Alergia na farbę
fot. K. Morcinek

10 minut czytania

/ Sztuka

Alergia na farbę

Anna Pajęcka

Kurator „Sezonu w piekle” robi miejsce na wszystkie żądze. Jest więc komfort rozmoszczenia się w tym piekle, nie ma zaś nadziei na zmianę. Nadzieją jest sama wspólnota, bycie w tym wszystkim razem

Jeszcze 3 minuty czytania

 

Na początku poprzedniego roku wielką wystawą „Inferno” w rządowym budynku Scuderie del Quirinale w Rzymie celebrowano 700. rocznicę śmierci Dantego. Kurator Jean Clair odrzucił ukazane w „Boskiej Komedii” raj i czyściec, zostawiając tylko piekło. Chciał pokazać ludzkie zło na świecie, zapisane w sztuce przez dekady. Sztukę potraktował jako rodzaj archiwum. Wystawa zaczęła się rozrastać, kiedy doszło do wyboru dzieł współczesnych. Okazało się bowiem, że „wiek, w którym żyjemy, stał się piekłem samym w sobie” i może swobodnie konkurować z renesansowymi i średniowiecznymi wyobrażeniami czeluści piekielnych. Kurator powtarzał w wypowiedziach dla prasy, że we współczesnej sztuce nie można już znaleźć nadziei, bo sztuka wiernie reprodukuje rzeczywistość. Żyjemy w czasach beznadziejnych. Zrezygnował jednak z przedstawienia prac związanych z pandemią koronawirusa, którego moment szczytowy przypadł na czas planowania ekspozycji (i włoską społeczność szczególnie dotknął), twierdząc, że jest za wcześnie, aby opowiadać o tym, co wciąż na bieżąco przeżywamy. Utwierdził mnie tym samym w przekonaniu, że współczesność na płótnach dobrze się starzeje, ale oglądana tu i teraz ma mniejszą moc, konkurując z dużo silniejszymi obrazami, które bombardują nas w mediach. W ramach wystawy kuratorskiej Bielskiej Jesieni po motyw piekła, tak widowiskowo przepracowany we Włoszech, sięgnął zaproszony do przygotowania tegorocznej edycji Stach SzabłowskiPrace zebrane pod hasłem „Sezon w piekle” w Galerii Bielskiej BWA traktuję jako bezpośrednie zaproszenie – po renesansie malarskiego medium spod znaku pamiętnikarskiego zapisu, które obserwujemy od kilku sezonów (a zwłaszcza po kilku dużych zeszłorocznych wystawach), przyznaję – kapituluję przed współczesnym malarstwem. Do Bielska jadę więc niejako na udrękę, aby utwierdzić się w swoim przekonaniu, jak poeta za Beatrycze.

Kurator wybiera drogę wielowątkowej narracji i odnajduje najbardziej pojemne hasło parasol, które nikogo nie wyklucza. Szybciej bowiem przyjdzie nam spotkać się w piekle niż w raju. Do groźby „porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie”, którą w „Boskiej Komedii” Dantego poeta i Wergiliusz widzą nad bramą do piekieł, odnosi się slogan Pawła Susida: „Jeśli zaraz nie zrobimy czegoś śmiesznego, może się stać nie do wytrzymania”. Na co Michał Frydrych odpowiada obramowaną pluszem „Bramą piekielną (Gangiem Pieklaków)”. W centrum sali, jak tablica na wjeździe do miasta, wisi zaś płótno z wymalowanym słowem PIEKŁO Pawła Żukowskiego, z wideo na rewersie. To przypomnienie interwencji rezydentek i rezydentów Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, którzy na fasadzie instytucji wywiesili wspierający Strajk Kobiet baner z hasłem „Piekło kobiet”. Wówczas mogło dojść do procesu sądowego między artystkami a dyrektorem instytucji.

