Polskim czytelnikom szwajcarska artystka Anna Sommer znana jest przede wszystkim z debiutanckich „Damskich dramatów”. Antologia jej krótkich form komiksowych wydana przez Kulturę Gniewu 14 lat temu, w czasach, gdy polski rynek komiksowy był o wiele uboższy i bardziej zachowawczy, budziła mieszane uczucia.
Miniaturki o parających się różnymi zawodami kobietach drażniły rodzimych miłośników komiksu wiecznie spragnionych Zachodu. Zamiast o superbohaterach czy chociażby Wielkiej Historii Sommer opowiadała o śmieciarzu zakochanym w kobiecie, która wrzuciła do jego furgonetki sukienkę poplamioną krwią menstruacyjną. Albo o przewodniczce turystycznej mszczącej się na japońskim turyście, który nagrał z ukrycia, jak sikała. Albo o niewiernej żonie myśliwego, wykorzystującej skórę zamordowanego męża w niepokojącej (ale i zaskakująco frywolnej) łóżkowej zabawie z kochankiem.
Album Sommer – rysującej prostą, czasami wręcz pokraczną kreską, ignorującej ramki kadrów i zasady perspektywy – trafił do zupełnie innej publiczności niż typowy polski czytelnik komiksowy. Premierze towarzyszył wywiad w „Wysokich Obcasach”, obok którego opublikowano jedną z miniatur. W tamtych czasach to było coś.
„Nieznajomy” to rzecz zupełnie inna. Groteskowe poczucie humoru ustąpiło miejsca realistycznej opowieści obyczajowej o dwóch kobietach związanych z jednym mężczyzną. Helena, żona Antoine’a, to dobrze sytuowana właścicielka sklepu z odzieżą. Gdy pewnego dnia odkrywa w przebieralni porzuconego noworodka, postanawia się nim zaopiekować. W tajemnicy przed mężem, bo ten o żadnym dziecku nie chce słyszeć. Z kolei Vicky, kochanka i studentka Antoine’a, zachodzi z nim w ciążę. Sama jest do niej kompletnie nieprzygotowana, nie może też od niego spodziewać się wsparcia.
Anna Sommer, „Nieznajomy”. Przeł. Krzysztof Umiński, Kultura Gniewu, 100 stron, w księgarniach od kwietnia 2019Jeżeli powyższy akapit zabrzmiał dla ciebie, drogi czytelniku, jak streszczenie marnego filmu obyczajowego w stylu „Prawdziwych historii”, to niestety twoje intuicje są słuszne. Sommer sięga po wyświechtane figury, lecz zamiast ukazać je z nowej perspektywy, zadowala się banałami i stereotypami.
Vicky, prostytuująca się nastolatka, jest niczym postać z „Galerianek” Katarzyny Rosłaniec. Bezczelna i zagubiona, ignorowana przez rozwiedzionych rodziców, miota się pomiędzy niezbyt rozgarniętą przyjaciółką a odrzucającym ją kochankiem, w chwili kryzysu upija się i swoim nastoletnim pijaństwem szokuje porządnych przechodniów. Jest pozostawiona sama sobie i niewyedukowana w tematach seksu i własnego ciała (w jednej ze scen próbuje się pozbyć ciąży, łykając środki na przeczyszczenie, w innej poronienie ma wywołać huśtawka). Śledząc losy Vicky, trudno odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z pełnowymiarową, zniuansowaną psychologicznie bohaterką. To postać papierowa, uszyta pod leniwego czytelnika, który po skończeniu lektury będzie mógł pokiwać ze zrozumieniem głową i zadumać się nad nieszczęsnym losem zagubionej dziewczyny.
Ze stereotypów ulepiony jest także Antoine. Atrakcyjny, wykształcony i dobrze sytuowany, otacza się niedowartościowanymi kobietami, którym bez wahania narzuca swą wolę. To przykład wygodnego, zadowolonego z siebie białego, heteroseksualnego mężczyzny, odmawiającego wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny. Bo może. Niestety wygłaszając zdania w stylu „Nie bądź zawiedziona” (do odrzuconej nastoletniej kochanki) czy „Nie chcę mieć nic wspólnego z tym dzieckiem! Jak wrócę, ma go tu nie być!” (do pragnącej dziecka żony), Antoine przemienia się w banalną karykaturę, stereotypowego „tego złego”, usłużnie podsuwanego czytelnikowi, by jasne było, kogo obwiniać.
Tylko ciut lepiej skonstruowana została postać Heleny, kobiety, która dla kariery i mężczyzny rezygnuje z macierzyństwa. Zdominowana przez męża, wyciszająca własne pragnienia, wydaje się pogodzona z myślą, że jej życie nie będzie takie, jak by chciała. Ale w jej wątku zdumiewa sposób, w jaki zostało przedstawione macierzyństwo. Pojawiające się w sklepie dziecko traktowane jest jak teatralny rekwizyt. Przygarnięcie go przychodzi Helenie zdumiewająco łatwo (zarówno na poziomie finansowym, jak i emocjonalnym), zaś wychowanie w zasadzie ogranicza się do kilku wizyt dziennie na zapleczu. Nie ma w „Nieznajomym” trudów i znojów: fizjologii, nieprzespanych nocy, ciągłego lęku o bezbronne życie. Świeżo urodzonym maluchem przez kilka miesięcy można się opiekować z doskoku, w godzinach pracy i podczas przerw na jogging, trzymając go w kołysce z pudła i zostawiając na całe noce samego w pustym sklepie.
Fabularne i psychologiczne schematy rażą, tym bardziej że szwajcarska artystka opowiada tę historię w intrygująco klarowny sposób. Narratorowi – często ględzącemu w komiksach z offu – odbiera głos, ograniczając go do roli dysponenta obrazów. Posługuje się ciągłą, czystą linią, czytelną czernią i bielą oraz neutralnym stylem, przywodzącym na myśl komiksowe instrukcje dołączane do mebli Ikei. Współgra to z podejściem Sommer do ludzkiego ciała i intymności. Bohaterowie „Nieznajomego” są po ludzku niedoskonali i zaskakująco często ukazywani w trakcie seksu czy załatwiania potrzeb fizjologicznych. Chłodny, wykalkulowany styl albumu odbiera jednak tym „momentom” podtekst erotyczny. Czyni je, całkiem słusznie, normalnymi elementami codzienności. Dodajmy do tego charakterystyczny dla Sommer brak kadrów, dzięki czemu opowieść jakby „przesuwa się przed oczami czytelnika” (mówiąc słowami Wojciecha Birka), a otrzymany komiks staje się imponująco spójny.
Jeżeli rację ma Scott McCloud dowodzący, że istotą medium komiksowego jest to, co rozgrywa się pomiędzy kadrami i co czytelnik sam sobie musi dopowiedzieć, to pomiędzy kadrami „Nieznajomego” natrafimy na same banały.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).