Audyt dostępności
Paulina Pankiewicz, Grzegorz Powałka, Widoki psychogeograficzne

11 minut czytania

/ Sztuka

Audyt dostępności

Anna Pajęcka

Poznańska wystawa „Polityki (nie)dostępności” skłania do przeformułowania starych porządków, do których przywykliśmy i które traktujemy jako naturalne

Jeszcze 3 minuty czytania

March of Progress ukazuje szereg coraz bardziej wyprostowanych postaci, z prostym niczym struna, stojącym na dwóch nogach Europejczykiem na końcu, sugerując, że szczytem ewolucji jest nie tylko człowiek, ale w dodatku biały” – pisze Sunaura Taylor w przetłumaczonej w zeszłym roku przez Katarzynę Makaruk na polski książce „Bydlęce brzemię. O wyzwoleniu ludzi z niepełnosprawnością i zwierząt”. Przywołana ilustracja – najpopularniejszy obrazek przedstawiający stadia ludzkiej ewolucji – doczekała się już kilku krytyk, m.in. z powodu uprzywilejowania postawy wyprostowanej. Jedną z nich jest praca aktywistki Anny Stonum, która w latach 90. zastąpiła graficzny kształt sylwetki stojącego mężczyzny międzynarodowym symbolem dostępności dla osób z niepełnosprawnością. Nadała mu znaczący tytuł: „ADAPT or Perish” („Przystosuj się lub wygiń”). 

Książka Taylor jest przełomowa. Wprowadza do dyskursu o wykluczeniach nieużywane dotąd szeroko pojęcia takie jak „gatunkizm” (czyli uprzywilejowanie ze względu na bycie podmiotem ludzkim), a z wielkiego spektrum wykluczeń wywodzi wniosek – niepełnosprawność jest kategorią intersekcjonalną. Osoba z niepełnosprawnością, która jednocześnie jest queer nie-białą, na przykład, kobietą – będzie odczuwać wykluczenie silniej niż osoby mające „tylko” niepełnosprawność. Dysproporcja dyskryminacji jest widoczna szczególnie na gruncie polityk, m.in. dostępności przestrzeni wspólnych. Nie tylko fizycznych przestrzeni, ale też przestrzeni praw i aktywności. 

Od 2019 roku w polskim prawie funkcjonuje ustawa „o zapewnieniu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami”. To od niej bierze nazwę wystawa w poznańskiej Galerii Miejskiej Arsenał „Polityki (nie)dostępności. Obywatelki z niepełnosprawnościami i osoby sojusznicze”. Program w Arsenale to nie tylko ekspozycja, lecz także szereg działań: międzynarodowych spotkań i warsztatów przyglądających się pracy z dostępnością w lokalnych kontekstach: polskim, niemieckim i rosyjskim. Jako ekspertów i ekspertki do dyskusji zaproszono osoby z niepełnosprawnością lub w inny sposób domagające się ustanowienia nowych norm w życiu publicznym. I tak punktem wyjścia jednej z debat stała się postać Julii Cwietkowej, rosyjskiej artystki skazanej na więzienie za reprodukowanie rysunków waginy. Osoby tworzące program włączają w pojęcie kontrnormy podmioty, które celowo działają w obronie własnej tożsamości, w ramach aktywizmu, niekoniecznie w wyniku uwarunkowań niepełnosprawnego ciała, stąd także obecność na wystawie Liliany Zeic, queerowej artystki, która w swojej sztuce zajmuje się pojęciem nieheteronormatywności oraz traumą, jaka z niej wynika.  

Taylor kwestionuje również pojęcie konieczności. Przywołuje swoją rozmowę z autorem „Wyzwolenia zwierząt”, Peterem Singerem, aby postawić tezę, że jeśli zapyta się osobę z niepełnosprawnością: „co byś zrobiła, gdybyś dostała magiczną tabletkę, która przywróci ci pełne zdrowie?”, większość opowiedziałaby się za nieprzyjmowaniem pigułki. Myślenie, że każda osoba z niepełnosprawnością dąży wyłącznie do dopasowania, jest z założenia fałszywe, na poznańskiej wystawie wybrzmiewa to w pracy Karoliny Wiktor. Artystka pokazuje, że utrata władzy nad zmysłami (w tym przypadku afazja spowodowana wylewem, którego doznała w wieku trzydziestu lat) może przekształcić się w budowanie nowego świata i języka, a te z kolei – w praktykę samoleczenia. Praca Karoliny Wiktor „Samoreal” to omówienie „alfabetu brakującej czcionki”. Składa się na nią mural przedstawiający diagram pojęciowy, meble w kształcie ulubionych liter i notatki z nowego sposobu komunikacji w formie książki.


