Zgromadzenie doświadczeń
fot. Helena Majewska

11 minut czytania

/ Muzyka

Zgromadzenie doświadczeń

Bartosz Nowicki

Minęło raptem osiem miesięcy feralnego 2020 roku, a Wacław Zimpel ma już na koncie cztery premiery płytowe. Dwie solówki i dwie nagrane z wizjonerami eksperymentalnej muzyki elektronicznej. To z pewnością jeden z najbardziej spektakularnych momentów w karierze artysty

Jeszcze 3 minuty czytania

Zimpel ma plan. Kiedy prześledzi się drogę artystyczną tego utalentowanego multiinstrumentalisty, lecz przede wszystkim – co sam chętnie podkreśla – klarnecisty, ten plan wydaje się jasny i konsekwentnie realizowany. Nie boi się podejmować ryzykownych decyzji dotyczących swojej kariery muzycznej. Być może pierwszą z nich, dla klasycznie kształcącego się muzyka, była chęć grania jazzu i bluesa, podjęta pod wpływem nagrań Louisa Armstronga, Howlin Wolfa, Johna Lee Hookera czy Johna Coltrane’a. Z rodzinnego Poznania wyprowadza się zatem do Warszawy, w której rozkwita scena free impro. Tam szybko staje się jednym z jej filarów, dzieląc estradę i nagrywając z najlepszymi muzykami środowiska improwizatorskiego – z Irchą (kwartetem klarnecistów współtworzonym z Mikołajem Trzaską, Michałem Górczyńskim i Pawłem Szamburskim) oraz kapelami, na których czele stanął jako lider, Herą i To Tu Orkiestrę. To one wyznaczyły obszar twórczych eksploracji wśród lokalnych i globalnych tradycji muzycznych. Zimpel do dziś czerpie z nich wartości nie tylko estetyczne, ale i duchowe, wchodząc z nimi w ponadreligijny, natchniony mistycyzmem dialog.

Kiedy Zimpel zostaje doceniony jako charyzmatyczny instrumentalista i żywiołowy improwizator, czego dowodzić może współpraca z takimi tuzami światowego free jak Ken Vandermark czy Hamid Drake, podejmuje kolejną istotną decyzję. Bierze rozbrat z jazzową improwizacją. Ten wybór skutkuje muzycznym wyciszeniem i skupieniem na twórczości solowej. Zainspirowany kompozycjami amerykańskich minimalistów eksperymentuje z rytmem, pętlą i polifonią. Udanie eksperymentuje, czego przykładem jest intymny i elegancki debiut solowy „Lines” oraz transowe trio LAM (z Hubertem Zemlerem i Krzysztofem Dysem). Zostaje za nie nagrodzony w 2017 roku Paszportem „Polityki”. Naturalnym wydaje się, że fascynacja amerykańskim minimal music prowadzi Zimpla wprost do studiów nad indyjską ragą (wraz z muzykami z Bengaluru nagrywa dwie płyty pod nazwą Saagara, w których muzyka karnatycka staje się punktem wyjścia do wspólnotowego transu) oraz zainteresowania muzyką elektroniczną. Zaczyna ona odgrywać coraz istotniejszą rolę w twórczości klarnecisty, głównie za sprawą współpracy z moorycem, producentem odpowiedzialnym za klubowe muśnięcie płyt Zimpla (LAM, solowe „Lines” oraz „Saagara 2”).

Za sprawą zagranicznych występów, recenzji i wywiadów Zimpel staje się artystą rozpoznawalnym na świecie. Przyjmuje zaproszenie z BBC do wzięcia udziału w jednej z sesji nagraniowych cyklu „Late Junction”, realizowanej w legendarnym studiu Maida Vale. W jej trakcie komponuje trzy utwory z poetką Belindą Zahawi oraz popularnym elektronicznym producentem Matthew Barnesem, znanym jako Forest Swords. Stąd już blisko do momentu, który doprowadza nas do tegorocznych nagrań klarnecisty.

