Notesik z imionami
„Christmas”, 1874, Anonymous, MET, CC.

17 minut czytania

/ Obyczaje

Notesik z imionami

Sylwia Chutnik

„Bardzo długo nie wiedziałam, że tata jest gejem” – bohaterka mojej rozmowy w pierwszym mailu napisała, że brakuje jej relacji osób w podobnej do niej sytuacji

Jeszcze 4 minuty czytania

Przede wszystkim miało być ładnie. Zaczynało się od ozdób świątecznych. Przystrojony stół, starannie poukładane sztućce obok serwetek. Ważne: wszystko musiało być w tym samym kolorze i jednolitym stylu. Podobnie choinka – bombki dopasowane do siebie, a nie jakaś przypadkowa zbieranina. A mówimy o latach niedoboru, kiedy to wszystko nie było takie proste. I nawet jeśli w domu były jakieś sztuczne badyle z plastiku, to trzeba je było elegancko zakryć. W latach 90. zaczęły się eksperymenty: szarfa podpięta od lampy do okna. Zwisała po bokach, kończyła się blisko podłogi. Taka strojna girlanda, alternatywa wobec choinki. No ale wyszło obrzydliwie, wyglądało to jak szubienica. Rok później był malutki pieniek, na nim zamontowana jedlina. To już było ładniejsze. Bardzo oryginalne jak na tamte czasy. Dalej: potrawy. Był specjalistą od śląskiej makówki. Można ją robić na mleku albo wodzie. Mama nie mogła się nawet zbliżać, kiedy on przygotowywał mak. W ogóle lubił gotować. Kiedy złamał nogę, to kuśtykał nią po kuchni, pichcąc mi zupę. Aż mu się ten gips pokruszył. Zdarzało się też, że tata robił obiad w pierwszy dzień świąt. Zawsze wymyślał nowości, kupowaliśmy wielkie książki kulinarne i gazety typu „Kuchnia”. Raz robiliśmy faszerowaną gęś, wtedy jeszcze jadłam mięso, do jej zszycia użyliśmy krawieckich przyrządów mamy. Zszywanie gęsi igłą krawiecką, nawet tą największą, było bolesne dla palców. 

I oczywiście świąteczne prezenty. Tata lubił dostawać, ale lubił też dawać. Dbał o to, żeby były w dobrym stylu i gatunku. Wielokrotnie kupował mamie buty, przeważnie szpilki, i nie pamiętam, żeby zdarzyło się, że nie pasują. Dla mnie, od pewnego momentu, była przynajmniej jedna książka. Pięknie opakowane, aż żal było otwierać. Pudełeczka, torby, pakunki, kokardy – całe mnóstwo materiałów. Już nawet nie pamiętam, co jeszcze dostałam, ale ciągle mam przed oczami te starannie zapakowane upominki.

Czy to nie brzmi stereotypowo, no wiesz, że taka niby „kobieca” estetyka? Bo on równocześnie wierzył w zabobony dość patriarchalne, na przykład że zawsze w Wigilię mężczyzna musi przekroczyć próg domu jako pierwszy. Albo zaprosić kobietę na kolację i za nią zapłacić. Jak byłam mała, to jeszcze zdarzało się, że chodził ze mną do kościoła w pierwszy dzień świąt. Wtedy zwykle dość głośno i wyraźnie śpiewał kolędy i specjalnie fałszował, żeby mnie trochę rozśmieszyć i wytrącić z przejęcia wizytą w kościele. 

Wyruszamy na poszukiwanie naszych queerowych korzeni. Spróbujemy opisać homo-, trans- i bi-dziedzictwo, bo wiemy, że queer jest też specyficznie polski. „Hom-e. Nienormatywne historie Polski” to cykl, w którym przybliżamy kulturę polską od strony tęczy. Historyczki i reporterów zachęcamy do pogłębionych kwerend w archiwach, badaczy kultury i krytyczki do odważnych reinterpretacji. Osoby LGBTQ+ walczyły na frontach wojen, współtworzyły ruch „Solidarności”, stały w kolejkach po pralki, szukały szczęścia. Są częścią naszej historii. Ich duma jest naszą wspólną dumą.

