Mam tu, w północnej Norwegii, wszystkie części Muminków, ale nigdy do nich nie zaglądałam. Przeprowadzają się ze mną od kilkunastu lat, wpasowują w niskie półki na regałach razem z „Zimą” Stasiuka, dawną serią Prozy Współczesnej PIW-u i rozmówkami w językach, których chciałam się nauczyć. Twarde okładki, kolorowe grzbiety, wydania sprzed roku mojego urodzenia, ceny sprzed denominacji, a jakby z teraz. Dostałam tę serię kilkanaście lat temu i nie wiem, dlaczego dopiero niedawno zaczęłam czytać. Kiedyś myślałam, że Muminki są dla dzieci, a ja w pewien sposób przestałam być dzieckiem, kiedy skończyłam dziesięć lat.
Trzydzieści lat temu wiele rzeczy mnie ominęło. Na przykład WF (cukrzykom nie zalecano ćwiczyć, żeby nie obarczać nauczycieli odpowiedzialnością na wypadek hipoglikemii), kolonie (takich jak ja wysyłało się do Rabki, gdzie byliśmy głodzeni i poniżani przez personel sanatorium) albo właśnie Muminki (odkąd usłyszałam, że będę sobie robić zastrzyki do końca życia, dobierałam młodzieńcze lektury według najbardziej ponurych tytułów). Przyjaźniłam się co prawda z Lassem i Bossem, Kłapouchym i Pchłą Szachrajką, ale niektóre zaległości nadrabiam dopiero w dorosłym życiu. Nie do końca zresztą wiadomo, czy to dorosłość, skoro dziecinność nie miała okazji wybrzmieć w pełni.
Tove Jansson, „Zima Muminków”, „Lato Muminków”, „W Dolinie Muminków”. Przeł. Irena Szuch-Wyszomirska, Nasza Księgarnia, nowe wydanie w księgarniach od lutego 2020Ruszając na daleką Północ jedenaście lat temu, wiedziałam niewiele więcej niż to, że podczas nocy polarnej jedynym źródłem naturalnego światła jest Księżyc. Nie miałam pojęcia, że już przeszło pół wieku wcześniej Muminek stał w jego poświacie i bał się dokładnie tego, czego ja potem. Tego, że zimą nie ma nic pewnego. I że to wtedy jest się najbliżej śmierci. Gdybym w dzieciństwie przeczytała „Zimę Muminków”, pewnie nigdy nie zaczęłabym pisać o Północy. Wszystko, czego sama musiałam doświadczyć, Tove Jansson opisała językiem, który na zawsze odkłada się już we wrażliwości i składni czytającego.
Jak więc napisać aktualny tekst o Muminkach, skoro po wejściu do tego świata wypada po prostu siedzieć cicho? Jakby zaczęła Jansson, z którą obie urodziłyśmy się dziewiątego sierpnia, tylko ja sześćdziesiąt siedem lat później i bez jej talentu?
Pewnego dnia, kiedy świeciło słońce, ale ziemię nadal spowijała zimowa szarość, do Doliny Muminków przyszła Buka. Kiedy rozejrzała się i zobaczyła, że na ścieżkach nie ma świeżych śladów, zrobiło jej się przykro i poczuła jeszcze większą samotność niż zwykle. Nie wiedziała, że to nie z jej powodu mieszkańcy pochowali się w domach. Zazwyczaj to ona wzbudzała największą trwogę u leśnych stworzonek i nie wiedziała, co tym razem zawisło nad Doliną Muminków. Nie mając kogo zapytać, podreptała nad rzekę i się rozpłakała.
Żadna z dziewięciu historii o Muminkach nie zaczyna się od Buki, mimo że to jej świat zawdzięcza równowagę. Znam dziewczynę, której Buka pomaga w wychowywaniu kilkuletniej córki. Mieszkają na jednej z norweskich wysp za kołem podbiegunowym i widzą z okna głaz, który nieustannie je obserwuje. Dziewczynka wie, że tylko dobrym zachowaniem może go skłonić, by się nie zbliżał. Boi się, ale też na swój sposób go lubi. Czasem tylko śni, że Buka zjada jej małego braciszka. Po fińsku ta postać nazywa się Mörkö, czyli straszydło. W językach skandynawskich jej imię pochodzi od czasownika „warczeć” (szw. Mårran, duń. Murren). I tylko norweski połączył Bukę z ciałem, nazywając Hufsą. Å hufse seg znaczy trząść się, dygotać. Norweska Buka to zima i chłód. Coś, bez czego nigdy nie potrafilibyśmy docenić lata.
