Hamlet rezygnuje z roli
fot. Magda Hueckel

Hamlet rezygnuje z roli

Liubov Ilnytska

Czy „Hamlet” w reżyserii Kleczewskiej tworzy wielokulturową wypowiedź na temat końca Europy? Moim zdaniem – nie. Przedstawiciele różnych kultur, którzy wchodzą na końcu jako zbiorowa postać Fortynbrasa, niestety są tutaj tylko przedmiotami reżyserskiej wizji

Jeszcze 1 minuta czytania

„Hamlet” Mai Kleczewskiej i Łukasza Chotkowskiego, zrealizowany w Teatrze Polskim w Poznaniu, stał się wydarzeniem, nawet na Ukrainie, gdzie środowisko teatralne z ciekawością obserwowało, jakim księciem zostanie znany aktor Roman Lutskiy.

Skala produkcji robi wrażenie, przestrzeń Starej Rzeźni, którą Zbigniew Libera przetworzył w pokryty dywanami Elsynor, pozwala publiczności swobodnie się przesuwać pomiędzy aktorami i scenami, które rozgrywają się symultanicznie, a słuchawki dają możliwość wybierania jednego z trzech kanałów tekstu/dźwięku. Twórcy zaanonsowali że „do przestrzeni «Hamleta» można dołączyć w dowolnym momencie, i w dowolnej chwili ją opuścić. «Hamlet» jest otwarty dla publiczności przez kilka godzin, i tak jak w galerii sztuki, widzowie sami decydują, jak długo «Hamlet» trwa, które fragmenty historii chcą zobaczyć i usłyszeć”. Sceny rzeczywiście jakby się zapętlają i widz sam decyduje, jak długo dla niego trwa spektakl. Fabuła jest jednak liniowa i cały spektakl po prostu jest grany dwukrotnie. Po niedługim czasie większość widzów zaczyna chodzić za Hamletem i odbierać historię z jego perspektywy. Cały pomysł nie do końca się sprawdza.

Dramaturgia spektaklu zbudowana jest zgodnie z fabułą klasycznej sztuki, głównie z tekstu Shakespeare’a, fragmentów „Hamleta Maszyny” Heinera Müllera i improwizacji. Grany przez ukraińskiego aktora Hamlet zakłada mundur swojego ojca, żeby zostać ostatnim bohaterem walczącym o sprawiedliwość (czy raczej może rezygnującym z jakiejkolwiek walki) na ruinie Europy. Wykonuje swoje zadanie – ginie, broniąc resztek demokracji. Nie wiemy, skąd wrócił. Do Gertrudy-Alony Szostak (która jest Rosjanką) mówi po ukraińsku: „A ty wiesz, jak ja żyłem przez te pięć lat?”. Może wrócił z wojny, a może po prostu podróżował i chlał od lat, a jego ojciec dawno nie żyje i to dlatego Ofelia, w wykonaniu Teresy Kwiatkowskiej, już nie jest młodą dziewczyną? W każdym razie ukraińskość Hamleta i jej rola w tej historii nie jest do końca zrozumiała.

Jest jakby dzieckiem Wschodu i Zachodu zarazem, mieszaną tożsamością spomiędzy tych kultur. Decyduje, że nie chce wcale być Hamletem, oddaje swoją rolę i słynny monolog Horacemu. Roman Lutskiy, który ma na koncie wiele kinowych ról romantycznych bohaterów, czuje się bardzo swobodnie i organicznie w nietypowym dla siebie formacie teatralnym.

Hamlet, reż. Maja Kleczewska. Teatr POlski w Poznaniu, premiera 7 czerwca 2019„Hamlet”, reż. Maja Kleczewska. Teatr Polski w Poznaniu, premiera 7 czerwca 2019Stworzony przez Michała Kaletę Klaudiusz dyplomatycznie snuje plany przeciwko swojemu bratankowi. Widzimy go głównie w sali bankietowej, na krześle, którego prawie nie opuszcza, jego postać jest przez cały czas obecna na żywo albo na projekcji. Gertruda stara się załagodzić komunikację pomiędzy mężem a synem, radząc sobie w tym zamieszaniu za pomocą wina i pozornej beztroski. Realistycznie zagrany przez Michała Sikorskiego najwybitniejszy mózg królestwa, Horacy, w sparaliżowanym ciele Stephena Hawkinga – jest z całą swoją wiedzą bezużyteczny.

Precyzyjnie skonstruowane role przyciągają i nie pozwalają zgubić uwagi w dużej, wypełnionej tłumem ludzi przestrzeni. Chce się ich obserwować z bardzo bliska, szczególnie kiedy grają po raz drugi i są już całkowicie zanurzeni w stwarzanej rzeczywistości. Z dodatkiem muzyki Cezarego Duchnowskiego aktorzy tworzą piękne i zgrabne dzieło sztuki w świątecznie ustrojonej Rzeźni.

Czy twórcy sztuki idą jednak dalej? Czy tworzą wielokulturową wypowiedź na temat końca Europy? Moim zdaniem – nie. Przedstawiciele różnych kultur, którzy wchodzą na końcu jako zbiorowa postać Fortynbrasa, niestety są tutaj tylko przedmiotami reżyserskiej wizji. Nie mają własnego głosu, nie wyrażają swojego zdania. Ponadto „Wschód” (niezależnie od tego, czy chodzi akurat o Ukrainę, Indie czy Rosję) jest reprezentowany w spektaklu przez kolorowe dywany na ścianach i podłodze, rytuały i pieśni – co podkreśla tylko jego egzotyczność. Niech mi wybaczą aktorzy tak ogólne użycie tego słowa-worka, ja także jestem zmuszona do odnoszenia się do takiego pojęcia „Wschodu” za każdym razem, kiedy przekraczam zachodnią granicę swojego kraju. Czytałam państwa list otwarty do Witolda Mrozka, myślę, że właśnie o tej stereotypizacji pisał w swojej recenzji „Hamleta” w „Gazecie Wyborczej”. Twórcy oczywiście mieli na celu stworzenie postaci „władcy ponad podziałami”, ale przez wielu widzów jest ona odbierana inaczej – chyba wskazuje to jednoznacznie, że coś w realizacji tej koncepcji nie działa.

Spektakl zostawia przyjemne poczucie estetycznej satysfakcji, ale nie daje żadnej możliwości doświadczenia, poznania osobowości tego, kto do nas mówi, wejścia w rozmowę. W finale twórcy pokazują nam wymarzoną utopię, w której wszelkie problemy są już rozwiązane. Dobrze jednak wiemy, że to niemożliwe. Być może twórcy chcą dać nam nadzieję. Ale co mielibyśmy z nią zrobić?