„Sezon w piekle”

11. wystawa kuratorska Bielskiej Jesieni, kurator: Stach Szabłowski, Galeria Bielska BWA, do 31 grudnia 2022

„Mamy rok 2022 i recydywę symbolizmu; odporność na jego wirus wygasła” – pisał kurator „Sezonu w piekle” na łamach „Dwutygodnika”. Na wystawie sam mu ulega, ujawniając, że „duch symbolizmu nawiedza sztukę”. Stach Szabłowski traktuje piekło jako przestrzeń, w której można spotkać się w obliczu strachu przed powrotem pandemii, wojny zbliżającej się do granic, migracji, kryzysu humanitarnego, kryzysu wartości – a to tylko przebieżka po ostatnich dwóch latach. Nie zaprasza jednak artystów, aby opowiedzieli swoje przeżywanie świata, choć nie da się tego całkowicie uniknąć. Nie chce również sprawozdania ze współczesnej udręki. Zderza artywistyczne interwencje Pawła Żukowskiego z mocno indywidualistycznym, w duchu symbolistycznej metafizyki, malarstwem Pawła Śliwińskiego. Erotykę pomieszaną z przemocą u Karoliny Jabłońskiej z dzikim mrokiem Jakuba Glińskiego. Robi miejsce na wszystkie żądze. Jest więc komfort rozmoszczenia się w tym piekle, nie ma zaś nadziei na zmianę. Nadzieją jest sama wspólnota, bycie w tym wszystkim razem.

Instalacja Pawła Żukowskiego „Who’s next?” w oknie galerii wygląda do odwiedzającego jeszcze z zewnątrz, zanim zidentyfikuje ją jako element ekspozycji. Żukowski zakleja szyby na wzór zabezpieczeń, które stosuje ludność cywilna w Ukrainie, żeby ochronić okna w pomieszczeniach. Praca Żukowskiego stanowi dla wystawy „Sezonu w piekle” obudowę – w Ukrainie tego typu ochrona jest przy okazji symboliczną granicą: piekła wojny oddzielonego od bezpiecznej domowej przestrzeni. Widz dostaje zatem obietnicę bezpieczeństwa, w przeciwieństwie do bohatera „Sezonu w piekle” Rimbauda, tekstu będącego referencją dla ekspozycji i jej tytułu. Rimbaud podmiot liryczny wchodzi do piekła, najprawdopodobniej pod wpływem środków zmieniających świadomość, i doświadcza tam katuszy, jak i ekstazy. Pisze: „zaciekły jad skręca mi ciało, zniekształca mnie, zwala z nóg. Konam z pragnienia, duszę się, nie mogę krzyczeć”.

fot. K. Morcinek

Motywem dominującym w dolnej sali jest historia pożaru w galerii Czułość z 2017 roku. Ogień zmienił wówczas strukturę wystawianych tam fotografii Jana Zamoyskiego. Pokryte sadzą zdjęcia anonimowych fragmentów miejskiej przestrzeni zyskały nowe znaczenie, a destrukcja stała się także siłą twórczą. Szabłowski nie traktuje malarstwa wyłącznie jako farby na płótnie, raczej jako gest. Pomalowane sadzą fotografie mają tu malarski komponent i przewijają się przez całą wystawę, przypominając o materialności piekła. Wśród tych fotograficzno-malarskich przedstawień – malografii, wiszą także dwa obrazy już niewątpliwie malarskie: Jakuba Glińskiego i Pawła Śliwińskiego. Nie jest to więc wierna rekonstrukcja ekspozycji z Czułości. W sali obok znajduje się mural i projekcja wideo Bartka Kiełbowicza. Te slajdy to wizualne notatki z życia, rozpoczęte w trakcie pandemii jako reakcja artysty na wiadomość, że ma alergię na farbę. Mural zaś przedstawia wesołe kwiatki obwieszczające „znowu będzie wojna” (znów – dystans, bo przecież jest!). W piekle tak dosłownych sensów aż marzy się o odrobinie halucynacji, których w swoim doświadczał Rimbaud.