– Jak długo tu zostaniemy? – zapytał tymczasem Ryjek w salonie niebieskiego domu, głaszcząc zwiniętego na swoich kolanach kotka.
– Tego nie wiemy, ale najważniejsze, że jesteśmy tu razem i mamy co jeść – powiedziała Mama Muminka, stawiając przed nim miseczkę leguminy.
– A czy jedzenie nam się nie skończy? Czy nie powinniśmy zrobić zapasów? – upewnił się.
– Niczego nam nie zabraknie – uśmiechnęła się Mama. – Mamy rezerwy igliwia i konfitur na kolejny rok.
– Nie będę jadła tego świństwa! – krzyknęła mała Mi z najwyższego szczebla grzebienia, gdzie siedziała, machając nogami. – Te igły drapią w gardło i można się zakrztusić! A konfitura jest kwaśna.
– Mnie już jest niedobrze – zapiszczał Ryjek. – Zaraz zwymiotuję!
Kiedy wyjeżdżałam na Północ, moja najbliższa przyjaciółka obawiała się, jak na mnie wpłyną tutejszy klimat i ciemność. Zna prozę Jansson na wyrywki, wiedziała więc o Muminku w księżycowej poświacie, bo nie raz sama w niej stała. Co roku zimą powtarza, że najchętniej najadłaby się igliwia i zasnęła na kilka miesięcy. Ludzie są dla niej postaciami z tych książek: od tłumów na koncertach (Hatifnatowie), przez współpracowników („ten to typowy Paszczak”, mówi o przełożonym, który w sytuacjach kryzysowych zamiast szukać rozwiązań, próbuje znaleźć winnych), aż po nastoletniego syna wykazującego zaskakującą przedsiębiorczość (Ryjek). Sama mówi, że bywa Mimblą, ale nie do końca lubi siebie w tej roli.
Tove Jansson / ©Moomin Characters™
Dolina Muminków to tygiel osobowości ukazywanych w czasie kataklizmów, osobistych dramatów i podczas zwykłego picia herbaty. W tym świecie – jak wszędzie na Północy – i tak o wszystkim decyduje natura. To ona ustawia do pionu, zgina wpół albo ciągnie za chwaścik na ogonie. Zmiany przynoszą nowe, a dzięki naturalnym katastrofom przestrzeń ulega ciągłej przemianie. Imię Tuulikki, życiowej partnerki Jansson, która występuje w „Zimie Muminków” jako Too-tiki, pochodzi od fińskiego słowa tuuli – „wiatr”.
Od samego rana mieszkańcy Doliny Muminków byli odrobinę naburmuszeni, zostali bowiem gwałtownie wyrwani z zimowego snu i dopiero przed chwilą nastawili zegary, napalili w piecu i przeczesali zmierzwione futerka. Hatifnatowie zostawili na stole kartkę o treści: „Czuwajcie i nie wychodźcie z domu. Nadchodzi zaraza. PS Kichajcie w łokcie”, po czym zaświecili jasnym światłem, które wszystkich postawiło na łapki, a sami schowali się w nieodległej grocie. Nikt nie wiedział, czy trzeba czuwać przez całą dobę albo czy weranda to nadal dom? I co mają zrobić stworzonka, których fizjonomia nie wyposażyła w łokcie?
– Ostatni raz siedzieliśmy tak zamknięci w grocie, czekając na kometę – powiedział Tatuś Muminka, wertując strony pamiętnika, gdzie po czasach swojej burzliwej młodości zaczął zapisywać codzienność. – Gdzie to było? Nie mogę znaleźć… O, tu jest. Pamiętacie?
– Ledwo uszliśmy z życiem… – Ryjek przytulił mocniej kotka.
– Słyszałam, że ktoś aż się lepił od tortu czekoladowego! – parsknęła śmiechem Mi.
– Cóż za niegodziwość! Wyrzuciłem z pamięci to uchybiające mej godności wydarzenie i proszę mi o nim nie przypominać! – Piżmowiec wychylił się z hamaka. – Nadal nie rozumiem, dlaczego musiałem opuścić moją grotę, gdzie miałem spokój na filozofowanie, i jakim cudem przyszło mi mieszkać wśród was, którzy za nic macie umiłowanie mądrości i umiar.
– To MOJA grota! – zmarszczył nos Ryjek. – To JA ją znalazłem.
