Jak ekran stworzył
kucharza

Agata Ciastoń

„Z czynności wstydliwej jedzenie przeistoczyło się w czynność sceniczną” – celnie stwierdza Wojciech Nowicki w książce „Stół, jaki jest. Wokół kuchni polskiej”

Jeszcze 2 minuty czytania

Nie trzeba wcale czekać z gotowym, wystawnym posiłkiem na przybycie gości, ale zamiast tego można zaprosić ich do tych domowych zakątków, do których nasze mamy czy babcie niechętnie wpuszczały nawet najbliższą rodzinę.

Sceną rozmaitych praktyk kulinarnych są także, już bardziej dosłownie, media, w których pełno gotujących i jedzących. Blogi i programy kulinarne zdetronizowały babcine kajety, opasłe tomy przykurzonej „Kuchni polskiej” i skrzętnie gromadzone wycinki z domowych poradników. Tajemnicze polecenia i nie do końca jasne receptury wyparte zostały przez ilustrujące każdą kuchenną czynność fotografie i filmy instruktażowe. Jednak nie chodzi przecież o samą metodę, ale o towarzyszącą jej otoczkę, rodzaj kulinarnego spektaklu, który przybierać może różne oblicza. Wszystko to daje głodnemu wzrokowi widzów możliwość podglądania tego, co i jak jedzą inni.

Domowe boginie

Pierwszą, najbardziej podziwianą i wzorcową kuchenną bohaterką jest oczywiście gotująca kobieta – domowa bogini. Kobieta w sposób oczywisty oraz zadziwiająco trwały łączy się z kuchnią. Warto jednak zauważyć, że relacja ta jest co najmniej dwoista. Z jednej strony bowiem kucharzenie to powszechny i często niezbyt przyjemny obowiązek wobec partnera czy rodziny, z drugiej zaś – dający kontrolę przywilej. Matka gastronomiczna, jak określa ją Sławomira Walczewska, ustala menu i pory posiłków, ma tajemną wiedzę o tym, „co dzisiaj na obiad”, sama jednak pozostaje dość niezależna – je, kiedy ma ochotę, z kipiących garnków próbuje, podjada. Rodzinie zapewnia pełny żołądek oraz poczucie bezpieczeństwa, w zamian otrzymuje szacunek i uznanie.

Ta atmosfera domowego ciepła, aż wylewa się z telewizyjnego ekranu, kiedy pojawia się na nim Sophie Dahl. W jej programie wszystko jest przytulne: pełna staromodnych, zdekompletowanych sprzętów kuchnia, kwiecista tapeta oraz sama prowadząca – odziana w wełniany sweter narzucony na delikatną sukienkę. Sophie gotuje nie tylko zgodnie z okazją czy porą roku, ale także z własnym nastrojem; jedzenie to dla niej radość, wspomnienia, bliskość. Podawane receptury są zawsze okraszone nastrojową opowieścią. Nie inaczej jest w książce „Apetyczna panna Dahl”, oddającej pełnię niewymuszonej dbałości o domowe ognisko, z własnoręcznie upieczonym chlebem i filiżanką mocnej herbaty podawanej z rana ukochanej osobie.

Nigella Lawson to inna brytyjska gwiazda kulinariów – nie stroni od cukru, masła i śmietany, ale dzięki temu jej potrawy kojarzą się ze swojskością, nie mają w sobie nic z restauracyjnego wyrafinowania. Ta ostatnia cecha charakteryzuje zresztą obie panie, którym zdarza się coś rozlać czy przypalić. Tym samym komunikują swoim widzom: jesteśmy takie, jak wy, i ośmielają do działań przy własnym kuchennym blacie. Nigella także zaprasza widzów do własnego domu, w kuchni często towarzyszą jej dzieci, a za stołem zasiada spore grono znajomych. Posiłek to celebrowanie wspólnych chwil, radość, wdzięczność, podziw dla kucharki, ale i ocieranie łez przyjaciółki – przy pomocy magicznych właściwości czekoladowych ciastek.

Boskość tych pań jest jednak zakłócona, lecz nie tylko przez z lenistwa niesklarowane masło. Na ziemię sprowadza je łakomstwo, nieskrępowany apetyt, będący (zdaniem Rolanda Barthes'a) typowo męską domeną. Kobieta przygotowuje i podaje posiłki, ale zgodnie z mitologicznym ideałem sama powinna być wolna od fizjologicznych potrzeb. We wspaniałym traktacie o jedzeniu „Fizjologia smaku albo medytacja o gastronomii doskonałej” Anthelme Brillat-Savarin lekką ręką obala ten mit, wprowadzając postać uroczej łakomczuchy, której obgryzane skrzydełko tylko dodaje uroku. Trudno jednak nie dostrzec, że urok to wcale nie niewinny – delikatna kobieta w geście tym powraca do dzikiej natury. Staje się perwersyjna, kiedy wgryza się w pożywienie, kąsa, oblizuje palce. Sophie i Nigella gotują także dla siebie, gotują w samotności i spełniają wtedy najdziwniejsze nawet zachcianki (przysmakiem Nigelli są smażone świńskie uszy). Pusty dom nie jest powodem, by czegokolwiek sobie odmawiać – można siąść przed telewizorem z miską zupy, albo położyć się do łóżka z talerzem spaghetti. Szczyty bezwstydności osiąga pani Lawson, kiedy ubrana w seksowny szlafrok, po ciemku skrada się do lodówki, aby na stojąco, z błyskiem w oczach, pożerać resztki z obiadu.