Bardzo długo nie wiedziałam, że tata jest gejem. Ale nawet wtedy, kiedy miałam pewność, to nie było wątpliwości, że uczucie, którym tata darzył moją mamę, było uczuciem szczerym. Nie miałam wobec tego żadnych zastrzeżeń. Mogę powiedzieć z niemal stuprocentową pewnością, że moja mama była jedyną kobietą w życiu ojca i rzeczywiście darzył ją wielkim uczuciem. Była między nimi szczególna więź oparta na zaufaniu i wsparciu. A już przy mnie zachowywali się wzorowo. Nigdy nie słyszałam brzydkiego słowa, krzyków czy awantury. Oczywiście, kłócili się, żyli przecież w normalnym świecie. Było między nimi jednak wiele dobrego. Tata na przykład przynosił mamie często kwiaty, bez okazji. Wybierał wielkie bukiety albo zrywał coś po drodze. Siostry mamy nie doświadczały tego od swoich mężów, one nawet czasem prezentu na urodziny nie dostały. A tutaj była troska o drugiego człowieka. I komplementy: pięknie wyglądasz, a może tak się dziś pomalujesz, kupiłem ci nowe perfumy. Mama była adorowana.

Dwa razy dowiedziałam się prawdy o tacie. Za pierwszym razem przez przypadek znalazłam listy pisane przez jego partnera. Miałam jedenaście lat. Przyznam, że w 1990 roku nie miałam pojęcia, że istnieje ktoś taki jak „homoseksualista”. Ja tego w ogóle nie rozumiałam i wydawało mi się to czymś strasznym i w ogóle okropnym. Pamiętam, że miałam wtedy taki czas, że nie potrafiłam koło niego usiąść, wydawał mi się obrzydliwy. Ale później mi przeszło, może to wyparłam, w każdym razie moje relacje z nim wróciły do normy. Znowu było fajnie, było tak samo jak wcześniej. Gdzieś na początku studiów, gdy miałam lat dwadzieścia, temat zaczął powoli wracać. On zmienił pracę, więcej wychodził. Zdarzało mu się nie wrócić na weekend na noc. Kiedy dodałam dwa do dwóch, zaczęłam domyślać się, o co tu chodzi. No dobrze: zdarzyło mi się kiedyś przeszukać jego torbę. To był ten drugi raz.

Bałam się o małżeństwo moich rodziców, bałam się, że mogliby się rozstać, i dlatego to zrobiłam.

Znalazłam notesik z głównie męskimi imionami. Wtedy już wiedziałam.
Z perspektywy czasu myślę, że nie poradziłam sobie z tym emocjonalnie, nie umiałam porozmawiać z rodzicami. Trochę się tego wszystkiego wstydziłam. Jednocześnie miałam również tęczowych znajomych i orientacja przestała być dla mnie tematem tabu. Pomogło mi to zrozumieć złożoność relacji w rodzinie: to, że mój tata jest gejem, nie psuje naszej więzi. Czułam się z tym dobrze, bo nic się nie zmieniało. Rodzice nadal byli razem, dobrze nam było we trójkę. Może dlatego moja opowieść jest taka pozytywna, bo kiedy zrozumiałam, że najważniejsze są dla mnie zdrowe relacje, to wiedziałam, że one nie zmieniają się, nawet jeśli nie jest do końca tak jak w innych domach.

Zaczęłam przypominać sobie różne sytuacje z dzieciństwa. Na przykład kiedy miałam sześć lat, tata pozwalał mi malować go kosmetykami mamy. Mogłam używać szminki, robić rumieńce, nakładać puder. Wtedy myślałam, że wszyscy ojcowie tak robią. I że szyją lalki. Że tak robi każdy tata na świecie. On dbał również o to, jak ubierała się mama. A że była z zawodu konstruktorką odzieży, to mogła sobie szyć różne fasony, których nie było w sklepach. Wspólnie wymyślali wzory. O, i znowu stereotyp, bo to przecież brzmi jak „przyjaciel gej”.

Tata zawsze dbał o siebie. Podkradał mamie najlepsze kremy, a kiedy się tego wypierał, mama wskazywała triumfalnie ślad jego wielkiego palucha na powierzchni. Lubił też sprzątać. Kiedy pojawiała się reklama jakiegoś nowego środka czystości, mogłam być pewna, że następnego dnia znajdę ten produkt w domu. Szkoda, że nie odziedziczyłam po nim tego zamiłowania do porządku. Nauczył mnie za to korzystać z kultury i czytać pisma. Kupowaliśmy sobie magazyny dla kobiet. Komentowaliśmy ciuchy, chodziliśmy na zakupy i mi doradzał. Taki miał charakter, naprawdę nie wiem, czy to zależało również od jego orientacji. Po prostu było nam razem fajnie.

