wierzą sobie nawzajem i liczą na siebie, otwierają się na innych i stanowią rzeczywistą ochronę przed wspólnym zagrożeniem. Decyzja, by traktować obcych z ciekawością, zdolność stosowania oporu i gwarancja wzajemnej ochrony, wraz z umiejętnością dostrzegania perswazji siłowej – to wszystko może być ścieżką ku bardziej wytrzymałej kulturze.
Innymi słowy, nasze codzienne relacje mogą być grą o stawki wyższe, niż się nam wydaje. Kultywowanie związków, w których dbamy o wzajemne zaufanie i chronimy tych, którzy stają w obliczu wymienionych przeze mnie form przemocy, może nie tylko gwarantować bezpieczeństwo w ramach codziennych interakcji, może też chronić przed systemowym totalitaryzmem.
Obeznani z mechanizmami przemocy będą chronić się nawzajem i jednym głosem nazwą po imieniu zagrożenie, wspólnie będą skuteczniej mogli oprzeć się niebezpieczeństwu totalitaryzmu i atomizacji, nawet jeśli niebezpieczeństwo to przebiera się w przepych i celebrę inauguracji nowej kadencji.
Dziękuję Alexandrze Stein, Kim Trainor, Chelsey Rhodes, Eve Rickert, Emi Kane, Tamaso Johnsonowi, Simonowi Dougherty’emu i Lisie Maltzberger – dostarczycielom i dostarczycielkom pomysłów, propozycji lektur albo opinii i ocen, które znalazły odzwierciedlenie w tym eseju.
Przekład Tomasz Gałązka
Przekład przejrzał i zredagował Paweł Soszyński