Nie wiem, czy pomogłem
SKY, fot. Helen Bauer

15 minut czytania

/ Muzyka

Nie wiem, czy pomogłem

Rozmowa z Krzysztofem Kwiatkowskim

Mam nadzieję, że kiedy zacznie się dźwiękowa rewolucja w Polsce, artyści z wytwórni Trzy Szóstki staną na barykadach. A ja zapewnię prowiant

Jeszcze 4 minuty czytania

PIOTR STRZEMIECZNY: Trzy Szóstki najpierw były stroną na Facebooku, potem osobnym serwisem, a wreszcie stały się netlabelem, który z czasem zaczął wydawać muzykę na fizycznych nośnikach.
KRZYSZTOF KWIATKOWSKI:
Chciałem mieć miejsce, gdzie mógłbym zamieszczać rekomendacje muzyczne. Facebook działa tak, że nawet co lepsze rzeczy żyją tam maksymalnie trzy, cztery dni. Było mi żal, że moje teksty znikają. Dlatego powstał blog, na którym zamieszczałem treści z fanpage’a. Wytwórnia to pokłosie pomysłu zapoczątkowanego na moim youtube’owym kanale, gdzie robiłem plejlisty. Chciałem zamieszczać w nich polskich artystów, którzy nie mieli swoich wydawców. Od razu pojawił się też plan, by wydawać nagrania, które nigdzie wcześniej się nie ukazały. Z czasem ludzie zaczęli narzekać, że nie ma fizycznych egzemplarzy, i tu też trzeba było interweniować. Zaczęliśmy wydawać muzykę na nośnikach.

Fanpage Trzech Szóstek ma 14 tysięcy fanów, co jest niezłym wynikiem w niszowych mediach muzycznych.
Nigdy by do tego nie doszło, gdybym pisał tylko o muzyce. Jeśli ktoś prowadzi fanpage i wstawia jedynie rekomendacje muzyczne, to nie wróżę mu sukcesu, chyba że jest znanym dziennikarzem, ma wyrobione nazwisko. Jeśli jest się – brzydko mówiąc – no name’em, to nic z tego nie wyjdzie. 

Twoja strona z recenzjami jest coraz rzadziej aktualizowana, ale przez wiele lat zajmowałeś się głównie krytyką muzyczną. A teraz jako wydawca musisz być blisko innych dziennikarzy.
Jestem do tego zmuszony. Ale relacja wydawca–dziennikarz jest trudna. Nie wiadomo, gdzie leży granica.

A jak oceniasz obecną kondycję krytyki muzycznej?
Mainstreamowej krytyki nie śledzę. Podziemną scenę też coraz rzadziej. Trochę się jednak od tego odklejam. Doceniam, że ktoś chce się na jakiś temat wypowiedzieć, ale rzadko spotykam się z tekstami, które naprawdę by mnie poruszyły.

Recenzjami i tekstami o zespołach interesują się przede wszystkim ci bezpośrednio zainteresowani – twórcy i wydawcy, a nie słuchacze?
Mało jest ludzi, którzy chcą czytać wnikliwe, długie recenzje. Słuchaczy interesują krótkie rekomendacje, wrzuty. Może gdyby te teksty były pełne pobocznych wątków, opowieści wokół… Ludzie czytają Porcysa, bo teksty na tym portalu rzadko są stricte o płycie.

W jednym z odcinków podcastu o krytyce muzycznej zaznaczyłeś, jak nieliczne jest środowisko alternatywne. Czy relacje dziennikarzy z muzykami – to, że wszyscy się znają – są problemem?
Kiedy zaczynałem prowadzić Trzy Szóstki, miałem problemy z chodzeniem na koncerty, bo spotykałem tych, o których właśnie napisałem. To jest trudny temat i nie mam pojęcia, jak go rozwiązać. Zrezygnować z przyjaźni, ponieważ coś się napisało? Dlatego gdy coś mi się nie podoba, to o tym nie piszę. To dobre rozwiązanie. Może gdyby to była moja praca i gdybym miał z tego nie wiadomo jakie pieniądze, to mógłbym się zastanowić nad rozdzieleniem tych relacji. 

