LATA 90.:
Co symbolizowały „Psy”

Andrzej Leder

„Psy” Pasikowskiego wpadły w wir polskiej wyobraźni chwilę po tym, jak ku powszechnemu zdumieniu spełniła się odwieczna legenda, opowiadająca o jednoznacznym konflikcie dobra ze złem

Jeszcze 3 minuty czytania

W latach 90. nastąpiło ustanowienie nowego, mieszczańskiego społeczeństwa w Polsce. Właściwie nie tyle samego mieszczaństwa jako rzeczywistej grupy społecznej, mieszczaństwa, które w bólach rodzi się do dzisiaj, lecz raczej symbolicznych obrazów, zwanych czasem imaginarium społecznym, które dla tego mieszczaństwa stanowią punkt odniesienia. Paradoksalnie dużą rolę w tym odegrały „Psy” Pasikowskiego – historia o bandytach i policjantach wywodzących się wprost z rezerwatu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

„Psy” reż. W. Pasikowski. Polska 1992To, że historia kryminalna – albo thriller – może być metaforą charakteru życia w społeczeństwie mieszczańskim, wiadomo już od dawna, a co najmniej od czasów filmów noir. Detektyw, odkrywający pod warstwą łatwego życia kłębiące się sprzeczne interesy, bezwzględność i cynizm, a w końcu okrucieństwo i śmierć, staje się dla widza przewodnikiem, który przez swą pozycję w węźle dramatu siłą rzeczy zmusza prawdę do ujawnienia się. A ponieważ prawda jest kobietą, najczęściej ujawnia ją w eleganckich przedstawicielkach mieszczańskiego świata, których chłodny urok skrywa namiętną prostytucję. Jak w wykładzie Engelsa o pochodzeniu rodziny.

Najistotniejszy zapewne jest tu gest zerwania maski, pod którą miejskie życie ukrywa swoje domniemane drapieżne oblicze. Oto interesy przedsiębiorców przenikają się i utożsamiają z gangsterskimi machlojkami. Dzieje się to w taki sposób, że konflikty, napięcia i rywalizacja, które tak czy inaczej przesycają codzienność świata wolności, są w opowieści sensacyjnej dane bezpośrednio i zamieniają się w obrazy życia na pograniczu śmierci. Nie jakiegoś rodzaju śmierci symbolicznej: zawodowej, ekonomicznej, cywilnej, ale śmierci po prostu, ze wszystkimi jej utensyliami: hukiem strzałów, płynącą krwią i nieodwracalnością.

A przy tym dobra opowieść kryminalna jest peanem na cześć indywidualizmu i przedsiębiorczości. Bo w końcu o co chodzi wszystkim graczom? O pomnożenie swojego indywidualnego majątku, potęgi, wpływu. Kosztem współmałżonków, rodziców, dzieci, mieszkańców miasteczka, parafii, kraju, świata. Każdy jest sam, każdy zajmuje przynależne mu miejsce w sieci interesów i to miejsce określa jego jednostkowy los.

Wydawałoby się, że trudno łączyć demaskację i apologię. A jednak: sposobem na połączenie tych dwóch motywów jest odarcie czytelnika ze złudzeń. Point des illusions, monsieurs! W takim świecie żyjemy i im wcześniej to rozpoznamy, tym lepiej. Co więcej, w ten sposób powieść kryminalna realizuje jedną z najważniejszych misji nowożytnej, kapitalistycznej kultury: odczarowanie świata.

Dlatego zapewne polskie społeczeństwo, agrarne w swej duchowości, długo nie mogło dorobić się czysto kryminalnych historii. Oczywiście – nawet „Pan Tadeusz” jest w jakimś stopniu powieścią sensacyjną, ale czy kryminał może być aż tak zaściankowy? Spektakle sławnego telewizyjnego Teatru Kobra z lat 60. XX stulecia bazowały na dorobku obcojęzycznej, głównie anglosaskiej, sztuki kryminalnej. Zaś najbardziej znana literatura kryminalna ostatniego dwudziestolecia osadzona jest w realiach niemieckiego Breslau.

I nagle „Psy” Pasikowskiego. Pierwszy i chyba jak na razie jedyny udany film tego typu. No, może poza „Długiem” Krauzego. Film, który polskiemu imaginarium wypruł bebechy.

Chcemy tu jednak dyskutować nie o kryminałach w ogóle, lecz o symbolach lat 90. I o tym, jak zmieniał się ich sens. I o tym wreszcie, jakie symbole zaczną nas nawiedzać w dziesięcioleciach nadchodzących. Otóż przekonany jestem, że polski thriller mówi o tym bardzo wiele.