 Pamela Bożek, „Nie wszystko złoto”; Karolina Wiktor, mural „Samoreal”; Kolektyw Nurkowy Bojka, 5 plakatów

Przestrzeń wokół pracy jest zaprojektowana tak, aby móc się zanurzyć – jednocześnie w dźwięku i obrazie, słuchać, czytać i dotykać. Otwiera równoległy świat przeżyć, do których zwykle nie ma się dostępu. Kiedy pierwszy raz trafiłam na oprowadzanie dla głuchych w Zachęcie (współpracujący z Zachętą Daniel Kotowski jest również bohaterem wystawy w Arsenale), zrozumiałam – paradoksalnie dopiero jako uczestniczka – że może właśnie w dzieleniu różnych języków jest wartość, której powinna poszukiwać sztuka. Jako osoba, która nie zna języka głuchych, nie potrafiłam wiele zrozumieć podczas oprowadzania. Możliwość zrozumienia odwróciła się. Bycie w sytuacji, w której jako zdrowa, normatywna cis-kobieta muszę dostosować się do perspektywy będącej codziennością dla osób wykluczonych z większości aktywności, było pouczające.

Na wystawie w Arsenale Zofia nierodzińska wykorzystuje kolejne ważne narzędzie kuratorskie, które tu działa trochę jak objawienie – wszystkie opisy prac zostały napisane bardzo prostym i dostępnym językiem, czasem nawet irytującym. Ale czy twórcy wystaw są gotowi wytrwać w tym dłużej? Kuratorskie skomplikowane popisy w opisach prac i wystaw krążą przecież niekiedy jako memy czy legendy, uniwersalne narzędzie do podnoszenia bariery wejścia w dziedzinę. Często zresztą za skomplikowanym opisem nie idą działania edukacyjne, które by go jakoś usprawiedliwiały. Jeśli irytacja stanowi cenę za poszerzanie pola, to trzeba ją zaakceptować. Walką o dostępność jest również to, by nie zakładać wysokiego kapitału społecznego wszystkich użytkowników sztuki.

Jako spoiwo rozmaitych kontrnormatywności Taylor wymienia opór wobec kapitalizmu, patriarchatu, niszczenia środowiska naturalnego (niepełnosprawność samej Taylor jest spowodowana właśnie złymi warunkami środowiskowymi). Kapitalizm jednocześnie stanowi przyczynę wykluczenia i sprawia, że jest ono bardziej odczuwalne na co dzień. Ciało osoby nie w pełni sprawnej uznawane jest za mało wydajne i nieproduktywne. Na te kategorie odpowiadają prace Kolektywu Nurkowego Bojka: dokumentacja działań grupy, która poprzez doskonalenie umiejętności nurkowych realizuje działania feministyczne i ekologiczne. Mierząc się z pojęciem sprawności, udowadniają, że mogą prowadzić takie samo życie jak inni, a sport – szczególna dziedzina kojarzona z witalnością i sprawnością – może być powszechnie dostępny. 

Według logiki systemu kapitalistycznego inwestowanie w zmianę przeznaczoną wyłącznie dla osób wykluczonych nie opłaca się, bo nie zwróci się to systemowi, na przykład w konsumpcji lub pracy. Taylor w konfrontacji z Singerem zadawała pytanie: czy niepełnosprawność może wywierać pozytywny wpływ na społeczeństwo i jednostki? Odpowiedź Singera była dość rozczarowująca, bo oparta na kliszy: funkcjonowanie z osobami z niepełnosprawnością uruchamia w ludziach empatię. Jako osoba z niepełnosprawnością, a jednocześnie artystka wizualna, Taylor z kolei upatruje zalet swojej sytuacji w kreatywności, innym spojrzeniu na rzeczywistość niż to, które jest dostępne osobom mającym w pełni funkcjonujące ciało i wiążące się z tym odczuwanie.

