Ścieżki języka według Marianny Bocian
rys. Zbigniew Kresowaty

Ścieżki języka według Marianny Bocian

Małgorzata Dawidek Gryglicka

Bocian czerpała zarówno z twórczości Karpowicza, jak i poetów „awangardowych”. Posługiwała się „językiem w języku” w duchu konceptualistów i konkretystów, oraz „językiem przeciw językowi”

Jeszcze 3 minuty czytania

„(…) jesteś mieszkańcem krainy poplątanego słowa”
Marianna Bocian, „Odkrywanie ogrodu” 

„pomieszały nam się wargi, języki, pomieszały drogi powietrze niebo i ziemia”
Marianna Bocian, „*** [pomieszały nam się wargi…]”

Okres debiutu Marianny Bocian – krytyczki literatury, publicystki, prozaiczki, a przede wszystkim poetki – przypadł na końcówkę lat 60. Czas pozornego ładu i umownych prawd, określany jako „mała stabilizacja”, spowodował zwrot artystki w stronę zagadnień językowych – mechanizmów mowy i struktur języka. Już w pierwszych, tradycyjnie pisanych tomach („Poszukiwanie przyczyny”, „Wieży Babel pospolita”) Bocian postrzegała język jako wartość dziewiczą, nieokiełznaną i jawną, dlatego najbardziej narażoną na deformację. W swoich utworach zwracała wówczas szczególną uwagę na stan języka, jego źródłowość, historię i teraźniejszość. Czysta i naturalna komunikacja z Innym zagrożona została według poetki przez fałsz przemycany na obszar języka, wynikły z nadużyć nowomowy i ze stosowanego ówcześnie przez rządzących zawoalowanego sposobu porozumiewania się ze społeczeństwem. Zaobserwowawszy rozpad naturalnego rozwoju języka i wpisanych w niego wartości stałych, Bocian wystąpiła z wyraźnym apelem o wsparcie dla języka zagrożonego (pisała: „SOS wokół ludzkiej mowy”; „Zbyt dużo gardeł mowy chlustającej pusto!”,  „[…] wśród abecadła tylko mają prawo jeszcze znaki zapytania i słup wykrzyknika”).

Poetka często używała zaczerpniętego z tradycji językowej terminu „język korzenny”, czyli język wyrosły z obyczajowości, nieograniczony do form oficjalnych, nieprześlizgujący się między chropowatościami i nieomijający wulgaryzmów, choć zasłaniający się przed fałszem. Jak twierdziła, zbliżał jej postawę poetycką oraz wątki samej poezji do tych podejmowanych przez Tymoteusza Karpowicza. Pytała w liście do poety: „[…] czy Pana język jako korona nie wzrasta z ziemi?”. W innym miejscu pisała: „Są umysły, które się żywią powietrzem, słońcem i górami. Nie daj Boże pomyłek! Ja jestem korzenniak! Jakim skały i odloty są katatonią w języku. Właśnie! Jest na tyle tego słońca, że wzrastają dobre owoce, które przetrwają! Ziemia wyjątkowo jest wodna i zasilająca! […] Proszę wierzyć, byłam oszołomiona w niedowiarstwie – oto wnętrze nie popękało w żadnym korzennym talencie! Miernotę spłuczą deszcze. Drzewa zawsze pozostają”.

Marianna Bocian, „Sacramentum” [wersja drukowana], 1971 (wystawa Konkrety)


Notatka sporządzona przez Mariannę Bocian w latach 70. jaskrawo obrazuje zarówno skalę zabiegów i starań poetki o język wolny, nieokrojony, niedocinany do kontrolowanego porządku społecznego, jak i działania dokonywane na języku przez sam system kontroli:

Przychodzi Lady Bocian do Oss.[olineum] i proponuje wyd.[awnictwu] „Słownik przekleństw i wyzwisk narodu polskiego”! Tam zaś red.[aktor] Sosz odpowiada, że nie ma żadnego narodu polskiego, tylko socjalistyczne społeczeństwo o szlachetnym języku! Lady Bocian słynna z delikatności i dyplomacji odpowiada – Chuj z Toboj! Naród sam pielęgnuje słownik i kurwa wasza mać wszystko przechowa! Żegna słowami – Zostańta z Bogiem kutasy. Słyszy – Kurwa mać ciągle z poetami kłopoty! Lady Bocian wierzy w naród.

