MONIKA ŻYŁA: Spędziłaś w Polsce ponad trzy miesiące. Od października do grudnia 2015 roku odwiedziłaś kilkanaście polskich miast, rozmawiałaś z dyrektorami i biurami prasowymi nowych instytucji muzycznych. O co chodzi w tym pomyśle i co zaskoczyło cię najbardziej?
LUCIE PIERRON: Próbowałam znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego pomiędzy 2011 a 2015 rokiem wybudowano w Polsce aż 15 nowych filharmonii i sal koncertowych. Najbardziej zaskakująca była dla mnie ogromna rola wykorzystanych funduszy europejskich. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam. Kiedy przyjechałam do Polski, wszędzie widziałam tablice z informacją, że projekt został dofinansowany ze źródeł Unii Europejskiej. Na stacjach kolejowych, w nowych filharmoniach i salach koncertowych, które odwiedziłam, nawet w toaletach. Każdy, z kim rozmawiałam, to podkreślał. Równie mocno zaskoczyło mnie to, że nie miałam żadnego problemu z umówieniem się na spotkanie czy rozmowę.
Możesz powiedzieć, dlaczego w ogóle zainteresowałaś się nowo powstałymi filharmoniami w Polsce?
Przede wszystkim dlatego, że sama pracowałam przez sześć miesięcy w Filharmonii Paryskiej. Byłam obecna również przy jej otwarciu i widziałam dobrą stronę tego przedsięwzięcia, podniecenie ludzi odkrywających nowe miejsce. To było bardzo budujące. Ale poznałam też od kuchni wszystkie problemy z tym związane.
W trakcie 3-miesięcznego pobytu w Polsce Lucie Pierron odwiedziła:
1) Filharmonię Białostocką, 2) Filharmonię Bałtycką w Gdańsku, 3) Toruńską Orkiestrę Symfoniczną, 4) Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu, 5) Narodową Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach, 6) Centrum Kongresowe ICE w Krakowie, 7) Filharmonię im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie, 8) Poznań Congress Center, 9) Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach, 10) Filharmonię Świętokrzyską w Kielcach, 11) Filharmonię Opolską.
Nie odwiedziła:
12) Lublina – Centrum Spotkań Kultur, 13) Bielska-Białej – sali koncertowej ZSPM, 14) Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej w Olsztynie, 15) Filharmonii Gorzowskiej.
To niesamowite, że w Polsce w ciągu czterech lat powstało kilkanaście instytucji muzycznych. Przyjechałam do Polski, aby przekonać się na własne oczy, jak to zrobiliście. Widziałam różne projekty: centra kongresowe w Krakowie i Poznaniu czy ogromne filharmonie w Katowicach i Wrocławiu, które bardziej przypominały mi Filharmonię Paryską. Do tej grupy wliczyłabym nawet budynek Sinfonii Varsovii, który jest dopiero w trakcie realizacji. A potem odkryłam inne projekty, które naprawdę mnie zaskoczyły, takie jak na przykład filharmonia w Kielcach. W trakcie mojego pobytu w Polsce miałam okazję zobaczyć wiele różnych projektów, którym przyświecały podobne cele. Chęć stworzenia nowej publiczności dla muzyki klasycznej. A także chęć stworzenia nowej atrakcji turystycznej w regionie czy w województwie.
Jakiego rodzaju koncerty odbywają się w tych miejscach? Jaka była różnica pomiędzy filharmoniami w dużych i małych miastach? Natrafiłaś na jakieś znaczące podobieństwa czy różnice w programie?
Tak. Brałam udział w kilku koncertach w dużych miastach. Zauważyłam tam, że większość koncertów składała się z muzyki polskich kompozytorów. Tłumaczono to tym, że niemieckie orkiestry zawsze będą grać lepiej Beethovena czy Bacha, a skoro Polacy mogą grać lepiej Lutosławskiego czy Pendereckiego, ponieważ to są ich kompozytorzy, to powinni to robić.