Kolejnym z serii decydujących kroków w karierze Zimpla jest otwarcie na brzmienia, techniki i narzędzia charakterystyczne dla nagrywania muzyki elektronicznej. Doprowadza to artystę do holenderskiego studia eksperymentalnego Willem Twee, gdzie otoczony syntezatorami, oscylatorami, filtrami nagrywa pierwszą z tegorocznych premier. „Massive Oscillations” to płyta przełomowa w dyskografii artysty, skrząca elektrycznością i nasycona głębokim analogowym dźwiękiem. Jej producentem jest James Holden, pierwszy z dwóch wizjonerów współczesnej elektroniki, z którymi rozpoczął współpracę Zimpel. Poznają się na festiwalu Rewire, a wkrótce Polak dołącza do jego zespołu Animal Spirits. W duecie realizują zaś „Long Weekend” – premierę numer dwa w tegorocznym dorobku Zimpla, płytę mniej intensywną niż „Massive Oscillations”, ale niezwykle transową, a przy tym intymną, pełną niuansów brzmieniowych i subtelności nastroju.

Drugim z elektronicznych wizjonerów, z jakimi Zimpel miał okazję tworzyć w ostatnim czasie, jest Shackleton. Do spotkania obu miało dojść podczas improwizowanej sesji w trakcie ubiegłorocznej edycji Unsound Festival. Kuratorzy tego festiwalu już wielokrotnie udowadniali, że potrafią udanie zeswatać ze sobą artystów wywodzących się z różnych środowisk i reprezentujących różne nurty muzyczne. Ostatecznie występ nie doszedł do skutku, jednak obaj artyści byli na tyle zdeterminowani do współpracy, że zaplanowali wspólną sesję nagraniową, której rezultatem jest płyta „Primal Forms”.

Shackleton/Zimpel, „Primal Forms”, Cosmo RhythmaticShackleton/Zimpel, „Primal Forms”, Cosmo Rhythmatic 2020Sam Shackleton swoje pierwsze kroki stawiał na scenie punkowej i dancehallowej, jednak uznanie krytyków zdobył za sprawą dubstepu, nurtu, na którego marginesach eksplodował jego talent. Ponad dekadę temu, gdy przedmieściami Wielkiej Brytanii wstrząsnęły basowe dropy Bengi, Skream’a, Digital Mystikz czy Zomby’ego, Shackleton reprezentował skrajnie awangardową i do dziś niepodrabialną wersję gatunku. Początkowo jego nagrania miały w sobie dużo dubowej przestrzeni, w której wybrzmiewały kunsztownie plecione perkusjonalia i orientalne motywy melodyczne. Bliżej im jednak było do surowej i zaangażowanej muzyki legendarnego Muslimgauze’a niż do dubstepowych imprez odbywających się w undergroundowych lokacjach południowego Londynu. Brytyjczyk czuł się na tyle obco w dubstepowym nurcie, że wraz z producentem Appleblimem powołał wydawnictwo Skull Disko, aby publikować w nim własne unikalne kompozycje. A one z czasem nabierały rozmachu, stając się intensywniejsze i coraz bardziej hipnotyczne. Shackleton z mozołem pracował nad dźwiękowymi fakturami, melodyjnymi ornamentami, gęstymi smugami dronów, meandrującymi liniami basu i przede wszystkim programowaniem złożonych partii perkusjonaliów. Jak na outsidera przystało, zamiast posługiwać się syntetycznymi bębnami typowymi dla muzyki klubowej, sięgnął po brzmienie afrykańskich perkusjonaliów. W jednym z nielicznych wywiadów, którego udzielił w 2011 roku, stwierdził bez owijania w bawełnę, że nie posiada wystarczających kompetencji, aby imitować wątki afrykańskiej czy arabskiej rytmiki, i używa tak kulturowo nacechowanych perkusjonaliów jedynie ze względu na odpowiadające mu brzmienie. Dziś taka wypowiedź spotkałaby się z oskarżeniami o kulturalne przywłaszczenie, bo w istocie muzyka Shackletona przeniknięta jest typową dla Afryki polirytmią, synkopą, akcentowaniem i melodyką, zaś brzmienie djembe jest jednym z najbardziej charakterystycznych jej elementów.

Tym, co wydaje się najistotniejsze w muzyce Shackletona i co sprawia, że tak doskonale harmonizuje ona z twórczością Wacława Zimpla, jest poszukiwanie w transie i rytuale duchowego elementu, który czyni przeżycie dźwiękowe czymś więcej niż doraźny zachwyt. Nie od parady w wielu recenzjach jego nagrań przewijają się porównania do astralnej muzyki legendarnego duetu Coil. Dzieje się tak za sprawą psychodelicznego klimatu jego muzyki, gęstych ezoterycznych narracji, a także surrealistycznych tekstów wyśpiewywanych z apokaliptycznym tembrem przez grono zaprzyjaźnionych wokalistów (Vengeance Tenfold, Ernesto Tomasini, Anika). Na wspólnym albumie Zimpla i Shackletona wyjątkowo nie usłyszymy żadnych głosów, ale wcale nie będzie nam ich brakować w znakomitym dźwiękowym spektaklu, jaki we dwójkę przygotowali.