– Wszystko jedno czyja w obliczu zbliżającego się końca. – Piżmowiec przeczesał łapką wąsy. – Ta zaraza to dopiero początek.
– Ależ co pan opowiada! Siedzimy tu tylko profilaktycznie. To minie – zaprotestowała Mama.
– Pani nie wie, o czym ja mówię – rzekł Piżmowiec. – Nie czuła pani ostatnio czegoś dziwnego w powietrzu? Nie ma pani jakichś przeczuć? Nie łazi czasem pani coś po plecach?
– Ach nie, skądże! – odparła Mama ze zdziwieniem. – I proszę nie straszyć dzieci.
– A co z Włóczykijem? – zmartwił się Muminek. – Czy on też utknął i nie wróci tej wiosny?
– W tym roku wszystko jest trochę inaczej, Muminku. – Mama wyjrzała przez okno i mocniej przycisnęła do siebie torebkę.
Mieszkam dwie godziny drogi samochodem od Finlandii, gdzie w Muminki można kupić wszystko: od artykułów spożywczych, przez zastawę stołową, każdą część garderoby, pościel, ręczniki, kafle, po bombki choinkowe i naklejki na laptopy zaprojektowane tak, by Muminek przytulał jabłko. Gadżety z wizerunkami postaci, których pierwowzorem był przysypany śniegiem pień w lesie, zaczęto produkować już w latach pięćdziesiątych, a autorka czuwała nad wiernością odwzorowania i jakością materiałów.
Mam kilka kubków i pojemników kuchennych firmy Moomin Characters, ale dotychczas dobierałam je bardziej ze względu na kolory niż bohaterów. Dopiero teraz, kiedy czytam po kolei, okazuje się, że każde naczynie to osobna opowieść. Jak ten kubek, w którym właśnie piję jagodową kawę z serii Moomin (ze sklepu w Kilpisjärvi, dokąd z Tromsø jeździmy czasem na zakupy): od ucha rozciąga się fragment pieca kaflowego, obok Mama i Tatuś Muminka śpiący zimowym snem, dalej Muminek w płaszczu kąpielowym z lampą naftową i przodek przycupnięty w draperiach. Kubek jest okrągły w odwrotną stronę niż niebieski dom Muminków. Powinien te historie opowiadać wewnątrz, tak by upijanie odkrywało kolejne szczegóły. Przy dnie byłoby widać stworzonko wychylające się zza fotela i można by domyślić resztę nieśmiałej oraz niezauważanej drobnicy, co to wychodzi z kryjówek tylko zimą.
Tymczasem życie w niebieskim domu płynęło według nowych zasad ograniczających kontakty z innymi mieszkańcami doliny. Mamusia wieczorami wystawiała na próg knäckerbröd z sokiem malinowym, a rano odbierała puste miseczki. Po skończonym dniu siadywała w bujanym fotelu i rozmyślała o firankach albo błękitnych tapetach. Mi wylegiwała się w tramwaju z morskiej pianki, a kiedy już nie mogła wytrzymać z nudów, dokuczała Piżmowcowi.
Tatuś Muminka pisał jak zwykle zamknięty w swoim pokoju. Jego izolacja dotknęła najmniej, bo zazwyczaj spędzał czas zatopiony we własnych myślach. Najdalej, bo do ogrodu, wychodził tylko kotek Ryjka, powodując u tego małego zwierzaczka ogromny niepokój.
– A co, jeśli Włóczykij zginął i już nigdy nie będzie wiosny? – zapytał przy obiedzie Muminek.
– Nawet tak nie myśl – powiedziała Mama. – Włóczykij na pewno gdzieś właśnie gra na harmonijce albo łowi ryby w ciepłym nurcie rzeki.
– A jeśli nie? – zapiszczał Muminek. – Jeśli zachorował i nie ma nikogo, kto może mu pomóc? Jaki ze mnie przyjaciel, jeśli nie sprawdzę, co się z nim dzieje?
– Wiesz przecież, że nie powinieneś opuszczać doliny – powiedziała Mama. – Dokąd zresztą byś poszedł?
– Na południe! – odpowiedział Muminek. – I Ryjek pójdzie ze mną!
– Ja? – Ryjek podkulił pod siebie ogonek. – Ja nie wiem, a jeśli zarazi mnie jakaś zasmarkana nimfa drzewna albo inny drobiazg? Kto się wtedy zaopiekuje moim kotkiem?
– Pójdziemy ścieżką, po której nikt nie chodzi o tej porze roku. – Muminek zasiadł nad mapą, by prześledzić dróżki prowadzące na południe.