Z kolei w mniejszych miastach, Kielcach czy Białymstoku, zaskoczyło mnie to, że w drugiej części koncertów grano już tylko muzykę popularną. To była mieszanka muzyki klasycznej i piosenek w stylu „Don’t Cry For Me Argentina”. Przedziwne połączenie dwóch bardzo różnych światów muzycznych. Nie jestem jednak przekonana, czy wrzucanie tak odmiennych rodzajów muzyki do jednego worka jest naprawdę najlepszą decyzją. W ten sposób niestety osiąga się efekt odwrotny od zamierzonego, tracąc część publiczności. Ludzie wybierają albo jedną, albo drugą część koncertu. Nigdy obie naraz.
Jak sądzisz – jaki jest cel takiego podejścia?
Wiadomo, że publiczność muzyki klasycznej się starzeje. Młodzi ludzie mogą do pewnego stopnia przejawiać jakieś zainteresowanie muzyką klasyczną, ale jednak większość z nich jej nie lubi. Dlatego organizatorzy starają się programować różne rodzaje muzyki. To się dzieje w wielu filharmoniach, również w Paryżu. W dodatku to wszystko są nowe, bardzo kosztowne miejsca i rzeczą jasną jest, że instytucje chcą sprzedawać jak najwięcej biletów.
A jakie istotne różnice rzuciły ci się w oczy pomiędzy centrum i peryferiami?
Przede wszystkim do dużych miast zaprasza się wybitnych solistów i dyrygentów. We Wrocławiu słyszałam skrzypka z Finlandii czy laureata drugiej nagrody Konkursu Chopinowskiego, Charlesa Richarda-Hamelina. To bardzo dobry przykład. Kiedy pod koniec października zakończył się Konkurs Chopinowski, wszystkie filharmonie próbowały zabukować laureatów i zorganizować im u siebie koncerty. Niestety tylko niektórym miastom, takim jak Szczecin czy Wrocław, to się udało. Laureaci konkursu nie zagrali w Kielcach. Do dużych miast łatwiej ściągnąć międzynarodowych artystów i dyrygentów. Jednocześnie orkiestry z dużych ośrodków częściej wyjeżdżają na zagraniczne trasy koncertowe, gdzie poznają ludzi, promują polską muzykę i same siebie. Peryferia nie mają takiej możliwości budowania sieci kontaktów. Filharmonie takie jak te w Kielcach czy Opolu wciąż jeszcze nie są częścią tego obiegu informacji. Kiedy mówiłam, że wybieram się do Kielc, okazywało się, że ludzie ze środowiska muzycznego nie mieli zielonego pojęcia, że powstała tam nowa filharmonia. Wszyscy mówili na okrągło o tych samych miejscach: Katowicach, Szczecinie, Wrocławiu. Czasami padała też nazwa wielkiego centrum kongresowego w Krakowie.
Jak filharmonie zachęcają do siebie nowych słuchaczy, ludzi, którzy nigdy nie słyszeli koncertu muzyki klasycznej?
Wrocław miał naprawdę ciekawą strategię. Narodowe Forum Muzyki rozpoczęło współpracę z ponad pięćdziesięcioma miejscowościami położonymi wokół Wrocławia, czasem nawet dość odległymi, leżącymi niekiedy 60 km od miasta. Dzięki porozumieniu z prezydentami i burmistrzami tych miejscowości, Forum organizuje sprzedaż biletów na koncerty w bardzo korzystnej cenie. Organizowany jest też transport dla mieszkańców na te wydarzenia.
Drugim pomysłem, na który wpadło Forum, było bezpłatne zapraszanie na testy akustyczne przedstawicieli różnych grup zawodowych: taksówkarzy, policjantów, fryzjerów, stylistów. Testy miały formę koncertów, w które zaangażowane były wszystkie zespoły Forum: kwartet, kwintet, orkiestra symfoniczna, barokowa czy chóry. To było bardzo rozsądne posunięcie.
Inną rzeczą, która bardzo się rozwija, są programy edukacyjne, obecne w każdej filharmonii. Filharmonia w Szczecinie ma naprawdę wspaniały program pod tym względem. Dzieci są zapraszane do wypróbowywania instrumentów, są specjalne zajęcia dla młodzieży, studentów, kobiet w ciąży czy osób starszych. Zajęcia odbywają się w małych grupach i to jest bardzo dobry pomysł na wprowadzenie słuchaczy w świat muzyki klasycznej.
