Każdy album Daniela Clowesa to wydarzenie. Nie inaczej jest tym razem. „Patience”, jego najnowsza powieść graficzna, to obyczajowo-fantastyczny majstersztyk o podróżach w czasie i życiowych rozbitkach, dowodzący, że autorowi słynnego „Ghost World” wciąż świetnie idzie balansowanie na granicy komiksu głównego nurtu i artystycznej alternatywy.
Clowes to jeden z najwybitniejszych przedstawicieli ruchu znanego pod luźną nazwą komiksowej alternatywy (ang. alternative comics) – nieformalnego frontu sformowanego przez wywodzących się z tradycji undergroundu artystów nadających ton komiksowi artystycznemu lat 80. Oczywiście najgłośniejszym twórcą tego nurtu jest Art Spiegelman, któremu sławę przyniósł publikowany wpierw w magazynie „RAW”, a następnie w dwóch albumach „Maus”. Obok niego lata 80. w komiksie naznaczyli tacy giganci, jak Françoise Mouly (prywatnie żona Spiegelmana), Chris Ware, bracia Hernandez czy Charles Burns.
Opisując historię komiksu po 1968 roku, Dan Mazur i Alexander Danner zwracają uwagę, że komiks alternatywny – w przeciwieństwie do undergroundowego – był o wiele bardziej samoświadomy i wyrafinowany. Jego twórcy wychowywali się oczywiście na pracach Roberta Crumba (który został zresztą nieformalnym guru nowej fali), Harveya Pekara czy Justina Greena, ale oczekiwali od komiksu nieco więcej niż entuzjastyczny, anarchistyczny bunt i ekshibicjonistyczny autobiografizm. Liczni przedstawiciele nowego pokolenia rysowników ukończyli szkoły artystyczne i zależało im, aby to, co robili, docenił światek artystyczny. Wielu badaczy uważa zresztą, że takie uznanie udało się w końcu osiągnąć dzięki nagrodzie Pulitzera dla „Mausa”, przyznanej w 1992 roku.Daniel Clowes, „Patience”. Przeł. Wojciech Góralczyk, kultura gniewu, 184 strony, w księgarniach od kwietnia 2016
Spośród artystów alternatywnych Clowes (rocznik 1961) obrał chyba najbardziej oryginalną ścieżkę, by zaznaczyć swą artystyczną odrębność. Wydawany przez niego magazyn „Eightball” (pierwszy numer ukazał się w październiku 1989 roku, ostatni w czerwcu 2004) był zbiorem groteskowych miniatur komiksowych, łączących w sobie fascynację amerykańską popkulturą z dziwacznymi wątkami onirycznymi, seksualnymi i przemocowymi. Doskonale widać te fascynacje w albumie „Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza”, zbierającym serię drukowaną na kartach „Eightball” pomiędzy 1989 a 1993 rokiem. To niemożliwa do streszczenia historia quasi-kryminalna, której główny bohater – bywalec kin pornograficznych imieniem Clay – rusza przez koszmarną wersję Ameryki w poszukiwaniu byłej kochanki. Po drodze spotyka człowieka, któremu małe rybki czyszczą oczodoły, policjantów masochistów, znaczących swe ofiary symbolem uśmiechniętej twarzyczki, psa bez żadnych otworów w ciele, podstarzałą nimfomankę romansującą z syrenim samcem i jej córkę – potwornie zdeformowaną nastolatkę, pragnącą stracić z Clayem dziewictwo.
Oniryczne szaleństwo „Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza” sprawiło, że krytycy odebrali komiks jako niepowtarzalny i antymainstreamowy. Paweł Sitkiewicz na stronach wydanego właśnie „Leksykonu powieści graficznej” porównuje ten album do „Psa andaluzyjskiego” Luisa Buñuela i Salvadora Dalego:
…na dnie głowy Daniela Clowesa gromadzą się mroczne doświadczenia, brak złudzeń co do Ameryki – niebezpiecznej i pogrążonej w kryzysie, strzępy zasłyszanych opowieści (kryminalnych i spiskowych), wspomnienia z obejrzanych filmów (zwłaszcza klasy B) i informacji medialnych (głównie o treści sensacyjnej), ułożone na pulpicie rysowniczym w purnonsensową opowieść o tajnych organizacjach, świecie przestępczym i zdeprawowanej Ameryce, która chce uchodzić za ziemię obiecaną.
Prawdziwy rozgłos przyniósł Clowesowi wydany w 1997 roku „Ghost World” – również wywodząca się z kart „Eightball” opowieść o dwóch dorastających nastolatkach. Doczekała się ona w 2001 roku rewelacyjnej ekranizacji w reżyserii Terry'ego Zwigoffa, której scenariusz – pisany wspólnie przez Zwigoffa i Clowesa – został nominowany do Oscara. Inaczej niż „Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza”, „Ghost World” to opowieść mało skomplikowana i łatwiejsza do interpretacji. Jej bohaterki, kończące szkołę nastolatki, stojące przed decyzją, jak pokierować swym dalszym życiem, są świetnymi przykładami życiowego odklejenia, typowego dla wszystkich bohaterów Clowesa. To postaci jednocześnie realistyczne i ekstrawaganckie, wywołujące w czytelniku poczucie dyskomfortu. Wzmacnianie tego uczucia, przypominające nieco dotykanie językiem bolącego zęba, jest zresztą cechą charakterystyczną twórczości Clowesa, która eksploruje współczesną Amerykę i jej popkulturowy mit, odsłania spychane do nieświadomości pragnienia seksualne, wybijając odbiorcę ze strefy komfortu.
