Rok metalowego szczura
Lutto Lento, fot. Milena Liebe

9 minut czytania

/ Muzyka

Rok metalowego szczura

Bartosz Nowicki

Jaką rolę może odgrywać muzyka elektroniczna w sytuacji, gdy kluby toną w ciszy, a tańczyć możemy jedynie w domu? Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od muzyki – oddechu od traumatycznej sytuacji czy artystycznego komentarza do niej

Jeszcze 2 minuty czytania

Bartosz Kruczyński (Pejzaż, Earth Trax, The Phantom, ex-Ptaki) i Lubomir Grzelak (Lutto Lento, Dunno Recordings) wydali swoje nowe płyty w marcu, kiedy kluby, będące głównymi adresatami ich muzyki, bezterminowo zawieszały swoją działalność. Dla obu twórców, którzy z lokalnego podwórka trafili w europejski obieg muzyki klubowej, punktem wyjścia w kompozytorskiej pracy jest muzyczny recykling. Przeszukują dźwiękowe nisze i rubieże popkultury, także te lokalne, nie tracąc przy tym z oczu głównych nurtów, którymi pulsuje dzisiejsza muzyka taneczna i pop. Następnie tną i kleją, nadając swoim wykopaliskom nowe, często zaskakujące konteksty. Mimo podobnej koncepcji pozyskiwania zasobów dźwiękowych obu twórców różni metoda obróbki. Zestawiając ze sobą ich nagrania, można objaśniać różnice między samplingiem (Kruczyński) a plądrofonią (Grzelak). W przypadku Kruczyńskiego mamy do czynienia z muzyką użytkową, przeznaczoną do natychmiastowej konsumpcji, w przypadku Lutto Lento z konceptualnym eksperymentem wprawionym w taneczny groove.

Talent Bartosza Kruczyńskiego objawił się szerszej publiczności za sprawą dwóch znakomicie przyjętych materiałów: albumu „Przelot” (2015), nagranego w duecie Ptaki (wraz z Jaromirem Kamińskim), oraz debiutanckiej płyty „Ostatni dzień lata” wydanej solowo pod aliasem Pejzaż (płyta 2018 roku portalu Beehy.pe). Jako producent Kruczyński porusza się w szerokich ramach elektronicznej muzyki tanecznej. Zdecydowana większość jego dotychczasowych nagrań odwołuje się do nurtów elektroniki starszych niż 20 lat – pochodzących jeszcze z XX wieku. Mamy zatem do czynienia z pierwotnymi nurtami niedotkniętymi jeszcze koncepcją gatunkowej dekonstrukcji. Znakomicie ilustruje to album „LP 1” Earth Trax, eksportowy projekt artysty, na którym z typową dla swojego autorskiego warsztatu elegancją rekonstruuje house, acid, breakbeat czy delikatniejsze odmiany techno. Gdybyśmy pozwolili sobie zestawić utwory pochodzące z „LP 1” z oryginałami, do których odwołuje się Kruczyński, to różnicę dostrzeglibyśmy jedynie za sprawą precyzyjnej plastycznej produkcji, nadającej surowym groove’om wyrafinowanie. Dancefloorowe motywy zostają zasnute posępnymi odcieniami syntetycznych klawiszy, a smutne melodie plączą nogi przy Pejzaż, fot. Anna BystrowskaPejzaż, fot. Anna Bystrowskapierwszej próbie tańca.

Earth Trax, LP1, Shall Not Fade, 2020Earth Trax, LP 1”,
Shall Not Fade, 2020
Zupełnie inaczej wybrzmiewa przebojowy i stricte taneczny album „Blues” nagrany pod nazwą Pejzaż. Dotąd w przypadku tego projektu źródłem inspiracji była polska muzyka rozrywkowa okresu PRL-u. Nowa płyta, podobnie zresztą jak wspomniany wyżej „LP 1” Earth Trax, eksploruje najntisy. Jeśli jednak Earth Trax jest bliżej stylistyki klubowej, to Pejzaż przesuwa się w stronę dyskoteki i przaśnego rodzimego popu ostatniej dekady XX wieku. Usłyszymy tu głosy znane z radiowego eteru lat 90., niektóre zapomniane, nim zdołały zapisać się na dłużej w świadomości słuchaczy. Pod postacią sampli pojawiają się Robert Gawliński, Reni Jusis czy Marysia Sadowska (jej obecność przekracza cezurę roku 2000), jak i Agnieszka Maciąg czy Kasia Lesing. Kruczyński z niezrównaną galanterią potrafi zaaranżować muzykę i dopasować brzmienia do epoki, którą rekonstruuje, nie zdziwmy się zatem, gdy na „Blues” usłyszymy też motywy zapożyczone od takich dancefloorowych tuzów lat 90. jak Snap! czy Spiller.


Obie płyty Bartosza Kruczyńskiego zostały zaaranżowane w sposób komunikatywny i prosty, bez awangardowych udziwnień i dekonstrukcji. Pozbawione są ambicji wytyczania nowych ścieżek w muzyce klubowej. Kreacja Kruczyńskiego to lumpeksowa konfekcja w rękach utalentowanego stylisty, który ze znoszonych i niemodnych fasonów wykrawa elegancką i uniwersalną kolekcję. Jej sentymentalny szyk i praktyczny krój uwodzą wielu wielbicieli jego talentu.