W liście, który otrzymałam od poetki w 2003 roku, Bocian odnotowała: „Język nie istnieje sam w sobie: jest, był od zawsze odsłoną człowieka. Tylko to trzeba umieć czytać! Skoro warstwa słowna ulega bezustannie zmianom, tzn. język jest w człowieku”. Artystka traktowała język jednocześnie duchowo – jako spuściznę, wartość wyższą – i materialnie, wręcz organicznie. Pragnęła oddać tę cechę zarówno w utworach tradycyjnych, jak i wizualnych. Pisała:

Tak jak życie się staje, podobnie staje się słowo! Słowo – mimo słowników! – nie jest „gotowe” dla umysłu. Wystarczy popatrzeć na nauczanie języka dziecka. (…) Harmonia alfabetu polskiego: coraz bardziej jestem pewna, że alfabet, będąc podstawową wibracją życia, tak harmonijnie przenika całobyt ludzki, włącznie ze strukturami tkanek w organizmie, w których nie ma destrukcji, bo jak się tylko pojawia, jest chorobą, a ta może okazać się śmiertelną. Okazuje się, że wszelkie formy życia wydają wibracje.
(fragment listu do Małgorzaty Dawidek Gryglickiej)

Marianna Bocian, „SOS” [szkic], ok. 1970

Tymoteusz Karpowicz pisał do poetki: „Dużo jest miejsca w Pani poezji, gdzie «słowo ciałem się staje» […]. Ale myślę też, że czeka na Panią bój z pojęciowością i narracyjnością, rozstrzygnięcie między znaczeniem a byciem”. To słuszna uwaga – Bocian przez długi czas borykała się z wyborem pomiędzy pojęciem a materią, słowem a rzeczywistością. W rezultacie chyba nigdy nie zatarła tej granicy. Najsilniej zarysowała ów związek w jednej ze swoich pierwszych prac wizualnych, zatytułowanej „Sacramentum” (1971). W układzie schodkowym, zatem dość dynamicznym, poetka stworzyła swoistą modlitwę o „słowo powszechne”, mające wartość materii (chleba), pokarmu dla ciała i ducha. Dodatkowy silny akcent realizacji stanowiło tło wykrzykników oraz znaków zapytania, które były najczęstszymi elementami ówczesnych tekstów konkretnych i wyrażały ekstremalne emocje wynikające z niepokoju o kondycję zagrożonego języka. Postulat klarownego porozumienia towarzyszy artystce w jej późniejszych, również wizualnych, tekstach. Od 1971 roku poetka publicznie wystawia swoje utwory konkretne będące wołaniem o pomoc dla języka („SOS”, około 1970; bez tytułu, 1970).

Tadeusz Nyczek pisał o nich w 1972 roku:

Poezja Marianny Bocian jest cała dowodem na rzeczywistość kryzysu mowy. Ma zatem w sobie coś z katastrofizmu czasu zawikłanego w sprzeczności natury egzystencjalnej i świadomościowej, obrazuje rozterki i niepewności, wahania i podejrzliwość. Pełno w niej – w sensach i znaczeniach „treściwych” – sytuacji zagrożenia, strachu, spętania. Człowiek okazuje się marionetką historii (…). Nieprzypadkowo twórczość Marianny Bocian odchodzi ostatnio coraz częściej w pół-słowne, pół-znakowe krainy poezji konkretnej, gdzie możliwe jest wyrażenie nie tylko słowami pewnych twierdzeń ogólniejszych.
(„Wieża Babel albo w pętli słowa”)

Bocian jasno tłumaczyła, dlaczego jej poezja przybrała kształty wizualne i w jakim celu sięgnęła po środki dotychczas przypisane innym dziedzinom sztuki. Pytała samą siebie: „Dlaczego na pewnym etapie poeci sięgnęli po ten typ zachowania i tworzenia takiego zapisu?”. A tak starała się na to pytanie odpowiedzieć:

W początkach sprawa przedstawiała się prawie jednoznacznie. Zarówno wypowiedzi S. Dróżdża, M. Bocian, A. Partuma, Ewy Partum podkreślały i sygnalizowały o narastającym zjawisku dehumanizacji funkcji sztuki, języka poetyckiego, jak i rozkomponowywaniu, niszczeniu złącz wewnątrz kultury.
(„Symbol i konkret”) 

Marianna Bocian, [bez tytułu], 1970 (wystawa Konkrety)

Poetka wyraźnie sugerowała, że zdezintegrowana kultura znalazła odbicie w poezji poszukującej środków, które umożliwiłyby przekazanie informacji o krytycznym stanie języka. Twórcy w desperacji uciekali się do form z pogranicza liryki, a krytyka literacka po 1970 roku – jak zauważyła Bocian – zorientowana była na ideologiczny typ poezji, ignorując tym samym nurt demaskujący właściwą kondycję sztuki i języka. Wyjątki w postaci poezji lingwistycznej Białoszewskiego czy Chorążuka dowodzą, że proponowana przez nich forma liryki nie była dostateczna i nie udźwignęła o wiele szerszego problemu. Artystka pisała: „Jeśli następuje erozja języka, należało wyjść poza język i drogą eksperymentalną szukać takich rozwiązań, w których słowo miałoby szansę odrodzenia się w pierworodnym swym znaczeniu, jak i funkcji” („Symbol i konkret”). W innym miejscu dodała:

Ja jestem nieprzejednanym przeciwnikiem nihilizmu, destrukcji form, a cały mój wysiłek był ukierunkowany na (nie odrzucać form!) przekształcanie form. Pewne możliwości ubogacenia wizualnymi kształtami myśli istnieją, ale po tych doświadczeniach twierdzę, że to są minimalne możliwości i znaczących myślokształtów, które by przetrwały dłuższy okres, jest bardzo mało.
(fragment listu do Małgorzaty Dawidek Gryglickiej)

