Opowiedzieć o Stefanie Themersonie jako pisarzu? „Zrobiłem w życiu sześć czy siedem filmów – mówił – ale nie jestem ani reżyserem, ani operatorem. Wydałem w życiu jakieś dwadzieścia książek dla dzieci, ale nie jestem prawdziwym, dorosłym autorem książek dla dzieci. Pisałem o sztuce, ale nie jestem historykiem sztuki. Skomponowałem operę, ale nie jestem muzykiem. Napisałem szereg powieści, ale powieści te niezupełnie normalne i nie wiem, czy jestem powieściopisarzem” („Nim ukaże się książka”). Był także fotografikiem, poetą, wydawcą i filozofem.
Małgorzata Sady twierdzi, że to do filozofii przywiązywał największą wagę, nie udało mu się jednak osiągnąć uznania w tej dziedzinie – mimo wsparcia Bertranda Russella, który uważał Stefana za swojego duchowego syna. Może dlatego, że jako filozof Themerson był poetą. „Profesjonalni filozofowie, akademicy mi nie ufają – mówił. – «Skoro ma pan coś ważnego do powiedzenia, to czemu przedstawia pan to w taki dziwny sposób», pytają czasami, sądząc, że kpię z nich. Co nie jest zresztą nieprawdą”.
W „faktorze T” Themerson wyznacza sztuce zadanie weryfikacji teorii w praktyce. „Jeżeli nie możemy przywołać Rzeczywistości na pomoc – pisze – możemy zwrócić się o pomoc do Wyobraźni. Nie można przyprowadzić jakiegoś Hamleta albo braci Karamazow do laboratorium i obserwować w specjalnie zaaranżowanych warunkach. Ale można to uczynić na stronicach powieści albo na scenie teatru”. I wolno chyba powiedzieć, że jako pisarz Themerson był filozofem.
Urodził się w 1910 roku w Płocku. Pierwszą wojnę światową przeżył w Rosji, dokąd jego ojciec wyjechał jako lekarz wojskowy. Po powrocie rozpoczął naukę w gimnazjum. W 1927 w lokalnej prasie opublikował pierwsze teksty, wtedy też zaczął pisać swoją pierwszą powieść. Nie ukazała się, rękopis zaginął. Po maturze wyjechał do Warszawy. Nie dostał się na politechnikę, przez rok studiował nauki matematyczno-przyrodnicze w Wolnej Wszechnicy Polskiej, potem rozpoczął studia na wydziale architektury Politechniki Warszawskiej. Nie zrobił dyplomu.
W 1928 w tygodniku społeczno-artystycznym „Wiek XX” opublikował „Możliwości radiowe”, tekst o łączeniu różnych mediów. W tym samym roku poznał trzy lata starszą Franciszkę Weinles, studentkę malarstwa i grafiki. „Ach, złotko – wspominała – był taki nieśmiały. I strasznie mi zaimponował. Nie mógł zdecydować, czy ma zostać fizykiem, czy architektem. Więc robił dwa fakultety. Czytał mi swoje wiersze. I miał, zupełnie jak ja, fioła na punkcie kina”. Wzięli ślub w 1931.
Razem nakręcili siedem awangardowych filmów – „Aptekę” (1930), „Europę” wg Anatola Sterna (1931–1932), „Drobiazg melodyjny” (1933), „Zwarcie” (1935), „Przygodę człowieka poczciwego” (1937), „Wzywamy pana Smitha” (1943), oraz „Oko i ucho” (1944–1945). Razem stworzyli liczne książki dla dzieci (m.in. „Jacuś w zaczarowanem mieście” (1931), „Narodziny liter” (1932), „Nasi ojcowie pracują” (1933), „Przygód Marcelianka Majster-Klepki historyj 6” (1938), „Pan Tom buduje dom” (1938). Nazywa się te książki literaturą popularnonaukową dla dzieci, daleko im jednak do drętwego dydaktyzmu. Zachęcają do zadawania pytań, operują absurdalnym poczuciem humoru, wyróżniają się nowatorskimi rozwiązaniami typograficznymi. Razem w 1937 roku zaczęli wydawać „f.a.” (film artystyczny), czasopismo poświęcone kinu awangardowemu. W drugim numerze ukazał się najważniejszy tekst Stefana o filmie: „O potrzebie tworzenia widzeń”.
Pod koniec roku przeprowadzili się do Paryża, w poszukiwaniu inspiracji, „po naukę i atmosferę”, której w Polsce brakowało. Na pociąg odprowadzał ich Czesław Miłosz.
Po wybuchu wojny zgłosili się do Armii Polskiej. Franciszkę skierowano do pracy w Polskim Ministerstwie Informacji w Paryżu, Stefan został wysłany do północnej Francji jako szeregowy żołnierz. Po kapitulacji Francji w 1940 Franciszka trafiła do Anglii, a Stefan do prowadzonego przez Czerwony Krzyż schroniska dla uchodźców we Voiron. Dopiero w 1942 roku Franciszce udało się ściągnąć męża do Londynu, gdzie mieli zostać już do końca życia (na początku lat 50. przyjęli obywatelstwo brytyjskie).
Podczas wojny stracili całą rodzinę. Z Zagłady ocalała tylko Jasia Reichardt, nastoletnia siostrzenica Franciszki, uratowana z getta i odnaleziona przez Themersonów po wojnie.
W trakcie dwuletniej rozłąki powstały „Unposted Letters” (rysunki Franciszki), napisane po francusku „Szkice w ciemnościach” (poemat Stefana) i wiersze, które weszły w skład „Dna nieba”, krótkie prozy po polsku i wreszcie – pierwsza i chyba najbardziej znana powieść Themersona, „Wykład profesora Mmaa”.
