Plastikowe drzewa
fot. Pat Mic

5 minut czytania

/ Teatr

Plastikowe drzewa

Witold Mrozek

„Rozmowa o drzewach” Szczawińskiej to nie jest spektakl z tezą, przedstawienie z „przesłaniem”. To las znaczeń, powiew świeżości

Jeszcze 1 minuta czytania

„Zagraj drzewo” – co za stereotypowe, oklepane, przysłowiowe zadanie aktorskie. Drzewa w obiegowej opinii grają w (przed)szkolnych przedstawieniach dzieci uznane za mniej zdolne.

Nic bardziej mylnego. Drzewa grają w Komunie Warszawa reżyserka Weronika Szczawińska, pianistka Aleksandra Gryka, choreografka Katarzyna Sikora, artystka wizualna Marta Szypulska, aktorzy Małgorzata Pauka, Maciej Pesta i Piotr Wawer. „Rozmowa o drzewach” to spektakl bardzo nietypowy, wciągający, świeży. Jak powtarza w wywiadach Szczawińska, pomysł na niego wziął się z wiersza Bertolda Brechta zatytułowanego „Do potomków”, a konkretnie z tego fragmentu: „Co to za czasy, kiedy / Rozmowa o drzewach jest prawie zbrodnią / Bo zawiera w sobie milczenie o tylu niecnych czynach!”. Wiersz ten rozpoczął wieloletnią wymianę literacką między Brechtem i innymi poetami. Dziś cytowane wersy wybrzmiewają dodatkową warstwą ironii – nie mamy już wątpliwości, że przyroda nie jest „tematem zastępczym”, jest kluczowym zagadnieniem moralnym i politycznym.

Rozmowa o drzewach, reż. Weronika Szczawińska. Komuna Warszawa, premiera 6 czerwca 2019„Rozmowa o drzewach”, reż. Weronika Szczawińska. Komuna Warszawa, premiera 6 czerwca 2019Tę frazę Brechta wyśpiewuje u Szczawińskiej niesamowitym głosem Małgorzata Pauka. Aktorka, która u Szczawińskiej grała wcześniej w świetnym dyplomie „Orlando”, szerszej publiczności znana jest z talent show w rodzaju „The Voice of Poland” czy „Szansa na sukces”. Jej partia wokalna to jeden z bardzo niewielu momentów, w których w „Rozmowie…” na scenie pojawiają się słowa.

Szczawińska od początku swojej drogi rozwija pewien projekt teatru ubogiego, który ewoluuje. W „Rozmowie…” znika niemal tekst, niegdyś bardzo gęsto obecny w tematyzujących polityczne, historyczne czy kulturowe dyskursy przedstawieniach Szczawińskiej. Nowy spektakl działa przede wszystkim aktorską obecnością, bezpretensjonalną i luźną atmosferą spotkania oraz rytmem. To już nie jest rytm precyzyjnie tykającego analitycznego mechanizmu, jak w „Jak być kochaną” czy „Remix: Zamkow”; to raczej rytm spokojnego przepływu.

Tak, performerzy „grają drzewa”. Szumią, stają w miejscu, machają witkami rąk-gałęzi. Szczawińska stoi długo otoczona drewnianym płotkiem, jak drzewo w donicy na warszawskim zrewitalizowanym kostką bulwarze; Pauka owocuje żelkami. Ostentacyjnie grubo ciosane taktyki imitacji dojmująco podkreślają nieobecność tego, co imitowane. Kluczowe elementy kostiumów i scenografii wykonane są z linoleum – materiału biednego, nieudolnie naśladującego fakturę drzewa.

Cały spektakl rozpoczyna się niemymi (rzecz jasna) kalamburami z udziałem widzów, odgadujących nazwy przedstawianych przez performerów gatunków drzew. Dość łopatologiczna zagrywka, by zaprezentować przedmiot opowiadania, ale równocześnie sprytny sposób, by zaakcentować jego realny brak. Dzięki nim może zaistnieć dosłownie rozumiana „rozmowa” – publiczność „Rozmowy o drzewach” zasiada w kręgu. Performans Gryki, Pauki, Pesty, Sikory, Szczawińskiej i Wawra włącza widzów we wspólną kontemplację i zabawę zarazem; w ćwiczenia z innego rodzaju percepcji, może pozaludzkiej, a może tylko pozatypowoteatralnej.

Brak, o którym była mowa wyżej, nie musi odnosić się „tylko” do rzezi drzew mającej miejsce w ostatnich latach w Polsce; nie „tylko” do globalnej katastrofy klimatycznej. Choć bez wątpienia polityczność to kluczowy aspekt przedstawienia z Komuny Warszawa. Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? A czy mieszkańcy duszącej się plastikiem Ziemi marzą o plastikowych drzewach?

Ale „Rozmowa…” odwołuje się też do jakiejś radykalnie anachronicznej, arkadyjskiej wizji ogrodu, wytchnienia. Skojarzenia z drzewem jako kulturowym toposem, związanym z „ogrodem”, „naturą”, „lasem” odsyłają do zabawy, celebracji, święta, które pojawiają się w finale spektaklu. Jest w tym spektaklu coś bardzo ludycznego, rodzaj oddechu. Jak w scenie naszkicowanego grubą kreską, zamaszystego i pełnego dziarskiego entuzjazmu tańca wokół drzewa z gumolitu.

fot. Pat Mic

Skoro zaczęło się od poezji – Tadeusz Różewicz w wierszu „Drzewo” sięgnął po środek tak dla siebie nietypowy jak rymy; w dodatku rymy brzmiące dość prosto, naiwnie – jak naiwne wydają się środki użyte w spektaklu Szczawińskiej. Przypomnijmy fragment:

Byli szczęśliwi
dawniejsi poeci
dokoła drzewa
tańczyli jak dzieci

Cóż ci powieszę
na gałęzi drzewa
które spłonęło
które nie zaśpiewa.

Pomyślałem o pozornej prostocie tego wiersza, oglądając końcówkę przedstawienia Szczawińskiej. Ekologiczna krytyka społeczna spotyka się tu z melancholią utraty, z nostalgią za nigdy tak naprawdę niezaistniałą mityczną niewinnością. Z kulturą rozumianą jako kultywowanie, pielęgnacja, „dbanie o” – siebie, innych, dziedzictwo. Te bardzo podstawowe, powracające bez końca, niemal banalne kategorie w pracy Szczawińskiej działają w szczególny, organiczny, ściśle zrośnięty z formą sposób. To nie jest spektakl z tezą, przedstawienie z przesłaniem. To las znaczeń, powiew świeżości.