Krzysztof Kwiatkowski

Ur. 1988 w Giżycku. Założyciel bloga i internetowej wytwórni Trzy Szóstki, która w ciągu niespełna dwóch lat wydała kilkadziesiąt albumów z elektroniką, muzyką eksperymentalną, alternatywnym rockiem i popem. Jako recenzent współpracował z portalem Screenagers. Organizuje też koncerty.

trzyszostki.bandcamp.com/
www.instagram.com/3szostki/
www.facebook.com/3szostki/

Rekomendacje, a nie recenzje.
Strasznie się wzbraniam przed nazywaniem moich tekstów recenzjami, bo tutaj z automatu pojawia się dyskusja, jak w ogóle powinna wyglądać recenzja. Nie jestem dziennikarzem, nie piszę recenzji, mam dzięki temu święty spokój. Nie próbuję być obiektywny, wszystko opiera się na moim guście.

Krzysztof Kwiatkowski, fot. archiwum prywatneKrzysztof Kwiatkowski, fot. Agata Hudomięt

Filip Szałasek zwrócił kiedyś w „Czasie Kultury” uwagę na liczbę kobiet piszących o muzyce. Jest ich bardzo, bardzo niewiele.
Często w komentarzach widzę na przykład dobre rady: „Niech dziewczyny zaczną pisać”. To tak nie działa. Dziewczyny nie są do końca traktowane przez facetów poważnie. Przede wszystkim, gdy dziewczyna coś napisze, a nie daj Boże jest jej zdjęcie, to zaczynają się chamskie komentarze. Jeśli jakaś kobieta się wypowie, to zaraz znajdzie się trzech chłopaków, którzy zaczną jej tłumaczyć, czym jest feminizm, jak się powinna czuć. Sam to kiedyś robiłem, ale teraz staram się uważać na słowa.

Ty też piszesz dużo o seksizmie w środowisku muzycznym.
Nie chcę być kolejnym facetem, który stara się komuś coś tłumaczyć. O tym powinny mówić kobiety. Tych głosów nie ma w tym momencie wiele, zagłuszają je faceci. Problem niewielu kobiet na scenie jest na pewno bardzo złożony. Dziewczyny z mojej wytwórni mówią, że nawet na próbie przed koncertem słyszą dziwne teksty. Akustycy wychodzą często z założenia, że dziewczyny nie mają pojęcia, jak coś podłączyć. Oczywiście oni to robią z dobrej woli, chcą pomóc, ale jednocześnie sypią tekstami, które naprawdę potrafią zniechęcić. Wiele dziewczyn w ogóle nie chce występować, bo boją się, że ich muzyka spotka się z dziwnym odbiorem, zaczną się różne porównania.

W alternatywie na pewno jest lepiej, dziewczyny mają większą swobodę, czują się bezpieczniej, między innymi dzięki takim inicjatywom jak Brutaż czy Oramics. Ale bycie w niezalu nie oznacza automatycznie, że ma się fajne poglądy. Zresztą za alternatywne uchodzi Męskie Granie, które już samą nazwą straszy. Na stronie organizatora pojawiają się okropne teksty. Wszystko jest na zasadzie, że nawet jak zagra tam jakaś dziewczyna, to musi być to z pazurem, jak Nosowska. Zresztą w swoim podcascie wspominałem o pewnym zdaniu z książki Nosowskiej. Ohydnym.

O jakie zdanie chodzi?
„Moi koledzy z zespołu mówią, że jak suka nie da, to pies nie weźmie. Nie wolno przyjaźnić się z suką”. Najgorsze jest to, że w tej książce nie pada żadna refleksja na ten temat. Wszystko wygląda, jakby Nosowska zgadzała się z tym, co mówią jej koledzy z zespołu. Dla mnie to spore rozczarowanie, jeśli rzeczywiście tak sądzi.
 

Razem z Girls to the Front wydałeś jako Trzy Szóstki specjalną kompilację wspierającą dziewczyny, zatytułowaną „Trzy Szóstki i Girls to the Front przedstawiają dziewczyński niezal”.
Nie przypominam sobie innego takiego wydawnictwa u nas w Polsce. Wszystko stało się poważniejsze niż przypuszczałem, a to tylko youtube’owa składanka. Zależało nam, by kompilacja miała też muzyczną myśl przewodnią. Moja rola w tym wszystkim była znikoma, brałem udział w selekcji materiału i zamieściłem go na kanale Trzech Szóstek. Za wszystko odpowiadały Agata Wnuk i Ola Kamińska. Fakt, że album znalazł się na YouTubie Trzech Szóstek, związany był głównie z liczbą osób obserwujących kanał.


Jaki wydawniczo jest polski niezal?

Fascynujący, różnorodny, piekielnie ciekawy, dotykający wielu intrygujących sfer, począwszy od niekoherentnej elektroniki, a skończywszy na charczących gitarach. Moje ulubione labele to: enjoy life, Astigmatic, Thin Man, Audile Snow, Jasień, Mondoj, Pawlacz Perski, Pointless Geometry, Outlines, Instant Classic, BAS.KOLEKTYW, Latarnia, Mik Musik, Opus Elefantum Collective, positive regression. Ale dobrych oficyn jest znacznie więcej. 