W 1946 roku w redagowanym przez Słonimskiego miesięczniku „Nowa Polska” ukazało się w odcinkach opowiadanie „Bayamus, czyli Teatr Poezji Semantycznej” (wydanie angielskie zostało opublikowane trzy lata później), od którego zaczęła się przyjaźń Themersonów z Bertrandem Russellem.
W roku 1948, wraz z Barbarą Wright i malarką Gwen Barnard, Themersonowie założyli wydawnictwo. „Gdyby wiedział pan o manuskrypcie – pisał Stefan do sekretarza Komitetu ds. Pisarzy na Obczyźnie – tak śmiałym w swej artystycznej ekspresji, że żadne z szanowanych wydawnictw nie chce go przełknąć, Gaberbocchus Press z przyjemnością się nim zainteresuje”. Wydawali nie bestsellery, a – jak je nazywali – bestlookery, w niewielkich nakładach, projektowane przez Franciszkę z wielką dbałością o typografię i oprawę graficzną.
Okładka „Semantic Divertissements” Franciszki i Stefana
Themersonów, Gaberbocchus Press, 1962, paperback,
32,5 × 24 cm, 20 str. Rysunki Franciszki z roku 1946,
opisane później przez Stefana.W latach 1957–1959 wydawnictwo prowadziło także Common Room, salon liczący ok. 200 członków – artystów, filozofów i naukowców. Wygłaszano wykłady, dyskutowano, koncertowano, urządzano wystawy.
Nakładem Gaberbocchusa wyszło ok. 60 książek, w tym teksty takich autorów jak Guillaume Apollinaire, Henri Chopin, Heinrich Heine, Alfred Jarry, Raymond Queneau (pierwsze angielskie wydanie „Ćwiczeń stylistycznych”), Bertrand Russell czy Anatol Stern.
W Gaberbocchusie ukazywały się także kolejne książki Stefana, m.in.: powieść „The Adventures of Peddy Bottom / Przygody Pędrka Wyrzutka” z ilustracjami Franciszki (1950, wyd. pol. 1958), nowela „Hau! Hau!, czyli kto zabił Ryszarda Wagnera?” (1951, wyd. pol. 1980), „Wykład profesora Mmaa” z ilustracjami Franciszki (1953, wyd. pol. 1958), esej „faktor T” (1956, wyd. pol. 2004–2011, cz. I w przekładzie Ewy Kraskowskiej, cz. II i III w przekładzie Małgorzaty Sady), esej „Kurt Schwitters in England 1940–1948” (1958), powieść „Kardynał Pölätüo” (1961, wyd. pol. 1971), zbiór rysunków Franciszki opisanych przez Stefana „Semantic Divertissements” (1962), powieść „Tom Harris” (1967, wyd. pol. 1975, w przekładzie Ewy Krasińskiej), skomponowana w latach 1949–1960 opera semantyczna „Św. Franciszek i wilk z Gubbio albo Kotlety św. Franciszka” (1972, polska prapremiera odbyła się w 1981 roku w sopockim Teatrze Wybrzeże), esej „Logika, etykietki i ciało” (1974, wyd. pol. 2013 „Literatura na Świecie”, w przekładzie Marcina Rychtera i Mikołaja Wiśniewskiego) i opowiadanie „Generał Piesc, czyli rzecz o zapominanej misji” (1976, wyd. pol. 1978 w „Twórczości”).
Wydawnictwo funkcjonowało do 1979 roku, potem Themersonowie przekazali je swojemu przyjacielowi Jaco Grootowi, który kontynuuje ich działalność pod szyldem Gaberbocchus / De Harmonie. Od 2002 roku funkcjonuje także filia Gaberbocchus w Polsce, która w serii „Utwory rozrzucone” wydaje nieznane dotąd polskiemu czytelnikowi krótkie teksty Themersona.
Dwie ostatnie powieści pisarza – „The Mystery of the Sardine / Euklides był osłem” (1986, wyd. pol. 1989, w przekładzie Ireny Szymańskiej) oraz ukończona kilka miesięcy przed śmiercią „Wyspa Hobsona” (1988, wyd. pol. 1997, w przekładzie Ewy Kraskowskiej) – ukazały się nakładem wydawnictwa Faber and Faber.
Themerson twierdził, że „świat jest bardziej skomplikowany niż nasze prawdy o nim”, i jako filozof nie starał się stworzyć systemu – przez całą jego twórczość przewijają się jednak te same wątki. W „faktorze T” pisze, że człowiek ma wrodzoną awersję do zabijania (w wariancie bardziej żartobliwym mowa o niechęci do smrodu rozkładającego się mięsa). Faktor T to tragiczna niezgodność między tą awersją a przymusem uśmiercania innych istot, wynikającym z konieczności zaspokajania podstawowych potrzeb. Ów rozdźwięk domaga się zagłuszenia, dlatego od zawsze wymyślano wzniosłe uzasadnienia zabijania – w ten sposób powstały „systemy filozoficzne, religie oraz siły policyjne”, a pierwotna ludzka agresja z czasem „z agresji dla zdobycia jedzenia zdegenerowała się w agresję dla idei”. Stąd „niemodna teza”, że „wbrew temu, co twierdzą księża i policjanci, Łagodność jest biologiczna, zaś Agresja kulturowa; a nie na odwrót”.
Themerson nie kryje niechęci do idei i ideologii, w szczególności politycznych. To w rękach polityków nauka staje się zbrodnicza, to w rękach ideologów literatura, a zwłaszcza poezja, zamienia się w narzędzie propagandy. Język na usługach ideologii jest źródłem kłamstwa i nienawiści. Z potrzeby odkłamania języka powstała koncepcja Poezji Semantycznej. „Poezja – mówi Themerson o czasach pod koniec wojny – była wtedy niebezpiecznym zwierzęciem. Jak Pegaz. Różni demagogiczni mówcy używali rymów i rytmów skradzionych poetom, aby oddalić nas od rzeczywistości rzeczy. Aby nie dać się odciąć od rzeczywistości, doszedłem do stworzenia tego, co nazywam Poezją Semantyczną”.
