Człowiek koń patrzy na bitwę
fot. Piotr Nykowski

8 minut czytania

/ Teatr

Człowiek koń patrzy na bitwę

Witold Mrozek

Wizja przyszłości z „Grunwaldu. Rekonstrukcji” w reżyserii Eweliny Węgiel i Anny Mazurek to rekonkwista planety przez gatunki pozaludzkie

Jeszcze 2 minuty czytania

Jest rok 2410. Obchodzimy więc tysięczną rocznicę bitwy pod Grunwaldem.

Co widzimy za oknem? Otóż okna nie ma, bo nie ma domu. Ludzkość porzuciła osiadły tryb życia, czyli cofnęła się do czasów sprzed rewolucji neolitycznej. Wizja przyszłości z „Grunwaldu. Rekonstrukcji” to rekonkwista planety przez gatunki pozaludzkie.

W spektaklu reżyserki i pisarki Anny Mazurek oraz artystki wideo i fotografki Eweliny Węgiel niewielka grupa pozostałych przy życiu homo sapiens nie jest szczególnie dumna ze swojego dziedzictwa. Przybrana w skóry zwierząt nie-ludzkich, stara się porzucić mowę, albo przynajmniej ograniczyć ją do minimum, upodobnić się do innych ssaków – nawet nosząc ich skóry. Dlatego też Maciej Litkowski i Helena Urbańska mają na sobie końskie kostiumy, w związku z czym przez większość przedstawienia pozostają dość trudni do identyfikacji.

Nic dziwnego też, że myśląc o Grunwaldzie, zredukowana i kajająca się ludzka społeczność chce upamiętnić te istoty żywe, których udział w walce był nieupamiętniany – przede wszystkim okaleczone i poległe konie. Wizja ta przypomina trochę mój ulubiony passus z „Wieszania” Jarosława Marka Rymkiewicza, gdy eseista z Milanówka wstrzymuje potok narracji i zastanawia się nad przyszłością, kiedy ludzkość zejdzie ze sceny dziejów, a jego książkę czytać będzie „mądry jeż lub uczona sosna”.

No właśnie, ale zanim jeże obronią pierwsze magisterki – czy taka koczownicza, postnarodowa, gardzącą mową, więc również „mową ojczystą”, zredukowana ludzka populacja chciałaby celebrować jakiekolwiek rocznice bitew? Pewnie nie, ale nie psujmy zabawy. „Grunwald. Rekonstrukcja” łączy w sobie przecież nie tylko krytyczny rys, ale też humor. A w dodatku: realną empatię, co w teatrze politycznym nie jest wcale częste.

Uratować obraz

Tradycja rekonstrukcji – właściwie: inscenizowanych upamiętnień – bitwy pod Grunwaldem sięga zaledwie roku 1998. W tym samym roku, z inicjatywy rządu Jerzego Buzka, Sejm przegłosował powołanie Instytutu Pamięci Narodowej. Czy ta koincydencja musi coś znaczyć? Niekoniecznie. W „Grunwaldzie. Rekonstrukcji” pozostajemy raczej poza naciskami wielkich historycznych narracji i silnych politycznych imperatywów.

Grunwaldzkich rekonstruktorów było najpierw kilkunastu, w lipcu 2019 – już przeszło półtora tysiąca. Wbrew pierwszym skojarzeniom z tytułem spektakl Mazurek i Węgiel nie skupia się jednak na bitewnych inscenizacjach z udziałem „rekonstruktorów” – najczęściej mężczyzn współcześnie zbierających czy powielających broń albo elementy umundurowania.

fot. Piotr Nykowski

Jest tu więc Janina Panek z Działoszyna w Łódzkiem, która wraz z grupą podobnych sobie entuzjastek z różnych stron Polski wykonała haftem krzyżykowym reprodukcję „Bitwy pod Grunwaldem” w skali 1:1. Dzieło ma 987 na 426 centymetrów – jak obraz Matejki. Haftowany obraz trafił też do Berlina, na kuratorowaną w 2011 roku przez Andę Rottenberg wystawę „Obok. Polska i Niemcy. 1000 lat historii w sztuce”. Janinę Panek gra Beata Zygarlicka – przedstawia ją jako kobietę silną i idącą po swoje, zarazem nieco przytłaczającą swych najbliższych, a zwłaszcza syna (gra go Wojciech Sandach), który chciałby pasję ubrać w język sprzyjający promocji, karierze, państwotwórczej idei, nagrodom i jubileuszom.

W odtwarzaniu niszczejącego obrazu jest jednak coś „słabego”, delikatnego – przy całym znoju, całej mrówczej, wkładanej w tę inicjatywę pieczołowitej pracy, którą twórczynie szczecińskiego projektu dostrzegają i uznają. Panek nie jest tu jedyną pasjonatką obrazu Matejki – pojawi się też m.in. emeryt Jan Papina, który „Bitwę…” Matejki wyrzeźbił w lipowym drewnie. Później rzeźbił m.in. „Rejtana” – „przeciwko temu, co dzieje się w naszym kraju”, wymieniając tu np. prywatyzację i groźbę, że w Polsce „nie będzie już nic polskiego”. 

