Podwórkowe kapele, sentymentalne orkiestry, taneczne comba, jazzbandy. Podsumowania polskiej muzyki wydanej w 2017 roku po raz kolejny zwróciły uwagę na fenomen retromanii – imitowania i interpretowania przez współczesnych twórców muzyki powstałej wiele dekad temu. Mimo tej melancholijnej ofensywy, w końcoworocznych rankingach i plebiscytach szczęśliwie znalazło się też miejsce dla muzyki poszukującej nowych form dźwiękowej ekspresji.
Do grona artystów szukających nowego w muzyce należy niewątpliwie Jakub Lemiszewski. Na tle licznych ubiegłorocznych stylizacji, reinterpretacji i płyt-hołdów jego album „2017 [nielegal]” imponował wizjonerstwem. Wydawnictwo, które ukazało się w niszowym labelu Magia, znalazło się na dwunastym miejscu podsumowania serwisu Beehype (wspólnej listy kilkudziesięciu polskich dziennikarzy muzycznych). Materiał Lemiszewskiego zaskakuje nawet erudytów muzyki elektronicznej. Mamy do czynienia z ekspresją zainspirowaną ultraszybkim, chicagowskim gatunkiem footwork/juke. „Niepozorny szaleniec z myszką i laptopem potrafi wykrzesać autentyczny ogień z nóg i ciał tańczących” – pisał o nim Jakub Mihilewicz, analizując w „Dwutygodniku” „nielegal”.
Niespełna rok później ukazało wydawnictwo „Bubblegum New Age”, które de facto zostało nagrane wcześniej niż „2017 [nielegal]”. Materiał powstał w drugiej połowie 2015 roku i od tego czasu oczekiwał w szufladzie odpowiedniego momentu. Ten nadarzył się na początku roku za sprawą Krzysztofa Kwiatkowskiego, który zaproponował Lemiszewskiemu wydanie nagrań w internetowej oficynie Trzy Szóstki, będącej wydawniczą odnogą bloga i fanpejdża promującego scenę niezależną w Polsce.
Dobre przyjęcie „2017 [nielegalu]” przez krytykę, a zwłaszcza docenienie zmysłu kompozytorskiego artysty, ośmieliło go do ujawnienia swoich archiwów. Ich zawartość uzasadnia zachwyty nad talentem producenta. Jako samouk Lemiszewski obrał kurs na autentyczność, nie zaś na instrumentalną wirtuozerię. Jego garażowe, nonszalanckie podejście gwarantuje świeżość na wszystkich muzycznych frontach, na jakich się porusza: od metalowej Sierści, przez punkowe Gołębie, aż po noise rockową, psychodeliczną Złotą Jesień. Najnowsza płyta zespołu ukazała się niedawno w Lado ABC, odświeżając retrospektywny ostatnio katalog wytwórni.
Wyjątkiem i rysą na portrecie Lemisza – artysty poszukującego w muzyce nowych możliwości – okazuje się nagrana wespół z Teo Olterem płyta „Post Refference” (Trzy Szóstki, 2018), która sprawia wrażenie mało porywającej kalki wczesnych nagrań Sonic Youth.
W twórczości elektronicznej Lemiszewskiego inspirują jednak estetyki świeże i wyraziste – jak vaporwave, gabber czy footwork, z których najczęściej użycza sobie rytmiczną intensywność oraz brzmieniowe i narracyjne wykoślawienie. Nowy-stary materiał „Lemisza”, podobnie jak „2017 [nielegal]”, charakteryzuje zabawa dynamiką oraz upodobanie do stosowana polirytmii i polimetrii. „Bubblegum New Age” utkany jest z galopujących, piskliwych arpeggiów, które spektakularnie piętrzą się wyeksponowane na pierwszym planie. W tle, pod kawalkadą migotliwych dźwięków, dostojnie przesuwają się eteryczne plamy, basowe pomruki, czy analogowe snopy cyfrowych syntezatorów. Ich współbrzmienie generuje odrealnioną, tajemniczą aurę, która mogłaby stanowić ilustrację dla niejednej dystopijnej opowieści.
Jakub Lemiszewski, „Bubblegum New Age”,
Trzy Szóstki 2018Kolejne odsłuchy „Bubblegum New Age” ujawniają niespodziewane podobieństwo repertuaru z klasyką ambientu i niemieckiej kosmische musik (odmiany krautrocka) lat 70. i 80. Intensywnie pulsujące arpeggia (w utworze „⋰”) oddają wspomnienia modularnych odlotów Tangerine Dream, a barwne dźwiękowe snopy („回”) wykazują pokrewieństwo z „dyskretną” muzyką Briana Eno. Kierunek ten potwierdza po części singlowe wydawnictwo Lemiszewskiego „⋰ (Transformation)”, które zapowiadało premierę „Bubblegum New Age”. Lemiszewski odkrywa te estetyki mimochodem; nadając im aktualności, przyspieszając, otrząsając z melancholii i wrzucając w deliryczny krajobraz sieci.
Jego celem jest umiejscowienie muzyki tu i teraz, ze szczególnym uwzględnieniem wirtualnego wymiaru. Lemiszewski jak rzadko który twórca muzyki elektronicznej próbuje poprzez dźwięki powiedzieć coś o otaczającej rzeczywistości. I nie jest to, jak chciałby Filip Szałasek, impresyjny pejzaż wyłaniający się ze spacerów i towarzyszących im rozmyślań, ale deliryczny obraz uwikłania jednostki w internetową sieć. Mamy zatem do czynienia z próbą socjologicznej refleksji, a nie z impresjonizmem, do którego odwołuje się krytyk. Potwierdzają to słowa samego muzyka: „To, co ostatnio robię, najbardziej nawiązuje do swoistego pędu cywilizacyjnego, który wyraża się w nadmiarze treści, jakie nas otaczają. Nagle możemy wiedzieć wszystko, mamy dostęp do wszystkiego, ale też wszystkiego jest za dużo. (...) Rzeczywiście chodzi mi o to, aby oddać w swojej muzyce stan tego przeładowania informacyjnego”. Szczęśliwie autorowi udaje się tę diagnozę wyrazić w stosunkowo przystępnej formie; z polotem i bez konceptualnego zadęcia.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).