Sztuka wojny 
Danylo Movchan, Powstrzymywanie, 3 kwietnia 2022

13 minut czytania

/ Obyczaje

Sztuka wojny 

Yurko Vovkohon

Na froncie nie opuszczała mnie myśl: „Czy będę w stanie cokolwiek wyjaśnić tym, których tu nie było?”. Kiedy zastanawiam się, jak przekazać doświadczenie wojny, z jakiegoś powodu przychodzą mi na myśl jedynie przykłady współczesnej sztuki wizualnej

Jeszcze 3 minuty czytania


Ociekałem krwią, patrząc w niebo, podczas gdy moi towarzysze zakładali mi stazy. Jestem w stanie rozpoznać mdlący zapach swojej własnej krwi pośród tysięcy innych. Przekopałem setki metrów sześciennych okopów, raz po raz przypadając do ziemi, wypluwając ją z ust i wycierając z twarzy. Teraz zdania w stylu „bronić ziemi za cenę własnej krwi” mają dla mnie swój własny sens. A jeszcze kilka lat temu, jak każdemu rozsądnemu człowiekowi, wydawały się patetycznymi bredniami propagandy niskich lotów.

Na froncie przez cały czas nie opuszczała mnie natarczywa myśl: „Czy będę w stanie cokolwiek wyjaśnić tym, których tu nie było?”. Jak znaleźć niewyświechtane kombinacje słów, nowe obrazy, żeby przekazać wrażenie, a nie wydarzenie? Doświadczenie, a nie raport statystyczny? Myśli, a nie hasła?

Pod tym względem rosyjsko-ukraińska wojna daje nadzieję. Ukraina prowadzi najbardziej współczesną wojnę antykolonialną, w której przywrócenie godności i tożsamości dawnym zniewolonym ma nie mniejsze znaczenie niż wyzwalanie terytoriów. „Nasza linia frontu przechodzi przez zwoje mózgowe”. Właściwie na tym poglądowym froncie wojują wszyscy twórcy współczesnej ukraińskiej kultury. A wielu z nich bierze też udział w walkach. To także jest ukraiński fenomen. W 2014 roku na początku wojny nasza armia była słaba i zdezorganizowana, więc żeby obronić i wesprzeć państwo, pojawił się ruch ochotniczy. Na wojnę poszły tysiące Ukraińców. Nie profesjonalnych żołnierzy, ale ludzi świadomych swojej roli w historii – pisarzy, artystów, muzyków, reżyserów, DJ-ów, managerów festiwali, aktorów, śpiewaków… Teraz, z początkiem pełnowymiarowej inwazji Rosji, kiedy samo istnienie Ukraińców jest zagrożone, do armii i obrony terytorialnej wstąpiło jeszcze więcej artystów. Mamy tu teraz, jak się zdaje, największe skupisko ludzi twórczych, którzy przeżywają doświadczenie wojny. Co będą w stanie opowiedzieć innym Ukraińcom i światu? Czy w ogóle będą w stanie?

Wzrusza mnie i napawa nadzieją to, że obecnie jednym z symboli ukraińskiego oporu stała się pieśń „Oj u luzi czerwona kałyna”, zaśpiewana sto lat temu przez Strzelców Siczowych. To była pierwsza legalna ukraińska formacja wojskowa podczas I wojny światowej, do której zgłosiła się ogromna liczba wykształconych i twórczych ludzi. Historia zatacza koło. Po stu latach „Czerwoną kalinę” wykonują Andrij Chływniuk i Pink Floyd, tworzone są covery, śpiewają ją w okopach żołnierze i dzieci w schronach przeciwbombowych. Czy damy radę stworzyć coś, co będzie w stanie wywoływać poczucie wspólnoty i jednoczyć ludzi za sto lat?

Wojna to życie bardzo zagęszczone, z podwyższonym ryzykiem i maksymalnie rozchwianymi amplitudami emocji – właśnie tym, co napełnia cię wrażeniami i skłania do tworzenia; właśnie tym, co pustoszy i przekonuje o bezsensowności tworzenia. Na froncie przebywasz w specyficznym stanie skupienia, kiedy zmęczenie, bezsenność i napięcie ciągłego nasłuchiwania i wypatrywania niebezpieczeństwa czyni cię trochę nieobecnym. Jak podczas świadomego śnienia. Pozwala widzieć siebie jako jednego z bohaterów wielkiej i niezrozumiałej gry. Walcząc na wschodzie kraju, obok kurhanów wojowników i władców scytyjskich, sarmackich i połowieckich, zdajesz sobie sprawę, że ta gra trwa wieczność.

Jednocześnie twoja świadomość mocno reaguje na szczegóły w ogólnym zalewie informacji – brzęczenie trzmiela w chwili ciszy pomiędzy eksplozjami pocisków albo kwitnącą gruszę, kiedy wyjeżdżasz spod ostrzału.

Na wojnie jest mnóstwo kontrastów. Klomby róż obok zgorzałych domów, ptaki na zardzewiałych wieżyczkach czołgów, dzieci na rowerach jeżdżące wzdłuż kolumny sprzętu wojskowego, zabici towarzysze we wspaniały słoneczny dzień.