Jednak tak naprawdę docieranie do nowych słuchaczy udawało się lepiej w dużych miastach. Miałam wrażenie, że w niektórych rejonach Polski ludzie nie są zbyt zainteresowani muzyką. Tak było na przykład w przypadku Kielc. Dlatego mieszano tam dwa rodzaje muzyki. Dyrektor tej filharmonii powiedział mi, że robią tak dlatego, że ludzie nie mają nawyku słuchania muzyki klasycznej. Oczywiście edukacja i wychowanie wiernej publiczności wymaga czasu. Nawet filharmonia w Paryżu zmaga się z tym samym problemem.
Lucie Pierron
Ur. 1993 w Pau na południu Francji. Napisała pracę licencjacką o nowych instytucjach muzycznych powstałych w Polsce po 2011 roku obronioną na uniwersytecie Paris-Dauphine. Odbyła staż w Filharmonii Paryskiej, a obecnie pracuje jako asystentka produkcji w orkiestrze Les Siècles pod dyrekcją François-Xaviera Rotha. Współpracuje jako recenzentka z portalem Bachtrack. Organizuje zajęcia kulturalne dla osadzonych w paryskich więzieniach.
Jak porównałabyś sytuację nowych filharmonii w Polsce i we Francji?
To trudne pytanie. We Francji w ciągu ostatnich czterech lat, kiedy wy otworzyliście piętnaście nowych filharmonii, my otworzyliśmy zaledwie jedną w Bordeaux i jedną w Paryżu. Chyba największą różnicą pomiędzy Polską a Francją jest to, że we Francji wszyscy mówili o otwarciu filharmonii w Paryżu na rok czy półtora roku przed samym wydarzeniem. Mówiono i pisano, że będzie otwarta w tym miejscu, że taki jest plan budowy, że powstanie według takiego projektu. Kiedy w końcu filharmonia została otwarta, wszystkie media relacjonowały to wydarzenie.
Jednak boom filharmoniczny w Polsce jest dużo bardziej imponujący. Yasuhisa Toyota, jeden z najlepszych akustyków na świecie, który pracował przy filharmonii w Paryżu, został też zaangażowany w Katowicach. A my we Francji w ogóle o tym nie słyszeliśmy! To wielka szkoda, bo budynek NOSPR-u to naprawdę piękne miejsce.
To jest wasza siła, macie wiele wspaniałych budynków, ze znakomitą akustyką, możecie z tym zrobić naprawdę wiele. We Francji w niektórych miastach, jak na przykład w Lyonie, filharmonie, choć całkiem niezłe, są jednak bardzo małe. Nie mają tak dużych kulis i przebieralni, jakie byłyby potrzebne. Wy macie nowe budynki i wydaje mi się, że wszystko będzie wam wychodziło znakomicie. Mówię tutaj także o imponujących planach nowego budynku Sinfonii Varsovii.
Uważasz, że Polska potrzebuje aż tylu filharmonii?
W niektórych przypadkach budowa filharmonii naprawdę miała sens. Tak było w przypadku budynku NOSPR-u. Jedna z najważniejszych polskich orkiestr nie miała swojej własnej siedziby przez ponad 60 lat! To jest niejako nagroda dla zespołu za jego cierpliwość i tak długie oczekiwanie. Nie widzę też, aby filharmonia w Szczecinie musiała się jakoś specjalnie obawiać o swoją przyszłość. Szczecin znajduje się blisko niemieckiej granicy, dlatego filharmonia stara się przyciągnąć również niemiecką publiczność, a pracownicy obsługi widowni mówią płynnie po niemiecku. Również program koncertu drukowany jest w trzech językach. Nie obawiam się też o Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu. Wrocław jest teraz Europejską Stolicą Kultury, wiele ludzi tam obecnie podróżuje, aby wziąć udział w różnych wydarzeniach kulturalnych i artystycznych. A najmocniejszą cechą Narodowego Forum Muzyki jest właśnie oferta programowa. Również centra kongresowe na pewno sobie poradzą, bo ich działalność oparta jest na dwóch filarach – muzyce klasycznej i działalności komercyjnej. Jeśli pewnego dnia znajdą się w finansowych tarapatach, mogą po prostu zacząć organizować więcej konferencji dla korporacji czy zjazdów branżowych.