Kulinarne perwersje, prowokacje i wielkie żarcie


Atmosfera w domowej kuchni zmienia się, kiedy wkraczają do niej, zwykle tam nieobecni, panowie. Gotujący mężczyzna rzadko jest domowym bóstwem, no może wyłączając Jamiego Olivera. Zwykle to kulinarny ekspert (Gordon Ramsay, Marco Pierre White), który niesie z sobą innowacyjność, ale i dawkę diabelskiego szaleństwa. Męskie kucharzenie (także to poza szklanym ekranem) stanowi najczęściej czynność wyjątkową, niecodzienną. Pretekstem może być jakaś uroczystość, bądź bardziej prozaicznie – nieobecność partnerki. Mężczyźni często gotują zespołowo, np. kiedy wymykają się z domu, a na stole pojawia się wszystko to, co niespotykane w zdrowej domowej diecie. Wzorcowym przykładem takiego wyrwania się na męskie „gastronomiczne seminarium” jest film „Wielkie żarcie” (1973) Marca Ferreriego. Jego bohaterowie zamknęli się w podparyskiej posiadłości, aby tam oddawać się kulinarno-seksualnym orgiom, a w efekcie zażreć się na śmierć. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ekstremalny „kulinarny projekt” „Epic Meal Time” został zainspirowany wspomnianym filmem.

Seria specyficznych programów kulinarnych, stworzona i prowadzona przez grupę imprezowych kumpli, cieszy się ogromnym powodzeniem na YouTube. Głównym bohaterem każdego z krótkich odcinków jest bekon, który pojawia się nawet w lodach. „Epic Meal Time” to spełnienie najbardziej nawet obrzydliwych kulinarnych marzeń i łamanie wszelkich reguł świata gastronomii – wielowarstwowe, ociekające tłuszczem hamburgery czy wielkie pizze z tonami mięsa, a wszystko obficie podlane whisky. Panowie szczycą się tysiącami kalorii w każdej potrawie, nie dbają o ich estetyczne podanie, ani zgodną z savoir-vivre’em konsumpcję. To jednak nie wszystko, bowiem w wielu odcinkach pojawia się kobieta, która zasiada z nimi do stołu i pożera to, co jej podano. „Epic Meal Time” jest niczym zerwanie się z łańcucha i odpłynięcie w stronę gastronomicznej perwersji, na którą nie ma miejsca w uroczej pastelowej kuchni pani Dahl.

Uroczych kolorów i ozdób próżno szukać także w kuchni Briana Manowitza, autora serii „Vegan Black Metal Chef”, która, mając miliony odsłon, nie należy wcale do niszowych. Manowitz gotuje na blacie z pentagramem, używa dziwacznych przyrządów przypominających narzędzia tortur, otoczony jest czaszkami i świecami, za strój roboczy służy mu kolczuga i rękawice z ćwiekami, a twarz zdobi upiorny makijaż. Wszystko dzieje się tutaj w rytmie muzyki blackmetalowej, której Brian sam jest autorem. Lista składników oraz kolejnych czynności układa się w tekst, odśpiewywanej charakterystycznym dla tego gatunku głosem, piosenki. Wbrew wszelkim przypuszczeniom nie gotuje on kotów ani psów, ale całkowicie wegańskie potrawy, jego specjalnością jest zaś kuchnia hinduska. Cała prowokacja polega na stylizacji, celem jest promowanie weganizmu jako zdrowego i świadomego stylu życia. Tym, co łączy „Vegan Black Metal Chef” z „Epic Meal Time”, jest nowatorskie podejście i zerwanie z konwencją kulinarnego show. Znamienne, że dzieje się to za sprawą kucharzy w męskim wydaniu.

Bekon w czekoladzie*


Być może przyszłość programów kulinarnych leży w połowie drogi między domową boginią a perwersyjnym obżarstwem bądź szatańską inspiracją. „Bitchin' Kitchen”, którego gospodynią jest zadziorna Nadia G, okazuje się zdatnym do przełknięcia przez komercyjny kanał telewizyjny kompromisem. Nadia ma włoskie korzenie, tatuaże i mocny makijaż, a swoje dania okrasza ostrym słownictwem. Nie gotuje, aby koić i uszczęśliwiać, chce prowokować. Świadczą o tym wymownie chociażby same nazwy gotowanych przez nią potraw: „kolacja ze śniadaniem”, „zachwyć swoją teściową”, czy specjalne pożegnalne menu dla ukochanego, którego nie chce się już więcej widzieć.

Kuchnię Nadii zdobią zarówno różowe serduszka, jak i makabryczne laleczki, trupie czaszki, sama kucharka to seksowna blondynka, ale sprośnych żartów pozazdrościć może jej niejeden włoski mafioso z New Jersey. Program „Bitchin' Kitchen” bije rekordy popularności, jest emitowany przez największe kanały kulinarne na świecie, a kolejne książki kucharskie z nim związane to hity amerykańskich księgarń. Nadia została już nawet okrzyknięta następczynią legendarnej July Child, poza pasją do gotowania łączy je nieskrępowane poczucie humoru. Jednak tym, co naprawdę fascynuje, jest kręta droga, jaka została przebyta między dwoma wspomnianymi właśnie paniami. Przebył ją program kulinarny, łamiąc przy tym i przedefiniowując niejedno kulturowe tabu.

* Przepis na ten specjał podaje w jednym ze swoich programów Nadia G.