– Mogę iść z wami? Mogę?! Mogę?! – Mi aż zadrżała na myśl o wielkiej przygodzie.
– Jesteś za mała, jeszcze się zapodziejesz – odpowiedział Ryjek, na co trwożliwie zadzwoniły drzwiczki pieca.
– Sam jesteś za mały! – krzyknęła i zwinęła się obrażona na motku wełny. – Dostaniecie kataru jak inni i zakichacie się na śmierć! Gwiżdżę na was!
– Uważajcie na siebie! – zawołała Mamusia na pożegnanie. – Gdybyście spotkali Bukę, powiedzcie, że na czas zarazy może zamieszkać w naszym domu kąpielowym nad morzem. I kichajcie w łokcie!
We wrześniu zeszłego roku w północnej Finlandii wskakiwałam do jeziora razem z mamą i siostrą. Tato siedział na werandzie drewnianego domku, a my prosto z gorącej sauny biegłyśmy po kłującej ziemi do lodowatej wody. Świecił Księżyc w pełni, a my, pokryte gęsią skórką, zapadałyśmy się po łydki w mule. Czułam się, jakbym wróciła do zapomnianego domu, i to nawet nie dlatego, że mam ugrofińskie imię i że podobno mówię po norwesku z fińskim akcentem. Są takie miejsca, które widzi się po raz pierwszy, a wiadomo dokładnie, dokąd iść. W niewielkim jeziorze Palojärvi przy drodze krajowej 93 przeczuwałam w myślach istnienie kabiny kąpielowej, mimo że obok tamtego pomostu leżała tylko przewrócona łódź. Kiedy czytam o kabinie z kolorowymi szybkami, żelaznym piecem i szafą zamieszkaną przez przodka, rozumiem tym lepiej, że Jansson pisze o tęsknotach nas wszystkich, przy czym wiele z nich uświadomimy sobie po latach albo wcale.
Tove Jansson / ©Moomin Characters™
W samo południe, kiedy słońce dokładnie wskazywało kierunek marszruty, Muminek i Ryjek wyruszyli z Doliny Muminków na poszukiwanie Włóczykija. Rzeczywiście nad rzeką zobaczyli zalaną łzami Bukę, więc pomimo łomoczących ze strachu serc przekazali uprzejme zaproszenie od Mamusi. Bukę tak ucieszyła wieść, że to nie ona jest powodem tego wiosennego milczenia, że zamiast zwyczajowego szronu, zostawiła po sobie kałużę. Poza Buką nie spotkali tego dnia nikogo. Las był cichy i posępny, a cienie bezlistnych gałęzi układały się w kształty budzące niepokój.
– Idź pierwszy – poprosił Ryjek i ustąpił Muminkowi miejsca na niewydeptanej ścieżce. – I rozglądaj się na wszystkie strony, czy nie grozi nam niebezpieczeństwo.
– Nie mogę patrzeć na wszystkie strony równocześnie – powiedział Muminek. – Ty patrz do tyłu.
– O nie, do tyłu nie! – Ryjek przyspieszył kroku.
– To idź przodem.
– A możemy iść obok siebie?
I tak szli przez pusty krajobraz, z którego dochodziły tylko szepty i szlochy. Droga wiodła wzdłuż morza, więc Muminek nie przepuścił okazji na kąpiel. Ze zdziwieniem odkrył, że istoty morskie też poznikały i morze było puste. Ryjek bał się otwartego morza, bo uważał, że fale są zimne i złe. Najlepiej było mu właśnie na brzegu, bo był trochę lądem, a trochę wodą.
– A ja myślę, że ta zaraza też musi być samotna, skoro wszyscy tak przed nią uciekają – powiedział Muminek. – Może ona siedzi tylko przy ziemi i można by nad nią przejść na szczudłach? – pomyślał, ale zaraz odrzucił tę myśl, bo na szczudłach zawsze chodził z Włóczykijem. Odkąd znalazł swojego pierwszego przyjaciela, miał poczucie, że zaczął naprawdę żyć. A teraz bał się, że już go nigdy nie zobaczy.
Włóczykij mieszkał trochę tu, a trochę gdzie indziej. Opuszczał Dolinę Muminków jesienią, by wrócić wiosną, a w międzyczasie przebywał na bliżej nieokreślonym południu. Najbardziej cenił sobie wolność, puste ręce i kontakt z naturą. Za jego pierwowzór uznaje się niegdysiejszego partnera Jansson – fińskiego dziennikarza Atosa Wirtanena, choć niektóre źródła podają, że Włóczykij to po prostu alter ego pisarki.