Moim zdaniem zdradzał mamę, po prostu. A ona się na to godziła. To był układ. Mama nie chciała go zostawić. Dbał o nią, a ona bała się być samotną matką.

Prowadzili razem życie towarzyskie, chodzili na wspólne imprezy, do kina. Ale on potrafił samotnie zniknąć na kilka dni i nikomu nic nie powiedzieć. Odchodziłyśmy od zmysłów, bo nie wiedziałyśmy, czy mu się przypadkiem coś złego nie stało. Niezapowiedzianie szedł w tango. Nie mam pojęcia, gdzie szedł. Może do czyjegoś domu, może chodził po Katowicach w miejsca, w których mógł kogoś spotkać? Nie sądzę, aby przez te wszystkie lata stworzył jakiś długotrwały związek. Czasem szedł do drugiego pokoju rozmawiać przez telefon ściszonym głosem, ale nie uważam, że miał kogoś stałego.

Ciągle mu się zdarzały takie wyjścia. Znikania. Byłam wtedy na niego zła – czemu tak ranił mamę? Gdyby szedł do innej kobiety, to czułabym pewnie to samo: że myśli tylko o sobie. Nie byłam zazdrosna o jego czas, bo kiedy był w domu, to poświęcał mi wiele uwagi. Miałam poczucie, że najpierw robił wszystko dla nas, a potem, jak mu zostawało czasu i pieniędzy, to wychodził. Do tego drugiego życia.

Pod koniec jego choroby rozmawiałam z mamą o tym, jak bardzo ją podziwiam za to, że ma taką cierpliwość i wbrew wszystkiemu dba o ojca. „To mój mąż”, odpowiedziała.

Nie wiem, czy mama była otwarta na poszukiwanie innych partnerów seksualnych. Wiele kobiet w małżeństwach heteroseksualnych godzi się na brak seksu z różnych powodów. U niej było to chyba racjonalizowanie sobie: okej, mój mąż tak po prostu ma. Dba o żonę i rodzinę, ale nie pociągają go kobiety. Myślę, że od pewnego momentu przyjmowała go takim, jakim jest. Z dobrodziejstwem inwentarza. Wykazywała się ogromną tolerancją w stosunku do tego, w jaki sposób żył. On o tym wiedział. Gdyby nie miał tego zakotwiczenia w domu, to pewnie zatraciłby się w życiu rozrywkowym, bieganiu tu i tam. Był pracoholikiem, zarządzał sporym zespołem ludzi. Potrafił pracować bezustannie. A potem znikać. Tłumaczył się później, że był gdzieś z kolegami, że musiał dłużej zostać w pracy. To nie miało znaczenia, wszystko było wiadome.

Znak zodiaku: Bliźnięta. Wszędzie się odnalazł, wszędzie czuł się dobrze. Oprócz swojego domu rodzinnego. Nigdy nie mówił o nim wiele, ale miałam poczucie, że rekompensował sobie z nami trudne dzieciństwo. Samotność, którą odczuwał. Jego ojciec odszedł, ojczym był alkoholikiem. Tata pozwalał sobie przy nas na wiele, bo wiedział, że go wspieramy niezależnie od tego, co robił. I chociaż grał wesołego, to widać było, że coś w nim siedzi. Ból, być może odrzucenie. Dwa dni przed śmiercią wymsknęło mu się zdanie, że w dzieciństwie był sam. Powiedziałam, że miał przecież swoją mamę, a on na to: „Nawet mamy nie miałem, czułem, jakby jej nie było”. Jego relacje z nią były raczej poprawne, ale o serdeczności nie mogło być mowy.

A myśmy dbali o to, żeby było u nas miło. Ciche dni u nas się nie zdarzały. Jeżeli były jakieś wymiany zdań, to ja tego nie słyszałam. W domu panowała taka zasada, że nie opuszczamy go pokłóceni. Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale myśmy zwracali na to uwagę. Pamiętam, kiedy tata był już chory i pokłóciliśmy się wieczorem łącznie z trzaskaniem drzwiami. Rano spotkaliśmy się w przedpokoju i przepraszaliśmy się jedno przez drugie. W tym domu mieszkałam do trzydziestego siódmego roku życia. Byłam „starą panną mieszkającą z mamusią”, jak to się mówi. Tak było prościej, kiedy ojciec zmarł, opiekowałyśmy się jeszcze jego mamą. Tak się złożyło.