Wydajesz naprawdę dużo i na dodatek artystów z różnych muzycznych bajek.
Jest pop, jest noise, jest delikatna i mocniejsza elektronika. Brakuje tylko metalu. Niedawno wydałem Hanako, czyli takie ostrzejsze sprawy, więc metal też powinien się w końcu znaleźć. W przyszłym roku chcę mocno ograniczyć premiery i skupić się na muzyce duchologiczno-popowej, w klimatach takich artystów jak Panowie, D A V I C I I, Adōnis czy Cudowne Lata.

Wymieniłeś prawie samych mężczyzn.
Cudowne Lata to dwie dziewczyny: Ania Włodarczyk i Amina Dargham. Teraz hula singiel „Zapach i ty”, który, jak na moje możliwości, cieszy się ogromną popularnością. Ten utwór jest wspaniały, ostatnio wydana składanka ma mniej wyświetleń niż ten jeden kawałek.


Do tej pory w Trzech Szóstkach ukazało się, cyfrowo, na kasetach i płytach, ponad pięćdziesiąt albumów. Niektórzy wykonawcy jednak się powtarzają.
Z niektórymi osobami łączy mnie trochę trwalsza współpraca, co oczywiście jest związane z tym, że prywatnie się przyjaźnimy czy po prostu lubimy. Jest mi miło, gdy ktoś czuje się mocniej związany z Trzema Szóstkami i traktuje ten label jak swój. Zresztą taki był początkowy zamiar – żeby to miało trochę rodzinny charakter. Niestety, jest to raczej niewykonalne, za dużo projektów z różnych bajek, miejsc, scen. Dlatego niektórzy są u mnie tylko na zasadzie krótkiej, jednorazowej współpracy.

Na przykład współpraca z rapowym składem LSO była dobra, przyszło trochę nowych osób, które do tej pory interesują się Trzema Szóstkami. Nie zawsze do końca ogarniają, co się u mnie dzieje, ale interesują się niektórymi artystami. Podobali im się na przykład Panowie. Inni chcieliby w Trzech Szóstkach wydawać wszystkie swoje dokonania, a ja z reguły nie mam nic przeciwko. Na pewno byłbym szczęśliwy, gdyby w przyszłości powstało coś takiego jak „brzmienie Trzech Szóstek”.

Czy wejście we współpracę ze Stachurskym było kluczowym momentem w historii Trzech Szóstek?
Nie wiem, czy pomogłem Jackowi Stachursky’emu, bo on ma rzesze fanów. W latach 90. Jacek miał wszystko – ­grał eurodance, trance i house. To koleś, który ma ogromną wiedzę i dużo słucha. Jestem fanem muzyki Jacka, może nie płyt, ale niektórych kawałków. Dla mnie ta współpraca to spełnienie marzeń.


Masz jakieś kryteria, którymi się kierujesz przy wchodzeniu we współpracę? Poza oczywiście podstawowym – artysta musi ci się podobać.
To mało profesjonalne z mojej strony, ale nie ma innych kryteriów. Nie ma opcji, abym wydał coś, co średnio mi się podoba, nawet jakbym czuł, że taki materiał ma potencjał komercyjny. Inna sprawa, że każdy, kto chce ze mną współpracować, musi zdawać sobie sprawę, że jeśli wygłasza poglądy, za które można na fanpage’u dostać bana, to się z nim nie dogadam. Mój label zawsze będzie miał serce po lewej stronie, koniec kropka.

Twoimi sztandarowymi reprezentantami są chyba w tej chwili D A V I C I I, Adōnis, razem również jako Panowie, SKY, Jakub Lemiszewski, Palmer Eldritch.
Staram się nie używać takich sformułowań jak „sztandarowi reprezentanci”. Wymienione przez ciebie projekty to klasa sama w sobie, pod wieloma względami produkcje unikalne w Polsce, choć szalenie niedoceniane. Mam nadzieję, że kiedy zacznie się dźwiękowa rewolucja w Polsce, oni staną na barykadach, a ja zapewnię prowiant.  

Skąd zamiłowanie do takiego brzmienia zdezelowanego retro?
Akurat moje zamiłowanie do takiego brzmienia jest tak naprawdę umiarkowane. Lubię, kiedy ktoś nawiązuje do przeszłości, ale jednocześnie mam duże wymagania. Nie znoszę wysilonej nostalgii – skoro jest popularna, to my też coś w tym klimacie poróbmy. Trochę wyjdę w tym momencie na hipokrytę, ponieważ niby zupełnie nie interesuje mnie „szczerość w muzyce”, jednak akurat w tym względzie ta szczerość jest ważna.