W zeszłym roku ukazał się w Polsce pochodzący z 2000 roku „David Boring”. Larushka Ivan-Zadeh na łamach brytyjskiego „Guardiana” pisała, że jest to „enigmatyczna zagadka kryminalna wibrująca paranoją z przełomu mileniów”. Zawiodą się jednak ci, którzy spodziewaliby się klasycznej opowieści o zbrodni. Tytułowy bohater być może bada sprawę śmierci swojego znajomego, ale ważniejsze są pragnienia seksualne Boringa (fetyszyzującego kobiece pupy) i jego kompleks na punkcie nieobecnego ojca. O tym, że Daniel Clowes znów stworzył coś dziwnego i niezręcznego, najlepiej świadczą pierwsze kadry albumu, na których David Boring opisuje przebieg odbywanego stosunku:
I tak oto, jakimś cudownym zbiegiem okoliczności, leżę nagi, mając za chwilę odbyć stosunek płciowy z kobietą, którą każdy panel niezależnych ekspertów uznałby za piękną (...) Nie była niezadowolona z moich pchnięć (zagryzła wargę i ciężko oddychała), lecz od początku wiedziałem, że raczej nie dostanę drugiej szansy, jeśli (co najmniej) nie obezwładnię jej swoim entuzjazmem. (...) Stopniowo jej dyszenie ucichło i naszła mnie myśl, że w każdej chwili może uznać za stosowne wyjąć się poza nawias tej sytuacji i pobiec na przyjęcie, o którym właśnie sobie przypomniała – do swojego naturalnego środowiska pełnego gwiazdorów klasy B i dzieci milionerów.
„Patience”, czytane tuż po „Davidzie Boringu”, zaskakuje prostotą. Na pierwszy rzut oka jest to zwykła opowieść fantastycznonaukowa, której główny bohater Jack Barlow przenosi się w czasie z 2029 roku do 2006 i 1985 roku, by zapobiec śmierci ukochanej – tytułowej Patience – zamordowanej przez nieznanego sprawcę w roku 2012. Na ostatniej stronie okładki czytamy, że „Daniel Clowes przedstawia kosmiczny trip przez czasoprzestrzeń do pierwotnego bezmiaru nieśmiertelnej miłości” i w zasadzie nie ma w tym dziwacznym zdaniu ani grama fałszu. „Patience” to rzeczywiście opowieść o obezwładniającej miłości i niemożności pogodzenia się ze stratą, determinującymi całe życie Jacka i rzucającymi nim po Ameryce ostatnich kilku dekad. Clowesowi udało się osiągnąć to, co wcześniej w „Ghost World”, czyli – jak ujął to Sitkiewicz – zagospodarować „obszar rozciągający się między komiksem głównego nurtu i komiksem «podziemnym»”. Bo album Amerykanina jest przede wszystkim mainstreamową opowieścią, snutą przez świadomego swojej autonomii artystę.
To komiks wciąż bardzo Clowesowski, narysowany charakterystyczną, „sztywną” kreską, przez którą wszystkie postacie wyglądają na niezgrabne i niedopasowane. Autor odkurza (zwłaszcza w sekwencji rozgrywającej się w przyszłości) klasyczne amerykańskie filmy, komiksy i książki SF z lat 50., które dziś nie wygadają już kiczowato, ale dzięku aurze vintage odsyłają do amerykańskich „starych dobrych czasów”. Nie zaskakują także bohaterowie: to nieprzystosowane społecznie odludki, do jakich przyzwyczaił nas Clowes. „Śmieci z plebsu” – jak nazywa siebie samą Patience – ale wrzucone w opowieść klarowną i łatwo poddającą się interpretacji.
Autor posługuje się rekwizytami fantastyki naukowej nie po to, by je reinterpretować, lecz, po prostu, by opowiedzieć fabułę. A jest ona nie tylko precyzyjnie skonstruowana (fani podróży w czasie powinni czuć się usatysfakcjonowani), ale i zaskakująco optymistyczna – sugeruje, że nawet w świecie, w którym wszystko wydaje się z góry przesądzone, istnieje szansa na odmianę losu i zadośćuczynienie krzywdom.
Clowesowi udała się w „Patience” rzecz niełatwa: zaskoczył miłośników swojej twórczości, pozostając wiernym sobie. Nowy album dowodzi jego artystycznej dojrzałości i pewności siebie. To komiks alternatywnego artysty penetrującego mainstream na własnych warunkach, nieporzucającego swojego odjechanego stylu nawet w historii o miłości, morderstwie i podróżach w czasie.