Dwa lata przed śmiercią został napadnięty, kiedy wracał z pracy wieczorem. Na szczęście zdołał podyktować w szpitalu numer telefonu, pojechałyśmy do niego od razu. Od tego momentu zaczęły się różne choroby, był zresztą mocno poturbowany. Po jakimś czasie trafił do lekarza, ponieważ miał kłopoty z wątrobą. Podejrzewano żółtaczkę. Kiedy go tam odwiedzałam, wydawał mi się nieco inny, zamyślony. Nie był skory do żartowania. Wtedy też okazało się, że jest zakażony wirusem HIV.

To był pierwszy raz, kiedy rozmawiałyśmy z mamą otwarcie o całej sytuacji, o nosicielstwie. Pojawił się wirus, należało przeorganizować dom rodzinny. Wiedziała o tym jeszcze siostra mamy, poza tym nikt. Na szczęście mama nie była zakażona, a on nie musiał brać wielkiej ilości leków. Później zdarzało się, że musieli razem jeździć na badania. Tata mógł liczyć na wsparcie psychologiczne.

Kiedy tata trafiał do szpitala i informowaliśmy personel o wirusie HIV, to pierwsze pytanie, które zadawano, brzmiało: „Gdzie się zaraził?”. To mnie strasznie wkurzało, bo jakie to ma znaczenie gdzie. Jeśli jednak poznawali więcej szczegółów, to potem nie mogli się nadziwić, że przychodzi do niego żona i córka i opiekują się nim troskliwie i czule. Zupełnie im się te opowieści nie składały w jedną. Według nich trzeba było wyrzucić go na śmietnik. To mnie denerwowało, że takie rzeczy dzieją się w szpitalach, gdzie personel medyczny powinien podchodzić do tego w inny sposób. A mama robiła to wszystko z potrzeby serca, bez poświęcania się w stylu: „mąż mnie nie kochał, ale ja będę cierpiętnicą”.

Rozmawiała też o całej tej sytuacji ze swoją najstarszą siostrą. Była otwarta i dyskretna. Miały dobry kontakt. Poza tym pomagała mamie ogarnąć dokumenty i zaświadczenia: renta, ubezpieczenie. Po rodzinie krążyły pewnie jakieś plotki, zresztą głównie po śmierci taty. Nawet część osób oznajmiała, że nie będą odwiedzać jego grobu, bo był, kim był. Mnie to jednak nie obchodziło. Moja mama słyszała to i owo, jednak nikt nie odważył się powiedzieć czegokolwiek przy mnie. Od razu bym zareagowała.

Jeśli kiedykolwiek bałam się, że ktoś dowie się o naszej historii, to tylko dlatego, że mógłby skrzywdzić rodziców, zranić mamę. Jeżeli ktoś by mi powiedział w twarz, że mój tata jest gejem, tobym odpowiedziała: no i co z tego? To dla mnie nie stanowiło i nie stanowi problemu. Nie chcę jednak ujawniać naszego nazwiska, bo ktoś mógłby nam łatwo przypiąć łatkę „psychicznych”. Nie mogę się na to zgodzić.

Wiele osób tego nie rozumie, że można stworzyć kochającą się rodzinę, mimo że jest to w jakimś sensie specyficzna sytuacja. Nieprzystająca do normy. A ja chcę podzielić się swoją historią, żeby pokazać ludziom, jak można żyć i że nie ma w tym nic dziwnego.

Tata zmarł na nowotwór. Do końca pracował. Miał później dłuższe przerwy, zwolnienia lekarskie, ale jeśli czuł się lepiej, to dzwonił do swojego szefa, że może przyjść wcześniej i żeby po niego przyjechał. Aktywny do samego końca.

Nigdy nie zdążyliśmy z tatą porozmawiać o jego orientacji. Trochę żałuję, mogłoby to nas jeszcze bardziej do siebie zbliżyć. Chciałabym, żeby poczuł wsparcie od córki. Myślę, że wiedział, że ja wiem. Widział również, jak funkcjonuję: jeżdżę do moich przyjaciół niehetero, mam równościowe wartości. Pewnie wiedział, że nie mam problemu z tym, kim jest, i że go wspieram.

Nie ma dnia, żebym o nim nie pomyślała, nawet przez chwilę. Jest milion sytuacji, co do których wiem, że rozbawiłby nas albo zabawnie by je skomentował. 