„Psy” wpadły w wir polskiej wyobraźni chwilę po tym, jak ku powszechnemu zdumieniu spełniła się odwieczna legenda, opowiadająca o jednoznacznym konflikcie dobra ze złem. Lata 90. to jakby realizacja przekleństwa o spełnieniu marzeń. Manichejska rzeczywistość stała się nudna, a każdy, kto choć trochę – „w terenie” – miał do czynienia z przedstawicielami zwycięskiej strony społecznej, doskonale wiedział, jakie upiory kryją się w szlachetnym sercu „Solidarności”. A zatem wizja esbeka, który – bez złudzeń na swój i innych temat – broni elementarnych zasad, działała jak orzeźwiający prysznic, uwalniający od zamulenia zbiorową historią. Ten wątek „Psów” został już dawno rozpoznany i w tej funkcji można je zasadnie porównać do marzenia Lechonia z 1920 roku, gdy chciał w wiośnie wiosnę, a nie Polskę zobaczyć. Od 1989 roku było już wolno wyśmiewać świętości i odwracać wartości. Było to też łatwe, bowiem bunt i negacja jest odwrotną stroną zależności; ciągle pasożytuje na sensie tego, co atakuje i wyśmiewa.

W polu myślenia, określonym przez napięcie pojawiające się pomiędzy zbiorową legendą i jej odczarowaniem, z oczu teoretyków znikła ta cecha polskiego thrillera, która wpisuje go w uniwersalny obszar dyskusji nad nowoczesnym światem mieszczańskim. W tę dyskusję w latach 90. powinniśmy się już wpisywać. Nie wpisaliśmy się jednak, bowiem na utraconą niewinność patrzono z perspektywy konfliktu komuchów i solidaruchów, nie rozpoznając o wiele poważniejszej kwestii; że mianowicie żadnej niewinności nigdy nie było i nie ma, że skrzywdzeni, którzy mają skamieniałe serca, są tak samo drapieżni jak krzywdzący, że ostatecznie każdy gra tu swoją własną grę, a ten kto nie chce przyjąć takich reguł – przegra.

Żeby zadośćuczynić regule, iż – jak twierdzi Lacan – prawda jest kobietą, uosobieniem tych wszystkich twardych faktów okazała się sierotka Andżela, która w stanie swego sieroctwa nadużywana i dręczona, po uwolnieniu z niewoli przez „rycerza z nie-swoją willą” nie okazała się dobra i miła, lecz porzuciła go, zorientowawszy się w jego stanie majątkowym. I na dodatek nie została za to ukarana. W sequelu „Psy 2” dowiemy się, iż zrobiła karierę w Paryżu. Oj, nie tego uczyła nas, polskie dzieci, sierotka Marysia.

Chcę więc powiedzieć, że istotny przekaz „Psów” wcale nie polegał na przyjemnym skądinąd szarganiu świętości ani na moralnym wywyższaniu esbeków. Waga tego obrazu polegała na rozpoznaniu i co więcej, projektowaniu, istotnej specyfiki rodzącego się w Polsce na nowo świata mieszczańskiego.

Właśnie owa zadziwiająca i ponura geneza rodzimego kapitalizmu, tworzącego się już w 80. a potem 90. latach poprzez przejęcie gospodarki przez aparat peerelowskiej władzy – a w szczególności przez jego zbrojne ramię, dawne kadry bezpieczeństwa – jest tym, o czym opowiadają „Psy”. Owo uchwycenie lokalnej specyfiki jest ważne, bo kryminały, które w polskich kostiumach próbują tylko naśladować jakąś hollywoodzką opowieść, nie portretują żadnego rzeczywistego świata. A takich kryminałów powstało w owym czasie wiele.

Gdyby jednak „Psy” pokazywały tylko post-komunistyczną genezę polskiego kapitalizmu, nadal ich przekaz nie byłby zbyt oryginalny. Rzecz w tym, że ten obraz mówi coś jeszcze. Twierdzę, że właśnie owo „coś jeszcze”, ten mały dodatek dzisiaj ma kluczową wagę, jeśli chodzi o rozpoznanie charakteru lat 90.

Otóż „Psy” mówią, że fakt udziału dawnych kadr reżimu w tworzeniu się nowego ekonomicznego ustroju nie ma żadnego znaczenia. Że wicher wolności błyskawicznie, w zadziwiającym tempie, zrywa kostiumy historycznego dramatu. Że w świetle moralności indywidualistycznej, moralności opartej na rzeczywistej swobodzie wyboru, ludzkie postawy podlegają całkowicie nowej weryfikacji. Że dawni wspólnotowi bohaterowie często (choć nie zawsze) okażą się małymi, zawistnymi lub chciwymi łajdakami, zaś dawni łajdacy czasem (choć rzadko) będą bronić jakiegoś elementarnego porządku. Że świat, w którym odruchy wspólnotowe chroniły nas przed indywidualną odpowiedzialnością, skończył się nieodwracalnie.