Yurko Vovkohon, z archiwum osobistegoYurko Vovkohon, z archiwum osobistegoNa wojnie szczególnie odczuwa się związek z przyrodą i ze wszystkim, co żyje. Lepiej pojmuje się piękno. Może dlatego, że ten zachód słońca może okazać się ostatnim wspaniałym misterium, które przyjdzie ci zobaczyć. Może dlatego, że to jedyna piękna rzecz, którą zobaczysz przez cały tydzień. A może dlatego, że wojna wreszcie wyrwała cię z codziennej rutyny deadline’ów.

Dziewięćdziesiąt procent swojego czasu na wojnie kopiesz ziemię w głąb albo przepatrujesz krajobraz wszerz. Pagórki, jary, doliny, parowy, stawy, rzeczułki, uprawy, lasy, krzaki, pojedyncze drzewa i chmury nad nimi. Wszystko to, wśród czego żyły pokolenia ludzi, przetwarzając piękno tych krajobrazów w estetykę, którą my w przyszłości nazwiemy ukraińską kulturą.

Wojna ma własne piękno życia i piękno zniszczenia. Blask spadającego fosforu, wyrzutnie „gradów”, rakiety z myśliwców, słupy dymu po eksplozji, piękno wybuchów i ruin. A oprócz tego jest jeszcze graniczne doświadczenie strachu i męstwa, delikatności i okrucieństwa, morderstwa, bólu, ran, wizji w krótkich snach, śpiączce czy narkozie… A jeszcze niezwykłość pokojowego życia po powrocie z frontu.

Co ukraińscy artyści, wyrwani z normalnego życia, mogą o tym wszystkim opowiedzieć? Mam szczęście – nie jestem artystą. Nie muszę przepuszczać przez siebie kilowatów przeżyć i męczyć się wątpliwościami, czy uzasadniam swoje istnienie. Mam szczęście podwójnie: miałem możliwość pracować ze Stowarzyszeniem Artystycznym „Dzyga”, współorganizować Tydzień Sztuki Aktualnej, Dni Performansu we Lwowie, wystawy Ukrajins’kyj Zriz i rozmawiać z najbardziej utalentowanymi artystami mojego kraju.

Moją rozrywką na wojnie było zastanawianie się nad rzeczami, które zrobiły na mnie wrażenie, na zasadzie: „a jaką pracę stworzyłby ktoś ze znajomych, gdyby to zobaczył?”. Na przykład gdybym mógł fotografować jak Yurko Diachyshyn, to robiłbym zdjęcia pyszczkom porzuconych psów i kotów, które ze strachem podchodzą do ludzi, żeby uciec od wybuchów i samotności. Gdybym miał poczucie kompozycji jak fotograf Kostia Smolianinov, to utrwalałbym różnorodne konstrukcje punktów kontrolnych (to oczywiście, gdybym nie został uznany za szpiega). Te zmęczone twarze rannych, po operacji, z błyskiem w oczach po narkozie, fałdy na białych prześcieradłach, zakrwawione bandaże i kroplówki mogłyby znaleźć się na obrazach artysty Gienyka Ravskiego. Mój towarzysz Taras Kamiecky, pseudonim „Muzeum”, w zbombardowanej, wyludnionej wsi ratował książki z biblioteki, roznosząc je po ocalałych domach i rozdając do czytania żołnierzom (wedle gustu). Pozostało tylko stworzyć formularz dla każdego czytelnika i już byłby niezły projekt dla artystów Grupy Otwartej.

Artysta Genyk Rawski, który służy w Siłach Zbrojnych Ukrainy, na tle swojego obrazuArtysta Gienyk Ravsky, który służy w Siłach Zbrojnych Ukrainy, na tle swojego obrazu

Albo na odwrót, czasem wojskowe życie przerywają flashbacki ze znanych performansów czy obiektów artystycznych. Otwierając kompoty znalezione w zawalonej ziemiance, wspomina się performans Vołodi Topija, jak zakonserwowane wspomnienia spokojnego życia. Kiedy wznosi się dron w niebo, w pamięci pojawia się szelest setek miniaturowych portretów żołnierzy na wystawie Włodka Kaufmana, wywołany wiatrem śmigiełek.


Kiedy zastanawiam się, jak przekazać doświadczenie wojny, z jakiegoś powodu w przebłyskach wyobraźni przychodzą mi na myśl jedynie przykłady współczesnej sztuki wizualnej. Może najmniej tu miejsca dla fałszu i propagandy
.