Co po nim zostało? „Wykrzywiony” obraz mężczyzn, który w sobie noszę. Postawił wysoko poprzeczkę i do tej pory nie spotkałam takiego, który by ją przeskoczył. W żartach mówię mamie, że przez tego jej męża nie mogę nikogo sobie znaleźć. Każdy facet jest za mało szarmancki.

Co jeszcze?

Tata miał dwa zegarki. W jednym został pochowany, drugi noszę ja. Na pamiątkę. Jest też jego obrączka ślubna, którą zakładam na łańcuszku do kolacji świątecznej. To jedyny raz w roku, kiedy ją noszę.

Dziękuję Ani za opowieść o jej rodzinie i zaufanie.

***

Już po rozmowie z moją bohaterką ukazał się wywiad z reżyserką i aktorką Julią Kolberger „Tata gej jest OK” (magazyn „Replika”, zima 2021), w którym opowiada o swojej relacji z ojcem Krzysztofem (aktorem zmarłym w 2011 roku). Podkreśla, że nigdy nie czuła się gorzej ze względu na orientację psychoseksualną swojego taty, a do dziś jest zaprzyjaźniona z jego partnerem. „To jest dziadek dla mojego syna”. Świadectw dorosłych dzieci osób nieheteroseksualnych właściwie nie ma. Maria Iwaszkiewicz mówiła otwarcie o swoim ojcu, Jarosławie, że był biseksualny, nie kryła również specyficznych relacji między jej rodzicami (na przykład w wywiadzie udzielonym „Dwutygodnikowi”). Mimo wieloletniego małżeństwa z Anną ojciec Marii nie stronił od relacji z mężczyznami. W czerwcu 2020 roku powstał w Szczecinie mural z fragmentem listu miłosnego Iwaszkiewicza kierowanego do Jerzego Błeszyńskiego. To chyba pierwsze tak odważne wejście w sferę publiczną z tematem relacji nieheteronormatywnej pisarza. Mural został jednak po kilku dniach zniszczony. Widocznie jakiś uczeń nie zdzierżył, że pisarz, którego tekst może być na maturze, mógł okazać się TAKIM człowiekiem.

O ile powstały różne publikacje pokazujące związki z osobami niehetero (na przykład „Żony gejów. O tym, czego nikomu się nie zdradza” Marii Mamczur), o tyle głosy dzieci są mało słyszalne. Czy doczekamy się kiedyś podobnego filmu jak „Remebering the Artist Robert de Niro Sr” Roberta de Niro?

Bohaterka mojej rozmowy w pierwszym mailu do mnie napisała, że brakuje jej relacji osób w podobnej do niej sytuacji. „Nie znam innego dziecka takiej osoby, a jestem ciekawa doświadczeń”. Są poradniki, jak wyoutować się przed rodzicami, ale co z rodzicami, którzy chcą wyoutować się przed dziećmi?

W artykule inaugurującym ten cykl Joanna Krakowska napisała, że „queerowanie historii to już nie prowokacja, lecz metodologiczne wyzwanie, którego podjęcie może przynieść wywrotkę starej makiety z bitwą i żołnierzykami”. Może już czas również na wywrotkę heteromatrixowej rodziny?

Od czasu, kiedy żył ojciec bohaterki tego tekstu, minęła ponad dekada. Mieliśmy i nadal mamy w Polsce jawnie homofobiczny rząd i prezydenta, kilka samobójstw osób nastoletnich ze względu na dyskryminację, awanturę o niebinarność, głośne outy osób publicznych (być może kolejne otwierają właśnie drzwi od szafy i nieśmiało się rozglądają), trochę popkulturowych prób oswojenia tematyki LGBTQA+ (gdzie Netflix stoi na podium), a nawet pink washing korporacji. A jednak nadal panuje strach. Nawet jeśli przykryty jest pewnością siebie i zgodą na to, kim się jest lub kim są osoby nam najbliższe. To miło, kiedy w sklepie można zakupić tęczowe skarpetki, ale obawy przed społeczną i polityczną stygmą nie da się zasłonić nawet najlepszym ciuchem.

Projekt realizowany przy wsparciu Ambasady U.S.A. w Polsce / The project is supported by the U.S. Embassy in Poland

Logo Ambasady USA w Polsce

This article was funded by a grant from the United States Department of State. The opinions, findings and conclusions stated herein are those of the author and do not necessarily reflect those of the United States Department of State.