Pod względem narracji „Primal Forms” toczy się pod dyktando Shackletona, mamy zatem do czynienia z charakterystycznymi wielowątkowymi kompozycjami. Otwierający płytę utwór tytułowy z miejsca wprowadza słuchacza w osobliwą poetykę. Frenetyczna rytmika Brytyjczyka, pełna perkusyjnych ornamentów i wsparta na dubowym fundamencie, zaskakująco gładko wchodzi w symbiozę z melodyjnymi ścieżkami klarnetu. Kolejne frazy aerofonu, zwielokrotnione w mocnym pogłosie, podnoszą napięcie przed temperamentnym solo Zimpla. Kompozycję dopełniają gęste i kunsztowne arabeski klawiszy wrzucone, jak większość motywów, w wir transowych repetycji. Również centralna kompozycja albumu, utwór „Primal Drones”, niczym psychoanalityczna sesja wydobywa z dossier artystów nawet najbardziej wyparte wątki twórczości. Zimpel sięga tu po raz pierwszy od dwudziestu lat po skrzypce. Ich strojenie i linia melodyczna jawnie odsyłają do nagrań Saagary. Spiętrzone kolejnymi warstwami smyki rozdzierają swoją fakturą i masywnością – zupełnie jak w kompozycji Tony’ego Conrada. Zresztą album Zimpla i Shackletona wykazuje momentami bliskie podobieństwo do „Outside The Dream Sindicate” (kooperacji Conrada z Faustem z 1973 roku). Usłyszeć można to głównie w partiach basu i skrzypiec (Conrad także inspirował się indyjskimi harmoniami, eksperymentując z rozszerzonymi technikami ekspresji). Godnym finału zwieńczeniem płyty jest „Ruined Future Brutal”, najbardziej transowa i rytmiczna odsłona tej płyty, a zarazem najbardziej retrospektywna, jeśli chodzi o twórczość obu muzyków. Odnajdziemy tu zarówno freejazzową improwizację na klarnecie, żywe odniesienia do minimalistycznego repertuaru Steve’a Reicha, spiętrzone Shackletonowskie arpeggia, jak i klubowy wigor. 

Słuchając „Primal Forms”, trudno uwierzyć, że tak kompatybilne połączenie można było uzyskać już na początkowym etapie współpracy. Harmonijnie splatają się tutaj elementy epickie i liryczne; bizantyjski rozmach brzmieniowy z subtelnością nastrojów i kunsztownością instrumentacji, psychodelia i trans z sakralnością, mnogość motywów i ład aranżacyjny, wreszcie świetlistość z posępnością i mrokiem. Obaj artyści zyskują na tym aliansie także osobiście; Shackleton akustyczne dopełnienie dla swoich cyfrowych form. Dopełnienie, którego poszukiwał od dłuższego czasu i którego mimo prób („Tunes of Negation”) nie udało mu się osiągnąć w pożądanej jakości, aż do teraz. Zimpel zaś zyskuje nowe brzmienie; masywne i muskularne. Jego elegancka do tej pory muzyka nabrała drapieżności, nie tracąc przy tym jednak nic ze swej melodyjności. „Massive Oscillations” był wyraźnym początkiem tej ewolucji. „Primal Forms” jest jej spektakularną kulminacją.

Artystyczny sukces Zimpla jest ukoronowaniem strategii małych kroków, pokory, ambicji twórczej oraz konsekwencji w poszerzaniu horyzontów. Klarnecista, porzucając nurty, sceny, motywy, nie odciął się od nich ostatecznie, gromadząc doświadczenia, które wykorzystuje na nowych polach. Na drogę elektronicznych eksperymentów wkroczył, wykorzystując cały swój dotychczasowy dorobek oraz z tą samą potrzebą poszukiwania w muzyce duchowości. Trudno sobie wyobrazić bardziej spektakularny progres artystyczny.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)