Bardzo wiele nici

Jaką właściwie formę stworzyły w Szczecinie Mazurek i Węgiel? Czy można by spróbować opisać „Grunwald. Rekonstrukcję” jako esej sceniczny? Montaż jest raczej luźny. Futurystyczna fikcja miesza się tutaj z dokumentem; materiały z reportaży TVP przeplatają z dość widocznymi inspiracjami pracą historyka Érica Barataya, autora m.in. książki „Zwierzęta w okopach”Wszystko zaczyna się jak Grunwald. Rekonstrukcja, reż. Ewelina Węgiel i Anna Mazurek. Teatr Współczesny w Szczecinie, premiera: 11 listopada 2022„Grunwald. Rekonstrukcja”, reż. Ewelina Węgiel i Anna Mazurek. Teatr Współczesny w Szczecinie, premiera: 11 listopada 2022instalacja. Opiekunką rezydencji artystycznej, w ramach której powstał „Grunwald. Rekonstrukcja”, pierwotnie pomysł Eweliny Węgiel i Jana Kantego Zienko, była zresztą Agnieszka Polska – jedna z ciekawszych polskich twórczyń wideo. Wkraczamy w przestrzeń Sceny Nowe Sytuacje, mijając kolejne pomieszczenia, zamienione w ekspozycje – coś jak muzealne upamiętnienia twórców amatorskich kopii grunwaldzkiego obrazu.

To właśnie ci pasjonaci pojawią się potem w spektaklu – w scenach dokumentalnych na ekranie, jak i odgrywani przez aktorów na scenie – na granicy parodii; tak, gra tu się grubą kreską. Między nimi wystąpi nawet w pewnym momencie Jan Matejko (Maciej Litkowski). Artysta twardo, choć nieco chwiejnie, stąpający po ziemi i myślący raczej o swojej sakiewce niż przyszłej tożsamości narodowej.

Różnorodność materii, z której tkają swój spektakl Mazurek i Węgiel, zdaje się zresztą chwilami przesadzona. Czy naprawdę „Grunwald. Rekonstrukcja” potrzebował dołożenia do wszystkich wymienionych już wyżej elementów, dajmy na to, jeszcze ulicznej sondy z pytaniami o stosunek do historii, którą oglądamy tu na wideo? Raczej nie. Ale niezależnie od tego spektakl przekonuje świeżością, bezpretensjonalnością i szczerością.

„Dziś, gdy patrzę na to obrazidło, myślę o wojnie. (…) Codziennie rano sprawdzam, czy wojna jest jeszcze daleko od nas (…). Przecież żeby walczyć, nie jest potrzebna pamięć o tych wszystkich wojnach. Żeby się bić, żeby stawiać opór przemocy, nie jest potrzebna wiara w konstrukt państwa narodowego. Jest mi potrzebna miłość do świata, który chcę ocalić. Miłość do życia, które ktoś chce mi odebrać” – mówi Helena Urbańska w monologu pod koniec przedstawienia.

fot. Piotr Nykowskifot. Piotr Nykowski

Święto wdzięczności

Mimo dość komediowego tonu scen rekonstrukcji patriotycznych apelów i przemówień spektakl „Grunwald. Rekonstrukcja” – trzeba to podkreślić – nie jest szyderstwem z ruchu rekonstrukcyjnego. Twórczynie próbują znaleźć pozytywny ton, pokazać wartość działań rekonstruktorów wykraczającą poza nacjonalistyczną ideologię, a nawet poza skupienie na pamięci.

W spektaklu „W imię Jakuba S.” Strzępki i Demirskiego, powstałym w Teatrze Dramatycznym w Warszawie za dyrekcji Pawła Miśkiewicza w 2011 roku, rodził się na scenie pomysł nowego święta – Święta Zniesienia Pańszczyzny. W „Grunwaldzie. Rekonstrukcji” pada pomysł ustanowienia „takiego bez śmierci, bez wrzasków i krzyków” – Święta Wdzięczności. Towarzyszy mu specjalny order, który Janina Panek wraz z synem dostają w spektaklu za „stworzenie wspólnoty hafciarek” i „wieloletnią pracę na rzecz przeciwdziałania wykluczeniu społecznego osób nieaktywnych zawodowo”.

Czy możliwy jest świat, w którym takie działania są niewinnym hobby, pasją amatorów samouków, a nie niosą za sobą w pakiecie agresywnej ideologii i dusznej opresji katolicko-narodowej wyobraźni? Dziś o istnieniu takiego pakietu przypomina już samo wspomnienie ze sceny, że drewno na reprodukcję obrazu Matejki, wykonaną przez Jana Papinę, podarowały Lasy Państwowe, instytucja bynajmniej nie apolityczna.
 

Cieszę się, że ktoś wciąż próbuje sobie taki świat wyobrażać.