Jednocześnie obawiam się o przyszłość mniejszych filharmonii w Kielcach czy Opolu. Narodowe Forum Muzyki organizuje bardzo wiele wydarzeń muzycznych, a jest oddalone od Opola o jedyne 100 km. Konkurencja z Wrocławiem to będzie dla tamtejszej filharmonii duże wyzwanie. Z kolei Kielce nie są zbyt atrakcyjnym miastem. Szczerze mówiąc, nie widzę powodu, dla którego w ogóle wybudowano tę filharmonię. Spędziłam w tym mieście trzy dni, widziałam miasto, rozmawiałam z wieloma ludźmi, próbowałam zrozumieć tę filharmonię i jej położenie. Niestety, naprawdę nie widzę powodu, dla którego ją wybudowano. Być może nie wszystkie filharmonie były w Polsce absolutnie konieczne.
W większości przypadków jednak to bardzo potrzebne i słuszne inwestycje. Nawet Sinfonia Varsovia sobie poradzi, ponieważ ich nowa siedziba będzie znajdować się na Pradze. To bardzo dobre położenie. Wyobrażam sobie, że znajdą tam nową publiczność, będą próbować dotrzeć do mieszkańców tej dzielnicy. Wyznaczą sobie inne cele i zaplanują inny program niż stara warszawska filharmonia, w której co pięć lat odbywa się Konkurs Chopinowski. Możemy obawiać się o przyszłość mniejszych filharmonii lub centrów, takich jak to w Lusławicach (Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego), które przez pięć kolejnych lat nie może niczego sprzedawać ze względu na warunki unijnej dotacji. Nie sprzedają biletów ani kawy, nie wynajmują swoich przestrzeni. Co stanie się z nimi za pięć lat? Ludzie przychodzą tam na darmowe koncerty i mogą się do tego przyzwyczaić. Czy w przyszłości mieszkańcy okolicznego Zakliczyna będą chcieli płacić za koncert?
Rozmawiałaś z Januszem Marynowskim, dyrektorem Sinfonii Varsovii, o planach budowy nowego budynku dla jego orkiestry. Koniec budowy przewidziany jest na rok 2021. Do tej pory orkiestra nie posiada własnego miejsca na próby i występy. Opowiesz nam nieco o szczegółach tego projektu?
Widziałam model tego budynku. To bardzo nowatorski projekt. Nowatorski głównie z tego powodu, że będzie mieścił w sobie nie tylko sale koncertowe, ale również coś w rodzaju akademii sztuki – przestrzeń dedykowaną artystom, malarzom czy rzeźbiarzom. W budynku znajdzie się także miejsce na bardzo ambitny program edukacyjny. I myślę, że to wspaniałe wynagrodzenie dla Sinfonii Varsovii. Orkiestra obecnie koncertuje głównie za granicą. I nie ma własnego miejsca. Teraz okupuje starą szkołę na Pradze. To jest bardzo zniszczony, rozwalający się budynek. Bardzo dziwne miejsce. Kiedy tam wchodzisz, wydaje ci się, że jesteś w jakimś squacie. Nowy budynek jest im naprawdę potrzebny.
Projekt nowej siedziby ma na celu głównie zapraszanie międzynarodowych artystów. Wydaje mi się, że wszystko będzie tutaj zrobione z wielkim rozmachem. Dyrektor Marynowski planuje otwarcie budynku w 2021 roku, ale zobaczymy, czy tak faktycznie się stanie po zmianie władzy w Polsce.
A jak widzisz koegzystencję nowego budynku Sinfonii Varsovii i Filharmonii Narodowej?
Myślę, że obie instytucje będą miały inne cele i będą się doskonale uzupełniać. Oczywiście, obie będą walczyć o publiczność. Uważam jednak, że położenie Sinfonii Varsovii na Pradze jest bardzo korzystne. Zagwarantuje nieco inną publiczność. Cały czas porównuję tę sytuację do Paryża. Nowa filharmonia powstała na obrzeżu miasta. Z kolei Théâtre de Champs-Elysées czy takie miejsca, jak Salle Gaveau czy była Salle Pleyel, znajdują się w ścisłym centrum miasta. To jest wbrew pozorom dobre rozwiązanie. Niektórzy nie wybiorą się do nowego budynku, ponieważ nie będą nim zainteresowani – mają swoje przyzwyczajenia i będą raczej woleli odwiedzać starą Filharmonię Narodową. Z drugiej strony, z pewnością jest wiele osób, które nie interesują się specjalnie muzyką klasyczną, ale z ciekawości pójdą zobaczyć nowy budynek. Publiczność nowej siedziby Sinfonii Varsovii powstanie dokładnie w taki sam sposób, jak publiczność nowej filharmonii w Paryżu.