Poezja semantyczna jest w dużej mierze kpiną z metod filozofii analitycznej, ale też ukłonem w jej stronę. Themersonowi blisko do pozytywizmu logicznego, zwłaszcza gdy w eseju „Logika, etykietki i ciało” stwierdza, że aby myślenie miało sens, musi wychodzić od czegoś, co nie jest myślą, ponieważ tylko twierdzenia empirycznie weryfikowalne mówią nam coś o rzeczywistości. O zgodności empirycznej ma jednak wg Themersona rozstrzygać zdrowy rozsądek (mens sana), ustanowiony tym samym strażnikiem pojęć filozofii.
Themerson formułuje także imperatyw etyczny, drugą „niemodną tezę”: „Nie ma Celu tak wzniosłego, by wart był jedno drgnienie serca więcej od Godziwości Metod [lub, tak w innych przekładach, Przyzwoitości Środków – KI]. Albowiem, kiedy rzecz przemyśleć do końca, Godziwość Metod jest Celem Celów”. W powieściach zasada ta przybiera postać pochwały przyzwoitości lub twierdzenia, że „dobre maniery są nieśmiertelne”. Konsekwencją przekonania, że cel uświęca środki, jest arogancja. A ta potrafi być śmiercionośna.
W swojej twórczości Themerson dążył do syntezy sztuk, którą starał się osiągnąć przede wszystkim za pomocą przekładu i kolażu. Oprócz specyficznego przekładu, jakim jest Poezja Semantyczna, mamy też u Themersona przekład poematu na obrazy („Europa”), czy poematu, muzyki i obrazów na siebie nawzajem („Oko i ucho”). Przekład jest ponadto metodą odkłamania języka i sposobem na osiągnięcie większej precyzji wypowiedzi. Dlatego swoje późniejsze książki pisał Themerson po angielsku, a następnie tłumaczył na polski. „Nie próbowałem pisać po angielsku tak, jak by to uczynił pisarz angielski – mówił. – Nie próbowałem lubować się językiem. Nie próbowałem naśladować żadnego stylu ani nawiązywać do żadnej tradycji. Przeciwnie. Chciałem język otrząsnąć z wszystkich skojarzeń i parafialnych subtelności – i właśnie dlatego, że język angielski nie był moim językiem ojczystym, łatwiej mi to było uczynić po angielsku”.
W twórczości literackiej i eseistycznej Themerson miesza konwencje i gatunki. W powieściach stosuje montaż filmowy, w eseje filozoficzne wplata elementy fabularne. Ponadto inkrustuje swoje teksty nie tylko cytatami i aluzjami, ale też wycinkami z prasy, rysunkami, wykresami, wypowiedziami w obcych językach, zapisami nutowymi, matematycznymi i logicznymi, w „faktorze T” pojawia się nawet komiks, w „Wyspie Hobsona” alfabet Morse’a, a w „Kardynale Pölätüo” – transkrypcja nagrania na taśmę.
„Całą puściznę literacką Themersona – pisze Nick Wadley – można określić jako nieustający kolaż, którego elementy, jakkolwiek odrębne, są jednak powiązane na zasadzie powtórzeń i aluzyjnych odniesień”. Taka metoda pozwala zwielokrotnić punkty widzenia i wzmocnić przekaz. I przede wszystkim – ma na celu intelektualne podstawianie nogi. „Dziś może nam się wydawać – pisał Themerson – że akt zestawienia ze sobą dwóch lub trzech przedmiotów, takich jak bilet kolejowy, kwiat i kawałek drewna – to niewinna kwestia estetyki. Ale to nie tak. Bilety należą do zakładu kolejowego, kwiaty do ogrodników, kawałki drewna do handlarzy drzewem. Jeśli mieszasz te rzeczy ze sobą, czynisz spustoszenie w systemie klasyfikacji, na którym opiera się reżim, odzwyczajasz umysł od utartych sposobów myślenia” („Kurt Schwitters in England 1940–1948”).
„Wykład profesora Mmaa” został napisany po polsku w latach 1941–1943 we Voiron, ostatni rozdział powstał już w Anglii. Książka ukazała się po angielsku w 1953 roku nakładem Gaberbocchus Press w przekładzie autora, z ilustracjami Franciszki i przedmową Bertranda Russella.
Stefan Themerson, „Wykład profesora Mmaa”.
W.A.B., 368 stron, w księgarniach od kwietnia 2013Termitiera, gdzieś w Afryce. Profesor Mmaa, uczony termit, wygłasza wykład o gatunku homo. Wychodzi od pożartego i przetłumaczonego przez docenta Stefensona „Życia termitów” Maeterlincka. „Czy warto poświęcać tyle trudu – pyta retorycznie – po to, żeby odcyfrować szereg «błędów, fałszów i fantazji»? Warto! – odpowiada. – Jeśli bowiem ktoś wydaje swoją opinię o przedmiocie, który znamy lepiej, niż on go zna, nie przedmiot opinii, ale osoba opiniodawcy staje się ośrodkiem naszych zainteresowań”.
Ludzkie sprawy wąchane z perspektywy termitowej przedstawiają się w zupełnie nowy, zaskakujący sposób. „Wszystkie homo-osobniki – mówi profesor – prowadzą z reguły swe życie biologiczne pośmiertne w głębi ziemi. Istnieje jednak pewna grupa, która swe życie biologiczne przedśmiertne prowadzi także w głębi ziemi, wiercąc w niej studnie, kanały i korytarze, dochodzące do głębokości dwóch milionów milimetrów. Po co osobniki należące do tej grupy robią to? Należałoby może spytać: dlaczego tylko one to robią?”.