Oczywiście tak nieprzyjemna wiadomość nie mogła od razu zostać przyjęta do wiadomości. Polska mentalność nie była dobrze przygotowana do przyjęcia nowoczesnego indywidualizmu. Bogiem a prawdą, któż zresztą jest na niego przygotowany? Amerykańskie, brytyjskie, włoskie czy francuskie kryminały pokazują, że właściwie nikt. Ale to inny wątek.

Po tym, jak na początku lat 90. „Psy” pozwalały rozkoszować się uwolnieniem z gorsetu historycznych obowiązków, szybko w ich odczytaniu pojawiła się druga warstwa. Można powiedzieć, że była to reakcja na zbyt trudną prawdę, którą niosło w sobie przesłanie filmu. Prawicowa rewolucja moralna, której piewcy wprowadzali nas w XXI wiek, odczytała film Pasikowskiego w polu określonym przez tradycyjnie pielęgnowany antagonizm patriotycznej irredenty i rozpasanego zaprzaństwa. W oczach krytyków „okrągło-stolnej zdrady”, „Psy” przestały być symbolem świeżego powiewu wolności, stały się wyklinanym materiałem propagandowym, sączącym w polskie głowy jad dowartościowania PRL-u. Nie bez racji, rozpoznając amoralizm powszechny w nowej Polsce, owi krytycy i piewcy postanowili utożsamić go z wpływem post-peerelowskich elit. W fascynujący i nagły sposób – gdzieś miedzy 1998 a 2003 rokiem – wartości jeszcze niedawno niesione przez skądinąd sympatyczną postać byłego funkcjonariusza Maurera, zamieniły się w fałszywe antywartości podsuwane Polakom przez układ.

Gwałtowność tej przemiany jest pozorna. Tłumaczy się tym, że w zbiorowej wyobraźni przeskakiwanie od jednej skrajnej pozycji do innej jest w gruncie rzeczy myśleniem łatwym. Opiera się na prostej negacji, wykorzystuje przetarte szlaki łączące antagonistyczne stanowiska dawno już wypracowanych podziałów. „Psy”, jak każdy kryminał, są przede wszystkim moralitetem – to już powszechnie wiadomo. Ale moralitet głoszony bez złudzeń stawia każdego twarzą w twarz z własną niemoralnością. W tym sensie recepcja „Psów” znakomicie symbolizuje nieumiarkowane wychylenia polskiej mentalności, od „…hulaj dusza, piekła nie ma!” lat 90., do ekspiacyjnego bicia się we własne i cudze (raczej cudze) piersi lat dwutysięcznych.

Nadal jednak, jako indywidualni ludzie, bohaterowie tego filmu pozostawali niewidzialni. Niewidzialni byli już, kiedy symbolizowali uwolnienie od historii, niedostrzeżeni pozostali, gdy ukazywali jej zakłamywanie. Wpisywani byli we wspólnotowe imaginarium, gdzie jest się zawsze przedstawicielem jakiegoś typu, jakiejś zbiorowości, której winy i cnoty dźwigać się będzie po kres życia. Skurwiona sierotka Andżela, dobry agent Maurer, zły agent Żwirski, mściwy poseł Rutecki – nie mieli ani w latach 90., ani dwutysięcznych szansy być po prostu sobą, ludźmi którzy podejmują decyzje i ponoszą ich konsekwencje.

Jest więc jeszcze wiele możliwości, by ten – przyznajmy skądinąd, że niezbyt wyrafinowany – film nabrał nowych symbolicznych znaczeń. Może kiedyś będzie właśnie figurą rodzenia się w Polsce nowoczesnego, mieszczańskiego społeczeństwa. Może w trzeciej dekadzie wolności będzie można przy jego pomocy myśleć o naszym przejściu w taki świat, w jakim gdzieś tam żyją prawdziwi bohaterowie thrillerów. W Ameryce – Philip Marlowe, a we Francji – komisarz Maigret. Ten ostatni nigdy nie myśli o tym, że jest Francuzem. Po prostu nim jest. Myśli o prawdzie kobiet i prawdzie mężczyzn, które się nie spotykają. O przemocy i jej bliskim związku ze sprawiedliwością. O miłości do rodziny cechującej wielkich łajdaków. O dobrych intencjach, którymi piekło jest wybrukowane. O wszystkim, o czym opowiadają także „Psy”, ale co w 90. latach pozostało nieodczytane.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.