Zrozumiałam, o co chodzi autorce, kiedy przypomniałam sobie spektakl „W tłumaczeniu” Wojciecha Ziemilskiego. Adam Stoyanov, głuchy aktor, tłumaczy w nim wiersze Różewicza na język migowy, jednocześnie opowiada publiczności, że język, którym posługuje się normatywna część społeczeństwa, często jest mniej atrakcyjny od języka migowego. Bo ten nie polega na tłumaczeniu, ale na generowaniu nowych sensów i interpretacji. Nacechowanie go emocjami odbywa się poprzez ekspresję, mimikę, szybkość gestów, nie zaś przez prosty kod komunikacji, jak barwa głosu czy jego intensywność. Pewne słowa, które funkcjonują w dominującym języku, nie mają zastosowania w świecie głuchych, więc w tłumaczeniu trzeba je pomijać lub zastępować. Paulina Pankiewicz – wraz z nieżyjącym już niewidomym maratończykiem, Grzegorzem Powałką – podobnie traktują wzrok. Stworzyli prezentowaną na wystawie subiektywną mapę stolicy, na której przenika się perspektywa osoby widzącej i niewidzącej, Grzegorz opisuje przestrzeń słowem, a Paulina nakłada na to rysunki. 

To, co Singer proponował jako społeczną wartość osób z niepełnosprawnością, w polu sztuki i aktywizmu obserwujemy w sukcesie pojęć „radykalnej empatii” albo „radykalnej troski”. Zofia nierodzińska pisze w tekście wprowadzającym do wystawy: „Niepełnosprawność, obok etniczności, płci, klasy oraz gatunku, staje się kolejną możliwą kategorią emancypacji”. Emancypację jednak rozumie nie jako osiągnięcie niezależności, ale zawiązywanie sojuszy, wsparcie i wzajemną odpowiedzialność. nierodzińska nie używa jednak popularnej kategorii „troski”, zdaje się rozumieć potrzebę zniesienia hierarchii – podziału na osobę troszczącą się, będącą w lepszym położeniu i osobę objętą troską. Postulowała to również Taylor.

„Polityki (nie)dostępności. Obywatelki z niepełnosprawnościami i osoby sojusznicze”„Polityki (nie)dostępności. Obywatelki z niepełnosprawnościami i osoby sojusznicze”, Galeria Miejska Arsenał w Poznaniu, do 10 kwietnia 2022Kuratorka wybiera więc na wystawę szereg działań kolektywnych: prezentuje prace grupy Nowolipie lub wspomnianego Kolektywu Nurkowego Bojka, a w ramach programu towarzyszącego organizuje szereg warsztatów i performansów, które skłaniają do bycia razem. I jedyne, co trudno mi zrozumieć, to obecność na tak przemyślanej i opartej na wrażliwości wystawie pracy Artura Żmijewskiego „Oko za oko”: serii fotografii, na których osoby po amputacji kończyn występują w choreografii z osobami w pełni sprawnymi, które „użyczają im” swoich rąk i nóg. W recepcji pracy podkreśla się intymność takiego zbliżenia, ale jeśli to jest obraz sojusznictwa, to raczej z poprzedniej epoki. Być może nie trzeba dzielić ciał i różnicować, dążyć do obrazu „pełności”, być może już nawet nie trzeba produkować przedstawień różnych niepełnosprawności, a skoncentrować się na akceptacji i oswajaniu (W kontrze do fotografii Żmijewskiego jest na przykład praca Joanny Pawlik prezentująca roześmianą kobietę po amputacji nogi). 

Z taką ambicją z pewnością była tworzona wystawa „Polityki (nie)dostępności”: przeformułowania pewnych porządków, do których przywykliśmy i które traktujemy jako naturalne (jak język opisów prac, który nierodzińska upraszcza); zastąpienia biernego oglądania zachętą do współdziałania. Tytułowe „obywatelki” mają skierować uwagę na problemy systemowe, które bardziej niż wszystko trzeba zdefiniować i rozwiązać. Audyt dostępności, jaki twórcy wystawy przeprowadzili przed otwarciem, nie musi być okazjonalnym narzędziem tematycznym, ale może stać się normą wdrożoną systemowo. Nie mam wątpliwości, że w Arsenale ta norma zostanie na stałe.