Czasy nie sprzyjają jednak nauce. Z powodu zagrożenia ze strony czarnych mrówek większość budżetu termitiery przeznacza się na zbrojenia, napięta jest także sytuacja wewnętrzna. Ścierają się różne światopoglądy i ideologie („Książka – pisze Russell – parodiuje tak wiele różnych punktów widzenia, że czytelnik nie może się zorientować, który – jeśli w ogóle – cieszy się aprobatą autora. I może tak właśnie ma być. Na świecie jest bowiem zbyt wielu ludzi, wyznających zbyt wiele poglądów”), rośnie niezadowolenie społeczne, posłuch zyskują niebezpieczni demagodzy. Termity władzy przedkładają prywatne korzyści nad dobro wspólne i coraz częściej uciekają się do represji i manipulacji. Szerzy się nietolerancja, przedstawiciele rodu Dreistein-Einfuss padają ofiarą prześladowań.
Brzmi znajomo, prawda?
Kiedy królowa Gertruda MMMDCCCLXXXVIII przestaje składać jaja, jest jasne, że to początek końca. Ale o tym nie opowie już termit.
Londyn, wkrótce po wojnie. Bayamus, człowiek o trzech nogach (na środkowej nosi wrotkę), prowadzi do Teatru Poezji Semantycznej. Bayamus uważa się za wyższą formę człowieka – nie kieruje nim jednak, jak innymi nadludźmi, popęd destrukcji – i robi wszystko, aby się reprodukować i czerpać radość z życia (dlatego po drodze zahacza o burdel).
Poezja Semantyczna to – w największym skrócie – przekłady istniejących wierszy sporządzane w ten sposób, że słowa zastępuje się ich definicjami. Przykładem niech będzie fragment:
Brzmi to strasznie śmiesznie – i bardzo dobrze, także o to chodziło. Powaga zabija. „Być może – pisał Russell w przedmowie do „Wykładu profesora Mmaa” – najwyższa mądrość zawiera się w zdaniu, że im mniej spraw bierzemy serio, tym mniej wyrządzamy zła”.
Poezja Semantyczna powstała z powodu nieufności wobec języka, która przekłada się na nieufność do literatury. Jeden z bohaterów zna czterdzieści sześć języków. „I zapewniam wszystkich tu obecnych, że literaturę rosyjską wolę czytać w angielskim przekładzie, angielską literaturę w we francuskim, francuską w hiszpańskim, hiszpańską w niemieckim, niemiecką we włoskim, włoską w norweskim, norweską w portugalskim, portugalską w polskim, polską w żydowskim, żydowską w hebrajskim, hebrajską w rumuńskim, rumuńską w szwedzkim, szwedzką w tureckim. Kiedy czytam nie oryginał, a przekład, mam uczucie, że autor nie może mnie tak łatwo oszukać”.
Wydaje się, że „Bayamus” to najbardziej autobiograficzny tekst Themersona. „Mój ojciec, widzisz, był lekarzem i został powołany do armii rosyjskiej – mówi narrator. – Kiedy front przesuwał się na wschód, jechaliśmy i my na wschód, aby być po tej samej linii ognia co on. My, to znaczy jego rodzina. Cztery lata miałem, kiedy wojna zaczęła się, osiem, kiedy pokój został podpisany”.
Doświadczenia wojenne i utrata rodziny musiały zostawić w pisarzu poczucie głębokiego zwątpienia i zagrożenia. „Mam już zupełnie dość… – to jest to, co zacząłem myśleć – mam już zupełnie dość nas wszystkich, moi dobrzy ludzie. Mam już dość Ciebie, Jezusie Chrystusie, i ciebie Nielsie Bohr, i siebie samego także mam dosyć. Mam już dość Nauki Chrystusa, która w ciągu tych 2000 lat okazała się najgorszą metodą oduczania ludzi od zarzynania się wzajemnego, a najlepszą, być może, metodą uczenia ich hipokryzji; i nie mogę poradzić nic na to, że mam już dość także i Nielsa Bohr wraz z jego cudami atomowymi, nawet jeśli mi ktoś dowiedzie, o ile to lepiej jest skończyć wojnę za pomocą zrzucenia na Ziemię dwóch atomowych bomb”.
„Przygody Pędrka Wyrzutka”, jak każdą znakomitą książkę dla dzieci, można traktować zarówno jako skierowaną do najmłodszych przypowiastkę – o poszukiwaniu tożsamości i odpowiedzi na pytanie, kim jestem, jeśli jestem niepodobny do innych – jak i powieść dla dorosłych, pełną gier filozoficznych i zabaw formalnych. „Albowiem, jeżeli Wszystko nie jest tą rzeczą, której nie wiesz, to Wszystko jest tą rzeczą, którą wiesz. A jeżeli wiesz Wszystko i jeżeli, jak wynika z tego, co mówisz, wiesz także Wszystko-oprócz-tej-jednej-rzeczy-której-nie-wiesz, to wystarczy od Wszystkiego odjąć Wszystko-oprócz-tej-jednej-rzeczy-której-nie-wiesz, żeby w rezultacie pozostała ta jedna rzecz, której nie wiesz”.