Jego szwedzkie imię Snusmumriken można tłumaczyć jako starego nudziarza, ale gdyby je rozłożyć na części, byłyby dwa słowa: snus – tabaka i mumrik, co w jednym ze szwedzkich dialektów oznacza nieuprzejmego, głupiego człowieka. Jakkolwiek by nie patrzeć, imię to nijak nie oddaje charakteru postaci. Co więcej, ani Norwegowie, ani Duńczycy nie stworzyli własnego wariantu, mimo że w ich językach nie ma słowa mumrik. W skandynawskich wersjach Włóczykij należy więc do gatunku Mumrików (jak mała Mi do Mimbli), i dopiero duża litera nadaje mu indywidualność. W fińskim wydaniu nazywa się Nuuskamuikkunen (nuuska – tabaka, muikku – sielawa, słodkowodna ryba z rodziny łososiowatych) i jest przedstawicielem gatunku muikkunen. W polskich tłumaczeniach Włóczykij to postać najbliższa człowiekowi, pewnie dlatego w ciągu dziesięcioleci był idolem nastoletnich wyznawców Stachury i Wojaczka, miłośników poezji śpiewanej i amatorów górskich wycieczek, a obecnie jest patronem minimalizmu, slow life, biura podróży dla dzieci, a nawet festiwalu podróżniczego w Gryfinie.
Im bardziej szli na południe, tym Góry Samotne wypełniała gęstsza mgła i bardziej przejmująca cisza. Muminek na wszelki wypadek szedł, strosząc futerko i trzymając w łapce wyłowiony z morza kamień. Ryjka co rusz ogarniał wielki strach i jednoczesne poczucie, że nigdy nie był tak odważny. Każdy kolejny wąwóz robił się jeszcze bardziej bury, jakby z brakiem zamieszkujących go istot światu zaczynało brakować kolorów. Świeciło słońce, ale krajobraz był nieprzyjazny jak w środku ciemnej zimy.
Zastanawiam się, drogi czytelniku, jak ta historia powinna się rozwinąć, ale naprawdę nie mam pojęcia, gdzie jest Włóczykij. Tu, na dalekiej Północy, wszystko nadal przykryte jest dwoma metrami ciągle dosypującego śniegu i łatwo zwątpić w przyjście czegokolwiek. Na jednym z pojemników w mojej kuchni Włóczykij wychodzi z ciemnego lasu, ale pojemnik jest okrągły, las nie ma końca. W środku też leżą tylko herbaciani Hatifnatowie. Jeśli czegoś się domyślam, to tylko tego, że gdyby mógł, na pewno by wrócił. W oczekiwaniu na własną kometę mamy więcej czasu niż zwykle, niech więc każdy sam dopowie ciąg dalszy tej historii, wykorzystując własne tęsknoty i obawy. Już Too-tiki mówiła, że „wszystko trzeba odkryć zupełnie samemu. I również przejść przez to zupełnie samemu”.
Tove Jansson, „Tatuś Muminka i morze”, „Kometa nad Doliną Muminków”, „Pamiętniki Tatusia Muminka”, „Małe trolle i duża powódź”. Przeł. Teresa Chłapowska, Nasza Księgarnia, nowe wydanie w księgarniach od lutego 2020– We wszechświecie jesteśmy tylko pyłkiem, który łatwo mogą zdmuchnąć głupota i chciwość – kontynuował tymczasem swoją przemowę Piżmowiec, w ten oto sposób dziękując Mamie Muminka za propozycję lekkiej kolacji. – Jakże niepotrzebne są ta cała bieganina, gadanina, budowanie domów, gotowanie jedzenia i gromadzenie własności…
Mi, nie mogąc już dłużej słuchać tych okropności, nakryła głowę puszkiem wełny i zaczęła nucić. Tatuś, przywołany przez Mamusię nerwowym drganiem ogonka, porzucił pasjonującą lekturę i zapytał filozofa, czy w ramach higieny gardła nie skosztowałby chociaż wina jabłkowego domowej produkcji.
– Tak, poproszę – odparł Piżmowiec, biorąc w łapkę kubek z kory brzozowej. – Dla mędrca jest zupełnie obojętne, czy będzie żył, czy też umrze, więc wielka zagłada nie przejmuje mnie tak bardzo, ale jednak wolałbym nie czuć zimna w żołądku, kiedy przyjdzie mój kres.