Przejeżdżając naszą terenówką na nowe pozycje i słuchając Radia FM, słyszeliśmy tyle nieudolnych piosenek patriotycznych puszczanych dla podniesienia ducha bojowego, że wyobraziłem sobie ogromną koniunkturę, w obliczu której znajdziemy się po zwycięstwie. Ile zostanie napisanych majestatycznych wspomnień o samych sobie, siermiężnych tekstów, stworzonych przez tych, którzy na wojnie byli, i nieprawdziwych historii tych, którzy nie byli. Ile zostanie nakręconych filmów o heroicznej walce z płaskimi bohaterami i nienaturalnymi dialogami. Czy nie utonie w tym morzu prawda innego doświadczenia: że główna walka to walka z rozczarowaniem, że codzienność jest cięższa od walk, że największymi wrogami stają się nieudolni dowódcy i korupcja na tyłach, że najważniejsze są nie mięśnie i broń, a wytrzymałość wobec absurdu? I jeszcze tysiąc malutkich prawd, które gubią się po wojnie i następne pokolenia na swoich wojnach muszą zdobywać je na nowo. Możliwe, że to naturalny proces. Możliwe, że zadaniem naszego pokolenia jest stanie się nawozem, żeby nowi Ukraińcy wyrośli na bohaterskim eposie o żołnierzach. Jednak chciałoby się znaleźć sposób, by nie stwierdzać nic na pewno, ale dzielić się doświadczeniem. 

Na kilka lat przed inwazją Rosji na Krym i Donbas Dzyga organizowała festiwal Fort.Missia na fortyfikacjach obronnych z czasów I wojny światowej we Lwowie. Wśród ruin fortów artyści stworzyli instalacje, land-art i environment-art, muzycy grali eksperymentalne kawałki, pisarze czytali swoje teksty, aktorzy wystawiali przedstawienia… Ideą festiwalu było zagojenie ran za pomocą siły sztuki. W czasie tej wojny więcej myślę o tym, jaką sztuką będą kiedyś goić dzisiejsze rany.

Od 2014 roku, od kiedy walczyłem w Piskach i w kopalni im. Butowa pod Donieckiem, sądzę, że jednego z rozwalonych miast Donbasu nie trzeba odbudowywać. Niech stanie się kluczem do zrozumienia wojny. Strefa anomalii, wypełniona monstrualnymi fabrykami starego radzieckiego imperium strachu, zrujnowanymi przez kolejne rosyjskie imperium kłamstwa. Odczłowieczona i rozstrzelana ludność, osady zbudowane na miejscu ukraińskich wsi dla sowieckiej propagandy pokoju i pracy. O kilka metrów stąd, kilka przypadków losu, kilka żyć przechodzi granica między światem wolności i światem bezprawia. Tu drzewa i trawa zarastają wyrwy w ludzkiej namiętności niszczenia.

To terytorium najnowszej wojny byłoby najlepszą przestrzenią dla obiektów artystycznych, tworzonych przez artystów z całego świata. To najbardziej odpowiednie miejsce do rozmyślań nad życiem i śmiercią, okrucieństwem i miłosierdziem, bezbronnością i siłą… Pojęciami, z którymi znów zetknęła się nasza cywilizacja w epoce masowego rażenia i postprawdy.

Całe wyludnione miasto, wypełnione obiektami, które powstały z wizji uczestników walk i refleksji artystów. Może gdzieś w tej przestrzeni mogłyby wpisać się obiekty z moich żołnierskich wizji. Transzeje, wykopane na podobieństwo systemu nerwowego i krwiobiegu, w których ludzie stawaliby się jednostkami informacji i nosicielami krwi. Gigantyczne metalowe gniazdo z broni na zbombardowanej kaponierze kopalni węgla, jako symbol uczucia pierwotnego strachu przed ogromnymi, niepokonanymi siłami, które przyniosła wojna. Anatomiczne czerwone serce, które biłoby przez zrujnowane ściany budynku chruszczowki, jak w klatce piersiowej.

Po powrocie z wojny w 2015 roku udało mi się wcielić w życie jedną z takich wizji. Była to instalacja multimedialna „Rany”, wykonana z fragmentów wideo, na których widać, jak z uszkodzonych odłamkami drzew wyciekają soki. Opowiedziałem o moim pomyśle przyjacielowi, artyście Serhijowi Petliukowi. Pomógł mi go zrealizować w sensownej formie.

Możliwe, że właśnie to jest odpowiedź na wszystkie pytania: „Jak wyjaśnić, co się przeżyło, innym?”, „A co, jeśli twórcy, po tym jak byli na wojnie, w ogóle nie będą chcieli mówić?”, „Jak przebić się przez koniunkturę na sztukę o wojnie?”, „Co robić z tym, że jedni nie mają dość wrażliwości, a inni doświadczenia?”. Po prostu trzeba rozmawiać. Rozmawiać dużo i szczerze. Możliwe, że szczera rozmowa to jest największa siła sztuki. To, z czego sztuka wynika. To, co dzieje się dzięki niej. Mam nadzieję, że po tym, co przeżyliśmy, nam się uda.

Przeł. Joanna Majewska-Grabowska

Tekst został napisany w ramach projektu Ukraine! Unmuted i 5. Triennale Współczesnej Sztuki Ukraińskiej „Ukrains'ky Zriz” w Kownie.

Dział ukraiński powstaje dzięki dofinansowaniu European Cultural Foundation, Instytutu Goethego w Warszawie, Krakowskiego Biura Festiwalowego, Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego oraz Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu.

Partnerzy działu ukraińskiego w Dwutygodniku