Uważała, że to właśnie konkretyści zwrócili się ku temu, „co powszechne i w zasięgu dotyku”:

Czas pojawienia się w Polsce ruchu konkretystów nie jest przypadkowy, jest to skrajna reakcja na wykluczenie z obszaru nie tylko życia, ale z myślenia o życiu ludzkim WOLNEJ WOLI, fundamentu, w oparciu o który konstytuuje się akt twórczy, wymagający środków uforemnienia, które w „poezji konkretnej” nie są li tylko materią językową.
(„Na marginesie «poezji konkretnej»”)

Marianna Bocian, „Ukrzyżowani na długach”
[inny tytuł: „Krzyż XX wieku”], 1973
W tym miejscu warto przywołać słowa amerykańskiego teoretyka nurtu konkretnego Paula Graya, który analizował specyfikę nurtu poezji konkretnej: 

Poezja inna od konkretu jest w dużym stopniu zależna od referencyjnych jakości języka, podczas gdy poezja konkretna w ostatecznej swojej najczystszej formie natychmiast je dostrzega i eksploruje poprzez ich treść. W poezji konkretnej istnieje powierzchnia lub lingwistyczne cechy języka takie jak dźwięk i wygląd wizualny, które ostatecznie są kluczem do estetycznego efektu poematu, takie jak elementy informacyjne, jak ekspresja personalna, postawa i tylko peryferyjna zawartość funkcji parafrazowych.
(„American Concrete. New Poetic, New Performance”) 

Opinie teoretyków zachodnich – zdaniem Bocian – nigdy nie były adekwatne do stanu i kondycji polskiego ruchu. Wypowiedź Graya ma jednak szczególne znaczenie w kontekście uwag Hanny Walińskiej. Badaczka dostrzega różnicę pomiędzy poezją awangardową (pełną lapidarnych form) a lingwistyczną (jeszcze względnie „typową”) w odmienności zabiegów w obrębie samego języka. Pierwsza konstruuje „język w języku”, druga – „język przeciw językowi”; pierwsza operuje w samej materii językowej, druga natomiast wypływa z podejrzliwego stosunku do języka samych poetów („Jak istnieje poezja lingwistyczna?”).

Podparta wieloletnią przyjaźnią i korespondencją fascynacja Bocian twórczością Karpowicza, a także jej własne próby poezji lingwistycznej sugerują przynależność autorki „SOS” do grona lingwistów. Jednak sama poetka dementuje to zaszufladkowanie w jednej z wypowiedzi z końca lat 90.:

Jeśli chodzi o Karpowicza – u niego wiele się nauczyłam z tego, czym jest kompozycja utworu i tomu poetyckiego. Karpowicz uzmysławiał, że poetą jest tylko ten, kto tworzy swoją własną poetykę. Ja nie byłam od początku poetką lingwistyczną (co to znaczy!). Natomiast miałam kłopoty z kompozycją. To fakt.
(fragmenty listu do Wioletty Rybki)

Bocian czerpała zarówno z twórczości Karpowicza, jak i poetów „awangardowych”, jak określano wówczas Andrzeja Partuma, Krzysztofa Bednarskiego, Mariana Grześczaka czy Stanisława Dróżdża. Posługiwała się „językiem w języku” w duchu konceptualistów i konkretystów, budując utwór z abstrakcyjnych lub autonomicznych znaków, oraz „językiem przeciw językowi” w duchu lingwistów, „czyniąc abstrakcyjny system (…) przedmiotem podejrzeń i nieufności poety (…) oraz walcząc przeciwko językowi będącemu narzędziem manipulacji” (H. Walińska, „Jak istnieje język?”). Koncepcja ta potwierdza się na poziomie strukturalnym prac konkretnych Bocian. Poetka wkomponowuje teksty narracyjne i lapidarne hasła w obrazy skonstruowane ze znaków pisma oraz włącza utwory konkretne w ciąg wierszy tradycyjnych, czego przykładami są wiersz wizualny „życie i poezja” (1990) oraz poemat obrazowy „Ukrzyżowani na długach” (1973), który ukazał się na okładce zbioru wierszy „Z czasu jedni: jest JESTEŚ jestem” (1991). Karpowicz komentował to połączenie w liście do Bocian: „Zaskoczyła mnie Pani swoją «okładkową poezją konkretną», jej formą i duchem; krzyż z procentów na ołtarzu złotego! – to coś dla współczesnego Torquemady. Czy mógłbym poznać więcej tego typu Pani utworów?”.



Tekst stanowi fragment książki Małgorzaty Dawidek Gryglickiej, „Historia tekstu wizualnego. Polska po 1967 roku” (Korporacja Ha!art, Muzeum Współczesne Wrocław, NCK, Kraków-Wrocław), która ukaże się 20 stycznia.