Kim jest Pędrek? On tego nie wie: „ludzie, ilekroć ich spotykam na drodze, zawsze myślą, że we mnie jest coś psiego; psy myślą, że jest we mnie coś człowieczego; ryby piły myślą, że we mnie jest coś słowiczego; a koty myślą, że we mnie jest coś z ryby, i pewien kot rzucił się na mnie niedawno i chciał mnie zjeść, i muszę przyznać, że mam tego dosyć i chciałbym wiedzieć, co ja jestem, Panie Profesorze”. Spotykane przez niego postaci (Wielbłąd, Subiekt od kapeluszy, Kapitan Metaferejn, Koza i kilkoro innych) nie potrafią mu pomóc. „Ale «Pędrek Wyrzutek» to jest, że tak powiem, imię i nazwisko, nieprawdaż? A ty przecież nie jesteś ani imieniem, ani nazwiskiem, ty jesteś, że tak powiem, czymś więcej niż samo tylko imię i nazwisko, nieprawdaż?”.
Stefan Themerson, „Przygody Pędrka Wyrzutka”.
Iskry, 100 stron, Warszawa 2002Mimo żartobliwego tonu, „Pędrek” niesie także niepokój. Kim jesteśmy, jeśli sami nie potrafimy się określić? Co nas definiuje? Pod koniec pojawia się, obecne w prawie każdej powieści Themersona, lustro. Czy jesteśmy odbiciem tego, jak widzą nas inni? Czy odbicie jest fałszywe, bo lustro jest „z drugiej strony… nie bardzo! Sreberko, proszę pana Pędrka, się pomarszczyło, i pożółkło, i wyłysiało miejscami, ot co!”. W ostatniej scenie Pędrek siedzi w teatrze. I jakby wszystko wraca do normy – ale też nie do końca.
„Kardynał Pölätüo” został napisany po polsku, a następnie wydany po angielsku w przekładzie autora. Mawia się, że to bardziej dadaistyczny traktat filozoficzny niż powieść. Kardynał urodził się w 1882 roku i jeszcze nie umarł. Może nigdy nie umrze. W roku 2022, wezwany do Nowego Watykanu na Florydzie, nada się telereizmorem z Rzymu do Nowego Jorku, ale przez pomyłkę zostanie odebrany przez dwanaście telefonistek w dwunastu różnych stanach USA – więc możliwości jest sporo.
W pierwszym rozdziale, w 1862 roku o poranku hrabina Kostrowicka oświadcza kardynałowi, że począł w niej chłopca. Ciążę planuje siedmioletnią. „Jestem zdania – mówi – że na ogół nosi się płód za krótko, co jest niewątpliwie przyczyną braku ludzi talentu”. Rodzi jednak dopiero po osiemnastu latach. „Ufam – pisze do kardynała w pachnącym perfumą liście – że mi W.E. przyzna, iż do wyprodukowania poety trzeba czasu przynajmniej dziewięć razy więcej niż do wyprodukowania słonia. Et Guillaume n’est pas un éléphant, je vous assure; il est un Apollinaire”. To dla kardynała, który o poetach jest jak najgorszego zdania, bardzo zła wiadomość.
Otrzymawszy od króla Umberto obietnicę rozwiązania problemu w 1900 roku (czyli de facto obietnicę wybuchu wojny światowej, która ku niezadowoleniu kardynała znacznie się opóźni; ciekawy skądinąd rewers rozważań Themersona o poezji, która na usługach ideologii wywołuje wojny – tu wywołuje się wojnę, by zgładzić poetę), kardynał zyskuje dziewiętnaście lat spokoju. Poświęci ten czas na stworzenie pölätüomizmu, który jako synteza dokonań nauki z dogmatami wiary ma wykazać, że między wiedzą bezpośrednią (wiara) a pośrednią (nauka) nie ma sprzeczności.
Stefan Themerson, „Kardynał Pölätüo.
Generał Piesc”. Iskry, 216 stron,
w księgarniach od listopada 2013Kardynał zapoznaje się na bieżąco ze wszystkimi osiągnięciami nauki, spotyka się z przyrodnikami, filozofami i wynalazcami, skrzętnie wszystko notuje („Van ’t Hoff był b. miły. Powiedział nam, że molekuła nie jest zbudowana symetrycznie. I że kryształy mogą być leworęczne albo praworęczne. W niczym nie zachwiało naszej wiary to, iż dowiedzieliśmy się, w jaki sposób Bóg buduje molekuły i kryształy swoje”). Przyjaźni się z Russellem i ta przyjaźń dostarcza inspiracji dla stanowiącego zwieńczenie pölätüomizmu traktatu „O rzeczywistości duszy i rzeczywistości cebuli”, w którym kardynał wywodzi, że dzisiejszych pogan, tj. pozytywistów logicznych, należy nawracać za pomocą malarstwa abstrakcyjnego.
Apollinaire zmarł w 1918 roku na hiszpankę. Kiedy kardynał, już po śmierci poety, po raz pierwszy usłyszy jego wiersz, okaże się, że I wojna światowa była podwójnie niepotrzebna.
Jesień 1938, Londyn. Tom Harris wychodzi z przesłuchania. Za nim dwóch policjantów. Za nimi podąża mężczyzna z fajką. Jadą do C. Tom dzwoni do drzwi swojej byłej żony. „Znałem warunki ich umowy – mówi mężczyzna z fajką. – przyrzekła zobaczyć się z nim jeszcze raz i pozwolić mu zobaczyć dzieci, gdyby stało się coś «ostatecznego»”. Kiedy znajdą się w pociągu powrotnym, mężczyzna uprzedzi, że zdarza mu się mówić przez sen, po czym zapadnie (?) w drzemkę i powie o dwóch świadectwach zgonu, jednym wskazującym na zabójstwo, drugim na śmierć z przyczyn naturalnych. „Posiadanie dwóch świadectw zgonu ma swoje zalety. Zwłaszcza jeżeli w grę wchodzą zwłoki dżentelmena, który zajmował się dostarczaniem lekkiej broni hurtowo pewnemu krewkiemu narodowi”. Kiedy pociąg wjedzie do tunelu, doda: „Niektóre wysoko postawione osoby na pewno modlą się w tej chwili o to, żeby dwaj funkcjonariusze policji nie okazali nadmiernej gorliwości w wypełnianiu rozkazów, które nieco pochopnie wydano im dziś rano”.
