Dowód w sprawie
Fotografie w tekście pochodzą z archiwów IPN

12 minut czytania

/ Sztuka

Dowód w sprawie

Łukasz Gorczyca, Adam Mazur

Bartecka i Rusznica oswajają grozę archiwum, przekładając ją na inny język – rozmowę o mrokach historii zamieniają w dyskusję o uwodzącej i zwodniczej naturze fotografii

Jeszcze 3 minuty czytania

Instytut Pamięci Narodowej, a zwłaszcza jego wrocławski oddział, w ostatnich tygodniach i miesiącach nie miał dobrej prasy. Wątpliwe stejtmenty, hajlujący dyrektor i oskarżenia o blokowanie badań historycznych skutecznie zszargały resztki honoru organizacji. Mogłoby wydawać się, że dla artystów współczesnych to najgorszy moment na pracę z archiwami IPN. Beata Bartecka i Łukasz Rusznica podjęli się straceńczego zadania, schodząc do ostatniego kręgu piekła kojarzonej z władzą PiS instytucji. Dzieło powstałe w efekcie rozpoczętej jeszcze w 2014 roku kwerendy jest piękne i poruszające, a zarazem pozwala z dystansu spojrzeć na konwulsje obecnego, oskarżanego o autorytarne zapędy aparatu władzy.

„How to Look Natural in Photos” to wybór blisko stu pięćdziesięciu zdjęć znalezionych w IPN, podanych w wysmakowanej albumowej formie: twarda oprawa, piękny druk, znakomity papier, świetna edycja i projekt graficzny Joanny Jopkiewicz. To zarazem książka dwuznaczna, tak jak każde poszukiwania w archiwach, których wynik zależy nie tylko od tego, co się w nich znajduje, ale również od tego, czego szukamy. Książka dzieli się na dwie części – fotograficzną i tekstową – różniące się od siebie grubością i gatunkiem papieru oraz składem. Pierwsza część to czysto wizualna opowieść złożona ze starannie wyselekcjonowanych zdjęć archiwalnych o wernakularnym charakterze. Druga, opisowo-analityczna, zawiera opisy fotografii oraz studium Tomasza Stempowskiego pt. „Fotografie na służbie. Zdjęcia z archiwów polskiej policji politycznej 1944–1989”. Pierwsza część to awers: czarno-białe i kolorowe zdjęcia ułożone przez Bartecką i Rusznicę w liryczną całość. Druga to rewers: poszukiwanie znaczeń i sensów wśród morza fotografii, które pozornie wydają się archiwalnym odpadem bez znaczenia. Jak w rozdziale eseju zatytułowanym „Czytanie rewersu – szukanie znaczenia” pisze Stempowski: „Obrazy wielu banalnych sytuacji zarejestrowanych przez SB nie mówią nic o tym, czym naprawdę były te zdjęcia. Dla nieuprzedzonego widza to po prostu pejzaże, portrety czy fotografie reporterskie. Niektóre mogą wydawać się absurdalne lub zabawne, budzić zdumienie i śmiech. Oto dowód na to, jak bardzo obraz może być oderwany od znaczenia. Dlatego trzeba spojrzeć na rewersy zdjęć i dostrzec to, co poza obrazem”. Tymczasem Bartecka i Rusznica dokonują czegoś wręcz odwrotnego. Ekshumują archiwalne zdjęcia, ukazując ambiwalencję obrazów – tragizm i hedonizm fotografii, która jest tu świadkiem przemocy i dowodem w sprawie, a zarazem źródłem cokolwiek występnych fantazji autorów tego wyboru. Jedną z nich jest epatująca czytelnika próba oswajania grozy zbrodni – komunistycznej, faszystowskiej, czy po prostu czynu kryminalnego. Zasoby fotograficzne IPN dostarczają obszernego i rozmaitego materiału, od dowodów zbrodni wojennych, przez nudne zdjęcia obserwowanej z ukrycia siedziby prymasa Polski, po dokumentację wizyt w muzeum Auschwitz-Birkenau.

Książkę można czytać jako specyficzny katalog obiektów i minionych wydarzeń, panoramę nieistniejącej już kultury materialnej, niezbyt duży heterogeniczny zbiór obrazów, odpowiadający dążeniom władzy do objęcia kontrolą całości życia społeczeństwa. Jednak Bartecka i Rusznica szukają innego klucza do lektury tego szczególnego zasobu wizualnego, omijając wiedzę historyczną, a skupiając się na sile poszczególnych obrazów, snując oniryczną opowieść pozbawioną jednoznacznej treści i zbudowaną na emocjach. W istocie, oswajając grozę archiwum, przekładają ją na inny język – rozmowę o mrokach historii zamieniają w dyskusję o uwodzącej i zwodniczej naturze fotografii.