Piętro wyżej te halucynacje faktycznie się nawarstwiają. Figury zasiedlające wejściową bramę Frydrycha to pluszowe maskotki, będące symbolami ekonomii czasu, prekarności, depresji, samotności, nerwicy, apatii… Słowem – zbiór tych składowych rzeczywistości, które później przewijają się w różnym natężeniu przez eskpozycję, ale w wersji creepy. Budowanie znaczeń na skojarzeniach z artefaktami dzieciństwa podbija poziom dziwności, nawet jeśli to odwołanie do gadżetów, które można dostać w Biedronce. Piekło Kiełbowicza z piętra niżej jest historią bardzo jednostkową, pewnie dlatego ma osobną przestrzeń. Piekła powyżej są już bardziej pojemne, bliżej abstrakcyjnego doświadczenia. 

Najlepsze na wystawie prace porozmieszczane poza centrum wzroku gdzieniegdzie ożywają w towarzystwie tych szczególnie wyeksponowanych. Scenografia Aleksandry Wasilkowskiej z „Boskiej Komedii” Garbaczewskiego –wielkie pluszowe ręce pośrodku sali, zderza się z cyklem „Auto da fé” Adama Adacha. Znakomite są te małoformatowe prace artysty, na których rozpycha się okrucieństwo i postaci płonące ogniem. Niewinnie umieszczone między wielkoformatowymi płótnami, momentami ogrywają je i dominują. Adach eksploruje podpalenia i spalenia, także formalnie – efekt jego prac to fotografie płonących rysunków.

Na wystawie „Sezon w piekle” nie myślałam, jak sugerował mi tytuł, o Rimbaudzie. Towarzyszył mi za to film Theodorosa Angelopoulosa „Pejzaż we mgle”, opowiadający o onirycznej przeprawie przez Grecję w poszukiwaniu tożsamości. Grecję lat 80., pogrążoną w depresji, kryzysie i obojętności. Podróż dwojga dzieci, bohaterów tego filmu, to obraz konfrontacji niewinnych ze światem, przed którym nie ma kto ich ochronić. Dzieci w poszukiwaniu ojca zmierzają przez greckie piekło do Niemiec. Zanim jednak dostaną się do tego otwartego, nowoczesnego świata, stracą niewinność i dorosną.

fot. K. Morcinek

Różne są wizje piekła. Zestawione ze sobą płótna Olgi Dmowskiej, Zofii Pałuchy, Karoliny Jabłońskiej i Moniki Misztal przedstawiają kobiety w kryzysie, leżące, walczące o przetrwanie. Historia pokazuje, że z bezsilności powstaje opór. Zwłaszcza w świecie, w którym wszystko wolno, o czym przypomina grafika Susida „Gott ist tot”. Susid odgrywa tu rolę narratora-trickstera: to podrzuci, że trzeba zrobić coś śmiesznego, to przypomni, że hulaj dusza, piekła nie ma.

Mi w tym piekle blisko do „Ekranów” Kręcickiego, czerwonych plansz chroniących przed hałasem, które przecinają polski krajobraz. Do „Niebieskiego słońca” Agaty Kus, zderzającego sielankowość krajobrazu z grozą atmosfery, niczym kadr z „Niebiańskich dni” Terrence’a Malicka. W końcu ­– do cyklu Moniki Misztal, w którym artystka robi wiwisekcję własnych rodzinnych traum. Nadal jednak piekło jest szeroką kategorią symboliczną, ale przede wszystkim miejscem, w którym traci się niewinność – jak dzieci u Angelopoulosa.

Po obejrzeniu bielskiej ekspozycji myślałam o tym, jak wielkim komfortem jest dzisiaj skupiać się na swoim wnętrzu i rozpracowywać je. Może jednak paradoksalnie szalejąca inflacja, wojna za wschodnią granicą i kryzys klimatyczny to właśnie czas, kiedy trzeba zajmować się przede wszystkim sobą, bo na nic innego nie mamy wpływu.