„Tom Harris” zaczyna się jak kryminał, ale szybko się okazuje, że w tym kryminale chodzi nie tyle o to, czy Tom Harris zabił czy nie, ile o to, kim jest Tom Harris. I – jak w „Przygodach Pędrka Wyrzutka” – główny bohater będzie szukał swojego miejsca, zadając pytania, prowadząc dociekania filozoficzne i eksperymentując: w tym przypadku zmieniając zawody i klasy społeczne.
Stefan Themerson, „Tom Harris”. Iskry, 368 stron,
w księgarniach od listopada 20131963, Włochy. Mężczyzna z fajką krok po kroku odtwarza skomplikowane losy Toma po trzydziestym ósmym i zapobiega ujawnieniu pewnych niewygodnych szczegółów. Kiedy w jego ręce trafiają dzienniki Harrisa, przegląda je, a potem odsyła autorowi, by po chwili pożałować, że postąpił tak pochopnie. Jesteśmy mniej więcej w połowie książki. Mężczyzna z fajką podejmuje próbę rekonstrukcji. A właściwie trzy próby.
Z tych prób wyłania się obraz zwykłego człowieka, który przez to, że miał tępą twarz, jako dziecko został posadzony w oślej ławce (dlatego jednym z przedmiotów jego rozważań będzie fizjonomika), który ukradł encyklopedię i czytał hasła po kolei, stracił pracę w zakładzie fryzjerskim, kiedy wynalazł maszynę do strzyżenia włosów, potem zatrudnił się jako kelner, w wolnych chwilach pracował nad lustrem, nieodwracającym obrazu z lewej na prawą, został mężem kobiety z wyższych sfer i wreszcie rewolucyjnym sekretarzem ekscentrycznego bogacza zwanego Czerwonym Lordem – tego samego, któremu wystawią dwa świadectwa zgonu.
W życiu Jana Pięściewickiego, emerytowanego generała z opowiadania „Generał Piesc” (czyt. Pięść; „Doktor Goldfinger, który nie zapomniał jeszcze swego polskiego języka, objaśnił mi – pisała w liście księżna Zuppa – że pod literą E znajduje się ogonek, który czyni, że się ją wymawia trochę jak francuskie un i że są tam jeszcze dwa zmiękczające akcenty; jeden nad literką S i jeden nad C, wskutek czego całość brzmi jak nic podobnego na tej ziemi [za wyjątkiem Polski, oczywiście] i że wszystko to razem znaczy tyle, co il pugno, a fist, eine Faust”), zdarzyły się naraz trzy rzeczy: odeszła od niego żona, wygrał na loterii ogromną sumę pieniędzy i wyjechał, aby spełnić swoją życiową misję. Kupił biały płaszcz z ogromnymi kieszeniami, do tych kieszeni włożył obrazek Matki Boskiej Wileńskiej i rewolwer, po czym opuścił dom. Zatrzymał się w hotelu. „Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, kiedy się obudził, było niebieskie niebo, a w nim – mewa, wysoko, z rybą w dziobie – w tym właśnie momencie, kiedy ta ryba, z dzioba się wymknąwszy, w dół, ku morzu, spadała. Przedziwne!”. I zapomniał, jaki jest cel jego misji. „I teraz, droga Principesso – pisała Prudence Prentice do księżnej Zuppa – nigdy się już nie dowiemy, o jaką misję mu chodziło. O to, żeby na Białym Koniu, czy o to, żeby Dwa Kłosy? Czy o co? Jaka to może być misja, do wykonania której człowiek uzbraja się w rewolwer, naładowany jednym, pojedynczym nabojem?”.
Generał Piesc jest najbardziej enigmatycznym bohaterem Themersona – pojawia się w niemal każdej książce, ale głównie tylko się o nim mówi. W „Wyspie Hobsona” Madame B. pyta: „Czy tak właśnie walczyli ci generałowie? Płodząc bękarty po świecie?”. A spłodził ich kilkoro: we Włoszech księżnę Zuppa, w Anglii Lady Cooper, w Afryce zaś Lancelota Jansona (dyktatora Bukumli). Osobiście zjawia się na chwilę, by zaraz umrzeć (tuż przed śmiercią zamyśla się: „Ja mam się świetnie, Dziecko. Ja jestem najzupełniej… – zatrzymał się, jakby szukając właściwego słowa, i wreszcie zakończył: – szczęśliwy”). Zanim to się jednak stało, z chiromantką Prudence Prentice spłodził swoje ostatnie dziecko, Iana, który umrze młodo w kolejnej powieści Themersona.