W jednym z utworów znajdujących się na płycie „Blues” aksamitny damski wokal pyta rozmarzonym tonem: „Czy pamiętasz letni wiatr, lato, wakacje, miłość, wspomnienia?”. Muzyka, która jeszcze kilka tygodni temu doskonale Pejzaż, Blues, The Very Polish Cut-Outs 2020Pejzaż, Blues”,
The Very Polish Cut-Outs 2020
sprawdziłaby się w klubach i na prywatkach, dziś może przynieść ulgę w warunkach domowej kwarantanny. Być może aktualna pandemiczna perspektywa i potrzeba eskapizmu sprawią, że wszechobecna w muzyce od kilku dekad nostalgia właśnie teraz okaże się estetyką najpotrzebniejszą i najbardziej uzasadnioną.

Całkowicie odmiennie wybrzmiewa dziś z kolei „Fortuna”, płyta Lubomira Grzelaka ukrywającego się pod pseudonimem Lutto Lento. Jej autor jest wielbicielem eksperymentu i twórczej dekonstrukcji, które z powodzeniem uprawia na polu klubowej elektroniki. Posługując się licznymi awangardowymi strategiami, udanie nagina i poszerza konteksty muzyki tanecznej. „Fortuna” to kolejna odsłona jego postmodernistycznej gry ze słuchaczem, w której wspiera go Filip Lech, autor dołączonego do wydawnictwa eseju, a także DJ i dziennikarz muzyczny współtworzący DUNNO Recordings.

Nazwa „Dunno”, czyli slangowy odpowiednik zwrotu I don’t know, doskonale oddaje niekonwencjonalny charakter labelu i wydawanego w nim repertuaru. Charakteryzuje go całkowity brak ograniczeń estetycznych, balansowanie między konwencjami, między dobrym i złym smakiem, między prawdą a ironią. Dochodzi do tego miszmasz odniesień oraz inspiracji, których sam dobór wprawia w konfuzję. Wiele wskazuje, że celem tej Lutto Lento, Fortuna, DUNNO Recordings 2020Lutto Lento, Fortuna”,
DUNNO Recordings 2020
dezorientującej strategii jest pozbawienie słuchacza możliwości zajęcia jednoznacznego stanowiska wobec ukazujących się w Dunno nagrań, nierzadko sprawiających wrażenie hipsterskiego żartu. Podobnie jest z nagraną w pierwszych dniach pandemii „Fortuną”. 

Ten minialbum zasługuje na miano antypłyty. Wszystko jest tu wywrócone do góry nogami – począwszy od nośnika (pendrive o pojemności 64 GB) i szaty graficznej (gobelin przedstawiający zamyślonego szczura). Pomysły i wątki, które się tu spotykają, mają charakter szkicu bądź przypadkowego kolażu, w którym autor nie tylko nie miał zamiaru kontrolować wydarzeń, ale jeszcze rozniecał anarchię. W zaledwie 22 minutach materiału, wśród dziesięciu kompozycji jedynie siedem jest autorstwa twórcy go sygnującego. Pozostałe trzy utwory stworzyli zaproszeni na album goście: CVX, Ciamkam i Heith. Z pozostałych kompozycji, już autorstwa Grzelaka, żadna nie zasługuje na miano regularnego, kompletnego utworu. Krótkie, przebojowe momenty, które zdradzają parkietowe kompetencje artysty, to zaledwie próbki jakichś większych, niedoszłych form. Oprócz nich utoniemy w gąszczu dźwiękowych osobliwości rodem ze sklepu „Wszystko za 2 złote”. Groteskowe motywy wyjęte żywcem z taniego horroru, enigmatyczne dialogi, dziwaczne sample, nagrania terenowe kogutów z tureckiej Antalyi oraz życzenia, które autor składa słuchaczom z okazji rozpoczęcia chińskiego roku metalowego szczura.

Jeśli wydaje się wam to wystarczająco surrealistyczne, bądź zwyczajnie niezrozumiałe, nie sięgajcie po towarzyszący wydawnictwu esej Filipa Lecha, który tylko pogłębi wasze zagubienie. Oprócz wypowiedzi Grzelaka, które rzucają nieco światła na proces powstawania „Fortuny”, znajdziecie w nim wątki ezoteryczne (feng shui, pieniężna żaba, symbolika szczura, horoskopy) i profetyczne, odnoszące się wprost do wpływu COVID-19 na odbiór kultury i przewidujące nadchodzący kryzys finansowy, oraz muzykologiczne – śledzące wpływy romskie w historii muzyki, jak również fragmenty przypowieści, osobiste anegdoty, zaklęcia i cytaty. Wszystko emanujące newage’owym klimatem, do złudzenia przypominającym ten towarzyszący przemianie ustrojowej w Polsce na przełomie lat 80. i 90. (za pomocą barwnych przykładów opisywała go Olga Drenda w „Duchologii polskiej”).

Lubomir Grzelak wespół z Filipem Lechem w swoim pokracznym wydawnictwie próbują antycypować nastrój ery pandemicznej transformacji. „Fortuna” zdaje się wyrażać stan zbiorowej wyobraźni czasu kryzysu, odwołując się do ezoteryki, magii, parapsychologii, duchowości czy teorii spiskowych. Chaotyczna struktura powstałej z potrzeby chwili płyty, mieszająca w jedną równoprawną narrację kicz i sztukę, informację i dezinformację, powagę i żart, jest być może najbardziej adekwatnym komentarzem do obecnych wydarzeń.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)