– A ty, chcesz wina czy soku malinowego? – Mama Muminka zwróciła się do mnie.
– Wina, jeśli można.
Nie odzywałam się wcześniej, bo nikt mnie o nic nie pytał. Mówienie – jak twierdzi Tatuś Muminka – czasem bardzo przeszkadza w myśleniu.
– Długo z nami zostaniesz? – zapytała, napełniając mój kubek, po czym przysiadła obok przy piecu i z uznaniem spojrzała na cerowane przeze mnie majtki.
– To zależy, kiedy otworzą granice. Ale chyba pobędę u was do lata – odpowiedziałam.
– To wspaniale! – Mama aż klasnęła w łapki. – Możesz zamieszkać w pokoju w kropki. Nauczysz nas czegoś?
– Yhm – zamruczałam. – Zawsze wiedziałam, że to od was można się uczyć.
– Skądże! – Mamusia machnęła łapką. – Po prostu czasem im wszystko jest mniej pewne, tym bardziej nas to uspokaja.
Kiedy zgasły już wszystkie lampy i w domu zapanowała cisza, przez okna zaczęło się sączyć światło Księżyca w pełni. Domownicy posnęli na swoich posłaniach okryci puchatymi kołdrami i spali, nie wydając żadnego dźwięku. Przed snem wysyłali dobre myśli Muminkowi i Ryjkowi, którzy przeżywali właśnie niezapomniane przygody.
– Psst. Mogę spać w twojej kieszeni? – wyszeptała Mi, patrząc na mój wełniany sweter. – Śpiwór zjadła mi wiewiórka, została jedynie kupa kłaków.
– Proszę, tylko wyjmę zawartość – odpowiedziałam, wydobywając chusteczkę higieniczną i zrolowany bilet z trójmiejskiej SKM-ki. Wolisz prawą czy lewą?
– Wszystko jedno – odparła Mi, gramoląc się do lewej. – Tylko się nie wierć, bo mnie wełna łaskocze w nosie. I pamiętaj, nie głaskaj kotka, bo Ryjkowi będzie przykro, jeśli po powrocie zobaczy, że ten zaczął lubić kogoś innego.
Spaliśmy spokojnym snem przy delikatnym szumie pieca aż do świtu zaanonsowanego przez ptaki. Tuż po wschodzie słońca dało się słyszeć melodię, jakby harmonijkę w oddali, coraz bliżej i głośniej. W Dolinie Muminków coś grało.
– Cześć, mamo…
– Cześć! Obudziłam cię? Może zadzwonię później?
– Nie, nie, tak tylko drzemałam. Co tam u was?
– Kosy śpiewają, ale nadal nie wychodzimy z domu. A wy, jak sobie dajecie radę?
– Tu nadal zima, ale już cieplej w słońcu. Na razie nie wiadomo, kiedy stąd wyjadę, więc nadrabiam zaległości książkowe. Właśnie przerabiam „Muminki” i niby znałam tych bohaterów, ale dopiero teraz potrafię ich ze sobą połączyć.
– Rzeczywiście, nie mieliśmy tej serii. I jak się to czyta, kiedy jest się dorosłą?
– Wiesz, chyba przestałam czuć tak straszną samotność.
Kiedy to mówię, przypomina mi się Muminek, który patrząc w krajobraz, nie mógł się nadziwić, że zachodzi w nim tyle zmian i że może świat już nigdy nie będzie taki sam. I że trudno byłoby bez tego żyć. A potem pomyślał, że Mama na pewno będzie wiedziała, w jaki sposób to wszystko uratować.
– Jak wrócisz, upiekę na twoją cześć tort czekoladowy bez cukru – obiecuje mama trzy tysiące kilometrów na południe, a ja czuję, że drga mi broda. – A póki co dbaj o siebie i nie zapominaj, żeby kichać w łokieć.
Korzystałam z: Boel Westin, „Tove Jansson. Mama Muminków”, przeł. B. Ratajczak, Warszawa 2013; Sonja Hagemann, „Mummitrollbøkene: en litterær karakteristikk”, Oslo 1967; Janine A.E. Strandberg, „Multilingual Moomins: Examining the Translation of Tove Jansson’s Nonsense Character Names from Swedish to English and Finnish”. W tekście wykorzystałam również język i cytaty z „Komety nad Doliną Muminków”, „W Dolinie Muminków”, „Pamiętników Tatusia Muminka” i „Zimy Muminków”.