Stefan Themerson, „Euklides był osłem”. Iskry,
288 stron, w księgarniach od listopada 2013W „Euklides był osłem” (po angielsku książka ukazała się jako „The Mystery of the Sardine”, pierwotny tytuł „Euclid Was an Ass” został przez wydawcę uznany za nieobyczajny) szkielet konstrukcji stanowi powieść sensacyjna z elementami fantastyki. Jest Wielki Człowiek, pisarz, po którego śmierci jego żona i kochanka wdają się w romans i wyjeżdżają na Majorkę. Jest wybuch przeznaczonej dla kogo innego bomby, w którym ginie młody badacz twórczości Wielkiego Człowieka, a filozof Tim Chesterton-Brown traci nogi. Jest śledztwo mające na celu ustalić, czy był to źle przeprowadzony zamach, czy nieszczęśliwy wypadek, jest też grupa terrorystyczna, której działaczkę, Piff (to ona wytresowała czarnego pudla, by zaniósł ładunek wybuchowy w odpowiednie miejsce), ukrywa Dame Wiktoria, jej babcia i właścicielka pudla, która nic z postępowania wnuczki nie pojmuje („Och, nie, babciu, powiedziałaś, nie zabito go, został poświęcony dla Sprawy. Tak, droga Piff, lecz został poświęcony dla twojej Sprawy, nie dla swojej Sprawy, jaka by tam ona była, mój biedny, biedny Diament. I powiedziałaś, że ja nie rozumiem. Że nie rozumiem, co to jest Idea. Jestem szczerze wdzięczna, że nie wiem nic o Ideach”). Pojawia się syn generała Piescia, Ian, młody geniusz, który na Majorce zakochuje się w córce Chestertonów-Brownów, pisze dla niej przyrodniczo-filozoficzną rozprawę „Euklides był osłem”, po czym tonie. Jest także Zwariowany Kapelusznik, poszukujący informacji o fabryce sardynek przybysz z obcej planety – lustrzanej Ziemi („Moja żona – mówi Chesterton-Brown – wierzy, że ta Ziemia jest nierzeczywista, ale że istnieje też prawdziwa Ziemia, krążąca niepostrzeżenie wokół Słońca. Taką sobie stworzyła wizję poetycką. A ja rozumiem, co ona ma na myśli”).
Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Powieścią rządzi reguła przypadku, nie zaś – jak chciałby Euklides – żelazna logika i aksjomaty. Akcja przenosi się z Anglii na Majorkę, stamtąd do Polski za żelazną kurtyną.
W „Euklidesie…” Themerson rozprawia się z polskością, wkładając w usta ministra imponderabiliów Józefa Kszaka słowa: „Wszystkie nasze pomniki wznoszone są, by uczcić Tragiczne Klęski i Bohaterskie Męczeństwa. Właśnie to lubimy. Nie obchodzimy radosnych zwycięstw, być może dlatego, że nie odnieśliśmy żadnego. Owszem! Tylko my nie nazywamy tego zwycięstwem. Nazywamy to cudem. Cudem nad Wisłą! Tak samo jak wtedy, gdy odparliśmy Szwedów, nie uznaliśmy tego za nasze zwycięstwo, uznaliśmy to za zwycięstwo Matki Boskiej, Czarnej Madonny Częstochowskiej. Tak! Cuda! Nie potrafimy żyć bez cudów. Cudów patriotycznych!”.
Powieść otwiera motto: „Pewniki są śmiertelne, polityka jest śmiertelna, poezja jest śmiertelna, dobre maniery są nieśmiertelne”. Jak ważne są to słowa, okaże się w ostatniej powieści.
Na sielskiej wyspie mieszkała rodzina Shepherdów, która odpowiedziała na ogłoszenie z „Rolnika” (numer bożonarodzeniowy z 1925 roku): „Poszukuje się kochającego zwierzęta małżeństwa wegetarianów do opieki nad odludnie położoną posiadłością utrzymanie zapewnione”. I choć – oprócz krowy – nie mogli trzymać żadnych zwierząt, żyli jak w raju. Po śmierci rodziców dorosłe dzieci Shepherdów, Gregory i Georgina, wzięły ślub i miały swoje dzieci. Wtedy jednak na wyspie – na nieszczęście Shepherdów leżącej na granicy interesów trzech mocarstw – pojawił się współczesny świat.
Stefan Themerson, „Wyspa Hobsona”. Iskry,
256 stron, w księgarniach od listopada 2013„Wyspa Hobsona” zaczyna się od sceny uratowania dyktatora Bukumli. Miał zginąć w zamachu stanu, ale przypadkiem pojawili się francuscy sprzedawcy komputerów i przypadkiem na drzewie, z przypiętym do piersi orderem prezydenta, powieszono innego Bukumlanina, Honorowego Skarbnika, dyktatora zaś wykupił kapitan statku „Zmartwychwstanie”, Plain-Smith zwany Krzyżpańskim. Życie dyktatora osnuła siatka intryg wywiadu. „To, że pan żyje, jest prawdą fizyczną – powiedział kapitan. – To, że jest pan martwy, jest prawdą historyczną. Prawdy fizyczne są efektem pewnych zdarzeń, które działy się w przeszłości. Z prawdami historycznymi jest dokładnie na odwrót. Prawdy historyczne powstają za sprawą pewnych zdarzeń z przyszłości. Tak jak prawda o cudach”.
Z powieści wyzierają smutek i zwątpienie. Widać je nie tylko w słowach afrykańskiego dyktatora: „Parlamentarna większość jest zdolna do wszystkiego”, ale – przede wszystkim – w przemyśleniach Seana D’Eartha (kiedyś nosił nazwisko D’Eath), którego syn, Adam, wykorzystał naukę do stworzenia broni masowej zagłady. To za sprawą D’Eartha juniora idylla zmieni się w pogorzelisko. Sean – wielu badaczy twórczości Themersona uważa tę postać za alter ego autora – mówi: „Śmiechu wart ten świat, ale Bóg wtrącił swoje trzy grosze i stworzył okrucieństwo, ból i niesprawiedliwość, żebyś przestał się śmiać, gdy życie łaskocze cię w piętę lub w mózg. Ale zawsze można się uśmiechnąć. Zwłaszcza gdy się lewituje. / Bóg nie Bóg. / Fieser nie Fieser. / Sacharow nie Sacharow. / Adam nie Adam, / Uśmiecha się i ten uśmiech wznosi go coraz wyżej i wyżej ku błękitnemu niebu i jasnemu słońcu. Jaka szkoda, przelatuje mu przez głowę, że Bóg się nie uśmiechał, kiedy stwarzał ten świat, / i Jezus się nie uśmiechał, / i Marks się nie uśmiechał / ani Lenin, / ani ekonomiści się nie uśmiechają, więc jakże on, który był maklerem giełdowym, jak może brać ich na serio, skoro we wszystkich ich równaniach nie istnieje symbol na oznaczenie uśmiechu? / Łagodnego uśmiechu, który nic nie kosztuje, gdy się go daje, a znaczy tak wiele, gdy się go otrzymuje”.