Staromodnie brzmią też Cudowne Lata. Na razie opublikowałeś ich singiel „Zapach i ty”. Kiedy album, czego można się spodziewać?
Album ukaże się we wrześniu, a można spodziewać się dokładnie tego, co jest w singlu „Zapach i ty”, czyli pięknych, gitarowych, sennych wariacji na temat twórczości Anny Jurksztowicz czy Krystyny Prońko. Dla mnie to szczególnie ważna współpraca. Najpierw przesłuchałem wydaną w poprzednim roku demówkę i tak bardzo zauroczyłem się muzyką dziewczyn, że szybko zaproponowałem im współpracę. Wystarczyło jedno spotkanie. Cudowne Lata z miesiąca na miesiąc są coraz lepsze.

Poza elektroniką w Trzech Szóstkach jest też spora liczba artystów noise’owych, postpunkowych i z szuflady indie. Hanako, Katie Caulfield, The Spouds, Zwidy, Gołębie, Anatol, a ostatnio też WaluśKraksaKryzys.
I nie chciałbym z tego w przyszłym roku zrezygnować. Wbrew pozorom nie promuje się w Polsce szczególnie dużo gitarowych, zaszumionych, brudnych piosenek – mam ambicję, aby to w Trzech Szóstkach było takiego grania najwięcej w Polsce.

Jestem bardzo wdzięczny, że te zespoły wydają w Trzech Szóstkach. Wszystkimi nimi wcześniej bardzo się interesowałem. Nieskromnie powiem, że są to najlepsze rodzime indierockowe wydawnictwa z ostatnich lat. Trochę inaczej przebiegała kooperacja z Anatolem i WaluśKraksaKryzys – tutaj pierwszy krok wykonali sami autorzy. Nie trzeba było mnie długo namawiać. Rozpiera mnie duma, że mogłem się do tego wszystkiego dołożyć.

Cudowne Lata, fot. Jakub ŻwirełłoZwidyHanako, fot. Agat HudomiętWaluś KraksaKryzys, fot. Maja Pasternak
Cudowne Lata (fot. Jakub Żwirełło) / Zwidy / Hanako (fot. Agata Hudomięt) / WaluśKraksaKryzys (fot. Maja Pasternak)


Wśród twoich artystów są też osoby, które najpierw czytały twój fanpejdż i bloga.
Niektórzy z nich, tak jak HTDY, Mikołaj Janeczko, Haunting czy Ovvoid, to osoby, które niemal od samego początku obserwowały Trzy Szóstki. Gdy dowiedzieli się, że rusza label, napisali do mnie i tak to się zaczęło. Ich muzyka, tworzona w domowych warunkach, po amatorsku, była ważnym elementem rozwoju Trzech Szóstek. Nadal w oficynie jest miejsce na takie akcje, choć od momentu wejścia fizyków sytuacja nie jest tak prosta jak na samym początku, gdy niczym nie trzeba było się przejmować. Były także osoby, do których to ja pierwszy pisałem, jak Tulip Trenches, Killed to Death albo dziewczyny z Her Side.

W Trzech Szóstkach są też postaci dobrze znane. Piotr Połoz, Radek Sirko, Magda Ter, Teo Olter, w końcu The Spouds i chyba twój największy wydawniczy szlagier – reedycja „1984” Surowej Kary Za Grzechy. Trudno było ich nakłonić do wydawania u ciebie?
To ja pierwszy się odezwałem. Z tego, co pamiętam, namawiałem Afrojaxa przez 15 sekund, a w ciągu minuty otrzymałem niemal wszystkie utwory i jego błogosławieństwo, chociaż wcześniej w ogóle się nie znaliśmy. Tak było, nie zmyślam. „1984” to moja ukochana płyta, której namiętnie słuchałem ponad dziesięć lat temu.


Dzieki tobie wypromowali się D A V I C I I, Adōnis, SKY, Ovvoid i kilku mniej znanych artystów.
To są na tyle dobrzy artyści i artystki, że spokojnie poradziliby sobie bez Trzech Szóstek. Można powiedzieć, że ja im trochę pomogłem, a oni pomogli mi. W ogóle formacja Panowie, w której przecież też tworzy wspomniany przez ciebie Adōnis, jest niesamowita, nie ma drugiej takiej ekipy.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)