Książkę można wpisać w rosnącą od ćwierćwiecza falę badawczego i artystycznego zainteresowania fotografią wernakularną, amatorską, anonimową, podporządkowaną prostej funkcji dokumentowania rzeczywistości i celom użytkowym. Nie ma w tej fotografii artystycznej pretensji, nawet nie znamy większości autorów stojących za poszczególnymi kadrami. Jak w swoim eseju zauważa Tomasz Stempowski, ubeckie zdjęcia wykonywali reprezentujący aparat władzy anonimowi funkcjonariusze. Anglojęzyczny tytuł książki – „How to Look Natural in Photos” sugeruje, że właściwym odbiorcą nie jest zainteresowany zbrodniami komunistycznego aparatu władzy historyk, lecz międzynarodowy klub koneserów fotografii współczesnej, wśród których zmęczenie sztuką łączy się z zainteresowaniem fotograficznymi marginaliami i aberracjami, perełkami starannie wybranymi z oceanu nijakich zdjęć. Z tego zadania Bartecka i Rusznica wywiązali się świetnie, przedstawiona przez nich opowieść zbliża się do klasyków gatunku (np. „Nein Onkel. Snapshots from Another Front 1938–1945” z 2009 roku), a przez włączenie pogłębionego studium Tomasza Stempowskiego sytuuje także w kręgu książek istotnych poznawczo, jak choćby poświęcony fotografii forensycznej tom „Images of Conviction: The Construction of Visual Evidence”, czy wydana niedawno i także nagradzana publikacja „Imagining Everyday Life. Engagements with Vernacular Photography”.

Beata Bartecka & Łukasz Rusznica, „How to Look Natural in Photos”

Wydawnictwo: Ośrodek Postaw Twórczych, Palm* Studios, 304 strony, premiera 25.02.2021

Książka Barteckiej i Rusznicy mieści się w nurcie opracowań archiwów komunistycznych reżimów, jednak formą odstaje od ciekawych poznawczo, lecz nijakich artystycznie opracowań wydawanych przez IPN. Jak może sugerować tytuł – „How to Look Natural in Photos” – to pozycja sytuująca się pomiędzy dawnym a współczesnym poradnikiem, jak czytać fotografię, jak uważnie studiować obraz i podążać za subtelną nicią wizualnej narracji. To nauka patrzenia adresowana nie do agentów UB poszukujących kompromatów, lecz na wskroś współczesna lekcja, jak dalece obraz może oszukać. U źródeł publikacji Barteckiej i Rusznicy była wystawa „Jak fotografować?” we wrocławskiej galerii Miejsce przy Miejscu w 2014 roku, w ramach której zaprezentowano zdjęcia z archiwum IPN. Koncepcja ekspozycji, podobnie jak struktura publikacji, oparta była o konflikt między tym, co etyczne, a tym, co estetyczne.

Podręcznikowy charakter tomu podkreśla pionierskie studium Tomasza Stempowskiego, który nie tylko dowodzi tego, jak zdjęcia pomagały kontrolować i prześladować demokratyczną opozycję i terroryzować społeczeństwo. W pewnym momencie, jak zauważa Stempowski, agenci UB nie musieli już nawet wkładać klisz do aparatów i kamer, by zastraszyć ludzi protestujących przeciw władzy. W eseju poznajemy metody działania iście flusserowskiego aparatu władzy oraz sposoby użycia fotografii. Znaczące są już nazwy poszczególnych fragmentów:

„Fotografie sygnalityczne – ewidencja wrogów”, „Fotografie trofea – likwidacja”, „Fotografia operacyjna – obserwacja”, „Fotografie z punktów zakrytych”, „Fotografie z modeli fotograficznych”, „Fotografie zrobione pod legendą”... Fotografia dla władzy to straszak, fotografia to dowód w sprawie i fotografia to denuncjator, jak pisze Stempowski. Niespodziewanie do tej listy Bartecka i Rusznica dopisują fotografię jako dzieło sztuki.