Ostatnia powieść Themersona jest kodą jego twórczości. Kiedy ją pisał, wiedział, że jest nieuleczalnie chory. Kodą dlatego, że pojawiają się w niej i zamykają motywy z poprzednich książek (kopiec termitów i ludzkie zwłoki z „Wykładu profesora Mmaa”, park Kensingtoński z „Toma Harrisa”), i dlatego, że autor gromadzi w niej wszystkich swoich bohaterów – by kazać im umrzeć, w przewrotnie okrutny sposób: ze śmiechu.
W najnowszym numerze „Literatury na Świecie” Justyna Jaworska sugeruje, że o ile w tekstach eseistycznych Themerson był optymistą, o tyle w powieściach jest katastrofistą. „Końcowy rechot – pisze o „Wyspie Hobsona” – wyśmiewa wszystko i z tej perspektywy zaczynamy rozumieć, dlaczego już poprzednie powieści zdawały się rozpadać w lekturze i skąd brała się chłodna bezwzględność autora dla własnego stworzenia. Być może ciągłe próby budowania systemu etycznego też usiłowały stłumić ów rechot, usensownić obłęd rzeczywistości? Tak znajomy, zabawny, a czasem irytujący ton trzeźwego racjonalisty, przez kilkadziesiąt lat uważany za głos samego Themersona, mógł przychodzić mu z dużym trudem”.
Themersonowski numer „Literatury na Świecie”. Projekt
okładki: Frycz i Wicha.Istotnie, powieściowy eksperyment zdaje się podważać skuteczność postulowanych zasad. Na nic łagodność i dobre maniery, żyjemy w świecie, który zmierza ku katastrofie i w którym o ludzkich losach decyduje okrutny przypadek. A jednak Themerson, jak profesor Mmaa w stojącej u progu zagłady termitierze, nie przerywa wykładu. Podszyty rozpaczą heroizm? A może nadzieja? Może w powieściach Themerson tylko formułuje przestrogę?
25 czerwca 1988, na krótko przed śmiercią, Stefan pisał do Kazimierza Askanasa: „od dwóch lat zdrowie moje i Franciszki popsuło się radykalnie. Lekarze dziwią się, że jeszcze żyję. Myślę, że to moje poczucie humoru mnie jeszcze jakoś trzyma. Franciszka niestety coraz słabsza. Trzymaj się jak najdzielniej – i – zawsze – z uśmiechem. Bez uśmiechu – nic nie jest prawdziwe”.
Dziękujemy Jasi Reichardt za udostępnienie materiału ilustracyjnego i weryfikację faktów.
Korzystaliśmy z:
Stefan Themerson, „Euklides był osłem”, przeł. Irena Szymańska, Iskry, Warszawa 2013.
Stefan Themerson, „faktor T”, przeł. Ewa Kraskowska, Gaberbocchus w Polsce 2004.
Stefan Themerson, „Generał Piesc i inne opowiadania”, Czytelnik, Warszawa 1980.
Stefan Themerson, „Hau! Hau!, czyli kto zabił Ryszarda Wagnera?”, Gaberbocchus w Polsce 2004.
Stefan Themerson, „Jestem czasownikiem, czyli zobaczyć świat inaczej”, wybór i opracowanie Marek Grala i Klara Kopcińska, Dom Kultury w Płocku, Płock 1993.
Stefan Themerson, „Kardynał Pölätüo. Generał Piesc”, Iskry, Warszawa 2013.
Stefan Themerson, „Katedra przyzwoitości”, przeł. Anna i Piotr Bikont; „Literatura na Świecie 1987, nr 7.
Stefan Themerson, „Kurt Schwitters in England 1940–1948”, Londyn 1958, przeł. Tomasz Majewski, cyt. za „Gościniec Sztuki” 2011, nr 2/17.
Stefan Themerson, „Niemodne alternatywy”, przeł. Justyna Fruzińska, „Literatura na Świecie” 2013, nr 9–10.
Stefan Themerson, „Przygody Pędrka Wyrzutka”, Iskry, Warszawa 2013.
Stefan Themerson, „Tom Harris”, przeł. Ewa Krasińska, Iskry, Warszawa 2013.
Stefan Themerson, „Wykład profesora Mmaa”, PIW, Warszawa 1958; W.A.B., Warszawa 2013.
Stefan Themerson, „Wyspa Hobsona”, przeł. Ewa Kraskowska, Iskry, Warszawa 2013.
„Poezja nieprzerwana. Gérard Georges Lemaire rozmawia ze Stefanem Themersonem”, przeł. Agnieszka Taborska, „Literatura na Świecie” 1987, nr 7.
Justyna Jaworska, „Co niesie czarny pudel?”, „Literatura na Świecie” 2013, nr 9–10.
Ewa Kuryluk, „Radioklub Poszukiwaczy Przyzwoitości”, „Magazyn Gazety Wyborczej”, 22 kwietnia 1999.
Artur Pruszyński, „Dobre maniery Stefana Themersona”, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2004.
Nicholas Wadley, „O Stefanie Themersonie”, przeł. Andrzej Dorobek przy współudziale Michała Pankowskiego, „Gościniec Sztuki” 2010, nr 2/15.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).