Jaka jest twoim zdaniem rola muzyki klasycznej w rozwoju miast i urbanizacji?
Niektóre z nowych budynków zostały wybudowane w ważnych dla regionu, historycznych miejscach. Mam tutaj na myśli filharmonię w Katowicach, która powstała w miejscu dawnej kopalni, w przemysłowej części Katowic. Wszystko tutaj zostało usunięte, aby powstać mogło Muzeum Śląskie i nowa sala koncertowa, której projekt przypomina ceglane budynki tak typowe dla Katowic. Tak samo jest w przypadku Szczecina. Filharmonia jest tam położona w tym samym miejscu, w którym miała pierwotnie powstać w 1945 roku. Historia regionu jest bardzo widoczna i bardzo silnie podkreślana w obu tych projektach. W większości przypadków nowe filharmonie położone są w centrum miasta, tak jak we Wrocławiu. Narodowe Forum Muzyki znajduje się w ścisłym historycznym centrum, nieopodal budynku opery. Myślę, że to bardzo dobry wybór lokalizacji. Sinfonia Varsovia stanowi tutaj wyjątek. Nowe filharmonie są ważnym elementem w rozwoju i powstawaniu bardziej atrakcyjnych miast. Są istotną częścią nowej infrastruktury, tak samo jak nowe drogi czy połączenia kolejowe. Filharmonie są częścią tej samej logiki rozwoju.
Lucie Pierron Nowe filharmonie z pewnością przyciągają turystów, a jaki wpływ mają na lokalną społeczność?
Myślę, że filharmonie powstały w głównej mierze z myślą o mieszkańcach. Jak już wspominałam, organizowane są dla nich np. programy edukacyjne. Powstały też nowe połączenia komunikacji miejskiej, które mają ułatwić dojazd do nowych miejsc. Oczywiście nowe filharmonie są też przeznaczone dla turystów. Jeśli sprawdzisz strony internetowe sal koncertowych w Krakowie, Wrocławiu, Szczecinie, zobaczysz, że zamieszczone są tam informacje o najszybszej drodze na lotnisko czy atrakcjach regionu. Zamieszczane są też mapy miast. Nowe budynki to świetna promocja muzyki klasycznej w miastach, ale też ulepszona infrastruktura, komunikacja i sam wizerunek miast.
A co myślisz o wielofunkcyjnych salach, które łączą w sobie dwie dość odległe funkcje centrum kongresowego i sali koncertowej? To dobry pomysł?
Nie jestem wielką zwolenniczką takiego rozwiązania. Słyszałam koncert w centrum kongresowym w Krakowie i niestety uważam, że akustyka pozostawia tam wiele do życzenia. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie da się wybudować doskonałego akustycznie centrum kongresowego z krzesłami, do których podpięte są mikrofony, i z kabinami dla tłumaczy. Z rozmowy z architektem siedziby NOSPR-u w Katowicach, który trochę pomagał przy projekcie ICE w Krakowie, dowiedziałam się, że już w trakcie budowy trzeba było zmieniać projekt. Oczywiście, nie można zbudować obiektu w kształcie pudełka do butów czy wieńca, a takie właśnie kształty najczęściej nadaje się salom koncertowym, jeśli ma być on równocześnie centrum kongresowym. W centrum kongresowym prelegent musi mieć przed sobą słuchaczy, do których przemawia. Natomiast w budynku w kształcie wieńca, charakterystycznym zwłaszcza dla starszych filharmonii, musiałby znajdować się w centrum. Dlatego w pełni rozumiem, dlaczego tak się stało w przypadku centrum kongresowego w Krakowie. To dobry wybór, jeśli chce się mieć pewność, że miejsce będzie na siebie zarabiać. Niestety jednocześnie to nie najlepsze rozwiązanie, jeśli chodzi o koncerty muzyki klasycznej. W Krakowie powiedziano mi, że gościli nawet Filharmoników Berlińskich. Dla mnie to jednak prawdziwy nonsens słuchać tak dobrej orkiestry w takich warunkach.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).