Zestawiona przez autorów sekwencja obrazów odczarowuje zbanalizowaną w ostatnich latach estetykę archiwów fotograficznych. Zamiast kolejnej desperackiej próby „ożywiania” archiwum autorzy prezentują rasowy, autorski photobook – z całostronicowymi, starannie edytowanymi fotografiami zestawionymi w narracyjną całość. Można je oglądać i czytać jak historię z zaskakującą puentą, którą stanowią umieszczone na końcu archiwalne opisy zdjęć. Ułożone w album fotografie, oderwane od ich oryginalnego kontekstu i użytkowej treści, ujawniają niespodziewane jakości. Oglądamy je tu na nowo, a właściwie patrzymy po raz pierwszy na te obrazy jako fotografie – dotąd funkcjonowały ledwie jako techniczne wizerunki dołączone do akt różnych spraw wytaczanych głównie przeciwnikom systemu. Groza archiwum, tego archiwum, została tu przełożona na perwersyjną grę obrazów – jak w lynchowskim thrillerze albo w... autorskich albumach Łukasza Rusznicy. Plenery po zmroku, zmysłowe portrety, męskie akty, konary drzew, detale karoserii wplecione w zarośla, zmienna tonacja zdjęć i papieru, przeplatanie fotografii barwnych i czarno-białych – te wszystkie zabiegi, które znamy z kart „Rzeki podziemnej” z 2018 roku, odbijają się echem w „How to Look Natural in Photos”. „Podkręcaliśmy perwersję” – przyznaje Rusznica w jednej z rozmów wokół swej najnowszej książki. I faktycznie, uwolnione z funkcji dowodów zbrodni fotografie potraktowane zostały tu jako narzędzie innego rodzaju występku – hedonistycznej, artystycznej gry, w której nieważne są prawdziwe losy bohaterów, miejsc i przedmiotów, lecz ich anegdotyczny i estetyczny potencjał. Znajdziemy tu uwodzące spojrzenia kobiet i równie pociągające męskie ciała w negliżu, tajemnicze przedmioty: czarne aktówki, bukiety frezji, gliniane bozzetto i wypalone wraki aut, ale też światło przenikające korony drzew, dymiące kominy, pejzaże chwytane z okien jadącego samochodu i ludzkie zwłoki. Gra tymi obrazami to coś więcej niż wizualny fetyszyzm czy surrealistyczna zabawa. Całość ogląda się z przejęciem i w napięciu, wyczuwając mroczny erotyzm sytuacji i jej śmiertelny tragizm. To wszystko wydarzyło się naprawdę. Zarówno to, co widzimy na zdjęciach, jak i to, jak za sprawą artystów patrzymy na pomieszczone w albumie zdjęcia.

Nie mniej wciągające od samej lektury są pytania, które ona prowokuje. Jak cień pojawia się nie nowe przecież zwątpienie, czy można uwolnić obraz od jego treści? Etykę od formy? I jak daleko wolno posunąć się w artystycznej manipulacji? Czemu bowiem służy ta brawurowa estetyzacja? Czy to tylko powabna guilty pleasure, czy też kryje się za nią coś więcej? Duet Bartecka/Rusznica nie tyle przywraca martwe historie do życia, by po chwili uniesienia wgnieść widza ponownie w fotel pod ciężarem urzędowych adnotacji dołączonych do zdjęć, ile raczej przeszywa archiwum IPN artystycznym spojrzeniem i na swój sposób queeruje. Przy czym nie chodzi tu o ewidentne związanie treści z seksem i skrótem LGBTQ, co raczej o przechwycenie obrazów i odczytanie w nowy, niespodziewany i politycznie wieloznaczny sposób. Wszystkiego IPN mógł się spodziewać, ale chyba nie spodziewał się bycia w awangardzie queeru.

„How to Look Natural in Photos” Barteckiej i Rusznicy to także tom inspirujący do refleksji nad naturą fotografii. Spośród wielu tropów, które pojawiają się w trakcie kartkowania tego niezwykłego zbioru, może najbardziej ważka jest sugestia, że wobec fotografii znalezionych w IPN ciąży na nas powinność. Tę powinność można też po freudowsku rozumieć jako niepohamowaną pokusę. Grzebanie w archiwum IPN łączy się z procesem przywracania obrazów i ikonografii wypartych ze współczesnego imaginarium. Od historii nie ma ucieczki, ale można, a być może nawet trzeba, pisać ją po swojemu, zdają się mówić Bartecka i Rusznica, przełamując impas w relacjach między IPN a światem sztuki współczesnej. W tym kontekście książka Barteckiej i Rusznicy ma potencjał polityczny, działa jak długo oczekiwana szczepionka na wirus ipeenowskiej gorączki. Autorzy dokonują odważnego przekroczenia nie dlatego, że pozwalają sobie na wizualne perwersje, ale dlatego, że osobiście i świadomie schodzą na dno archiwalnego piekła. Błyskotliwe alternatywne odczytanie – jedno z wielu możliwych – tego wielkiego zbioru pułapki to hodowanie artystycznych antyciał zgodnie z regułą, że aby uwolnić się od choroby, trzeba dać się jej choć trochę uwieść.